56. Schronienie
Antares zeszła następnego dnia na śniadanie ze sporym bólem głowy. Przyszłość była mętna, chroniona przez gęstą mgłę. Niepewne czasy sprawiały, że najbliższe miesiące otaczały się tajemnicą. Thomas złapał ją za rękę, gdy tylko usiadła do stołu. Nikt poza nimi jeszcze nie wstał.
– Są jakieś wieści? – zapytała.
– Tylko kilka listów. Remus wpadł bardzo wcześnie rano. Powiedział, że znajdziesz go u twojej babci. Pilnie chciał z tobą o czymś porozmawiać. Voldemort przejął Ministerstwo i już zaczyna działać.
Podsunął jej pod nos „Proroka Codziennego".
– Rejestr mugolaków? – przeczytała. – Och, wystawili za nami listy gończe, jak miło – zakpiła, patrząc na swoją podobiznę. – On myśli, że mnie to powstrzyma? Przestraszy?
– Nie wiem, najwyraźniej nie zna cię... nas.
Na schodach rozległy się wolne kroki i chwilę później ujrzała Draco, który przysiadł się do nich w ciszy.
– Co tam, Draco? – zapytała. – Zmęczony mieszkaniem z nami pod jednym dachem?
– Z wami nie, ale Dafne i Teodor doprowadzą mnie kiedyś do wymiotów. Czy oni naprawdę muszę mieszkać w jednej sypialni?
Antares i Thomas spojrzeli na siebie roześmiani, a Draco wywrócił oczami, gdy z piętra domu rozległ się radosny chichot Dafne.
Po odczytaniu wszystkich listów i krótkiej rozmowie z Fabianem przed domem na temat jego utraty miejsca w kręgu śmierciożerców, Antares teleportowała się do domku nad jeziorem, gdzie się wychowała i dorastała. Odetchnęła mocniej świeżym powietrzem i zrelaksowała wzrok na jeziorze, a potem weszła do środka.
– Och, Antares – Ester dobiegła do niej, by ją przytulić. – Powinnaś częściej nas odwiedzać, a najlepiej jak byśmy wszyscy razem mieszkali.
– Nie panikuj, babciu – powiedziała spokojnie. – Nie możemy razem siedzieć, to niepotrzebne ryzyko. Poza tym przychodzę tu prawie codziennie albo wy przychodzicie do mnie.
– Tak bardzo się martwię. Widziałaś gazety?
– Widziałam – potwierdziła, ściskając lekko Narcyzę, a potem witając się z ojcem, Regulusem i Remusem. – To i tak nic nie zmieni. To, że nas ściga, oznacza jedynie, że nas się boi i uważa nas za zagrożenie.
– Wiesz coś o Harrym? – zapytał Syriusz, nerwowo poruszając się w miejscu. – Ronie i Hermionie? Molly i Artur pytali. Artur wysłał im wczoraj patronusa z wiadomością, żeby nie opuszczali kryjówki. Przepytywali ich wszystkich i...
– Tak, wiem, ja to wszystko wiem. Dostałam stos listów rano z informacjami – przerwała mu. – Oni się ukryli. Pójdę ich odwiedzić za chwilę i przekazać im wiadomości.
– Więc są bezpieczni – szepnęła Ester z ulgą.
– Chwilowo tak – potwierdziła. – Ale trudno przewidzieć, co dalej...
– Nie podoba mi się ta misja, którą Dumbledore im powierzył – stwierdził Syriusz, krzyżując ręce na piersi. – Powinnaś nam powiedzieć. Wy... jesteście jeszcze tacy młodzi, a postawiono przed wami nie wiadomo jakie zadanie. My... moglibyśmy przecież pomóc.
– Wszyscy pomagacie już dostatecznie, tato – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy i natychmiast zwróciła głowę w kierunku Remusa, by zmienić temat rozmowy. – Ponoć chciałeś ze mną o czymś porozmawiać. Stało się coś? Coś z Tonks?
– Nie – odpowiedział. – Ukryła się z rodzicami. Śmierciożercy potraktowali Andromedę i Teda cruciatusami, chcąc z nich wydobyć, gdzie przebywa Harry, ale już jest lepiej. Są tylko w lekkim szoku.
– Więc o co... – nagle wyczytała, o czym myślał Remus. Ciche „och" wypadło z jej ust. Oboje wyszli na zewnątrz i wolnym tempem skierowali się w stronę brzegu jeziora.
– Po twojej minie wnioskuję, że średnio cieszysz się z perspektywą zostania ojcem – zaczęła rozmowę i Remus skrzywił się lekko. – Co to za mina? To chyba normalne, że się boisz.
– To nie strach, a wstyd – odparł, krzywiąc się nadal.
– Wstyd? – powtórzyła całkowicie zaskoczona. – Czy ty się słyszysz? Czego tu się wstydzisz? Masz wspaniałą żonę, ty jesteś wspaniałym facetem. W moim skromnym rozumowaniu to całkowite logiczne, że w krótce rodzina, którą założyliście, powiększyłaby się.
– Ale jestem wilkołakiem...
– No i? Do czego w ogóle dąży ta rozmowa?
Była wyraźnie podirytowana, co ujawniała poprzez energiczne stukanie stopą w ziemię i mierzenie go surowym spojrzeniem.
– Chciałbym cię prosić, żebyś mi dała jakieś specjalne zadanie. Może mógłbym iść infiltrować wilkołaki albo... Zastanawiałem się, czy nie mógłbym pójść z Harrym, Ronem i Hermioną. Wiesz, kim jestem i co potrafię. Mogę zapewnić wam ochronę.
Antares zawahała się, choć rękę jej drgnęła, gdy przeszło jej przez myśl, by trzepnąć go prosto w twarz. Zerknęła w stronę domu. Syriusz i Ester stali w oknie i obserwowali ich bacznie.
– Żeby wszystko było jasne – powiedziała. – Chcesz zostawić Tonks w domu jej rodziców i się czymś zająć?
– Będzie tam całkowicie bezpieczna, oni się nią zaopiekują. – Stanowczość, z jaką to powiedział, graniczyła z obojętnością i Antares się roześmiała, czym tylko go zdziwiła.
– CZY TY SIĘ SŁYSZYSZ? – wrzasnęła, aż jej głos poniósł się echem. Postacie Narcyzy i Regulusa przepchnęły się do okna, które Ester uchyliła, by umożliwić im podsłuchiwanie. Remus zbladł. – Moja mama została zamordowana, tatę uwięziono w Azkabanie i przez trzynaście lat nie miałam w ogóle okazji, by go poznać! Nie miałam nigdy okazji, by mieć ich obojga w tym samym czasie, a ty mnie prosisz o takie COŚ!
– Nie rozumiesz – powiedział Remus.
– Więc mi wyjaśnij! – wrzasnęła.
Lupin przełknął ślinę.
– Ja... ja popełniłem poważny błąd, poślubiając Tonks. Zrobiłem to bez głębszego zastanowienia i bardzo tego żałuję.
– Rozumiem... Więc zamierzasz po prostu porzucić ją i dziecko i sobie uciec jak jakiś tchórz?!
Lupin zesztywniał nagle, a jego postawa zrobiła się bardziej bojowa niż jeszcze chwilę temu.
– Nie rozumiesz, co ja zrobiłem mojej żonie i mojemu nienarodzonemu dziecku?! Nie powinienem był się z nią ożenić! Uczyniłem z niej wyrzutka! Zawsze widziałaś mnie tylko wśród innych członków Zakonu albo pod opieką Dumbledore'a w Hogwarcie! Nie masz pojęcia, jak w świecie czarodziejów traktuje się takie stworzenia jak ja! Kiedy się dowiedzą o mojej przypadłości, nie zechcą ze mną nawet rozmawiać! Jeśli kiedykolwiek się zastanawiałaś, dlaczego nigdy nie próbowałem cię odnaleźć po śmierci Aurory i spróbować być twoim wujkiem, to właśnie dlatego. Bo się bałem, że wzbudzę w tobie tylko lęk, szczególnie po tym co się przytrafiło twojej matce!
Złapał się obiema dłońmi za włosy i zaczął je szarpać. Wyglądał, jakby dostał obłędu.
– Nie rozumiesz, co ja zrobiłem? Nasze małżeństwo wzbudza wstręt nawet w jej własnej rodzinie! Którzy rodzice chcieliby, żeby ich córka poślubiła wilkołaka? A to dziecko... to dziecko...Wilkołaki zwykle się nie rozmnażają! To dziecko będzie takie jak ja... Jak mógłbym sobie wybaczyć tę zbrodnię... przecież ja świadomie przeniosłem moją straszną przypadłość na niewinne dziecko! A jeśli nawet jakimś cudem nie stanie się takie jak ja, to będzie mu sto razy lepiej bez ojca, którego musiałoby się wstydzić!
– Zabiłabym, żeby cofnąć czas i móc mieć w tobie wzór ojca, gdy ten prawdziwy nie mógł być przy mnie! – odkrzyknęła. – Twój przyjaciel, James Potter, oddał życie, broniąc żony i syna. Uważasz, że pochwaliłby twój zamiar opuszczenia dziecka i wyruszenie na wyprawę w poszukiwaniu przygód?
– Jak... jak śmiesz?! – krzyknął Lupin. – Tu nie chodzi o żadne pragnienie... przygód albo sławy... jak śmiesz sugerować coś tak...
– Przyznaj się, że po prostu jesteś tchórzem! – krzyknęła. – Albo wiesz co, nie mów! Nawet nie trzeba, widać na pierwszy rzut oka. Ja tego nie zrobię, nie dam ci nic do roboty, bo jakbyś jeszcze tego nie zauważył, dla mnie jest najważniejsza RODZINA. A ty jesteś jej częścią, do jasnej cholery!
Nie zdążył nic dodać, bo obróciła się na pięcie i odeszła w stronę bramy. Gdy znalazła się za magicznymi barierami, teleportowała się tak gwałtownie, że gdy wylądowała na progu Grimmuald Place, o mało się nie wywróciła i nie ujawniła swojej obecności opartym o latarnię śmierciożercom.
Odetchnęła głębiej i weszła do środka. Wyrosła przed nią postać Albusa Dumbledore'a.
– Severus Snape? – zapytał.
– To nie ja ciebie zabiłam, dyrektorze – powiedziała.
Zaklęcie prysło, widmowa postać eksplodowała, a ona ujrzała skrytą w kącie postać, celującą w nią różdżką.
– Nie ruszaj się! – krzyknął Harry. Na dźwięk jego głosu ukrywające portret Walburgi Black zasłony rozsunęły się gwałtownie i rozległ się wrzask:
– Szlamy i szumowiny kalające mój dom...
Ron i Hermiona zbiegli z łoskotem po schodach, tak jak Harry celując w nią różdżkami.
– To ja, Antares – powiedziała.
– Och, dzięki Bogu... – westchnęła z ulgą Hermiona i skierowała różdżkę na panią Black. Huknęło, zasłony zasunęły się z powrotem i zapadła cisza. Ron też opuścił różdżkę, ale
Harry trzymał swoją w pogotowiu.
– Pokaż się! – zawołał.
Weszła w krąg światła lampy.
– Jestem Antares Aurora Black, wasza Ślizgońska koleżanka, córka Syriusza Blacka, jednego z twórców Mapy Huncwotów, która wskazuje między innymi, że tajne przejście do Hogsmeade znajduje się w garbie jednookiej czarownicy na trzecim piętrze.
– Och, w porządku – powiedział Harry, opuszczając różdżkę – ale musiałem sprawdzić...
– W porządku, rozumiem. Ron, Hermiono, nie powinniście tak szybko opuszczać różdżek.
Zbiegli na dół, by się z nią przywitać. Wyglądali na zmęczonych, ale całych i zdrowych.
– Co się dzieje? Nikomu nic się nie stało? – Harry natychmiast zaatakował ją pytaniami.
– Jak dotąd nie, ale wszyscy jesteśmy śledzeni. Na zewnątrz jest dwóch śmierciożerców...
– Wiemy...
– ...i musiałam się aportować dokładnie na szczycie schodków przed frontowymi drzwiami, żeby mnie nie zobaczyli. Na pewno nie wiedzą, że tutaj jesteście, bo ściągnęliby więcej swoich towarzyszy. Węszą we wszystkich miejscach, które są jakoś z tobą związane, Harry. Chodźmy na dół, mam wam wiele do opowiedzenia, a i ja chcę się dowiedzieć, co się u was wydarzyło, odkąd opuściliście Norę.
Zeszli razem do kuchni, gdzie Hermiona wycelowała różdżką w palenisko. Natychmiast buchnął ogień, który złagodził surowość kamiennych ścian i ozłocił długi stół łagodnym blaskiem. Usiedli przy stole i Antares rozejrzała się wokół.
– Stworek! – zawołała.
Stary, zniedołężniały skrzat pojawił się obok.
– Panienka Black wzywała?
– Zrób nam coś do jedzenia, proszę. Moi przyjaciele wyglądają na głodnych.
Stworek natychmiast zabrał się do pracy. Gdy on trzaskał miskami i garnkami, Antares zapytała:
– Więc po weselu trafiliście prosto tutaj?
– Nie – odpowiedział Harry. – Schroniliśmy się później, dopiero po tym, jak natknęliśmy się na dwóch śmierciożerców w kafejce na Tottenham Court Road.
Zaśmiała się nerwowo.
– CO?!
– Teleportowałam nas do centrum Londynu – wyjaśniła Hermiona. – Przebraliśmy się i usiedliśmy w kafejce, by pomyśleć, co dalej i wtedy pojawiła się ta dwójka.
– Ale w jaki sposób tak szybko was znaleźli? Przecież nie można wyśledzić kogoś, kto się teleportował, chyba że złapie się go w chwili, gdy znika!
– I chyba trudno przypuszczać, że po prostu szli sobie ulicą i przypadkowo na nas się natknęli, prawda? – powiedział Harry.
– Zastanawialiśmy się – dodała Hermiona – czy Harry wciąż nie ma na sobie Namiaru.
– To niemożliwe – odparła Antares. Ron zrobił triumfalną minę, a Harry poczuł ulgę. – Zresztą, gdyby nawet tak było, to wiedzieliby też, że Harry jest tutaj, prawda? Nie mam pojęcia, w jaki sposób zdołali was dopaść na Tottenham Court Road, to bardzo niepokojąca sprawa, naprawdę bardzo niepokojąca. Chyba że...
Dla Harry'ego jej przypuszczenia były teraz najmniej ważne.
– Opowiedz nam, co się stało od czasu, jak uciekliśmy z wesela. Nie mieliśmy żadnych wiadomości, odkąd ojciec Rona powiadomił nas, że jego rodzina jest bezpieczna.
– No więc uratował nas Kingsley. Dzięki jego ostrzeżeniu większość gości weselnych zdołała się deportować, zanim oni się pojawili. No i ja zdążyłam wezwać swoich.
– To byli śmierciożercy czy ludzie z ministerstwa? – zapytała Hermiona.
– I ci, i ci, ale prawdę mówiąc, teraz to wszystko jedno. Było ich tam kilkunastu, ale nie wiedzieli, że ty tam jesteś, Harry. Próbowali ze Scrimgeoura wyciągnąć torturami, gdzie jesteś, zanim go zabili. Jeśli to prawda, to cię nie wydał.
Harry spojrzał na Rona i Hermionę; ich miny wyrażały tę samą mieszaninę zgrozy i ulgi, którą i on teraz odczuł.
– Następnego dnia śmierciożercy przeszukali Norę od piwnic po dach – ciągnęła. – Znaleźli ghula, ale nie odważyli się podejść bliżej... a potem całymi godzinami przesłuchiwali twoją rodzinę, Ron. Chcieli się dowiedzieć czegoś o tobie, Harry, ale, oczywiście, nikt nie pisnął pary z ust. W tym samym czasie, gdy rozwalili wesele, inni śmierciożercy wdarli się do wszystkich powiązanych z Zakonem domów. Nikogo nie zabili – dodała pospiesznie, uprzedzając pytanie – ale byli bardzo brutalni. Spalili dom Dedalusa Diggle'a, ale, jak wiecie, jego samego tam nie było. Rodzinę Tonks potraktowali Cruciatusem, chcąc się dowiedzieć, dokąd się po wizycie u nich udałeś. No, ale żyją, doznali głębokiego wstrząsu, to chyba oczywiste, ale żyją.
– A więc śmierciożercy przełamali jednak te wszystkie zaklęcia ochronne? – zapytał Harry z malującym się na twarzy przerażeniem.
– Musisz zdać sobie sprawę z tego, Harry, że śmierciożercy dysponują teraz całą potęgą ministerstwa. Mogą rzucać brutalne zaklęcia, nie bojąc się, że zostaną zidentyfikowani i aresztowani. Udało im się przełamać nasze wszystkie zaklęcia ochronne, a jak już wdarli się do środka, nie kryli się z tym, po co przyszli.
– A próbują chociaż usprawiedliwić stosowanie tortur, żeby się dowiedzieć, gdzie jest Harry? – zapytała Hermiona, a w jej głosie wyczuwało się napięcie.
– No... – zawahała się, po czym wyciągnęła z płaszcza złożony egzemplarz „Proroka Codziennego". – Masz – powiedziała, przesuwając gazetę po stole w stronę Harry'ego. – I tak wcześniej czy później sam byś się o tym dowiedział. Pod takim pretekstem cię poszukują.
Pierwszą stronę wypełniała fotografia Harry'ego oraz jej. Odczytał widniejący nad nią nagłówek:
POSZUKIWANI
W CELU PRZESŁUCHANIA
W SPRAWIE ŚMIERCI
ALBUSA DUMBLEDORE'A
Ron i Hermiona wydali z siebie okrzyki oburzenia, ale Harry nic nie powiedział. Odsunął od siebie gazetę, już wiedział, co będzie w środku. Tylko ci, którzy byli na szczycie wieży, kiedy zginął Dumbledore, wiedzieli, kto naprawdę go zabił.
– Więc ciebie też szukają – powiedział, jakby to najbardziej go obchodziło.
– Oczywiście... Voldemort wie, że jestem silna i mogę namieszać mu w planach.
– Więc śmierciożercy przejęli też kontrolę nad „Prorokiem Codziennym"? – zapytała ze złością Hermiona. – Ale ludzie na pewno zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje?
– Zamachu stanu dokonano gładko i po cichu. Oficjalna wersja głosi, że Scrimgeour po prostu podał się do dymisji. Zastąpił go Pius Thicknesse, który jest pod działaniem zaklęcia Imperius.
– Dlaczego Voldemort sam nie ogłosił się ministrem magii? – zapytał Ron.
Antares roześmiała się.
– Blaise zapytał o to samo. Widzisz, Ron, przecież nie musiał! Praktycznie i tak już rządzi, więc po co miałby siedzieć za biurkiem ministra? Jego marionetka, Thicknesse, zajmuje się codziennymi sprawami, a Voldemort może swobodnie planować działania zmierzające do zapanowania nad całym światem. Oczywiście wielu ludzi szybko się domyśliło, co naprawdę się stało. W ciągu paru ostatnich dni polityka ministerstwa radykalnie się zmieniła i krążą pogłoski, że za tym wszystkim stoi Voldemort. Ale to są tylko szeptem powtarzane plotki. Nikt już nie wie, komu można ufać, wszyscy boją się coś powiedzieć głośno, w obawie, że jeśli ich domysły są słuszne, pogrążą siebie i swoje rodziny. Tak, Voldemort bardzo sprytnie rozgrywa tę partię. Gdyby ogłosił się ministrem, mogłoby dojść do masowej rebelii, a pozostając w cieniu, wywołuje zamieszanie, niepewność i strach.
– A te radykalne zmiany w polityce ministerstwa – powiedział Harry – polegają również na tym, że ostrzega się cały czarodziejski świat przed nami, a nie przed Voldemortem, tak?
– Z całą pewnością i trzeba przyznać, że to mistrzowskie posunięcie. Teraz, kiedy Dumbledore nie żyje, to ty, Chłopiec, Który Przeżył, stałbyś się symbolem i przywódcą ruchu oporu przeciw Voldemortowi. A sugerując, że miałeś jakiś udział w śmierci Dumbledore'a, Voldemort nie tylko wyznacza cenę za twoją głowę, ale zasiewa wątpliwości i strach w tych, którzy na pewno by cię bronili. No i jestem ja. Po premierze książki Rity wszyscy wiedzą, że jestem prawnuczką Grindelwalda i mogłam chcieć zabić Dumbledore'a z zemsty, co nie jest kłamstwem. A tymczasem ministerstwo rozpoczęło walkę z czarodziejami urodzonymi w mugolskich rodzinach. – Wskazała na „Proroka Codziennego". – Popatrzcie na stronę drugą.
Hermiona przewróciła stronę gazety z taką odrazą, z jaką kiedyś przerzucała strony Tajemnic najczarniejszej magii.
– Rejestr mugolaków – przeczytała nagłos. – Ministerstwo Magii rozpoczyna przegląd tak zwanych mugolaków, aby lepiej zrozumieć, w jaki sposób poznali tajemnice magii. Ostatnie badania przeprowadzone w Departamencie Tajemnic dowodzą, że zdolności czarodziejskie mogą być przekazywane tylko dzieciom urodzonym z małżeństw czarodziejów. Tam, gdzie nie ma dowodów na pochodzenie z rodzin czarodziejskich, można śmiało przypuszczać, że tak zwani mugolacy są uzurpatorami, którzy zdobyli czarodziejskie zdolności, posługując się podstępem lub siłą. Ministerstwo jest zdecydowane położyć kres temu szkodliwemu procederowi i wzywa każdego tak zwanego mugolaka na przesłuchanie przed nowo powołaną Komisją Rejestracji Mugolaków.
– Ludzie na to nie pozwolą – stwierdził Ron.
– To już się dzieje – powiedziała Antares. – Już teraz, kiedy o tym mówimy, trwa polowanie na mugolaków.
– Ale niby jak oni mieli „zdobyć" czarodziejskie zdolności? – zapytał Ron. – To jakaś głupota, przecież gdyby można było je wykraść, to nie byłoby ani jednego charłaka, prawda?
– Wiem – odparła. – Ale jeśli nie udowodnisz, że masz choćby jednego krewnego czarodzieja, oskarżą cię o nielegalne nabycie zdolności czarodziejskich i zostaniesz ukarany.
Ron zerknął na Hermionę, a potem powiedział:
– A jeśli czarodziej czystej krwi albo mieszaniec przysięgnie, że mugolak jest członkiem jego rodziny? Powiem wszystkim, że Hermiona jest moją kuzynką...
Hermiona położyła rękę na jego dłoni i mocno ją ścisnęła.
– Dziękuję ci, Ron, ale nie mogłabym pozwolić, żebyś...
– Nie będziesz miała wyboru – żachnął się Ron, odwzajemniając jej uścisk. – Nauczę cię genealogii mojej rodziny, żebyś mogła odpowiedzieć na każde pytanie o swoje pochodzenie.
Hermiona zaśmiała się drwiąco.
– Ron, uciekamy z Harrym Potterem, najbardziej poszukiwaną osobą w całym kraju, więc moje pochodzenie chyba nie bardzo się liczy. Gdybym wróciła do szkoły, to co innego. Jakie są plany Voldemorta co do Hogwartu? – zapytała, zwracając się do Antares.
– Teraz każda młoda czarownica i każdy młody czarodziej mają obowiązek uczęszczania do szkoły. Ogłoszono to wczoraj. To zmiana, bo do tej pory nigdy nie było to obowiązkowe. Oczywiście prawie każdy ukończył Hogwart, ale rodzice mieli prawo nauczania dzieci w domu albo wysłania ich za granicę, jeśli taka była ich wola. W ten sposób Voldemort będzie miał wszystkich czarodziejów pod kontrolą już od młodych lat. Jest to też sposób na wyeliminowanie mugolaków, bo każdy uczeń musi najpierw otrzymać świadectwo Statusu Krwi, to znaczy musi udowodnić ministerstwu, że ma właściwe pochodzenie, zanim dostanie pozwolenie na naukę.
Harry poczuł obrzydzenie i gniew.
– To jest... to jest... – wymamrotał, poszukując odpowiedniego słowa, które by oddało to, co o tym myślał, ale Antares powiedziała cicho:
– Wiem. Snape będzie dyrektorem.
– CO? – zapytali razem, gdy Stworek postawił przed nimi talerze z zupą.
– Voldemort mu ufa – powiedziała. – Snape dopilnuje, by młode czarownice i młodzi czarodzieje uczyli się o odpowiednich wartościach.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego to on zabił Dumbledore'a – mruknął cicho Harry. – Chciał się przypodobać swojemu panu?
– Chyba nie o to chodziło – odparła cicho Antares, a by szybko zmienić temat, powiedziała o rozmowie sprzed chwili z Remusem. Nadal drżała na samą myśl o tym, aż jej knykcie pobielały od ściskania łyżki. – Czuję się źle, że nazwałam go tchórzem, ale... mam nadzieję, że tata lepiej mu to wytłumaczy, ja... po prostu tak bardzo się wściekłam. Nie pomogę pojąć, jak można chcieć opuścić własne dziecko bez wyraźnego powodu.
– Postąpiłbym tak samo – Harry starał się ją pocieszyć.
W ciszy kończyli zupę przygotowaną przez Stworka.
___
Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa. J.K. Rowling.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro