×16×
Obudziło mnie dzwonienie telefonu, który nie chętnie odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Halo? -mruknęłam przecierając oczy.
-Sela? Hej, słuchaj sprawa jest -zaczął mówić Constantin. -Bo widzisz sytuacja wygląda tak... Jaki to jest lawendowy?
-Co? -spytałam wstając z łóżka. -No taki pewnego rodzaju fioletowy. Taki jasny fioletowy.
-Aha. No to żeś mi powiedziała.
-A co innego mam ci powiedzieć? Kolory się ciężko opisuje.
Przytrzymywałam telefon ramieniem, sypiąc kawę do kubka.
-Robisz coś dziś? -spytał po chwili.
-Raczej nie -odparłam zalewając kawę.
-No to już robisz. Jedziesz z nami do budowlanego, bądź gotowa za pół godziny.
I się rozłączył. Uniosłam głowę ku górze i odetchnęłam. Wyjęłam z lodówki jakiś jogurt, dosypałam granoli, miodu i mrożonych malin. Zjadłam i poszłam się ubrać i ogólnie rzecz biorąc ogranąć żeby wyglądać jak człowiek. Wzięłam swoją torbę na ramię i wyszłam z mieszkania, które zamknęłam i udałam się przed mieszkanie.
-Cześć Sela -usłyszałam koło siebie od razu po wyjściu z bloku.
-Nie strasz błagam -odetchnęłam spoglądając na chłopka obok mnie.
-Przepraszam... Ciebie też zwołali o pomoc? -spytał mnie Adrian wskazując na dwójkę naszych przyjaciół, którzy wyszli ze swojego bloku.
-Eee... Tak w sumie to Constantin zadzwonił do mnie pół godziny temu, tym samym mnie budząc ale tak. W gruncie rzeczy tak -poszliśmy do nich i przywitaliśmy się z nimi. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Philipp za kierownicą, na miejscu pasażera Consti a z tyłu ja i Adrian.
-Zapewne zastanawiacie się czemu was tu zebrałem -odwrócił się do nas Constantin. Popatrzyłam na Adriana, który popatrzł na mnie lekko zdezorientowany. -Otóż moi kochani przyjaciele, czeka nas remont. Moja siostra, wychodzi ze szpitala a zarazem ktoś musimy przy niej być i w ogóle, w związku z tym zamieszka u mnie i u Philippa, ale żeby mogła to zrobić musimy wyremontować pewien pokój.
-A na co ja wam tutaj? -spytał Adrian.
-Jesteś wysoki na pewno się przydasz. A zanim zapytasz Sela, jesteś potrzebna, żeby pomóc z kolorami, bo ja nadal nie wiem co to jest lawendowy.
-Constantin ja cię błagam nie dobijaj mnie. A nie mogliście mi po prostu wysłać zdjęć farby? Napisałam bym wam, która będzie dobra...
-Nie narzekaj! -wykrzyknął i podgłosił radio żeby zacząć się drzeć do jakiegoś hitu.
-Sela -odwróciłam głowę w kierunku Adriana. -Ty wiedziałaś, że on ma siostrę?
-Coś kiedyś wspominał. Nie wiem za dużo, musiałabyś bardziej gadać z Philliphem.
Pokiwał głową i odwrócił się w kierunku okna. Krzyki Constantina nie ustały więc schowałam twarz w dłoniach lekko zażenowana i nadal nie rozbudzona.
-Dobra Consti, przestań już wydawać okrzyki godowe -zaczął się śmiać Hille, jednocześnie przyciszając radio.
-Ja się wyrażam... Artystycznie! -zawołał brunet.
-Chyba lepiej będzie jeśli ten twój artyzm nie ujrzy światła dziennego -mruknął w jego stronę Adrian.
-Aha? Taki właśnie jesteś, będziesz coś kiedyś chciał, będziesz coś chciał.
Opadł bezsilny na fotel samochodowy a ja parsknęłam cicho śmiechem na to co właśnie się stało. Dojechaliśmy do marketu budowlanego bez większych kłótni.
-Dobra to plan jest taki -zaczął tak dla odmiany Phillipp. -Constantin idziesz z Selą po farby, Adrian idź po wałki i pędzle a ja idę na stolarkę po parę belek i podpytać o parę rzeczy, a potem jakoś się znajdujemy i idziemy na lampy i po żarówki. Jasne?
Pokiwaliśmy głowami i rozdzieliliśmy się na wejściu.
-Sela -Constantin przeciągną ostatnią literę lekko mnie tym drażniąc.
-Co tam? -spytałam.
-A jak tak po tym weselu? Coś, gdzieś jakoś, po coś?
-Nie pytałeś o to Philippa? -uniosłam brew patrząc w jego kierunku.
-No pytałem... Ale on powiedział, że nic się nie zmieniło ani nic takiego...
-Bo ma rację -mruknęłam odwracając głowę w jego kierunku. -Nie wiem co wy sobie myślicie ale nic się między nami nie zmienia.
Mruknęła w jego stronę trochę wrednej niż planowałam i przyspieszyłam krok żeby po chwili znaleźć się przy farbach.
Constantin szedł za mną uśmiechając się głupio.
-Widzisz ten kolor? -mruknęłam po dłuższej chwili milczenia. Pokiwał głową.
-To nie lawendowy.
-No ale to jest jasny fioletowy...
-Ale nie lawendowy. To taki bardziej różowy.
-No ale nawet w nazwie ma, że fioletowy.
-Ale to nie fioletowy tylko różowy.
-Nic z tego nie rozumiem -złapał się za głowę.
-Dlatego ja tu jestem -uśmiechnęłam się w jego kierunku i wróciłam do tłumaczenia kolorów.
Po jakiś piętnastu minutach dołączył do nas Adrian, który podśmiewywał się z filozofii Constantina a gdy koniec końców udało nam się ustalić jaki w końcu fioletowy jest lawendowym to zdjął nam trzy puszki.
-Ja cię Sela naprawdę szanuje, że ty to wszystko rozróżniasz -powiedział brunet pchając wózek.
-Ale to nie jest aż tak trudne -mruknęłam wyglądając Philippa.
-Jestem! -usłyszeliśmy za sobą. Philipp stał z kolejnym wózkiem tym razem pełnym drewna. -Macie wszystko?
Constantin kiwnął głową więc udaliśmy się do kas. Razem z Adrianem czekaliśmy na nich przed wejściem.
-Gotowe! -brunet wyszedł ze sklepu pchając wózek.
-Ej a takie pytanie... Jak wy to wszystko zmieścicie w samochodzie? -spytał Adrian patrząc na dwa pełne wózki.
-Oj... -mruknął Constantin.
-To jest bardzo dobre pytanie młody... -mruknął Philipp. Po chwili zastanowienia westchnął. -Dzwonimy do Andreasa. Karl by się z nas śmiał, a Andi zrozumie chociaż częściowo.
Odszedł od nas żeby zadzwonić do blondyna i po chwili wrócił zadowolony. Czy udało mu się załatwić żeby Andi do nas przyjechał? No nie. Zamiast tego pojawił się Karl.
-No widzę panowie, że doskonale to rozplanowaliście... -jego wzrok z tej dwójki padł na Adriana a późnej na mnie. -No ciebie Sela to się tu nie spodziewałem.
-Ja tu się pojawiałam nie do końca z własnej woli -odparłam na jego słowa.
-Dobra zrobimy tak. Hille i Adrian jedziecie ze mną i dajecie całe to drewno do mnie do samochodu. Wasza trójka razem i błagam Constantin, nie odwalaj żadnych głupot. Sela dasz sobie z nim radę?
Pokiwałam głową. Najstarszy z nas uśmiechnął się i poklepał mnie po głowie. Zapakowaliśmy wszystko razem z Constantinem i usiedliśmy w samochodzie.
-A ty co jakiś się taki cichy zrobiłeś? -spytałam chłopaka, który siedział wyjątkowo cichy.
-Karl nam żyć po tym nie da -mruknął.
-Aż tak źle chyba nie będzie...
-Będzie. On jest okrutny względem nas -położył rękę na swojej klatce piersiowej żeby podkreślić dramat tej sytuacji.
Parsknęłam śmiechem, a brunet uśmiechnął się dumny z siebie i swojego zachowania. Ruszyliśmy w kierunku ich mieszkania, jadąc za samochodem Karla.
~~~
Wszystkiego dobrego w nowym roku!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro