Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Remus Lupin

Malfoy wyszedł ze szpitala w czwartek przed południem, więc zdążył na połowę lekcji eliksirów, gdzie Antares wypacała z siebie siódme poty, bo Snape traktował ją ostro, jakby jego okropne zachowanie miało obniżyć jej chęci do nauki i dobrego zdania SUMów. Naprawdę nie miał zamiaru jej opuścić, w związku z czym nie miała nawet czasu, by pomyśleć o tym, co rano napisał Prorok. Ponoć widziano jej ojca niedaleko stąd, a to oznaczało, że zbliżał się do Hogwartu.

Spojrzała ukradkiem na Harry'ego. Była pewna, że to nie o niego chodziło. Jej ojciec miał jakiś inny powód, by zmierzać w te stron. Ale jaki? Przez chwilę pomyślała, że z nieznanych jej powodów chce dorwać Snape'a, ale sprowadziła się na ziemię. To było głupie.

Hermiona ukradkiem pomagała Neville'owi, co ostatecznie nie spodobało się profesorowi. Na koniec zajęć ukarał Gryffindor stratą pięciu punktów i wywlekli się z sali. Antares była zmęczona najbardziej ze wszystkich, ale jednocześnie uszczęśliwiona, że eliksir wyszedł jej tak, jak powinien.

Tego dnia czekała ich jeszcze obrona przed czarną magią i wszyscy byli podekscytowani nowym nauczycielem. Rozniosła się plotka, że uczył całkiem dobrze. Zalęgła się więc w nich nadzieja, że może w końcu skończą rok z jakąś przydatną wiedzą.

Gdy zaszli do klasy, profesora Lupina jeszcze nie było. Usiedli i powyjmowali książki, pióra oraz pergaminy, i kiedy w końcu wszedł do środka, wszyscy zajęci byli rozmową. Uśmiechnął się i postawił na biurku swój zniszczony neseser. Wyglądał lepiej, jakby zjadł kilka porządnych posiłków.

– Wspaniale – powiedział i wszyscy ucichli, w nadziei na interesujące zajęcia. – A teraz proszę za mną.

Zaintrygowani wyszli za nim z klasy. Poprowadził ich pustymi korytarzami, aż do pokoju nauczycielskiego, gdzie siedział tylko Snape. Na widok wsypujących się do środka uczniów, oczy mu rozbłysły. Kiedy w końcu profesor Lupin wszedł do środka, powiedział:

– Proszę nie zamykać, Lupin. Nie mam ochoty tego oglądać.

Powstał i szybkim krokiem opuścił pokój.

– Obawiam się, że nikt pana nie ostrzegł, Lupin, ale w tej klasie jest niejaki Neville Longbottom – rzucił, zanim zniknął całkowicie. – Radziłbym nie powierzać mu żadnego trudniejszego zadania. Chyba że panna Granger będzie na tyle blisko, żeby szeptać mu do ucha instrukcje.

Neville oblał się szkarłatnym rumieńcem, a profesor Lupin uniósł wysoko brwi.

– Miałem nadzieję, że Neville będzie mi pomagał w pierwszej fazie ćwiczeń – powiedział – i jestem niemal pewny, że wywiąże się z tego znakomicie.

Snape wyszedł, trzaskając drzwiami, a profesor Lupin stanął przez starą szafą, kołyszącą się gwałtownie. Z wnętrza dochodziło łomotanie.

– Nie ma się czym niepokoić – powiedział spokojnie. – W środku jest upiór zwany boginem. Lubi ciemne, zamknięte przestrzenie, jak szafy, miejsca pod łóżkami czy małe kredensy. Ten wprowadził się tutaj wczoraj, a ja poprosiłem dyrektora, by zostawił go w spokoju, by wykorzystać go na nasze praktyczne zajęcie. Postawmy więc sobie pierwsze pytanie: czym jest bogin?

Choć Antares znała odpowiedź na to pytanie, nie poruszyła się. Ręka Hermiony wystrzeliła do góry.

– Bogin to widmo, które potrafi przybierać każdą postać, jaką w danym momencie uważa za najbardziej przerażającą dla otoczenia.

– Sam nie mógłbym tego lepiej zdefiniować – pochwalił ją profesor Lupin. – Tak więc bogin siedzący sobie gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz. Nikt nie wie, jak bogin wygląda, ale kiedy wychodzi, natychmiast staje się czymś, czego najbardziej się boimy. A to oznacza, że mamy w tej chwili nad nim dużą przewagę. Domyślasz się dlaczego, Harry?

– Ponieważ tu jest tyle osób, więc bogin nie wie, w jakiej postaci ma się pokazać? – zgadł.

– Tak jest – powiedział profesor Lupin ze szczerym uśmiechem. – Kiedy ma się do czynienia z boginem, zawsze dobrze jest mieć towarzystwo. To go wyprowadza z równowagi. Zaklęcie, którym obezwładniamy bogina, jest bardzo proste, ale wymaga pewnej siły wyobraźni. Bo tym, co go naprawdę wykańcza, jest śmiech. Wystarczy tylko wyobrazić sobie jakiś kształt, który uważacie za zabawny. A teraz poćwiczmy zaklęcie bez różdżek. Powtarzajcie za mną... Riddikulus!

Powtarzali za nim przez chwilę, a potem profesor poprosił Neville'a, by stanął przed szafą i pomyślał, co najbardziej go przeraża. Na początku wymruczał coś pod nosem i nikt nie usłyszał.

– Profesor Snape – wyznał w końcu.

Prawie wszyscy ryknęli śmiechem. Profesor Lupin już się nad czymś zastanawiał.

– Powiedz mi, Neville, mieszkasz z babcią, tak?

– Ee... no tak – odparł nerwowo Neville – ale nie chciałbym, żeby bogin się w nią zamienił.

– Nie, źle mnie zrozumiałeś – powiedział profesor Lupin i dopiero teraz się uśmiechnął. – Chodzi mi o coś innego. Potrafisz sobie wyobrazić to, w co zwykle ubiera się twoja babcia?

Neville przytknął niepewnie. Nikt nie wiedział, do czego zmierza ta cała dyskusja.

– Świetnie – ciągnął profesor. – A więc, kiedy bogin wyskoczy z szafy i zobaczywszy ciebie, przybierze postać profesora Snape'a. A ty podniesiesz różdżkę i zawołasz: Riddikulus... i skupisz się mocno na stroju babci. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, profesor boign-Snape będzie zmuszony ukazać się w rzeczach twojej babci.

Wszyscy ryknęli śmiechem.

– Jeśli Neville'owi się uda, upiór zajmie się po kolei innymi osobami – rzekł profesor Lupin. – Chciałbym, żeby teraz każde z was pomyślało o czymś najbardziej przerażającym, a później wyobraziło sobie, jak zmienia postać na coś naprawdę śmiesznego.

Zaległa cisza. Antares nie musiała się długo zastanawiać na tym, czego najbardziej się boi.

Gdy wszyscy się zastanowili, profesor Lupin wycelował różdżką w szafę i drzwi się otworzyły. Ujrzeli profesora Snape'a z oczami groźnie utkwionymi w Neville'u.

Neville cofnął się o krok, podniósł różdżkę i powiedział:

R-r-ridikulus!

Rozległ się głuchy dźwięk przypominający trzask. Snape zachwiał się i oto miał już na sobie ozdobną szmaragdową suknię, wysoki kapelusz w wychapanym sępem, a w ręce trzymał szkarłatną torebkę. Zarówno Gryfoni i Ślizgoni ryknęli śmiechem. Lupin zawołał:

– Parvati! Naprzód!

Jej bogin zamienił się w pokrwawioną mumię, ale Parvati szybko rzuciła zaklęcie i bandaże mumii rozwinęły się, a ona zaplątała się w nie i przewróciła na twarz. Bogin Seamusa przybrał wygląd szyszymory. Antares bardzo zainteresowało, że Pansy boi się chmier. Nie zdziwiło jej natomiast wcale, że bogin Rona zamienił się w ogromnego pająka ani że Dafne prawie się popłakała na widok jednego ze swoich przodków.

W końcu nadeszła pora na Draco i Antares aż się wysunęła do przodu, by się przyjrzeć. Malfoy podszedł do bogina zupełnie spokojnie, ale lekki niepokój i tak malował mu się na bladej twarzy. Nagle rozległ się trzask i ujrzeli... Lucjusza Malfoya. Antares zupełnie się tego nie spodziewała.

Lucjusz nie raz udowadniał, że był okropnym dupkiem. Pewnie dlatego Draco ciągle chciał udowadniać, że był we wszystkim najlepszy. Czasami podejrzewała, że Draco zazdrościł Harry'emu jego słowy. Bycia kimś, gdy nawet nie potrafił jeszcze dobrze chodzić.

Riddikulus! – wrzasnął Draco i Lucjusz-bogin nagle stracił swoje długie, lśniące włosy na rzecz łysiny i Antares wybuchła tak głośnym śmiechem, że aż się popłakała.

Następnie bogin zmienił się w grzechotnika, potem w odrąbaną rękę, pełznącą po podłodze niczym krab i w końcu Antares została wypchnięta przed upiora. Rozległ się trzask i cała klasa ujrzała wilkołaka z długim pyskiem o ostrych kłach i żółtych ślepiach. Zawarczał na Antares, a ona poczuła, że w środku cała się trzęsie ze strachu.

Riddikulus! – wrzasnęła.

Wilkołak zamienił się w małego terierka z różową kokardką na główce. Antares odeszła dumnie. Dafne poklepała ją po plecach.

Harry już wyrywał się do przodu, gdy profesor Lupin zagrodził mu drogę.

– Jestem! – krzyknął, a bogin zamienił się w srebrnobiałą kulę unoszącą się w powietrzu. – Riddikulus! – wrzasnął i kula zamieniła się w balon, z którego szybko uciekało powietrze.

Bogin eksplodował z hukiem, zmieniając się na tysiące maleńkich strzępów dymu i zniknął. – Znakomicie, niech pomyślę... tak... Gryffindor i Slytherin otrzymuje po pięć punktów za każdą osobę, która poskromiła bogina i... po pięć za Hermionę i Harry'ego za poprawne odpowiedzi na moje pytania. Dziękuję wszystkim, to była znakomita lekcja... Do poniedziałku.

Pokój nauczycielki powoli pustoszał. Antares nie zdążyła złapać Draco, bo ten gdzieś zniknął. Spojrzała na Harry'ego, ale ten zadumał się głęboko. Pewnie się zastanawiał, dlaczego profesor Lupin nie pozwolił mu walczyć z boginem.

– To była najlepsza lekcja obrony przed czarną magią, jaką mieliśmy, prawda? – stwierdził podekscytowany Ron. – Ooo, Antares, świetny miałaś pomysł na swojego bogina.

– Ta, dzięki – mruknęła.

– Dlaczego boisz się wilkołaków?

– Ron! – syknęła Hermiona. – Może ona nie chce o tym mówić. Każdy z nas ma swoje lęki.

– W porządku – powiedziała Antares, nie będąc złą na Rona. – Gdy miałam pięć lat, wilkołak rozszarpał moją matkę na moich oczach – wyznała, na co Hermiona zachłysnęła się powietrzem, a Harry aż drgnął. Ronowi ewidentnie zrobiło się głupio. – Nie przepadam za nimi.

– Przepraszam... ja... ja... – Ron zaczął się jąkać.

– Nie masz za co, Ron – powiedziała, a potem odeszła szybko. Biblioteka była jedynym miejscem, w którym mogła odpędzić ponure wspomnienia. Zresztą, musiała poszukać informacji na esej dla Snape'a oraz poczytać, jak długo powinna trzymać swoje jajko w ziemi. Wydawało jej się, że dwa tygodnie to trochę za dużo.

* * *

Obrona przed czarną magią stała się drugim ulubionym przedmiotem Antares zaraz po eliksirach. Trzecim o dziwo było wróżbiarstwo. Okazało się, że była w tym całkiem dobra. Jej przewidywania co do przyszłości zawsze były trafne, co doprowadzało profesor Trelawney do takiego zachwytu, że Lavender Brown oraz Parvatil Patil czerwieniły się uszy z zazdrości.

Opieka nad magicznymi stworzeniami stała się wyjątkowo nudna. Po ataku Hardodzioba Hagrid zachował czujność. Draco nic nie powiedział rodzicom o tym wypadku i Antares nie wiedziała dlaczego. Z tego, co się dowiedziała od babci, Lucjusz oraz Narcyza dostali tylko krótki list informujący, że ich syn trafił do Skrzydła Szpitalnego w wyniku wypadku na zajęciach, ale nic poważnego nie zagrażało jego życiu oraz zdrowiu.

Wszyscy w oczekiwaniu czekali na narodziny ich zwierzątek. Antares nadal trzymało swoje jajo w ziemi, a z ogólnych rozmów, wiedziała, że Hermiona trzymała swoje w misce z wodą. Ron swoje musiał trzymać w cieple, a Harry do połowy pokryte piaskiem. W najgorszej sytuacji był Draco – jego jajo należało przetrzymywać w całkowitym mrozie. Dafne, która zdobyła złote jajo, długo nie wiedziała, co z nim zrobić. Ostatecznie włożyła je pod łóżko i przykryła szczelnie, a codziennie rano i wieczorem rzucała na nie zaklęcie ocieplające.

Przyszedł październik i rozpoczęły się szkolne rozgrywki w quidditcha. Draco, Blaise i Teodor dwa razy w tygodniu znikali na treningach, a Antares i Dafne cieszyły się wtedy wolnym wieczorem i brakiem ględzenia chłopaków o czymś mało istotnym.

W połowie października pojawiło się ogłoszenie o pierwszym w tym roku wypadzie do Hogsmeade, które miało się odbyć w Noc Duchów i obie z Dafne ucieszyły się szczerze. Marzyły, by w końcu zwiedzić wioskę.

– Och, nie mogę się doczekać, aż zajrzymy do Zonka i napijemy się piwa kremowego – powiedziała Dafne, gdy schodziły ze śniadania na lekcje eliksirów. Antares katem oka zauważyła, że Hermiona prycha wściekle na Rona i znika w klasie.

– O co poszło? – zapytała mimochodem.

– Jej paskudny kocur prawie zjadł mi Parszywka! – wykrzyczał oskarżycielsko Ron.

Zarówno Antares, jak i Dafne, stwierdziły, że do tej sprawy lepiej się nie mieszać.

Trzydziesty pierwszy października nadszedł wyjątkowo szybko i wszyscy uczniowie zebrali się przed wyjściem ze szkoły, by wręczyć Filchowi formularze. Antares smutno pomachała do Harry'ego, który nie mógł iść – ani ciotka, ani wuj nie podpisali mu pozwolenia – i musiał zostać w szkole.

– Biedny Potter – mruknął ironicznie Malfoy.

– Wiesz, ty się po prostu czujesz urażony – stwierdziła Antares. – Nie lubisz Harry'ego tylko dlatego, że odtrącił cię wtedy w pociągu w pierwszej klasie. Inaczej bylibyście najlepszymi kumplami.

Idący obok Blaise i Teodor zachichotali krótko, a Draco wywrócił oczami, nie chcąc się przyznać, że była to prawda.

– Gdzie idziemy najpierw? – zapytał, zmieniając temat.

– Do Miodowego Królestwa – odpowiedzieli mu chórem.

* * *

Wypad do Hogsmeade uznali za udany. Antares było miło odpocząć od książek i trochę się zrelaksować. Wieczorem cały Hogwart zebrał się w udekorowanej Wielkiej Sali, gdzie wydrążone dynie wisiały w powietrzu, a sztuczne nietoperze wspinały się po ścianach przyozdobionych pajęczyną.

Gdy Antares wchodziła do Wielkiej Sali w towarzystwie Dafne, Harry niespodziewanie odciągnął ją na bok.

– Rozmawiałem z profesorem Lupinem – powiedział. – Jak wszyscy byli w Hogsmeade.

– Och... I co ci powiedział? – zapytała niepewnie.

– Nic, ale Snape przyszedł i dał mu jakiś parujący eliksir. Chciałem zapytać, czy... No może znasz coś takiego.

– Parujący eliksir – powtórzyła, stukając się palcem po brodzie. – Pachniał jakoś?

– No trochę... Jakoś specyficznie, ale nie bardzo intensywnie. Nie wiem, co to mogło być.

– Tym bardziej ja nie wiem, Harry – odpowiedziała mu. – Nie martw się, Snape jest jaki jest, ale pod okiem Dumbledore nic by nie zrobił. Ciesz się ucztą, Harry. Naprawdę nie warto się zamartwiać takimi sprawami.

I odeszła do swojego stołu, a Harry usiadł między Gryfonami. Chwilę później półmiski i talerze zapełniły najwspanialsze dania z okazji Nocy Duchów. Zamroczeni smakołykami na chwilę zapomnieli o wszelkich troskach i zmartwieniach. Ucztę zakończyło widowisko przygotowane przez duchy. Powyskakiwały ze ścian i stołów, tworząc barwny korowód.

Ledwo wrócili do swoich dormitoriów, a do pokoju wspólnego Ślizgonów wpadł profesor Snape, informując, że wszyscy w tej chwili powinni wrócić do Wielkiej Sali, co wzbudziło okropne zamieszanie i podniecenie. Tak gwałtownie chwycił Antares za ramię, że aż syknęła z bólu.

– Twój ojciec się włamał do szkoły – powiedział.

Antares ciężko przełknęła ślinę. Poczuła, że krew odbiegła jej z twarzy.

Bez słowa poszła do Wielkiej Sali. Wieść o tym, co się stało, już się rozeszła i teraz wszyscy zerkali w jej kierunku. By dodać jej otuchy, Dafne trzymała ją za rękę, a Draco, Blaise i Teodor usiedli tak, by nie za wiele osób mogło na nią patrzeć.

Zniknęły stoły, a każdy z uczniów dostał po śpiworze. Zgaszono światło, wszelkie rozmowy ucichły, ale Antares nie mogła spać. Co jakiś czas zerkała ku Harry'emu, ale on też nie potrafił odnaleźć snu. Oboje pochłonięci byli przez własne przemyślenia.

Antares naprawdę nie wiedziała, dlaczego jej ojciec chciałby się włamać do Wieży Gryffindoru. Przez myśl przemknęło jej tylko to, by zabić Harry'ego, ale przecież to było nieprawdopodobne. Może, gdy był Gryfonem, zostawił tam coś cennego? No i jak udało mu się wejść do środka? Przecież Hogwart jest tak dobrze strzeżony. Mogła jedynie spekulować.

* * *

Przez następne kilka dni w szkole rozmawiało się prawie wyłącznie o Syriuszu Blacku, co nie ułatwiało to życia Antares. Gdyby nie Dafne czy Draco, pewnie już dawno by zwariowała. Po incydencie Harry, Ron i Hermiona nieznacznie się od niej oddalili i Antares zastanawiała się, czy wyznać im prawdę, czy nie. Ostatecznie postanowiła jeszcze milczeć.

Zachowanie innych uczniów przekraczało wszelkie granice. Niektórzy pierwszoroczni odskakiwali jej z drogi. Raz wpadła na Ginny Weasley i jej koleżanki krzyknęły i odbiegły. Ginny powiedziała, żeby się nie przejmowała, bo to idiotki. Niektórzy ze starszych uczniów ją zaczepiali i dokuczali, a Lavender Brown opowiadała o niej niestworzone historie. Razem z bliźniaczkami Patil wysnuła teorię, że to Antares pomogła ojcu dostać się do szkoły. Najgorsza była jednak Pansy Parkinson.

– Co tam, Black? – zaczepiła ją któregoś dnia, gdy Antares zmierzała samotnie do biblioteki. – Śpieszysz się na spotkanie z tatusiem? Pomagasz temu mordercy, co Black?

– Za chwilę ja będę mordercą, jeśli się nie przymkniesz – warknęła Antares.

– Och, no proszę, grozisz mi. Zaraz powiem dyrektorowi. To na pewno ty wpuściłaś tutaj Syriusza Blacka. Urocze... Będziesz płakać, gdy dementorzy się do niego przyssą?

Antares poczuła, że łzy zbierają się jej w oczach. Sięgnęła po różdżkę i wycelowała nią w Pansy, gdy usłyszała:

– Wystarczy!

Profesor Lupin wyłonił się zza zakrętu i spojrzał na obie dziewczyny z lekką dezaprobatą.

– Och, dostanie ci się, Black – zakpiła Pansy.

– Właściwie to tobie się dostanie, panno Parkinson – powiedział łagodnie Lupin, co zaskoczyło je obie. – Słyszałem, jak prowokowałaś pannę Black. Nieładnie tak obrażać swoich kolegów z domu. Sądziłem, że Ślizgoni są bardziej braterscy. Slytherin traci przez ciebie dziesięć punktów, panno Parkinson, a teraz proszę iść i traktować Antares z szacunkiem. Ta sytuacja jest dla niej szczególnie trudna.

Pansy miała minę, jakby chciała powiedzieć coś szczególnie obraźliwego o profesorze Lupinie, ale szybko zamknęła usta i z nadętą miną pomaszerowała przed siebie.

– Pozwól ze mną, Antares – powiedział Lupin.

Niepewnie poszła za nim do jego gabinetu, gdzie za jego namowa usiadła w wygodnym fotelu. Profesor podarował jej kawałek czekolady oraz filiżankę zielonej herbaty. Oboje chwilę milczeli, pozwalając Antares się uspokoić. W międzyczasie uroniła kilka łez, które starła rękawem szaty. Profesor Lupin przyglądał się jej z wyraźnym smutkiem.

– Jeśli mógłbym ci jakoś pomóc, z chęcią to zrobię – powiedział.

– A co pan może – wyszlochała. – Nie sprawi pan, żeby mojego ojca uniewinniono albo nie cofnie się pan w czasie i nie powstrzyma go przed ucieczką z Azkabanu.

– Naprawdę mi przykro, że musisz to przeżywać – ciągnął spokojnie, podsuwając jej jeszcze czekoladę pod nos i Antares nieśmiało włożyła kostkę do ust. – To wielka sensacja. Jeszcze nikt o własnych siłach nie uciekł z Azkabanu. To na pewno wymagało dużego sprytu i jeszcze większego samozaparcia.

– Nie wiem, jak ma mnie to pocieszyć – burknęła.

– Nie próbuję cię pocieszyć – odparł. – Wiem, że nie mogę. Nie dałbym rady. Przeżywasz teraz trudne chwile i ja oraz inni nauczyciele, możemy ci jedynie pomóc ten ból zmniejszyć. Słyszałem... Słyszałem, że pozwolono ci pisać SUMa z eliksirów w tym roku. To naprawdę fascynujące. Jeszcze nigdy nie słyszałem o czymś takim. Jak idzie ci nauka?

– Snape daje mi w kość – odpowiedziała ponuro i wzruszyła ramionami. – Mam takie wrażenie, że on tylko udaje w twierdzeniu, że mi się ta próba nie powiedzie. Jemu chyba bardziej zależy niż mnie.

Obserwacja ta sprawiła, że Remus zaśmiał się cicho.

– Oczywiście, że tak! Wiesz, w jakim poważaniu go to postawi? Jego uczennica napisała SUMa w trzeciej klasie. Będzie się tym chełpił do końca życia, zaufaj mi.

Antares uśmiechnęła się lekko.

– Jesteś bardzo mądra – ciągnął Lupin. – Podobają mi się twoje wypracowania. Mam nadzieję, że to nie problem, ale dałem kilka z nich do przeczytania profesorowi Dumbledorowi. Uważa, że są warte publikacje w jakiejś gazecie naukowej.

– Naprawdę? – zdziwiła się Antares, szerzej otwierając oczy. – No nie wiem, raczej nic nowego czy nadzwyczajnego tam nie piszę.

– Jesteś bardzo skromna – stwierdził. – Gdybyś widziała, co inni uczniowie piszą w swoich wypracowaniach.

– Och, wiem, doskonale. Mój ojciec może być potencjalnym mordercą, ale to jakoś nie przeszkadza niektórym, by prosić mnie o pomoc w eliksirach. Nic dziwnego, że Snape tak wszystkimi gardzi. Jakby mnie takie bzdury wypisywali...

Profesor Lupin uśmiechnął się lekko, trochę rozbawiony, że doszła do takich wniosków.

– Mogę cię o coś zapytać? To może być dla ciebie delikatne, dlatego zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała odpowiedzieć.

– Pewnie chce pan wiedzieć, dlaczego boję się wilkołaków – zgadła, a profesor przytknął głową. – Miałam pięć lat, profesorze. Byłyśmy z mamą nad morzem. Budowałyśmy zamki z piasku, jadłyśmy lody... Było naprawdę ciepło. Siedziałyśmy na piasku i podziwiałyśmy księżyc odbijający się w falach, gdy usłyszałyśmy warczenie. Moja mama... – Antares poczuła, że łzy napływają jej do oczu – zasłoniła mnie własnym ciałem. Ten wilkołak się na nią rzucił. Rozerwał ją na moich oczach. – Ciężko przełknęła ślinę. – Jej krzyki i moje zwabiły ludzi. Wilkołaka obezwładniono, a mama...

Zamilkła i profesor też się nie odezwał. Był wyraźnie poruszony tym wyznaniem.

– Przykro mi – szepnął.

– Nic na to nie poradzę – odparła. – Po śmierci mamy dużo czytałam, pewnie dlatego tyle wiem o eliksirach czy innych rzeczach. Uciekłam w książki, by nie musieć myśleć o życiu codziennym. Moja babcia uważała, że sfiksowałam. Posyłała mnie do różnych lekarzy.

– Przeżyłaś traumę – zauważył spokojnie profesor Lupin. – Wiesz, gdy byłem w twoim wieku i młodszy też często uciekałem do książek. To nic dziwnego. Są różne metody radzenia sobie z problemami.

– A jak pan radzi sobie z tym wszystkim? – zapytała, co trochę go zdziwiło. – Niech pan nie oszukuje, ja wiem, kim pan jest. Mama pisała trochę o panu w swoich pamiętnikach. Przyjaźnił się pan z moim ojcem, prawda?

Profesor Lupin wyglądał na wstrząśniętego. Nie spodziewał się, że rozmowa zajdzie tak daleko. Pobladł trochę i poluźnił krawat, bo zrobiło mu się za gorąco. Antares obserwowała go uważnie.

– Tak, znałem twojego ojca bardzo dobrze – przyznał w końcu.

– I naprawdę pan wierzy, że on mógłby to zrobić? Być mordercą?

– Wszystkie dowody na to wskazują, Antares. Nie mogę powiedzieć nic więcej, bo mnie wtedy nie było. Nigdy się nie dowiedziałem, kto tak naprawdę został Strażnikiem Tajemnicy Lily i Jamesa. Chciałbym wierzyć w niewinność Syriusza, ale nie mam żadnych podstaw, by to zrobić.

Antares poczuła, że zebrało się jej na łzy.

– Nie płacz, proszę – ciągnął Lupin. – Twoja matka wierzyła w niewinność Syriusza i widzę, że ty też w to wierzysz. Jeśli ma ci to w jakiś sposób pomóc przetrwać te chwile, to nie przestawaj. Syriusz był bardzo dobrym człowiekiem, wiernym przyjacielem i na pewno dobrym ojcem. Jesteś... bardzo do niego podobna – wyznał. – Nie tylko z wyglądu, ale również trochę z charakteru. Nie wiem tylko, po kim odziedziczyłaś tak wielką mądrość, bo na pewno nie po nim. Syriuszowi zawsze było nie po drodze do biblioteki, ale na żarty znajdował czas.

Antares wydała dziwny dźwięk między szlochem a śmiechem. Otarła twarz szatą. W tym samym czasie drzwi do gabinetu profesora Lupina otwarły się z hukiem i do środka wszedł Snape. Trzymał kufel, z którego dymiło i Antares poczuła ciężki zapach tojadu.

– A co tutaj się dzieje? – zapytał podejrzliwie. – Dlaczego Black płacze?

Postawił kufel na biurku i spojrzał na nią.

– Antares została niezbyt miło potraktowana przez pannę Parkinson – wytłumaczył spokojnie Lupin. – Przyprowadziłem ja do siebie, by zjadła trochę czekolady i odetchnęła.

Snape spojrzał na nich, jakby oboje łgali mu w żywe oczy.

– Pójdę już – stwierdziła Antares, wstając. – Dziękuję za rozmowę, profesorze, podniosła mnie trochę na duchu.

Lupin uśmiechnął się do niej szczerze.

– Nie ma problemu, Antares.

Wyszła, zostawiając ich samych i Antares pokierowała się do biblioteki.

______

Rozdział zawiera fragmenty "Harry Potter i Więzień Azkabanu" autorstwa J.K.Rowling.


Wrzucam bonusowy rozdział, bo ten ficzek zrobił się za obszerny i chyba będę go publikować do czerwca XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro