Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

×Constantin's birthday×

❗To rozdział specjalny, który nie wpływa na fabułę książki❗

~~~

-Phillipp-

Dwudziesty siódmy listopad. Urodziny Constantina. Wstałem wcześniej od niego, (tak w sumie to prawie zawsze tak było) i zrobiłem naleśniki. Brunet je uwielbia. Akurat mieliśmy wolny dzień bez treningu zatem planowaliśmy siedzieć w domu i się stąd nie ruszać.

Usłyszałem jak otwierają się drzwi i po chwili Constantin oznajmił drąc się jakby mu krzywdę robili.

-Starzeję się! -krzykną na całe mieszkanie. -O. Naleśniki zrobiłeś.

Zaśmiałem się. Podsunąłem mu talerz z naleśnikami. Oczy mu się zaświeciły.

-Zdrowia, szczęścia, pomyślności. Osiągnięć sportowych i w grach, oraz żeby po tobie Karl aż tak nie cisnął.

-Dziękuję bardzo. No akurat nie będziemy się z nim widzieć w związku z tym nie mamy jak sprawdzić.

Siadł już do stołu, miałem do niego dołączyć gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Starszy z nas uniósł brew i podniósł się, by podejść do drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem wiedząc co go czeka.

-Sto lat, sto lat, pomyślności radości i inne tego typu! -pierwsze co usłyszeliśmy to darcie się Andiego.

-Najlepszego Consti. Zdrówka, osiągów i spełnienia marzeń -dodał Stephan. Po chwili cała trójka była już w naszym mieszkaniu.

-Oooo naleśniki -rozpromienił się Andi. Podałem mu talerz, który przyjął i zaczął jeść. Brunet w tym czasie poszedł przebrać się z piżam. W tym czasie dotarli też Karl z rodziną i Pius. Czekaliśmy jeszcze na Richarda i Selinę.

-Wujku? -zagadała mała Luisa. Schyliłem się do niej i posadziłem ją na blacie. -Będziesz mógł mi zrobić warkoczyki?

-Jeśli twoi rodzice się zgodzą to oczywiście, że tak -uśmiechnąłem się w jej kierunku. 

-Oczywiście, że możesz -uśmiechnęła się do mnie Franziska. -Jak się dowiedziała, że do was jedziemy to ciągle tylko powtarzała, że ma nadzieję, że zrobisz jej te warkocze.

Constantin zajęty rozmową z chłopakami nie usłyszał dzwonka do drzwi, więc tym razem ja poszedłem otworzyć. 

-Cześć -przywitała się szatynka. -Bylibyśmy wcześniej ale ktoś... -spojrzała na brata, który podziwiał nasz wspaniały sufit. -się guzdrał.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz -powiedział wchodząc do domu. Zaśmiałem się cicho, co dziewczyna skwitowała przewróceniem oczami.

Weszliśmy do kuchni, gdzie dziewczyna zostawiła tort i poszła się przywitać z solenizantem. W tym czasie wbiłem w tort świeczki i odpaliłem. Poszedłem do salonu i odśpiewaliśmy brunetowi "Sto lat". Zdmuchnął płomyk ze świeczki i uśmiechnął się szeroko.

-Dziękuję wam bardzo -zaczął. Uśmiechnął się w głupkowaty sposób co zwiastowało jedno. Zaraz padną jakieś złote myśli. -Nie czujcie się pominięci ani nic, ale szczególnie pragnę podziękować Karlowi, który się tu pofatygował, podobno z własnej woli.

Parsknąłem śmiechem, gdy Karl zdzielił Constantina w głowę. Bo tak to już z nami jest, funkcjonujemy jak jedna wielka rodzina... Trochę bardzo zwariowana, która powinna być pod opieką jakiś służb ale rodzina. Selina oparła głowę o moje ramię i podała mi talerzyk z ciastem. Oparłem głowę o tą jej i obserwowałem co się dzieje w pomieszczeniu.

-Całkiem dobrze nam wyszła ta organizacja -powiedziała i spojrzała na mnie.

-Bardzo dobrze -wystawiłem w jej stronę pięść żeby przybiła "żółwika", co zrobiła.

-Te zakochańce! Chodźcie tu, będziemy grać w państwa miasta! -zawołał nas Wellinger, za co dostał obdarowany spojrzeniem pełnym mordu. Selina zaśmiała się na to i pociągnęła mnie za ramię, żeby dołączyć do reszty.

~~~
Miało być wczoraj ale moja motywacja znikła tak szybko jak się pojawiła ALE pomimo dzisiejszych wątpliwości jest!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro