Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53. Siedmiu Potterów

Antares przeleciała spojrzeniem po członkach Zakonu Feniksa, przyglądających się jej z uwagą. Właśnie ostatecznie powtórzyli plan ewakuacji Harry'ego i teraz chwilowa cisza sprawiła, że w powietrze uniósł się lekki strach.

– Chodźmy – zarządziła Antares spokojnie. – Nie zwlekajmy. Co ma się stać, niech się stanie. Hagrid za chwilę dotrze na miejsce, więc lepiej, żebyśmy i my tam byli. Życzę wam powodzenia, może się przydać.

Wszyscy powoli zaczęli wychodzić. Najpierw Remus oraz Tonks, trzymający się za ręce, zaraz za nimi Syriusz, który poklepał córkę po ramieniu, zanim zniknął. Szalonooki Moody, podpierając się o laskę i dźwigający dwa ciężkie worki, wyszedł z domku przy jeziorze, kierując się za bramę, gdzie kończyły się bariery antydeportacyjne. Później wyszli Ron oraz Hermiona, uśmiechający się identycznie bliźniacy Weasley oraz ich brat Bill, który rozmawiał o czymś gorączkowo z Regulusem Blackiem. Antares pożegnała się z babcią oraz Narcyzą, a potem ona i Thomas skierowali się w stronę bramy, gdzie jako ostatni teleportowali się z głośnym „pop!".

– Wchodzić do środka! Szybko! – ponaglał wszystkich Moody. Hagrid zdążył się już wygrzebać z dawnego motoru Syriusza, a kilka trestali, które ze sobą przywiózł, nerwowo dreptało w miejscu.

– Nie spodziewałem się, że będzie was tylu! – powiedział Harry, jednocześnie radośnie ściskając Syriusza, gdy całą grupą wcisnęli się do domu przy Privet Drive 4 i ulokowali się w pustej kuchni.

– Zmiana planu – warknął Szalonooki. Jego magiczne oko wędrowało z oszałamiającą prędkością od ciemniejącego nieba po dom i ogród.

Wśród śmiechów i dogadywań usadowili się na krzesłach i czystych blatach albo oparli o lśniące czystością urządzenia kuchenne.

– Thomas, ty też tutaj? – zapytał Harry, ściskając jego dłoń.

– Zmusiła mnie – zażartował, kierując spojrzenie w stronę Antares, która podeszła już do okna, by zasłonić zasłony i dać im trochę prywatności.

– Hej, Harry, zgadnij! – krzyknęła, siedząca na zmywarce do naczyń Tonks, pokazując mu lewą rękę, na której błysnął pierścionek.

– Pobraliście się?! – wrzasnął Harry, przenosząc wzrok na Lupina.

– Szkoda, że nie mogło cię być na weselu, Harry. Ale było bardzo skromne.

– To wspaniała nowina, gratulu...

– No dobra, dobra, później będzie czas na pogaduszki! – powiedziała Antares i w kuchni zaległa cisza. – Musieliśmy zrezygnować z planu A. Przekabacili Piusa Thicknesse'a, co stworzyło poważny problem. Wydał rozporządzenie, że podłączenie tego domu do Sieci Fiuu, umieszczenie tu świstoklika albo teleportowanie się zostanie uznane za ciężkie przestępstwo. Niby po to, żeby cię chronić, żeby nie wdarł się tu Sam–Wiesz–Kto, a przecież wiadomo, że zaklęcie twojej matki już dostatecznie cię chroni. A naprawdę chodziło mu o to, żebyśmy nie mogli wyciągnąć cię stąd w bezpieczne miejsce. No i jest jeszcze jeden problem: jesteś niepełnoletni, a to oznacza, że nadal ciąży na tobie Namiar.

– Ja nie...

– Ale to i tak nic nie zmienia – ciągnęła. – Śmierciożercy już wiedzą, że to dzisiaj chcemy cię stąd przenieść, a to oznacza, że będę na nas czekać. Wszyscy jesteśmy gotowi na walkę i ty też musisz. Niemniej możemy wykorzystać mały element zaskoczenia.

– Jaki? – zapytał Harry.

– Po pierwsze skorzystamy z tych środków transportu, których Namiar nie może wykryć, bo nie wymagają wypowiadania zaklęć, z mioteł, testrali i motocykla Hagrida. Zaklęcie twojej matki przestanie działać albo w chwili, gdy osiągniesz pełnoletność, albo kiedy przestaniesz uważać to miejsce za swój dom. Twoja ciotka i twój wuj już stąd wyjechali, tak? Rozstaliście się w pełni świadomi, że już nigdy nie będziecie razem mieszkać, tak?

Harry skwapliwie kiwnął głową.

– Więc tym razem, kiedy stąd odejdziesz, odejdziesz raz na zawsze, nigdy już tu nie wrócisz, a to oznacza, że zaklęcie ochronne przestanie działać w chwili, gdy opuścisz ten dom. Wybraliśmy ten wariant, bo inaczej pozostawałoby nam tylko czekać, aż Sam–Wiesz– Kto porwie cię stąd w chwili, gdy skończysz siedemnaście lat. Ponieważ on już wie, że...

– Skąd niby to wie? – przerwał jej Harry i nagle zaległa w kuchni niespokojna cisza.

– To chyba oczywiste, że Snape mu powiedział – odparła Antares, na co Syriusz parsknął donośnie. – Nie było czasu, by zmienić daty, zresztą... Nikt tutaj się nie boi paru śmierciożerców. Oni nie wiedzą, gdzie chcemy cię przenieść. Wybraliśmy tuzin różnych domów i każdemu z nich zapewniliśmy szczelną magiczną ochronę. Każdy wygląda na taki, w którym moglibyśmy cię ukryć, każdy ma pewien związek z Zakonem: mój dom, dom Kingsleya, dom ciotki Muriel... no, chyba już wiesz, na czym polega ten wariant.

– Jasne – powiedział Harry, choć Antares wyczuła, że nie do końca szczerze, bo wciąż dostrzegał wielką lukę w tym planie.

– Zabieramy cię do domu rodziców Tonks. Kiedy już się znajdziesz w zasięgu zaklęć ochronnych, które na ten dom rzuciliśmy, będziesz mógł użyć świstoklika i przenieść się do Nory. Masz jakieś pytania?

–– Ee... tak. Może nie będą wiedzieli, do którego z tych dwunastu domów najpierw się udam, ale czy nie stanie się to oczywiste, jeśli... zaraz – szybko policzył głowy – jeśli czternaście osób poleci ze mną do domu rodziców Tonks?

– Ach, zapomniałam wspomnieć o elemencie zaskoczenia. Do domu rodziców Tonks nie polecimy wszyscy. Tej nocy wyleci stąd siedmiu Potterów, każdy z towarzyszem. I każda para skieruje się do innego domu.

Wyciągnęła buteleczkę wypełnioną eliksirem wielosokowym. Harry w końcu zrozumiał, na czym polegał plan.

– Nie! – krzyknął głośno. – Nie ma mowy!

– A nie mówiłam? – powiedziała Hermiona z nutką samozadowolenia w głosie.

– Jeśli myślicie, że pozwolę, by sześcioro ludzi ryzykowało życie...

– ...bo nikt z nas jeszcze tego nie robił – wtrącił Ron.

– Ale udawanie mnie to zupełnie co innego...

– Bez ryzyka nie ma zabawy – powiedzieli jednocześnie Syriusz, Fred i George, którzy wymienili spojrzenia, szczerząc się do siebie wzajemnie. Stojący obok Remus pacnął się w czoło.

– Nie możecie tego zrobić bez mojej zgody, no i musielibyście mieć kilka moich włosów.

– No i w tym miejscu nasz plan się wali, to fakt – powiedział George – bo przecież nie zdobędziemy paru twoich włosów bez twojej zgody.

– No jasne, jest nas tylko trzynaścioro na jednego faceta, któremu nie wolno użyć czarów, nie mamy szans – dodał Fred.

– Bardzo śmieszne – burknął Harry. – Chyba skonam ze śmiechu.

– Jeśli trzeba będzie użyć siły, to jej użyjemy – warknął Moody, a jego magiczne oko zadrgało lekko, gdy patrzył na Harry'ego. – Prócz ciebie, Potter, każdy tutaj jest pełnoletni i wszyscy są przygotowani na ryzyko.

– Harry, musisz nam zaufać – powiedział łagodnie Syriusz.

– Ale to czyste wariactwo, nie ma potrzeby...

– Nie ma potrzeby? Sam–Wiesz–Kto czyha na ciebie, mając po swojej stronie połowę ministerstwa, a ty mówisz, że nie ma potrzeby? Posłuchaj, dzięki darowi Antares wiemy, że nas zaatakują. Nie damy się zaskoczyć. Użycie twoich sobowtórów to nasza jedyna szansa. Nawet Sam–Wiesz–Kto nie potrafi rozszczepić się na siedem części – wyjaśnił ostro Moody.

Harry napotkał spojrzenie Hermiony i natychmiast popatrzył gdzie indziej. Zerknął na Rona, który zrobił minę typu „po-pro-stu-to-zrób-i-będzie-spokój".

Antares, nie myśląc za wiele, wyrwała kilka włosów z jego głowy, gdy nie patrzył i wrzuciła je go eliksiru. Harry, masując się po obolałym miejscu, spojrzał na nią z wyrzutem.

– Wybacz – powiedziała. – A teraz poproszę, żeby fałszywi Potterowie ustawili się tutaj w kolejce.

Ron, Hermiona, Fred, George, Regulus oraz Thomas stanęli w kolejce na środku pokoju i wypili eliksir wielosokowy, który przybrał już złotawy kolor. Wszyscy skrzywili się, z trudem odetchnęli i natychmiast zaczęli się zmieniać. Hermiona gwałtownie urosła, Ron, Fred i George skurczyli się, włosy im pociemniały, a czarne włosy Thomasa oraz Regulusa skróciły się, by sterczeć niesfornie w różnych kierunkach.

Tymczasem Moody rozwiązywał worki, które ze sobą przyniósł; kiedy się wyprostował, stało już przed nim sześciu Potterów. Każdy ciężko dyszał. Fred i George spojrzeli na siebie i jednocześnie krzyknęli:

– Super... jesteśmy identyczni!

– Tu mam dla każdego identyczne ubrania – rzucił Moody. – Nie zapomnijcie o okularach, każdy znajdzie parę w bocznej kieszeni. Kiedy się przebierzecie, weźcie plecaki i klatki z tego drugiego worka.

Sześciu Potterów w ciszy zaczęło się przebierać i przymierzać okulary.

– Wiedziałem, że Ginny łgała o tym tatuażu – powiedział Ron, spoglądając na swoją nagą pierś.

– Harry, masz naprawdę okropny wzrok – westchnęła Hermiona, zakładając okulary.

Już ubrani, fałszywi Potterowie zaopatrzyli się z drugiego worka w plecaki i klatki z wypchanymi śnieżnymi sowami.

– Znakomicie – orzekła Antares, kiedy stanęło przed nią siedmiu ubranych Potterów, każdy w okularach, z plecakiem i klatką. – A oto pary: Moody z Georgem...

– Jestem Fred– powiedział Harry, na którego wskazywała Antares. – Czy musisz nas mylić nawet wtedy, kiedy jesteśmy Flarrym?

– Wybacz, Fred...

– Ja tylko cię sprawdzałem, naprawdę jestem George...

Choć Antares westchnęła ciężko, nie powstrzymała szerokiego uśmiechu.

– Moody z Georgem na miotłach, Fred z Remusem też na miotłach. Hermiona pojedziesz z tatą na trestalu... – Hermiona wyraźnie się ucieszyła; nie miała zaufania do mioteł. – Ron i Tonks na miotłach, a ja i Thomas też na trestalu.

– A ty, Harry, ze mną. W porząsiu? – zapytał Hagrid z lekko zaniepokojoną miną. – Polecimy na motorze, trochę jestem przyciężki na miotły i testrale. Na siodełku ze mną byś się chyba nie zmieścił, więc załadujesz się do przyczepy.

– Wspaniale – mruknął Harry nie całkiem szczerze.

– Śmierciożercy na pewno myślą, że będziesz leciał na miotle – powiedział Moody, jakby czytał w jego myślach. – Snape miał mnóstwo czasu, żeby im o tobie opowiedzieć, więc jeśli ich napotkamy, można się śmiało założyć, że wybiorą tego Pottera, który czuje się dobrze na miotle.

– Odlatujemy za trzy minuty! – krzyknęła Antares. – Pośpieszmy się!

W ciemnym ogrodzie z tyłu domu Hermiona z pomocą Syriusza wskoczyła na trestala, pozostali trzymali w rękach miotły. Hagrid naciągnął gogle na oczy i usiadł na motocykl. Prawdziwy Harry upchał swoje rzeczy w przyczepie i usiadł obok niego. Antares wolnym krokiem podeszła do Moody'ego. Oboje spojrzeli sobie prosto w oczy i mocno uścisnęli dłonie.

– No dobrze – powiedziała Antares, pakując się na trestala. Thomas mocno objął ją ręką. – Gotowi? Wszyscy musimy wystartować dokładnie w tej samej chwili, bo inaczej cala ta sztuczka straci sens.

Wszyscy dosiedli mioteł.

Hagrid kopnął w pedał startera; motocykl ryknął jak smok, a przyczepa zaczęła dygotać.

– Powodzenia! – krzyknęła Antares. – Za godzinę zobaczymy się wszyscy w Norze. Liczę do trzech. Raz... dwa... TRZY!

Motocykl zaryczał jeszcze głośniej i poderwał się do góry. Trestal, na którym siedziała Antares, łagodnie podniósł się w powietrze. Miotły również wystrzeliły ku górze i zanim się obejrzeli, byli już tak wysoko, że Privet Drive zlało się z innymi ulicami.

Ciemnie postacie otoczyły ich znienacka. Przynajmniej trzydzieści zakapturzonych postaci otoczyło ich zewsząd. Posypały się pierwsze zaklęcia i Antares zdążyła tylko dostrzec, że motocykl oraz wielka postać Hagrida oddalają się.

– Confringo! – wrzasnął za jej plecami Thomas, celując w grupę śmierciożerców.

Zielone promienie zaklęcie śmigały im koło uszu. Antares kierowała trestalem, próbując unikać morderczych zaklęć, ale trestal wierzgał się niespokojnie. Wszyscy zdołali się już rozdzielić i teraz została sama z Thomasem oraz grupą atakujących iść śmierciożerców.

– Reducto! – wrzasnęła Antares i miotła jednego ze śmierciożerców rozpadła się na drobne kawałki, a siedzący na niej mężczyzna zaczął spadać z zawrotną prędkością, zanim zdołał się teleportować.

– Patrz! – wrzasnął Thomas.

Voldemort szybował ku nim, nie dosiadając miotły czy testrala, po prostu mknął w powietrzu jak strzęp dymu, jego twarz węża lśniła upiornie na tle ciemności, jego biała ręka unosiła różdżkę...

– Confringo! – wrzasnęli oboje, ale Voldemort umknął przed destrukcyjnymi promieniami.

– Cholera – mruknął Thomas. – Wie, że nie jestem prawdziwym Harrym!

Lord Voldemort jak i jego poplecznicy, zaczęli się oddalać.

– Nic teraz nie zrobimy – odparła Antares. – Najważniejsze, żeby Harry dotarł bezpiecznie do kryjówki. Szybciej – ponagliła trestala. – Długa droga przed nami.

Wylądowali w umówionym punkcie w domu nad jeziorem, gdzie Antares i Thomas, już we własnej postaci, pomachali krótko Ester oraz Narcyzie. Oboje chwycili starego krasnala ogrodowego i sekundę później porwał ich świstoklik. Bezpiecznie znaleźli się w Norze. Trzymając się za ręce, ruszyli w stronę domu.

W środku stłoczeni byli już wszyscy. Pani Weasley oraz Fred pochylali się nad rannym Georgem. Zaklęcie odcięło mu ucho. Gdy weszli do środka, tylko nieliczni się na nich obejrzeli. Remus jako jedynym odważył się podnieść różdżkę w ich stronę.

– Udowodnij, że wy to wy – powiedział.

– Pomagałam ci wybrać pierścionek dla Tonks, Remusie – odparła spokojnie, ostrożnie wkraczając do środka. – Jak się czujesz, Geroge? Słyszysz mnie, czy mam podejść bliżej? – zażartowała, a on zaśmiał się krótko.

– Dobrze, że wymyśliłem uszy dalekiego zasięgu – wymruczał i kilka osób parsknęło śmiechem.

– Moody nie żyje – oznajmił ponuro Syriusz, podchodząc bliżej córki. – George dostał od Snape'a zaklęciem i spadł. Moody chciał go ratować, ale pojawił się Voldemort i ten dźgnął go Avadą.

Antares westchnęła ciężko. Dopiero teraz zauważyła, że Tonks łkała cicho w chusteczkę; Antares wiedziała, że Szalonooki był jej bardzo bliski. To dzięki niemu została aurorem, a potem zawsze ją wspierał w ministerstwie. Hagrid, który siedział na podłodze w kącie pokoju, gdzie miał najwięcej miejsca, osuszał oczy swoją chusteczką wielkości obrusa.

Bill podszedł do kredensu i wyjął butelkę Ognistej Whisky i trzynaście szklaneczek.

– Bierzcie – mruknął i machnąwszy różdżką, posłał każdemu pełną szklankę. – Za Szalonookiego.

– Za Szalonookiego – powtórzyli wszyscy i wypili.

– Za Szalonookiego – powiedział chwilę później Hagrid i głośno czknął.

Ognista Whisky zapiekła w gardłach. Zdawało się, że wypala rozpacz targającą ich wnętrzności, przeganiając odrętwienie i poczucie nierzeczywistości, napełniając w zamian czymś, co można było nazwać odwagą.

– Wiedziałaś? – zapytała Tonks, patrząc jej prosto w oczy. – Wiedziałaś, że Moody dzisiaj umrze?

Antares poczuła się nieswojo pod dziesiątkami palących spojrzeń.

– Nie do końca – wymruczała. – Były jasne znaki, że śmierciozercy nas zaatakują. Widziałam i było też jasne, że Voldemort pojawi się osobiście. Uważaliśmy z Moodym, że on pomyśli, że najsilniejsze jednostki będą pilnować prawdziwego Harry'ego. Chyba najpierw pojawił się u nas.

– Gdy się zorientował, że nie może mi się wedrzeć do głowy, odleciał – wyjaśnił Thomas.

– Co do Moody'ego, sprawa jest bardziej skomplikowana – ciągnęła Antares. – Wczoraj wieczorem, gdy z nim rozmawiałam, wyjawiłam mu, że niektóre z moich wizji mogą świadczyć, że ktoś umrze dzisiejszej nocy. Przysięgam ci, Tonks, że nie wiedziałam, że chodzi o niego.

Tonks pokiwała głową, prosząc jeszcze Billa, by dolał jej Ognistej.

– Musimy znaleźć ciało Szalonookiego – powiedział Remus.

– Czy to nie może... – zaczęła pani Weasley, spoglądając na Lupina przerażonym wzrokiem.

– Zaczekać? – skończył za nią Bill. – Nie, jeśli nie chcemy, by porwali je śmierciożercy.

Nikt już nic nie powiedział. Lupin, Regulus i Bill pożegnali się i wyszli.

Reszta porozsiadała się, gdzie kto mógł, tylko Harry ciągle stał, więc Antares klepnęła go w ramię.

– Nawet o tym nie myśl – powiedziała.

– Ja też muszę stąd odejść – odparł, jakby chcąc zrobić jej na złość. Dziesięć par oczu spojrzało na niego ze zdumieniem.

– Nie bądź głupi – powiedział Syriusz. – Co ci przyszło do głowy?

– Nie mogę tu zostać – powtórzył, pocierając czoło. – Dopóki ja tu jestem, wszyscy jesteście zagrożeni. Nie chcę...

– Powtarzam, nie bądź głupi! Cały plan polegał na tym, żeby cię tu bezpiecznie przenieść, i dzięki Bogu się udało. A Fleur zgodziła się wziąć ślub z Billem tutaj, a nie we Francji, wszystko już zorganizowane, możemy tu wszyscy spokojnie siedzieć i pilnować ciebie...

– Jeśli Voldemort się dowie, że tutaj jestem...

– A niby jak? – zapytała pani Weasley.

– Jest tuzin bezpiecznych miejsc, w których mógłbyś teraz być, Harry – powiedział Thomas – a on nie wie, w którym, i nie ma sposobu, by się dowiedział.

– Nie o siebie się boję!

– Przecież wiemy – powiedział spokojnie Syriusz – ale jeśli stąd odejdziesz, to wszystko, co tej nocy zrobiliśmy, okaże się trochę bezsensowne.

– Nigdzie się stąd nie ruszysz – zagrzmiał Hagrid. – Cholibka, Harry, po tym wszystkim, co żeśmy dla ciebie zrobili?

– No właśnie, chciałbyś, żebym na darmo stracił ucho? – zapytał George, unosząc się na poduszkach.

– Wiem, że...

– Szalonooki na pewno by tego nie chciał – powiedział Syriusz.

– WIEM! – ryknął Harry.

Znowu zapadło milczenie, podczas którego Harry jeszcze raz potarł swoją bliznę i dopił resztki Ognistej ze swojej szklanki.

– Poczekaj, aż wyjdzie na jaw, że znowu tego dokonałeś, Harry – odezwał się Hagrid. – Nie dałeś mu się, przywaliłeś mu, chociaż już prawie cię miał!

– To nie ja – powiedział stanowczo Harry. – To moja różdżka. Działała sama, ja nią nie kierowałem.

– Harry, to przecież niemożliwe – powiedziała po dłuższej chwili Hermiona. – Na pewno rzuciłeś zaklęcie machinalnie, działałeś instynktownie.

– Nie. Motocykl spadał, nie miałem pojęcia, gdzie jest Voldemort, ale różdżka sama obróciła mi się w ręku, odnalazła go i strzeliła zaklęciem. Ja w ogóle tego zaklęcia nie znam, z mojej różdżki jeszcze nigdy nie wystrzelił złoty promień.

– Często – odezwał się pan Weasley – kiedy się jest w bardzo trudnej sytuacji, można wyczarować coś, o czym nigdy nawet się nie pomyślało. Tak się zdarza z małymi dziećmi, zanim się nauczą...

– Nie, to było coś zupełnie innego – powiedział Harry przez zaciśnięte zęby.

Antares postukała się palcem po brodzie i przenikliwie spojrzała na Harry'ego.

– Chodźmy się przejść, Harry – powiedziała, wyciągając go na dwór. Kiedy przechodzili przez ciemne podwórko, wielki testral podniósł głowę, zatrzepotał nietoperzymi skrzydłami i ponownie zaczął szczypać trawę. Zatrzymali się przy bramie wiodącej do ogrodu.

– Wierzysz mi, prawda? – zapytał. – Że to nie ja?

Nagle, jak grom z nieba, Harry zacisnął powieki i złapał się za głowę. Kolana się pod nim ugięły, więc Antares chwyciła go pod ramię i cierpliwie czekała, aż Harry ponownie otworzy oczy. Gdy ich spojrzenia w końcu się skrzyżowały, dyszał ciężko, a twarz oblał mu pot.

– Voldemort ma Ollivandera – wydyszał. – On polecił mu, by Voldemort użył innej różdżki, co zrobił dzisiejszej nocy, ale różdżka ojca Teodora i tak pękła! Voldemort uważa, że Ollivander go okłamał.

– Mówili coś jeszcze? – zapytała spokojnie Antares.

– Nic więcej nie widziałem – odpowiedział. – A, ja naprawdę nie wiem... Dumbledore mówił, że między mną a Voldemortem jest wyjątkowa więź. Może dlatego to wszystko... Przysięgam, że dzisiaj... Naprawdę nie rozumiem, co się stało.

– Ja też jeszcze wiele rzeczy nie rozumiem, Harry – odparła, puszczając jego ramię. – Trzeba będzie dowiedzieć się, co się dzieje, ale tymczasem... Posłuchaj, zostań do ślubu Billa i Fleur, do twoich siedemnastych urodzin, by namiar zniknął, a potem... Potem będziesz mógł iść robić, co uważasz za słuszne. I weź ze sobą Rona o Hermionę. Ona już od tygodni przygotowuje się do tej wyprawy.

– Ale...

– Nie ma żadnych „ale", Harry. Wyruszenie w tym momencie byłoby bardzo nierozsądne. Śmierciożercy i Voldmeort pewnie nadal poszukują miejsc, w których mógłbyś się skryć. Należy poczekać, aż sprawa trochę ucichnie. Poza tym muszę ci powiedzieć o paru rzeczach, ale... Ale to jutro, dobrze, Harry? Wszyscy zasłużyliśmy na odpoczynek.

Harry przytknął niepewnie i oboje wolnymi krokami skierowali się w stronę domu. W środku usiedli obok Syriusza, który otoczył ich rękoma i Antares poczuła, że Harry nagle zmienił zdanie co do swoje ucieczki. Miała pewność, że jej przyjaciel pozostanie w Norze. Przynajmniej na razie.

____

W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa J.K. Rowling.

W niedzielę pojawi się bonusowy rozdział ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro