47. Rita Seekter zawsze gotowa do akcji
Antares spędziła święta w Hogwarcie z Draco, Dafne, Teodorem oraz Blaisem tak, jak im obiecała. Harry, Ron i Hermiona, jak większość uczniów, wróciła do domów, do swoich rodzin. Czasy były niepewne. Nie można było przewidzieć, czy następne święta będzie można spędzić z bliskimi.
Tak więc przez kilka dni Ślizgoni mieli Hogwart tylko dla siebie. Drugiego dnia świąt urządzili małą bitwę na śnieżki, po której Draco i Blaise trafili do Skrzydła Szpitalnego z przeziębieniem. Odrobina wolnego czasu pozwoliła Antares na spokojne oddanie się eliksirowi. Ostatnia pomoc Snape'a bardzo ułatwiła jej pracę. Czuła, że rozwiązanie jest na wyciagnięcie ręki.
– A ty, dokąd? – zapytał Draco przedostatniego dnia ferii, gdy w szkole nadal nie było uczniów. Antares zeszła do Pokoju Wspólnego ubrana w płaszcz oraz czapkę.
– Mam spotkanie w Trzech Miotłach – wyjaśniła. – Chcecie iść ze mną?
– I niby jak się tam dostaniesz niezauważona? – zapytał Blaise z lekkim rozbawieniem, że w ogóle przyszło jej to do głowy.
– Huncwoci mają swoje sposoby. To idziecie?
Ponieważ brzmiało to ekscytująco, jej przyjaciele ubrali cieplejsze ubrania i po cichu poszli z nią do posagu garbatej czarownicy na trzecim piętrze, w którą Antares stuknęła różdżką. Jej garb otworzył się i poleciła im wejść do środka, co uczynili niepewnie. W bladym świetle różdżek przewędrowali chłodnym korytarzem, na końcu którego Antares narzuciła na wszystkich zaklęcie kameleona.
– To Miodowe Królestwo – szepnął piskliwe Teodor.
– Musimy się wydostać na zewnątrz – odparła. – Powoli chodźmy na górę i... au, moja stopa!
– Wybacz – mruknął Blaise.
Ponieważ było jeszcze dość wcześnie, Miodowe Królestwo nadal było otwarte. Niezauważani weszli na główną ulicę, gdzie Antares zdjęła z nich zaklęcie. W piątkę poczłapali do Trzech Mioteł, gdzie było tłoczno oraz gwarno, a przy jednym ze stolików siedziała dobrze wszystkim znana postać. Rita Skeeter pomachała do nich ochoczo.
– Witajcie, witajcie! – powiedziała uradowana. Policzki jej się zaczerwieniły, prawdopodobnie od drinka, który wypiła. Przed nią stała pusta szklanka z wisienką na dnie. – Ale się was zebrało. O czym będzie tym razem pisać? Zakładam, że o panu Malfoyu. Już widzę ten nagłówek „Draco Malfoy szczerze o rodzinnych perypetiach" i ten podtytuł: „Jak zwykły nastolatek radzi z sobie reżimem Sami–Wiecie–Kogo".
Draco, który pobladł nagle, spojrzał szybko na Antares.
– Nie martw się, Draco. Zostawiamy naszą rodzinę w spokoju.
– Och... – powiedziała smutno Rita, która już wyciągnęła ze swojej torebki notatnik oraz pióro. – To po co tu przyszłam? Czyżby Syriusz Black zgodził się opowiedzieć swoją historię. Nie chcę nic mówić, ale z tego byłaby bardzo dobra książka.
– Twoje chęci do szukania wymyślnych tematów ciągle mnie zaskakują, Rita – westchnęła ciężko Antares, co reporterka uznała za spory komplement. – Ale to nadal nie ta sprawa. Posłuchaj, chcę, żebyś napisała artykuł, ale to nie będzie taki zwykły artykuł.
– Masz moją uwagę – powiedziała Skeeter, nachylając się ku niej.
– Chcę, żebyś napisała o Voldemorcie.
Dafne zachłysnęła się powietrzem tak głośno, że kilka osób obejrzało się na nich, a może spowodował to hałas, który wywołała noga Rity w momencie zderzenia się ze stołem.
– Oszalałaś? – warknęła cicho. – Chcesz, żeby mnie zabili? Rozumiem drobne igraszki, wywiad z Potterem, ale to... Przesada. Prorok nigdy tego nie wydrukuje. Zwłaszcza teraz! Poplecznicy Voldemorta spaliliby całą redakcję!
– Antares, to nie jest dobry pomysł – powiedział cicho Teodor. – Jeśli się dowie...
– No i po co tak krakać – przerwała mu. – W mojej skromnej opinii to bardzo dobry pomysł. Chcecie wiedzieć, dlaczego?
– Oświeć nas – mruknął Draco.
– Musimy sprawić, żeby morale śmierciożerców trochę podupadły. Oni słuchają Voldemorta, bo uważają mugoli za nędzne robaki. Brzydzą się ich krwią. Pewnie poczuliby się zawiedzeni, gdyby się okazało, że ich ukochany Czarny Pan jest półkrwi.
Rita, która jeszcze przed chwilą była przerażona, nagle spoważniała. Przysunęła bliżej siebie notes oraz pióro.
– Naprawdę? – zapytała, poprawiając swoje paskudne okulary. – A to sensacja. Śmierciożercy pewnie by się oburzyli, gdyby się dowiedzieli, że służą mieszańcowi.
Zaczęła zapisywać pierwsze przemyślenia, nie zważając na nic.
– Antares, to igranie z ogniem – powiedziała Dafne, mocno ściskając czapkę w dłoniach. – Śmierciożercy zabiją Ritę albo nawet sam Sama–Wiesz–Kto to zrobi.
Rita została przebudzona ze swojego transu przez te słowa. Jej przenikliwe spojrzenie utkwiło znów w Antares.
– Prorok tego nie puści – powtórzyła Rita.
– Nie, jeśli zrobimy, jak powiem – ciągnęła spokojnie Antares. – Prorok opublikuje tylko jeden artykuł, a właściwie informację, że wspaniała dziennikarka Rita Skeeter otwarła własną redakcję, a jej nowa gazeta o nazwie „Przegląd Prawdy", będzie się ukazywać raz w tygodniu.
– Średnio podoba mi się ta nazwa – mruknęła.
Antares ją zignorowała.
– Twoje nazwisko przyciągnie czytelników. Obmyśliłam wszystko z moim chłopakiem. Po opublikowaniu artykułu da ci schronienie, zresztą wierzę, że sama byś sobie znakomicie poradziła. Po prostu twoje nazwisko zwróci uwagę na Przegląd Prawdy, tym samym docierając do najbardziej pożądanych odbiorców, czyli śmierciożerców.
Rita poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu.
– Co, jeśli mnie dorwą?
– Takie życie dziennikarza.
– Nie podoba mi się to – mruknął Blaise, rozglądając się po lokalu, jakby obawiając się, że ktoś ich podsłuchuje, być może jakiś szpieg Voldemorta, który wszystko wyjawi swojemu panu.
– Zgódź się, a dam jeszcze jeden temat – obiecała Antares. – Wiem, że uwielbiasz oczerniać ludzi, dlatego to będzie o kimś, kogo wszyscy szanują i wielbią.
Rita wydała się zainteresowana, zresztą nie tylko ona. Draco, Dafne, Teodor i Blaise pochylili się nad stołem, by lepiej słyszeć.
– W porządku – zgodziła się w końcu Rita, ustawiając notes i samo notujące pióro na stoliku. – To, co powinnam wiedzieć na temat Sami–Wicie–Kogo?
Antares odpowiadała na jej pytania przez dobrą godzinę, nie pomijając żadnych szczegółów oraz powtarzając niektóre rzeczy po dwa razy, by wszystko było jasne. W miarę opowieści Rita coraz szerzej wybałuszała oczy w zszokowaniu oraz podnieceniu na gorący temat.
– Powinniśmy się zbierać – zauważyła Dafne, gdy historia dobiegła końca. – Zaraz nam zamkną sklep.
– Rzeczywiście, już późno – powiedziała Antares, wkładając na siebie płaszcz. – Mam nadzieję, że jesteś zadowolona.
– To mało powiedziane – mruknęła Rita, przeglądając zapiski. – Czekaj... A mój obiecany drugi temat?
Antares położyła przed nią zapieczętowaną kopertę.
– Mój chłopak się do ciebie odezwie. Miłej wizyty w Dolinie Godryka – rzuciła, jeszcze zanim wyszła wraz z przyjaciółmi na chłodną ulicę, gdzie mocniej opatuliła się płaszczem i narzuciła na wszystkich zaklęcie kameleona.
W drodze do szkoły towarzyszyła im dźwięcząca cisza. Chyba żadne z jej przyjaciół nie było przekonane, co do planu Antares. Gdy w końcu znaleźli się bezpiecznie w murach zamku, odetchnęli z wyraźną ulgą.
– Idźcie powoli i uważajcie na Filcha – powiedziała Antares.
– A ty? – zapytała Dafne.
– Muszę porozmawiać z Dumbledorem na jeden temat.
I bynajmniej nie chodziło o wywiad z Ritą Skeeter.
* * *
Rozpoczął się nowy semestr. Do Hogwartu wrócili uczniowie i znów na korytarzach zrobiło się gwarno oraz tłoczno. Wrócił stary rytm. Antares wyczekiwała dnia, w którym ukaże się wiadomość na temat nowego magazynu Rity i rzeczywiście któregoś poranka reporterka mrugała do niej z szóstej strony Proroka Codziennego, obwieszczając rewolucję dziennikarską oraz temat roku na temat życia Sami–Wiecie–Kogo.
– Wiedziałaś o tym? – zapytał Harry.
– Oczywiście – powiedziała dumnie. – Nie mogę się doczekać, aż wszyscy się dowiedzą prawdy o nim.
– Ale Antares! – Harry nagle wydał się jej oburzony. – Dumbledore mówił mi to wszystko w zaufaniu. Obiecałem, że powiem tylko tym, którym ufam najbardziej. Wymieniłem w tych osobach ciebie. Stracę jego zaufanie, jeśli...
– Nic nie stracisz, Harry – powiedziała spokojnie, kładąc mu ręce na ramionach. – Robię to dla nas wszystkich.
– Ale Dumbledore...
– Porozmawiam z nim, jeśli tak bardzo ci zależy, ale gwarantuję, że on nie będzie zły.
– W porządku – przytknął Harry. – Ale zrób to teraz.
Antares przytknęła i poszła do gabinetu dyrektora, gdzie Harry osobiście ją odprowadził. Kręte schody doprowadziły ją pod drzwi, w które zapukała. Słysząc krótkie zaproszenie, weszła do środka.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała, gdy Dumbledore spojrzał na nią znad okularów połówek. – Harry bardzo chciał, bym z panem porozmawiała na jeden temat.
– Słucham, jak mogę ci pomóc? – zapytał, wskazując na fotel przed sobą.
– Chodzi o to nowe pisemko Rity Skeeter. To ja jej powtórzyłam to, co pan odpowiadał Harry'emu. Rita zdradzi światu całą historię Lorda Voldemorta, wystawiając go na pośmiewisko. Harry uważa, że będzie pan na niego zły, bo miał powtórzyć informacje tylko zaufanym osobom, a ja...
– Miałaś powód, by zrobić te rzeczy – dokończył za nią spokojnie dyrektor, nie okazując złości czy zdenerwowania. – Zakładam, że otrzymałaś odpowiednie znaki z przyszłości, by tak postąpić. Lord Voldemort będzie musiał się więc zmierzyć z prawdą o sobie oraz swoim pochodzeniu, którego się wstydzi.
– Nie będzie pan zły na Harry'ego? – dopytywała.
– Nie, nie będę. Wręcz uważam, że czarodziejski świat powinien znać prawdę na temat Toma Riddle'a, który jest takim samym człowiekiem jak wszyscy, tylko trochę bardziej uzdolnionym. Pokazuję Harry'emu przeszłość Toma, badamy ją i analizujemy, by móc w przyszłości szukać jego horcruxów.
– Więcej niż jeden – szepnęła cicho Antares.
Dumbledore uśmiechnął się do niej słabo.
– Voldemort posunął się do strasznych rzeczy, do rzeczy, o których twój pradziadek nigdy by się nie zwrócił. To czyni go niebezpieczniejszym i bardziej nieprzewidywalnym. Voldemort nie dąży już tylko do władzy, ale również do nieśmiertelności. Wszystko po to, by panować wiecznie.
– Uważa pan, że uda się znaleźć wszystkie cząstki jego duszy?
– Mam taką nadzieję – powiedział Dumbledore. – Na razie mam tylko swoje przypuszczenia.
– A ja mam swoje – odparła Antares, pocierając czoło. – Ale chyba równie niepewne, co pańskie. Zwykłe poszlaki i tropy. Głównie bazuję na tym, co odpowiada pan Harry'emu. Ciekawi mnie... Skoro Voldemort wie, że Regulus żyje i jest jedynym człowiekiem, który zna prawdę o jego horcruxa to... uważa pan, że Voldemort będzie chciał je przenieść?
– Nie możemy mieć pewności – odpowiedział Dumbledore, opierając się wygodnie o swój fotel i krzyżując ręce na brzuchu. Jego czarna dłoń wyglądała coraz gorzej. – Z jednej strony Voldemort wie, że Regulus odkrył tylko jedną z cząstek jego duszy i być może dojdzie do wniosków, że nikt w ogóle nie pomyśli, by ktokolwiek mógłby się pokusić o stworzenie większej ilości. Ale Voldemort nie jest głupi i, co ważniejsze, wie, że ja nie jestem. Być może w końcu, dla własnego bezpieczeństwa, przeniesie część i ukryje przy sobie lub w nowym miejscu.
Portrety dawnych dyrektorów przysłuchiwały się wszystkiemu z uwagą, a przyglądali się Dumbledore'owi z należytym szacunkiem (wszyscy oprócz Fineasa Blacka, który wyglądał na znudzonego). Faweks siedział na swoim miejscu i piszczał cicho, wymachując swoimi skrzydłami.
– Albo stworzy nowe – szepnęła Antares.
– Istnieje takie prawdopodobieństwo – przytknął Dumbledore. – Ale mam nadzieję, że Voldmoert nie pokusi się o kolejne horcruxy. Jego dusza jest już wystarczająco rozbita, z czego zdaje sobie sprawę.
– Szaleńcy nie myślą logicznie. Zrobią wszystko, by dopiąć swego, co zaplanowali. Nie można oczekiwać od Voldemorta zbyt wielkiej logiki. Harry uciekł mu już wystarczającą ilość razy, by był wściekły na taki obrót spraw. A jak dobrze wiemy, negatywne emocje sprawiają, że można się potknąć.
– Czasami nawet ktoś dobrze rozplanowany się potknie – zauważył Dumbledore i klasnął w ręce. – No, ale to chyba temat na inną rozmowę. Nie jestem zły na ciebie ani na Harry'ego. Mam nadzieję, że to jasne. Jesteś mądrzejsza niż ja, Antares. Udowodniłaś to już wiele razy.
– To tylko odrobina Ślizgońskiego sprytu – wyjaśniła, kierując się ku drzwiom. – Do widzenia, profesorze.
– Powodzenia na dzisiejszej lekcji teleportacji – rzucił ku niej dyrektor, zanim wyszła i zniknęła na krętych schodach, by rozpocząć kolejny dzień.
Miesiące mijały. Po artykule Rity Skeeter przez kilka tygodni dziwnie szeptano na korytarzach, ale to w Pokoju Wspólnym Ślizgonów najwięcej spekulowano na ten temat. Kto mądrzejszy chodził do biblioteki, by popatrzeć w kronikach na zdjęcia młodego Toma Riddle'a, kto głupszy po prostu nie wierzył w te brednie.
Lekcje teleportacji odbywały się raz w tygodniu w Wielkiej Sali, gdzie zbierali się całym rocznikiem. Harry nadal był najlepszy w eliksirach, czym zachwycał profesora Slughorna, który wręcz się nad nim rozpływał. Hermiona nadal nie potrafiła przeboleć faktu, że Harry korzysta z pomocy jakiejś nieznanej osoby i postawiła sobie za punkt honoru, by dowiedzieć się, kim jest tajemniczy Książę Półkrwi.
– Muszę z wami porozmawiać – rzuciła dziarsko podczas śniadania, gdy Antares właśnie przechodziła obok, chcąc się z nimi podzielić nowinkami na temat jej wynalazku.
– O czym? – zapytał podejrzliwie Ron.
– O tak zwanym Księciu Półkrwi.
Antares bez słowa usiadła obok nich.
– Och, nie znowu – jęknął Harry. – Mogłabyś, proszę, przestać?
– Nie przestanę – powiedziała sztywno Hermiona – dopóki mnie nie wysłuchasz. Starałam się odkryć, kto mógł mieć zabawę wymyślając te wszystkie zaklęcia.
– On sobie tak tylko żartował...
– On, on... kto mówi, że to on?
– Już to przerabialiśmy, Hermiono – powiedział Ron, jednocześnie wywracając oczami. – To Książę Półkrwi... książę.
– Dobra! – powiedziała Hermiona, a czerwone plamy rozpaliły jej policzki, kiedy wyciągnęła z kieszeni bardzo starą stronę z gazety i trzasnęła nią o stół przed nimi. – Spójrzcie na to! Spójrzcie na zdjęcie!
Antares zerknęła na fotografię, na której widniała koścista dziewczyna. Stawiała, że miała około piętnastu lat. Pod fotografią był podpis: Eileen Prince, Kapitan Drużyny Gargulkowej w Hogwarcie.
– Więc? – powiedział Harry, przeglądając krótką informację do zdjęcia.
– Miała na imię Eileen Prince. Prince, Harry.
Spojrzeli na siebie i Antares zrozumiała, co Hermiona chce powiedzieć. Zresztą, nie tylko ona. We trójkę wybuchnęli śmiechem, od czego Hermionie poczerwieniały uszy.
– Nie ma mowy.
– Co?
– Myślisz, że ona jest Pół–Krwi... Och, daj spokój.
– Cóż, dlaczego nie? Harry! Nie ma żadnych prawdziwych książąt w świecie czarodziejów! To jest czyjaś ksywka, zmyślony tytuł, który ktoś sam sobie nadał, albo jego prawdziwe nazwisko, czyż nie? Nie, posłuchaj! Jeżeli powiedzmy, jej ojciec był czarodziejem, którego nazwisko brzmiało „Prince" a jej matka była mugolką, to by zrobiło z niej „pół krwi Księcia"!
– Taa... Bardzo pomysłowo, Hermiono... – mruknął Ron, wracając do przerwanego śniadania.
– Ale to możliwe! Może była dumna z bycia pół Księciem!
– Posłuchaj, Hermiono, mogę ci powiedzieć, że to nie jest dziewczyna. Po prostu mogę – Harry upierał się przy swoim.
– Prawda jest taka, że nie uważasz, żeby dziewczyna mogła być wystarczająco mądra – powiedziała gniewnie Hermiona.
– Jak mógłbym przyjaźnić się z tobą i Antares przez pięć lat i uważać, że dziewczyny nie są mądre? – powiedział Harry, obruszony tym. – To sposób, w jaki on pisze. Po prostu wiem, że Książę to facet. Mogę powiedzieć. Ta dziewczyna nie ma z tym nic wspólnego. Gdzie to w ogóle znalazłaś?
– W bibliotece – powiedziała przewidywalnie. – Jest tam cała kolekcja starych Proroków. Cóż, zmierzam znaleźć coś więcej na temat tej Eileen Prince, jeżeli zdołam. Chyba, że wyjątkowo milcząca Antares potwierdzi moje przewidywania.
Antares, która do tej pory siedziała cicho, odchrząknęła krótko. Hermiona była w bojowym nastroju. Szkoda byłoby jej podpaść.
– Póki nie mamy wystarczających dowodów, że to ona, nie ma co spekulować – wymamrotało.
– A nie dałoby się spojrzeć w przyszłość, by zobaczyć...
– To tak nie działo, Hermiono. Poza tym śmiesznie się patrzy, jak jesteś zazdrosna, że Harry robi coś lepiej od ciebie. Co prawda z czyjąś pomocą, ale... Nie patrz tak na mnie, Hermiono.
– To ty wiesz, kim jest Książę Półkrwi? – zdziwił się Harry. Ron po raz kolejny przerwał spożywanie śniadania. – Wiedziałaś przez cały ten czas? I mi nie powiedziałaś?
– No myślałam, że to oczywiste i że sami zorientujecie się prędzej, ale...
– Po prostu powiedz, kto to – wydusił z siebie Ron, bo w ustach ciągle miał jajecznicę oraz kawałek chleba, które przełknął z trudnością.
– Och, nie, nie będę odbierać Harry'emu chwały, a Hermionie sposobności do przesiadywania w bibliotece.
Roześmiana odeszła od nich, by udać się na swoje zajęcia.
____
W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Książę Półkrwi" autorstwa J.K.Rowling.
W przyszłym tygodniu będą same ważne rozdziały :o
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro