Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. Ucieczka Weasleyów

Z POLECENIA WIELKIEGO INKWIZYTORA HOGWARTU

Każdy uczeń przyłapany na posiadaniu Proroka Codziennego

zostanie wyrzucony ze szkoły.

Powyższe rozporządzenie pozostaje w zgodzie z Dekretem Edukacyjnym Numer Dwadzieścia Siedem.

Podpisano

Dolores Jane Umbridge

Wielki Inkwizytor


Antares uśmiechnęła się szeroko, przechodząc obok ogłoszenia.

– Z czego tak dokładnie się cieszysz? – zapytał Draco z ponurą miną. Chcąc nie chcąc w wywiadzie Harry'ego z Ritą padło nazwisko jego ojca, ale była to tylko drobna przeszkoda, którą musiał przezwyciężyć.

– Nie rozumiesz? – westchnęła ciężko. – Jeśli istnieje jedna jedyna taka rzecz, którą mogła zrobić Umbridge, aby zapewnić, iż wszyscy, bez wyjątku, w całej szkole przeczytają wywiad, to właśnie zakazać czytania go!

Antares miała całkowitą rację. Chociaż nigdzie w szkole nie można było zobaczyć ani kawałka Proroka, to w całym zamku wszyscy zdawali się cytować wywiad – szeptano o nim między lekcjami, podczas lunchu i w Pokojach Wspólnych.

W międzyczasie profesor Umbridge przechadzała się po szkole, zatrzymując losowo uczniów i żądając, by wywrócili książki i kieszenie: Antares wiedziała, że szuka egzemplarzy Proroka, ale uczniowie zawsze byli kilka kroków przed nią. Strony z wywiadem Harry'ego zostały zaczarowane tak, by przypominały wypisy z książek, gdy czytał je ktoś inny niż ten, kto je zaczarował, albo wymazywały się magicznie do czysta, do czasu aż czarujący sam zechciał, by pojawiły się ponownie. Wkrótce wyglądało na to, że każda jedna osoba w szkole przeczytała jego wywiad.

Nauczycielom oczywiście na mocy Dekretu Edukacyjnego Numer Dwadzieścia Sześć nie wolno było wspominać wywiadu, ale i tak znaleźli swoje sposoby na wyrażenie swoich uczuć na jego temat. Profesor Sprout nagrodziła Gryffindor dwudziestoma punktami, kiedy Harry podał jej konewkę. Rozpromieniony profesor Flitwick wcisnął mu pudełko piszczących cukrowych myszy na koniec lekcji zaklęć, powiedział: „Ciii!" i odszedł pospiesznie.

Przez chwilę wszystko zmierzało w dobrym kierunku i w końcu minął marzec, a rozpoczął się kwiecień. Ferie Wielkanocne nie były jednak tak wesołe jak bożonarodzeniowe. Uczniowie piątych oraz siódmych klas dni wolne spędzali w bibliotece, ucząc się do zbliżających się egzaminów i zazdrosnymi spojrzeniami obserwując ganiających się po błoniach znajomych z innych klas.

Któregoś dnia jednak, gdy Antares wracała z biblioteki, a Freddie wiercił się dziko w jej kieszeni, napotkała Harry'ego opartego o kamienną kolumnę, który dyszał ciężko.

– Nic ci nie jest? – zapytała, podbiegając do niego. – Co się stało?

– Zacznijmy od tego, że nie ćwiczyłem oklumencji – wyznał. – W swoich wizjach dotarłem już bardzo daleko. W Departamencie Tajemnic jest jakaś kulka opatrzona moim i Voldemorta imieniem. To chyba ją chce zdobyć!

– Harry, przecież obiecałeś!

– Tak, obiecałem, ale Snape się nade mną pastwi! – wykrzyczał, cały poddenerwowany. – Zresztą, teraz to i tak nieważne. Wyrzucił mnie z zajęć i kazał nie wracać.

– Co? Jak to? To pewnie jakaś pomyłka. Pójdź do Dumbledore'a i...

– Nie, nie pójdę. Ja... Zajrzałem do myśloodsiewni Snape'a, do jego wspomnień i... Całkowicie rozumiem jego nienawiść. Nasi ojcowie nie traktowali go w przyjemny sposób.

Antares uśmiechnęła się smutno i ostrożnie ścisnęła jego dłoń.

– No cóż, nie zachowywali się najlepiej – przyznała. – Ale musisz pamiętać, że my wszyscy popełniam błędy, Harry. Może w innych okolicznościach, gdyby twój tata żył, zdołaliby się ze Snapem pogodzić... Nie wiesz tego, Harry. Myślę, że profesor Snape również popełnił sporo błędów. Ostatecznie chyba nie jest tak zły, skoro pracuje dla Zakonu i... no... wyraźnie mnie lubi, choć okazuje to w dziwny sposób.

– Ale Syriusz i Remus...

– Oboje już dawno odpokutowali to, co robili – powiedziała mu spokojnie. – Wszyscy powinniśmy zostawić przeszłość w spokoju i skupić się na przyszłości. To w niej największa nadzieja.

Harry zmarszczył dziwnie brwi.

– Nie dość, że masz głowę jak Dumbledore, to jeszcze teraz zaczynasz gadać jak on – stwierdził, co ją rozbawiło.

– Ćwicz oklumencję, Harry – odparła. – Może ci się kiedyś przydać.

A potem odeszła, czując, że Freddie za chwile wyskoczy z jej kieszeni i pogna przed siebie, by rozrabiać.

* * *

Nadszedł w końcu wyczekiwany przez wielu piątoklasistów dzień – porady zawodowe. Od tygodnia w rękach uczniów przewijały się najróżniejsze ulotki z ofertami przyszłych prac oraz możliwości rozwoju kariery. Niektórzy szeptali między sobą w przerażeniu, nie mogąc się zdecydować. Inni od razu wiedzieli, co chcą robić.

Gdy Antares weszła do gabinetu profesora Snape'a, było tam cicho oraz spokojnie. Profesor siedział za swoim biurkiem i porządkował notatki. Zauważywszy Black, palcem wskazał na fotel przed sobą i dziewczyna usiadła.

– Chyba wiesz, czemu ma służyć to spotkanie, Black. Powiesz mi, czy masz już jakieś plany co do przyszłej kariery zawodowej, a ja pomogę ci wybrać przedmioty, których naukę powinnaś kontynuować w szóstej i siódmej klasie. Jak widzisz swoją przyszłość, Black?

– Na pewno nie w ministerstwie – odpowiedziała od razu. – Wolałabym chyba jakąś nietypową ścieżkę kariery.

– Nietypową? – powtórzył, wysoko unosząc brew. – Chyba nie myślisz o zmarnowaniu talentów na Gringotta? Co prawda gobliny dają przyzwoite wynagrodzenie, ale...

– Nie, nie Gringott – przerwała mu. – Bardziej myślałam o pracy w jakimś laboratorium albo...

– Albo co, Black?

– Pan wie, że moja rodzina jest bogata. Mogę sobie pozwolić na niepracowanie. Najchętniej zajęłabym się własnymi badaniami i odkryciami, jeśli będzie taka możliwość.

Snape wyprostował się na swoim krześle i spojrzał na nią z góry.

– Mówisz o tych swoich niedorzecznych badaniach z wakacji?

– Nie, niedorzecznych – powiedziała, sięgając do torby. Położyła przed profesorem kilka zwiniętych pergaminów. – Pracowałam nad tym ostatnio i myślę, że moje nowe teorie mogę się panu spodobać. Z chęcią wysłucham opinii kogoś mądrzejszego.

Snape chwycił najbliższą rolkę i rozwinął ją, by zerknąć na kilka pierwszych zdań, ale ostatecznie ich nie skomentował, co jedynie zgarnął wszystkie pergaminy do szuflady w biurku.

– Powiedz mi, Black, co cię opętało, że chcesz wynaleźć lekarstwo na lykantropię? – zapytał i Antares widziała w jego oczach, że od bardzo dawna pragnął zadać jej to pytanie, by zaspokoić własną ciekawość.

– Moja mama zmarła pogryziona przez wilkołaka – powiedziała, ale Snape'a to nie zaskoczyło. Doskonale znał tę historię. – To nie był zwykły wilkołak, ale taki dziko żyjący. Czyli taki, który był dumny z tego, że jest wilkołakiem i może zabijać oraz przemieniać innych ludzi. Tamtego dnia, gdy mama umarła, przyrzekłam sobie, że odbiorę temu wilkołakowi to, co kochał najbardziej – zwierzę w nim. A zrobię to, bo on zabrał to, co kochałam ja – moją mamę.

Snape milczał dłuższą chwilę, nie spodziewając się takiego wyznania. Lekki żal przewinął mu się przez twarz, szybko ulegając wyrazowi obojętności. Spojrzał na notatki na temat Antares od nauczycieli.

– Chyba nie muszę ci nic doradzać – stwierdził. – Ty doskonale wiesz, co powinnaś robić.

– Mogę już iść? – zapytała.

Snape przytknął i Antares wyszła.

* * *

Było dokładnie tak, jak tego wieczoru, kiedy została zwolniona profesor Trelawney. Uczniowie stali wszędzie pod ścianami w wielkim kręgu (niektórzy z nich pokryci byli niezidentyfikowaną substancją). Nauczyciele i duchy również znajdowali się pośród tłumu. W powietrzu unosił się Irytek, gapiąc się na Freda i George'a, którzy stali pośrodku sali i bez wątpienia wyglądali na dwóch ludzi właśnie przypartych do muru.

– Ach tak! – oznajmiła triumfująco Umbridge. – Więc... Uważacie, że to zabawne zmieniać szkolny korytarz w bagno, co?

– Ta, całkiem zabawne – odpowiedział Fred, patrząc na nią bez najmniejszych oznak strachu.

Filch przepchnął się bliżej Umbridge, niemal płacząc ze szczęścia.

– Mam ten formularz, pani inkwizytor – powiedział ochryple, machając kawałkiem pergaminu. – Mam ten formularz i bicze już czekają... och proszę pozwolić mi zrobić to teraz...

– Bardzo dobrze, Argusie – odparła. – Wy dwaj – ciągnęła dalej wpatrując się w Freda i George'a – za chwilę przekonacie się, co dzieje się ze złoczyńcami w mojej szkole.

– A wiesz co? – powiedział Fred. – Myślę, że się nie przekonamy.

Odwrócił się do brata bliźniaka.

– George – oznajmił Fred. – Myślę, że wyrośliśmy już z pełnoczasowej edukacji.

– Taa, wiesz, sam myślę dokładnie tak samo – odpowiedział mu lekko George.

– Nie uważasz, że czas sprawdzić nasze talenty w rzeczywistym świecie? – spytał Fred.

– Zdecydowanie – odparł George.

I zanim Umbridge zdołała powiedzieć słowo, unieśli różdżki i powiedzieli razem:

– Accio miotły!

Antares usłyszała głośny trzask gdzieś w oddali. Spojrzenia uczniów przekrzywiły się w lewą stronę. Miotły Freda i George'a pędziły korytarzem w kierunku swoich właścicieli. Skręciły w lewo, runęły w dół po schodach i zatrzymały się ostro przed bliźniakami.

– Nie spotkamy się ponownie – powiedział Fred do profesor Umbridge przekładając nogę nad miotłą.

– Dokładnie, nie przejmuj się pozostawaniem w kontakcie – dodał George, dosiadając swojej.

Fred rozejrzał się po zgromadzonych uczniach, po cichym bacznym tłumie.

– Jeśli ktoś chciałby zakupić Przenośne Bagno, takie jak to powyżej, przybywajcie na ulicę Pokątną pod numer dziewięćdziesiąt trzy: Świetne Czarodziejskie Pomysły Weasleyów – oznajmił donośnym głosem. – Nasz nowy lokal!

– Specjalne zniżki dla uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów dla pozbycia się stąd tej starej wiedźmy – dodał George, wskazując na profesor Umbridge.

– ZATRZYMAĆ ICH! – wrzasnęła Umbridge, ale już było za późno. Fred i George odepchnęli się od podłogi, wystrzeliwując na piętnaście stóp w powietrze. Fred spojrzał przez salę na poltergeista unoszącego się na jego poziomie nad tłumem.

– Zgotuj jej piekło dla nas, Irytku!

Nikt wcześniej nie widział, by Irytek przyjmował polecenia od uczniów. Ale tym razem Irytek zamaszyście ściągnął z głowy swój kapelusz i wyprężył się w salucie, kiedy Fred i George zatoczyli koło przy zgiełkliwych oklaskach uczniów poniżej i wystrzelili przez otwarte frontowe drzwi wprost w cudowny zachód słońca.

– Zrobili to – szepnął z lekkim niedowierzaniem Teodor Nott.

– I chwała im za to – odparła Antares, patrząc na dwie postacie zmniejszające się powoli.

_____

W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.

 Bonusowe rozdziały pojawią się w majówkę 1-3.05, a potem następny rozdział w piątek 6.05 :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro