Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61. Bitwa o Hogwart

Antares podbiegła do Syriusza, a jego ramiona natychmiast oplotły się wokół jej ramion i Antares, chcąc nie chcąc, odwzajemniła jego mocny uścisk, przez chwilę pozwalając sobie chłonąć jego bliskość.

– Nie martw się, tato, wszystko będzie dobrze – powiedziała.

– Jesteś pewna? – zapytał.

– To wojna, na pewno ktoś zginie, ale...

– Wiesz kto? – wpadł jej w zdanie i Antares mogła dostrzec w jego oczach, że nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Poczuła dziwny smutek. Jej ojciec stracił w swoim życiu wystarczająco dużo osób. Nic dziwnego, że drżał na myśl o stracie następnych.

– Wiem o niektórych, ale... Mam takie dziwne wrażenie, że przyszłość specjalnie milczała o tych dla mnie najważniejszych. Nie wiem, może...

Jej ostatnie słowa zagłuszył jednak zupełnie inny głos, który potoczył się echem po całej szkole. Był to głos wysoki, zimny i dobitny. Trudno było określić, skąd się wydobywa. Wydawało się, że ze wszystkich czterech ścian.

– Wiem, że przygotowujecie się do walki. – Wśród uczniów rozległy się okrzyki przerażenia, niektórzy przywarli do swoich kolegów lub koleżanek, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu źródła głosu. – Próżne są wasze nadzieje. Mnie nie można pokonać. Nie chcę was zabijać. Żywię głęboki szacunek do nauczycieli Hogwartu. Nie chcę przelewać krwi czarodziejów.

W sali zapadła cisza tak głucha, że aż uciskała bębenki w uszach, a atmosfera napięcia zdawała się zbyt gęsta, by wytrzymały ją ściany.

– Wydajcie mi Harry'ego Pottera – rozbrzmiał głos Voldemorta – a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy.

Znowu zaległa cisza. Antares spojrzała na Thomasa, a potem na Fabian, który patrzył na nią z pełną cierpliwości miną.

– Tylko pół godziny dzieli nas od północy, więc musimy działać szybko – powiedziała. Profesorowie Flitwick, Sprout i McGonagall zaprowadzą grupy walczących na trzy najwyższe wieże, Ravenclawu, Gryffindoru i Astronomiczną, skąd będą mieć dobry widok i znakomitą pozycję do rzucania zaklęć. Będzie nam potrzebny ktoś do zorganizowania obrony tajnych wejść do szkoły...

– To chyba zadanie dla nas! – zawołał Fred, pokazując na siebie, George'a i Syriusza.

– Świetnie, potrzebujemy też kogoś na moście łączącym szkołę z Zakazanym Lasem.

– My się tym zajmiemy – powiedział Neville, wskazując na siebie i Seamusa.

– Świetnie! Niech reszta obstawi strategiczne miejsca. Thomas, Fabian i pozostali pójdą ze mną przed szkołę. Musimy stawiać opór, póki Harry nie znajdzie ostatniego horcruksa. Ktoś wie, gdzie jest Regulus?

– Jesteśmy! – usłyszała za swoimi plecami. Zobaczyła Regulusa, Narcyzę, babcię i chyba z cztery tuziny pracowników z ministerstwa. – Tylko tylu udało mi się ściągnąć w tak krótkim czasie.

– Znakomicie, do roboty! – rozkazała.

Ruszyła przodem w stronę wyjścia z zamku. Thomas kroczył obok niej, a za nimi wolno posuwała się cała grupa czarodziejów, w której była jej rodzina, przyjaciele, a także wierni jej krwi ludzie, wierni krwi Gellerta Grindelwalda.

Drżała jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Gdzieś w zamku Harry szukał horcruksa, a ona stała tutaj, na pierwszej linii frontu, pod wzmocnionymi barierami Hogwartu.

– Boisz się? – zapytał Thomas.

– Tylko trochę – odparła niezgodnie z prawdą.

– Wcale tego po tobie nie widać.

Antares spojrzała na niego, mocno ściskając jego rękę.

– Tata mi powiedział, że prosiłeś go o moją rękę – powiedziała, czując, że powinni to sobie wyjaśnić. Policzki Thomasa oblały rumieńce. – Gdy to wszystko się skończy, z chęcią za ciebie wyjdę.

– Oświadczasz mi się? – zapytał, wysoko unosząc brew.

Nie było czasu na odpowiedź. Nagle dziesiątki zaklęć zderzyły się z barierami Hogwartu, wprawiając powietrze w drżenie. Huknęło, jak z armaty i Antares mocniej ścisnęła rękę Thomasa. Zaklęcia ochronne słabły z każdą chwilą i w końcu ruszyły na nich zamaskowane postacie.

– Defenitatis – szepnęła.

Kontratak był natychmiastowy. Jej zwolennicy wystrzelili zaklęcia, przystępując do działania, a w ślad za nimi poszedł Zakon Feniksa, Ministerstwo oraz uczniowie, którzy postanowi walczyć. Ona sama wzniosła różdżkę, tworząc ogromny wir składający się z biało-niebieskich płomieni. Protego Diabolica w jednej sekundzie rozpierzchło się na boki, pochłaniając śmierciożerców. Ci, którzy zdążyli uniknąć zaklęcia, wpadli przez okna do zamku.

Pierwsze zielone promienie przeszyły ciemność nocy. Antares osłoniła Proterio Perfecendo siebie oraz grupę walczących, w tym Kinglsey'a.

Sekundę później ziemią wstrząsnęły potężne drżenia. Z ciemności nocy wyłonił się paskudny, śmierdzący olbrzym, demolujący wszystko i wszystkich, którzy stanęli mu na drodze.

– UWAŻAJCIE! – wrzasnęła.

Ale Teodor był jedynym, który ją dosłyszał. Rzucił się na pochłoniętą walką Dafne, a sam został przygnieciony przez potężny kawał gruzu spadający z zamku. Dafne zawyła z rozpaczy. Zerwała się, by mu pomóc i Antares musiała ją mocno pchnąć, by jej przyjaciółka nie została zmiażdżona.

– NIE! TEO! TEO!

– Już nic nie zrobisz! – wrzasnęła, starając się sprowadzić ją na ziemię. – Przelej swoją złość w walkę, a na rozpacz przyjdzie jeszcze czas. OBEZWAŁDNIĆ OLBRZYMA! – wrzasnęła do swoich. – SZYBKO!

Magiczne liny przesunęły ponad olbrzymem i dwudziestu czarodziejów zaparło się nogami, by spróbować go przygnieść do ziemi. Niestety olbrzym okazał się silniejszy i czwórka czarodziejów wyleciała w powietrze.

– Cholera – warknęła, rozglądając się. Z nadzieją spojrzała na zamek, oczekując, że ujrzy tam Harry'ego, ale po jej przyjacielu nie było ani śladu. – Walcz – rzuciła do Dafne. – Tam jest Blaise. Idź do niego i się wzajemnie pilnujcie.

Dafne cała we łzach przytknęła ledwie widocznie i na drżących nogach pobiegła do Blaise'a. Tymczasem Antares ruszyła do przodu, by zająć się olbrzymem, gdy zobaczyła, że śmierciożercy wdarli się do zamku. Nagle, jakby serce zamarło jej w piersi, ujrzała Thomasa i Draco walczących ramię w ramię z zakapturzonymi i zamaskowanymi postaciami przed głównym wejściem.

W tę pędy ruszyła, aby im pomóc. Świetliste groty śmigały we wszystkie strony, gdy powietrze nagle eksplodowało. Czyjeś zaklęcia uderzyły w szkołę nad ich głowami i potężne kupy gruzu runęły na Thomasa, Draco oraz śmierciożerców. Cisnęła zaklęciem, chcąc ich ratować, ale tarcza minęła cel. Kurz i pył wzbiły się w powietrze. Jeszcze nie opadły, gdy dotarła na miejsce.

Jeden śmierciożerca nie żył, drugi ranny, czołgał się przed siebie. Draco szczęśliwie odskoczył w bok i eksplozja jedynie zraniła go w głowę.

– Nie... – powiedziała drżącym głosem, patrząc na martwego Thomasa. – Nie, błagam, nie! NIE!

Wybuchnęła płaczem, chwytając jego brudne policzki w swoje ręce.

Palący ból przeszył jej pierś, gdy urywane szlochy wydostawały się z jej ust. Świat się skończył, więc dlaczego bitwa wciąż trwała, dlaczego w całym zamku nie zapadła pełna zgrozy cisza, dlaczego walczący nie rzucili broni? Wszystkie zmysły zdawały się ją okłamywać, bo przecież to niemożliwe, by Thomas był już martwy...

Nie poczuła, gdy Draco chwycił ją pod ramię i odciągnął od nadlatujących zaklęć, ani gdy usiadła w kącie, nadal zanosząc się szlochami i nie mogąc nabrać powietrza do płuc.

– Weź się w garść, Black – powiedział Draco, patrząc jej prosto w oczy. – To jeszcze nie koniec walki. Potrzebujemy cię, by wygrać. Jesteś silna i... to dzięki tobie jestem dzisiaj po tej stronie, a nie po tamtej. Uratowałaś mnie, An. Jestem ci winien to samo.

– ANTARES! – usłyszała. To Harry, Ron i Hermiona biegli ku niej. Otoczyli ją z każdej strony. – An, co się stało? – zapytał Harry,

– Thomas... – wyjaśnił krótko Draco.

– Och, Antares, tak mi przykro – szepnęła Hermiona.

– Musimy iść – powiedział Harry twardo. – Zniszczyliśmy diadem, ale trzeba jeszcze dorwać węża, An. Voldemort trzyma go pod specjalnym zaklęciem. To też jest horcuks. Wdarłem się do jego świadomości. Jest we Wrzeszczącej Chacie. On... On chce czegoś od Snape'a.

Nagle serce w jej piersi zabiło jeszcze mocniej. Łzy przestały wypływać z oczu.

– Od Snape'a – powtórzyła, podnosząc się. – Chodźmy...

Wybiegli na zewnątrz, mieszając się z walczącymi.

Przy drzwiach wejściowych Yaxley walczył z Flitwickiem, a tuż obok jakiś zamaskowany śmierciożerca z Kingsleyem. Uczniowie biegali we wszystkie strony, niektórzy nieśli lub wlekli rannych przyjaciół. Harry wystrzelił zaklęciem oszałamiającym w zamaskowanego śmierciożercę i chybił, ale o mało co trafił nim Neville'a, który pojawił się znienacka, wymachując kiściami tentakuli. Jadowite rośliny z ochotą owinęły się wokół najbliższego śmierciożercy i zaczęły go oplatać.

Na lewo od nich rozległ się trzask. Z balkonu nad nimi spadły dwa ciała i coś szarego pomknęło ku nim na czterech nogach, by zatopić zęby w jednej z ofiar.

– NIE! – wrzasnęła Hermiona, unosząc różdżkę.

Rozległ się ogłuszający huk i zaklęcie zmiotło Fenrira Greybacka z ciała Lavender Brown. Uderzył plecami w marmurową balustradę, a kiedy próbował się podnieść, błysnęło i kryształowa kula spadła mu na głowę. Osunął się na posadzkę i przestał się poruszać.

– Mam ich więcej! – krzyknęła profesor Trelawney znad balustrady. – Kto jeszcze chce? Proszę bardzo!

I ruchem przypominającym serw tenisowy wyciągnęła z torby drugą olbrzymią kryształową kulę i machnęła różdżką.

– BIEGIEM! – krzyknął Harry.

Biegli tak szybko, że byli już w połowie drogi do Zakazanego Lasu, gdy znowu coś ich powstrzymało.

Powietrze wokół nich stężało jak nagle zmrożona mgła. Ku zamkowi sunęła w ciemności wielka fala zakapturzonych postaci czarniejszych od nocy. Słychać było świszczące oddechy...

Ron i Hermiona przywarli do siebie. Odgłosy walki nagle ucichły, zduszone gęstą, prawie namacalną ciszą, którą tylko dementorzy mogli rozsiać wokół siebie...

– Harry, szybko! – wrzasnęła Antares. – Patronusy, Harry, szybko!

Podniósł różdżkę, ale nawet srebrna poświata nie wystrzeliła z jej końca. Już sunęła ku nim setka dementorów.

– Harry... pomyśl o czymś szczęśliwym... – powiedziała Antares.

– O czymś szczęśliwym? – wychrypiał.

– Wszyscy wciąż żyjemy – wyszeptała. – Wciąż walczymy. No, dalej, Harry, teraz...

Rozbłysła srebrna iskierka, potem chwiejne światełko, i wreszcie z końca jego różdżki wystrzelił srebrny jeleń. Pogalopował naprzód, szarżując na dementorów, którzy umknęli w popłochu. Zaraz za jeleniem wyskoczył srebrny niuchacz Antares, terier Rona i blednąca wydra Hermiony, a dementorzy rozwichrzali się na boki, odpływając od zamku.

– Szybko... – wydyszała Hermiona.

Biegli przez szkolne błonia, biegli szybciej niż kiedykolwiek w życiu, i w końcu wielkie drzewo, Wierzbę Bijącą, która ochraniała sekret ukryty u jej korzeni siekącymi jak bicze gałęziami, pojawiła się przed nimi na tle nocnego nieba.

Z trudem zwolnili, łapiąc powietrze do płuc. Antares zaklęciem podniosła najbliższy kamień i rzuciła nim w sęk nad korzeniami i Wierzba Bijąca natychmiast znieruchomiała.

– Znakomicie! – wydyszała Hermiona.

– Zaczekajcie.

Wśród łoskotu i zgiełku szalejącej wokoło bitwy, wcisnęli się przez ukryty między korzeniami otwór do wydrążonego w ziemi korytarza. W milczeniu posuwali się do przodu. Wreszcie tunel zaczął się podnosić i zobaczyli przed sobą strużkę światła.

Najciszej jak zdołali, w każdej chwili spodziewając się, że ktoś odkryje ich obecność, wyczołgali się z tunelu. Z pokoju tuż przed nimi dobiegły trochę przytłumione głosy.

W nikłej szparze ujrzeli pokój. Był słabo oświetlony, ale zobaczyli Nagini, wijącą się jak wąż rzeczny wewnątrz zawieszonej w powietrzu roziskrzonej kuli. Zobaczyli krawędź stołu i białą rękę o długich palcach, bawiącą się różdżką. A potem usłyszeli głos Snape'a, na co Antares wstrzymała oddech.

Snape był zaledwie o kilkanaście cali od nich.

– ...panie mój, ich opór słabnie...

– ...i słabnie bez twojej pomocy – rzekł Voldemort swoim wysokim, dobitnym głosem. – Jesteś wytrawnym czarodziejem, Severusie, ale nie sądzę, by twoja obecność była tam teraz potrzebna. Jesteśmy już prawie u celu... prawie.

– Pozwól mi odnaleźć chłopca. Przyprowadzę ci Pottera. Wiem, że zdołam go odnaleźć, panie. Proszę.

Snape przeszedł tak blisko szpary, że Antares aż się cofnęła. Tymczasem Voldemort wstał i Antares zobaczyła jego czerwone oczy, płaską twarz węża, bladą tak, że wydawała się lekko połyskiwać w półmroku.

– Mam pewien problem, Severusie – powiedział łagodnie.

– Tak, panie?

Voldemort uniósł swoją różdżkę.

– Póki władam tym, nie dam rady pokonać Pottera.

– Panie... – powiedział beznamiętnym tonem Snape – nie rozumiem. Przecież... przecież rzucałeś niezwykłe zaklęcia tą różdżką.

– Nie. Rzucałem nią zwykłe zaklęcia. Ja jestem niezwykły, ale ta różdżka... Pragnę Czarnej Różdżki, Severusie. Tylko dzięki niej będę mógł raz na zawsze zabić Pottera.

Jego głos był spokojny, jakby zadumany.

– Chcesz, panie, żebym ją dla ciebie zdobył?

Voldemort zaczął krążyć po pokoju. Antares co jakiś czas traciła go z oczu, słyszała tylko jego spokojny, wyważony głos.

– Długo się nad tym zastanawiałem, Severusie... Gdy poszukiwałem Czarnej Różdżki po świecie w tym roku... Czy wiesz, dlaczego odwołałem cię z pola walki?

– Nie, panie, ale błagam, byś pozwolił mi tam wrócić. Pozwól mi odnaleźć Pottera. Pozwól mi odnaleźć Black. Przyniosę dla ciebie Czarną różdżkę, byś mógł w końcu go zabić.

– Jego wcale nie trzeba szukać. On sam do mnie przyjdzie. Bo, widzisz, ja znam jego słabość, jego wielką wadę. Nie pogodzi się z tym, że wokół niego giną inni, wiedząc, że giną z jego powodu, że tracą za niego życie. Będzie chciał za wszelką cenę to powstrzymać. I przyjdzie.

– Ale przecież przypadkowo może go zabić ktoś inny...

– Wydałem moim śmierciożercom bardzo wyraźne instrukcje. Złapcie Pottera. Pozabijajcie jego przyjaciół... im więcej ich zabijecie, tym lepiej... ale jego przyprowadźcie mi żywego. Ale nie o Harrym Potterze chcę z tobą pomówić, Severusie, tylko o tobie. Jesteś dla mnie bardzo cenny. Bardzo cenny.

– Pan mój dobrze wie, że pragnę służyć tylko jemu. Pozwól mi więc odejść i odnaleźć dziewczynę.

– Powiedziałem ci: nie! – Antares wyczuła jego zniecierpliwienie w głosie. – Na razie myślę o czymś innym. Szukając Czarnej Różdżki wiele się dowiedziałam na temat jej historii i doszedłem do pewnych wniosków. Ta różdżka, Berło Śmierci, ma potężną moc. Od wieków przechodziła z rąk do rąk czarodziejów poprzez morderstwo, a to oznacza, że choćbyś przyprowadził do mnie Black i jej różdżkę, gdym ją zabił, nadal nie dysponowałbym pełnią mocy Czarnej Różdżki.

Antares zadrżała. Zrobiła ruch, chcąc wstać i pokazać im, że tutaj była, ale Hermiona i Ron chwycili ją za ręce, bezdźwięcznie nakazując jej zostać. W oczach Antares zebrały się łzy. Spojrzała błagalnie na Harry'ego.

– Dlaczego tak by się stało? – zapytał Lord Voldemort.

– Ja... ja nie potrafię na to odpowiedzieć, panie.

– Nie potrafisz?

Antares zamknęła oczy i zacisnęła usta w wąską linię, by nie zacząć szlochać.

– Moja cisowa różdżka była mi posłuszna we wszystkim, Severusie. Odmówiła mi tylko zabicia Harry'ego Pottera. Dwukrotnie mnie zawiodła. Ollivander powiedział mi po torturach o bliźniaczych rdzeniach, powiedział mi, że muszę mieć inną różdżkę. Usłuchałem go, ale różdżka Notta też mnie zawiodła, gdy znowu spotkałem Pottera. Pękła.

– Ja... ja nie potrafię tego wyjaśnić, panie.

– Szukałem trzeciej różdżki, Severusie. Czarnej Różdżki, Różdżki Przeznaczenia, Berła Śmierci. Chciałem ją wykraść z grobu Dumbledore'a, ale jej tam nie było. Ma ją ta cała Black, parszywa zdrajczyni krwi. Ale tak się składa, że ona też nie jest prawowitą jej właścicielką.

Antares wierzgnęła się i Harry musiał ją złapać za ramiona, by nikt ich nie usłyszał.

– Panie... pozwól mi iść po dziewczynę...

– Przez całą tę długą noc, w oczekiwaniu na świt mojego zwycięstwa, siedziałem tu – rzekł Voldemort prawie szeptem – i zastanawiałem się, jakich kroków podjąć, by zdobyć Czarną Różdżkę, by posiąść pełnie jej mocy, gdy wedrę się do zamku i zabiorę ją siłą....I chyba znalazłem odpowiedź.

Snape milczał.

– Może już ją znasz, Severusie? Jesteś przecież taki sprytny. Byłeś mi zawsze dobrym i wiernym sługą. Żal mi tego, co musi nastąpić.

– Panie...

– By posiąść pełnię mocy Czarnej Różdżki, muszę stać się jej panem. Czarna Różdżka należy do czarodzieja, który zabił jej poprzedniego właściciela. To ty zabiłeś Albusa Dumbledore'a. Dopóki żyjesz, Severusie, Czarna Różdżka nie będzie mi służyć.

– Panie! – krzyknął Snape, unosząc swoją różdżkę.

– Nie można tego uniknąć. Muszę być panem tej różdżki, Severusie. Bo będąc jej panem, zapanuję wreszcie nad Potterem.

Voldemort machnął różdżką i świetlista kula, w której spoczywał wąż, potoczyła się w powietrzu i Snape zdążył tylko krzyknąć, zanim kula wchłonęła jego głowę i ramiona, a Voldemort wysyczał coś w języku wężów.

Rozległ się przeraźliwy krzyk. Antares ugryzła się w usta, powstrzymując się przed zawyciem z rozpaczy. Snape z hukiem upadł na podłogę.

– Przykro mi – powiedział chłodno Voldemort.

Wycelował różdżką w roziskrzoną klatkę z wężem, a ona uniosła się w górę, uwalniając Snape'a, który przetoczył się na bok. Voldemort pospiesznie opuścił pokój, nie oglądając się za siebie, a wielki wąż poszybował za nim w swojej ochronnej, magicznej kuli.

W tej samej sekundzie Antares zerwała się na równe nogi. Wbiegła do pokoju i cała dygocząc, klęknęła obok Snape'a.

– Nie... – wyszlochała, przystawiając ręce do jego ran. – Nie zgadzam się...

Szeroko rozwarte czarne oczy Snape'a patrzyły teraz na nią i na Harry'ego. Poruszał wargami, jakby chciał coś powiedzieć. Z jego gardła wydobył się straszny charkot.

– Weźcie... to... weźcie... to.

Coś z niego wyciekało i nie była to tylko krew. Z jego ust, uszu i oczu wydobywało się coś srebrzystoniebieskiego, coś, co nie było ani gazem, ani cieczą...

Hermiona wcisnęła Harry'emu do trzęsącej się ręki wyczarowaną przez siebie butelkę i przeniósł tam srebrzystą substancję. Antares nie była w stanie się ruszyć. Patrzyła na profesora załzawionym spojrzeniem.

– Dziękuję – powiedziała. – Dziękuję za wszystko.

Nagle uchwyt Snape'a zelżał, a on sam wyglądał, jakby już całkowicie się wykrwawił.

– Jestem... z... ciebie... dumny – wyszeptał.

Jego oczy nagle stały się nieruchome, puste i martwe. Ręka trzymająca kurtkę Antares opadła z głuchym stukiem na podłogę i Snape już się więcej nie poruszył.

____

W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa. J.K. Rowling.

"Fani" Thomasa, jak się czujecie? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro