Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Nicholas Flamel

Następnego dnia Antares dała Malfoyowi srogą reprymendę na środku Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Powoli zaczynano dostrzegać, że była jedyną, która potrafiła zaradzić na jego chamskie odzywki i wygórowane ego. Nie udało jej się porozmawiać z Harrym, Ronem i Hermioną aż do zajęć z zielarstwa, gdzie zbili się w czwórkę przy jednej grządce.

– Ja też to zauważyłam – szepnęła Hermiona. – Tam była klapa. Ten pies czegoś pilnuje.

– Nie czegoś – odszepnął Harry. – A paczuszki, którą Hagrid wyjął ze skrytki w banku Gringotta. Byłem przy tym. To na pewno musi być to!

Antares wysłuchała w skupieniu, co Harry miał do powiedzenia. Do końca zajęć zastanawiali się, co może wymagać aż takich zabezpieczeń. W końcu Hermiona prychnęła głośno i ostrzegła ich, by lepiej zajęli się własnymi sprawami, bo inaczej ich wyleją, co Ron skomentował wymowną miną.

Z tego, co zauważyła Antares, Hermiona rzadko się do nich odzywała. Najwyraźniej panna Granger uznała, że przyjaźń z kimś, kto ciągle wybiera tarapaty, nie jest warta zachodu. Jej wszechwiedzące miny, powoli zaczynały wkurzać nawet Antares.

Wychodzili już z cieplarni, gdy Ślizgonka zwróciła się do Harry'ego.

– Słyszałam, że dostałeś miotłę. Draco mi powiedział. Z zazdrości aż cały poczerwieniał! Więc będziesz grać w drużynie Gryfonów?

– Jako szukający – powiedział Harry. – Po południu mam trening z Woodem. Naprawdę nie wiem, czy dam radę. Dopóki nie przyjechałem do Hogwartu, nie wiedziałem co to quidditch, a nagle wszyscy mówią, że mam talent. Na pewno zrobię z siebie pośmiewisko.

– Na pewno nie! – zaprzeczyła natychmiast Antares. – Chodźcie, pokaże wam coś!

I pobiegła do zamku, a Harry i Ron niepewnie ruszyli za nią. Dotarli do Izby Pamięci, z którą jeszcze kojarzyły się im niemiłe wspomnienia. Antares podbiegła do jednej z gablot i pokazała na duży, złoty puchar przyznany Gryfonom w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym ósmym za wygranie rozgrywek w quidditchu. Na złotej tarczy pod spodem wypisano wszystkich członków drużyny. Przy kapitanie dumnie widniało „James Potter".

Harry i Ron uśmiechnęli się w tym samym czasie.

– Na pewno nie zrobisz z siebie pośmiewiska – powtórzyła Antares.

– Wiesz, jesteś całkiem miła jak na Ślizgonkę – stwierdził Ron.

– A wy całkiem znośni jak na Gryfonów – odparła, co we trójkę ich rozbawiło.

* * *

W końcu nadeszła Noc Duchów i cały Hogwart wyczekiwał wieczornej kolacji i tylko Antares zdawała się martwić o Hermionę. Podsłuchała, jak Parvatil Patil opowiadała Lavender Brown, że Hermiona ryczy w łazience i nie chce nikogo widzieć. Podejrzewała, że panna Granger poczuła się urażona słowami Rona, który dość nietaktownie wyraził się o niej po zajęciach z zaklęć.

Hermiona opuściła kilka lekcji i nie pojawiła się też na kolacji.

Dekoracje oraz wspaniałe jedzenie przyćmiły na chwilę mózg Antares. Gdy profesor Quirrell wpadł do Wielkiej Sali, informując, że w lochach grasuje troll, szybko powróciło jej trzeźwe myślenie. Gdy zaczęto zaprowadzać uczniów do pokojów wspólnych, dobiegła do Harry'ego i Rona.

– Ona nic nie wie! – zawołała.

– Kto? – zapytał głupio Ron.

– Hermiona! Musimy ją znaleźć i powiadomić o trollu.

– Ona ma rację – zgodził się Harry.

Niezauważeni przecisnęli się między Puchonami i pobiegli do łazienki dla dziewczyn. Uskoczyli w bok korytarza, słysząc szybkie kroki. Snape przebiegł przez korytarz i zniknął im z oczu.

– On idzie na trzecie piętro – zauważył Harry.

Ale nie było czasu, by się zastanawiać, po co i dlaczego. Przerażający smród odciągnął ich uwagę od Snape'a. Coś śmierdziało tak paskudnie, że trudno było to znieść i w końcu ujrzeli wysokiego na dwanaście stóp potwora o sinej skórze przypominającej głaz z małą, łysą głową. W ręku trzymał maczugę.

Troll wlazł przez drzwi do jakiegoś pomieszczenia.

– Klucz jest w zamku – wybełkotał Harry. – Możemy go zamknąć.

– Chłopaki... to łazienka dla dziewczyn – powiedziała Antares. Była blada jak ściana.

– Hermiona! – krzyknęli jednocześnie.

Antares pierwsza wbiegła do środka. Hermiona przywarła do ściany naprzeciw drzwi, a troll zbliżał się ku niej, maczugą uderzając w porcelanowe umywalki. Harry, który chyba nie wiedział, jak niebezpieczne są te górskie stworzenia, pierwszy zaczął działać. Chwycił jeden z kranów i cisnął nim w ścianę, robiąc hałas. Troll odwrócił się od Hermiony i ruszył ku nim.

Ron rzucił w niego metalową rurą, więc Antares skoczyła do przodu, by znaleźć się obok Hermiony.

– No dalej, musimy stąd uciekać!

Ale Hermiona była tak sparaliżowana strachem, że nie mogła się ruszyć.

Gdy Harry wskoczył trollowi na plecy, obie krzyknęły krótko. W następnej chwili różdżka Harry'ego znalazła się w nosie potwora i troll wywinął z bólu młynka maczugą. Hermiona osunęła się na podłogę, nie mogąc na to patrzeć.

W jednej chwili Antares i Ron wykrzyknęli „Wingardium Leviosa!". Maczuga nagle wyrwała się z ręki trolla i upadła mu prosto na głowę. Troll upadł z łoskotem i Harry wstał. Wyciągnął różdżkę z nosa trolla, umazaną czymś szarym i glutowatym.

– Uee... smarki trolla.

W tej samej chwili do łazienki wpadła profesor McGonagall, za nią Snape, a na końcu przerażony Quirrell. Sanpe pochylił się na trollem, a Quirrell usiadł na sedesie, łapiąc się za serce. Profesor McGnagall wyglądała na zawiedzioną jak nigdy.

– Co wy sobie w ogóle myśleliście? – zapytała. – Macie szczęście, że was nie pozabijał! Dlaczego nie jesteście w swoim dormitorium?

Antares wymieniła ulotne spojrzenie ze Snapem, którego warga drżała lekko ze złości. Zauważyła też stróżkę krwi spływającą z jego nogi. Był ranny, co nie umknęło to też uwadze Harry'ego.

– Pani profesor... oni szukali mnie.

– Panna Granger!

– Ja... poszłam szukać tego trolla, bo myślałam, że sama sobie z nim dam radę... no... bo przeczytałam o nich wszystko. Gdyby mnie nie znaleźli, już dawno byłabym martwa. Harry uderzył go różdżką w nos, a Antares i Ron znokautowali go jego własną maczugę. Nie mieli czasu, by kogoś wezwać.

Trudno było powiedzieć, kto był bardziej zdumiony. Snape, który nie brał na serio tej opowiastki, profesor McGonagall teraz już cała blada i roztrzęsiona czy Harry, Ron i Antares, którym wydawało się niemożliwe, by Hermiona łgała nauczycielowi w żywe oczy.

– Granger, ty głupia dziewczyno, skąd ci przyszło do głowy... Gryffindor traci właśnie przez to pięć punktów – oświadczyła profesor McGonagall i kazał jej iść do wieży Gryffindoru, a potem zwróciła się do Antares, Rona i Harry'ego. – Mieliście dużo szczęście. Każdy z was zarobił po pięć punktów dla swojego domu.

– Antares otrzymuje dziesięć – odchrząknął Snape. – Bardziej doceniam swoich uczniów, Minerwo.

We trójkę spojrzeli po sobie zaskoczeni i w końcu odetchnęli z ulgą. Pozwolono im odejść i pożegnali się z wesołymi minami. Gdy Antares dotarła do lochów, w pokoju wspólnym Ślizgonów panował gwar i tłok. Wszyscy zajadli się świątecznymi potrawami. Antares zmęczona, ale szczęśliwa, usiadła obok Dafne i sięgnęła po talerz.

– Co ci się stało? – zapytał Draco. – Walczyłaś z trollem?

– Tak – odpowiedziała dumnie, na co uśmieszek spłynął z ust jego kuzyna. – Snape dał mi dziesięć punktów.

– Dziesięć? – powtórzyła Dafne, prawie rozlewając sok dyniowy. – Albo oszalał, albo musiał cię polubić, Black.

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego się z nimi zadajesz – powiedział Draco. – Spójrz na nas, jesteśmy od nich o wiele fajniejsi. Gryfoni gadają na Granger i jest sama, a gdy ktoś powie coś o tobie, przynajmniej ze cztery osoby zawsze staną za tobą murem.

Antares uśmiechnęła się do niego z politowaniem.

– Sęk w tym, Draco, żeby się nie ograniczać tylko do tej czwórki.

* * *

Spotkanie z górskim trollem zmieniło ich wszystkich. Antares zauważyła, że Hermiona spędzała więcej czasu z Harrym i Ronem. Sama od czasu do czasu przysiadła do nich w Wielkiej Sali albo w bibliotece tłumaczyła im eliksiry, bo Antares była z nich najlepsza w klasie. Udało im się też przedyskutować dziwną ranę Snape'a. Zgodnie stwierdzili, że profesor próbował przejść obok trójgłowego psa.

Nadszedł listopad, a z nim quidditch. Po spektakularnym pierwszym meczu Harry'ego w Slytherinie podupadły morale. Draco podkreślał, że za rok na pewno dostanie się do drużyny i skopie Potterowi tyłek, a siedzący obok Teodor wywracał oczami, jakby w to wszystko nie wierząc. Antares i Dafne nawet nie reagowały.

Choć wszyscy mieli obiekcje co do Snape'a, eliksiry i tak pozostały ulubionym przedmiotem Antares. Zawsze przygotowywała najlepsze wywary i Snape ukradkiem, gdy nikt nie patrzył, przyznawał jej punkty, jakby się wstydził, że to robił. Musiała przyznać, że zajęcia były ciekawe, ale dla kogoś, kto już to wszystko znał, mogły czasami zawiewać nudą. Antares była jedyną z takich osób i nie umknęło to uwadze profesora.

Snape zatrzymał ją kiedyś po zajęciach.

– Powiedz mi, Black, czy tobie się w życiu nudzi?

– Zadaje pan tyle pracy domowej, że trudno o odrobinę luzu – zażartowała, ale Snape się nie zaśmiał.

– Odnoszę wrażenie, że czasami usychasz z nudów na moich zajęciach, Black. Powiedz, przynudzam cię? Aż tak wielką pogardę przywiązujesz do sztuki ważenia eliksirów.

– To nie tak, profesorze – starała się tłumaczyć. – Prowadzi pan bardzo interesujące zajęcia, ale ja po prostu to wszystko już wiem.

– Już wiesz? – powtórzył. – Jak to wiesz?

– Dużo czytam – wyjaśniła.

Snape spojrzał na nią spod przymrużonych oczu, a w końcu gwałtownie podszedł do biurka i równie gwałtownie wyciągnął coś z szuflady. Wręczył jej kilka pergaminów i Antares niepewnie je chwyciła.

– Rozwiąż mi to, Black – powiedział. – Masz czas do wieczora i radzę ci nie zaglądać do ksiąg, tylko skorzystać z własnej wiedzy. A teraz, wynocha!

Antares pośpiesznie opuściła klasę. Śpiesząc na następne zajęcia, przeglądała pytania zapisane na pergaminach. Dobrze, że teraz zaczynała się historia magii – pomyślała. Będzie mogła w spokoju odpowiedzieć na dwa tuziny pytań, które dał jej Snape, a choć nie wiedziała, dlaczego to zrobił, miała zamiar sprostać wyzwaniu.

* * *

Antares była pewna, że dobrze się spisała w powierzonym przez profesora Snape'a zadaniu. Niestety, by się o tym przekonać, musiała poczekać do Nowego Roku. Nadeszły święta i większość uczniów spakowała kufry, by wrócić do domów i odpocząć z rodzicami w międzysemestralnej przerwie. W dzień wyjazdu Antares pożegnała się z Harrym i Ronem, którzy zostawali na święta w zamku. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, kupując Harry'emu drobny prezent. Sądziła jednak, że koszulka oraz miękka bluza z logiem Gryffindoru nie są aż tak wygórowane i Harry na pewno się ucieszy z rzeczy, które były w jego rozmiarze. By się dowiedzieć, czy prezent przypadł mu do gustu, też musiała poczekać do nowego semestru.

– Co masz zamiar robić w święta? – zapytała Hermiona, gdy pociąg prawie się zatrzymał na peronie w Londynie.

– Och, jak zwykle odwiedzimy z babcią Nowy Orlean.

– To wspaniale! Czytałam, że można tam spotkać wiele czarodziejów i czarownic, a ulica Ognistej Whisky jest wspaniała i pełna barów oraz sklepów. Na brodę Merlina, naprawdę chciałabym tam pojechać!

– Przywiozę ci coś – zasugerowała Antares i Hermiona uśmiechnęła się do niej promiennie. – A ty jakie masz plany na ferie? Wybacz, ale nie do końca orientuje się, co mogą robić mugole w tym czasie.

– Nic nie szkodzi – Hermiona nie wyglądała na urażoną. – Jedziemy z rodzicami we francuskie Alpy, pojeździć na nartach.

– Och, to też wspaniale. Alpy są piękne. Byłyśmy z babcią kilka lat temu w Szwajcarii, ale latem. Fantastyczne krajobrazy, zimą na pewno równie urzekające.

Pociąg się zatrzymał i uczniowie wysypali się na peron. Antares dostrzegła swoją babcię i pomachała jej krótko.

– Twoi rodzice czekają za przejściem – zgadła.

– Tak, na pewno mnie już wyczekują – odpowiedziała Hermiona. – Wesołych Świąt, Antares. Mam nadzieję, że prace domowe cię nie przytłoczą. Wzięłam z Hogwartu kilka książek. Mam zamiar je wszystkie przeczytać i znaleźć coś o Nicholasie Flamelu.

– Co? Po co?

– Hagrid się wygadał, że to, co pilnuje Puszek, ten wielki pies, jest związane z Nicholasem Flamelem.

Antares zmarszczyła brwi. Była tylko jedna tak cenna rzecz, by musiała być pilnowana przez trójgłowego psa, ale zanim zdołała odpowiedzieć, Hermiona odeszła, a Ester porwała Antares do uścisku. No cóż i ta sprawa będzie musiała poczekać do nowego roku. Podejrzewała, że nawet w święta, licho pozwala sobie na odrobinę luzu.

* * *

W styczniu śnieg nadal zalegał na szkolnych błoniach, a niektórzy uczniowie w chwili wolnego czasu, ślizgali się na łyżwach po zamarzniętym jeziorze. Zaraz po powrocie do szkoły, Antares spotkała się z Harrym, Ronem oraz Hermioną w Wielkiej Sali.

– Dziękuję za prezent – powiedział Harry. – Nie musiałaś.

– Ale chciałam – odpowiedziała Antares. – Przywiozłam wam też coś z Nowego Orleanu – dodała szybko. Hermionie podała książkę o amerykańskich szkołach magii, Harry'emu latającą figurkę gromoptaka, a Ronowi pudełko amerykańskich słodyczy. Z trójki Gryfonów Ron wydawał się najbardziej usatysfakcjonowany swoim prezentem.

– Coś się działo w szkole, gdy nas nie było? – zapytała Hermiona.

Harry opowiedział im o świętach – o pelerynie–niewidce, która kiedyś należała do jego ojca i zwierciadle Ain Eingarp, w którym widział swoich rodziców. Przeszukiwali bibliotekę, ale nic nie znaleźli na temat Nicholasa Flamela i Hermiona również stwierdziła, że na nic nie wpadła.

– Bo szukacie w złych książkach – wtrąciła Antares. – Miałam ci powiedzieć na peronie, ale już odeszłaś. Nicholas Flamel stworzył kamień filozofów!

– Kamień czego? – zapytał Ron z buzią pełną słodyczy.

– Kamień filozoficzny – powtórzyła. – To legendarna substancja o zdumiewającej mocy. Zamieniał każdy metal w najczystsze złoto. Wytwarza się z niego eliksir życia, który daje nieśmiertelność temu, kto go wypije.

– Nieśmiertelność? – powtórzył Ron.

– Czyli, że się nie umrze – wytłumaczyła Hermiona.

– No przecież wiem!

– Jedyny Kamień, który istnieje do dziś, jest w posiadaniu Nicholasa Flamela – ciągnęła Antares. – On ma ponad sześćset sześćdziesiąt lat!

– To dlatego nie mogliśmy go znaleźć! – Hermiona palnęła się w czoło. – Nic dziwnego, że nie ma o nim żadnej wzmianki we Współczesnych Osiągnieciach Czarodziejstwa. Nie bardzo jest współczesny, mając tyle lat. Ten pies musi strzec Kamienia Filozoficznego. Założę się, że Flamel poprosił Dumbledore'a, żeby się nim zaopiekował.

Były to czyste spekulacje. Nawet gdyby naprawdę chcieli odkryć, czego strzeże Puszek (Antares nadal niedowierzała, że ktoś tak nazwał to bydle), przejście obok niego wydawało się niemożliwe. Tymczasem znalazła się w gabinecie profesora Snape'a. Bardzo lubiła to miejsce. Było tam mnóstwo ksiąg, których zapachy unosiły się wokół. W buteleczkach stały różne substancje, ogromna katedra stała na końcu pomieszczenia, a za nią znajdował się obraz, który sam się malował.

– Siadaj, Black – powiedział Snape ostro i Antares zrobiła, o co prosił. Poczuła się niepewnie w dużym fotelu przed jego biurkiem. – Przejrzałem odpowiedzi, których udzieliłaś. Czy ten test coś ci przypominał?

– Och, nie profesorze. Myślałam, że to były zwykłe pytania.

– Nie, nie były – powiedział Snape. – To były SUMy z eliksirów, które sam pisałem w wieku piętnastu lat. Chcesz wiedzieć, na ile je zdałaś?

Przytknęła głową. Snape ciągnął:

– Według kryteriów sprawdzania narzuconych przez standardy magicznych egzaminów, dostałabyś Powyżej Oczekiwań, Black. W moich surowszych kryteriach zasłużyłaś najwyżej na Zadowalający – powiedział, co jakoś jej nie obraziło. – Skąd jedenastoletnia czarownica wie tyle o eliksirach?

– Mówiłam profesorowi, dużo czytałam, zanim przyjechałam do szkoły – wytłumaczyła. – Babcia ma w domu sporą bibliotekę. Jestem pewna, że niektóre tytuły zainteresowałby i pana.

– Black, masz ponadprzeciętną znajomość sztuki ważenia eliksirów. Niektórzy piątoklasiści nie mogą się pochwalić wiedzę, którą ty masz. Porozmawiałem też z innymi nauczycielami. Profesor McGonagall bardzo cię chwali. Mówi, że prawie zawsze udaje ci się wykonać transmutacje. Ponadto piszesz jej dłuższe wypracowania niż to konieczne, wplatając w nie własne, dość mądre jak na jedenastolatkę, przemyślenia.

– U pana też takie piszę, profesorze – przerwała.

– Wiem – odparł, zły na to wtrącenie. – I z przykrością muszę potwierdzić, że zgadzam się z większością twoich przemyśleń. Wracając jednak do momentu, w którym byłem... Profesor Flitwick uważa, że jesteś bardzo zdolna. Potrafisz niektóre zaklęcia zrobić od ręki. To samo mówi o tobie profesor Quirrell.

Zamilkł, jakby oczekując, jej wyjaśnień.

– To chyba nic złego być dobrym w czarowaniu – powiedziała. – Ponoć profesor Dumbledore, gdy był w moim wieku, również odznaczał się podobnymi cechami.

– Black, porównujesz siebie do najbardziej znakomitego człowieka, o jakim słyszał świat. Schowaj ego do kieszeni.

– To nie ego, a ambicja – poprawiła go, co nie spodobało się Snape'owi. Wymruczał coś pod nosem, ale Antares nie dosłyszała, co takiego.

– Na twoje szczęście – wycedził – dyrektor uważa za całkiem interesujące wiedzę i... ambicję, jakimi się odznaczasz. Kazał ci przekazać, że gdybyś miała jakieś przemyślenia, o których chciałbyś podyskutować albo potrzebowałbyś księgi, której nie oferuje biblioteka, on z chęcią cię wysłucha i rozważy każdą propozycję.

Antares poczuła się dziwnie. Czy Dumbledore, ten Dumbledore, naprawdę to powiedział? Czy naprawdę została dostrzeżona przez tak szanowaną osobistość? Chciała coś powiedzieć, ale Snape miał minę jasno wyrażającą, że ta rozmowa się zakończyła. Antares wstała więc po cichu i skierowała się ku wyjściu. Jej dłoń spoczywała już na klamce, gdy powiedziała jeszcze:

– Słyszałam, że będzie pan sędziował następny mecz quidditcha. Powodzenia, profesorze – rzuciła i wyszła, zanim on zdążyłby odpowiedzieć. Gdzieś w głębi jej serca pulsowała nadzieja, że jej życiowy cel, który sobie obrała, może uda się spełnić.

_____

Rozdział zawiera fragmenty z książki "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" autorstwa J.K.Rowling

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro