35. Klątwa Ghasta
Gdy Antares wyszła drugiego dnia świąt po południu, ubrana w ciepły płaszcz oraz wysokie kozaki, mijając sypialnię Harry'ego i Rona, ujrzała w progu panią Weasley, zaglądającą do środka.
– Profesor Snape, mój drogi. W kuchni. Chce zamienić z tobą słowo – powiedziała.
Antares wiedziała już, że Harry śmiertelnie się teraz przeraził. Wyprzedziła więc panią Weasley i zbiegła na dół. W kuchni rzeczywiście stał profesor Snape z niezbyt zadowoloną miną, że musi przebywać w tym domu w święta. Mina Syriusza wyrażała równe niezadowolenie z tej obecności.
– Dzień dobry, profesorze – przywitała się pogodnie. – Jest mi pan w stanie powiedzieć, czy profesor Umbridge podobał się prezent ode mnie?
Usta Snape'a drgnęły w lekkim uśmiechu.
– Była zachwycona – odparł sarkastycznie, co Antares uznała za dobry znak.
Ktoś pchnął drzwi do kuchni i do środka wszedł Harry. Spojrzał na nią, potem na Snape'a, a na końcu z nadzieją na Syriusza, jakby oczekiwał, że jego ojciec chrzestny wstanie i krzyknie, że to jeden wielki żart.
– W końcu – sapnął Snape. – Dyrektor przysłał mnie tu, żebym ci powiedział, Potter, iż jego życzeniem jest, abyś studiował okulmencję w tym semestrze.
– Studiował co? – spytał zaskoczony Harry.
Drwiący uśmiech Snape'a stał się bardziej wyrazisty.
– Okulmencję, Potter. Magiczną obronę umysłu przed zewnętrzną penetracją. Mroczna, ale bardzo użyteczna gałąź magii. Black opanowała ją do perfekcji. Na pewno ci pomoże w zaznajomieniu się z podstawami na nasze pierwsze zajęcia.
Zdawało jej się, że Harry zbladł odrobinę.
– Nie martw się, Harry. To nie jest takie trudne – powiedziała, próbując go pocieszyć.
– No nie wiem – rzekł Snape drwiąco – czy Potter ma odpowiedni umiejętności do tego.
Syriusz, który już się zrywał, by wstać, został gwałtownie przyciśnięty do siedzenia przez córkę.
– Czemu muszę studiować oklumencję? – zapytał Harry.
– Ponieważ dyrektor uważa, że to dobry pomysł – wyjaśnił łagodnie Snape – będziesz otrzymywał prywatne lekcje raz w tygodniu, ale nie powiesz nikomu o tym, co robisz, a już na pewno nie Dolores Umbridge. Zrozumiałeś?
– Tak – odparł Harry. – A dlaczego Antares nie może mnie uczyć, skoro jest w tym dobra?
– No nie jest wykwalifikowaną do tego osobą – odpowiedział Snape.
Harry popatrzył na Syriusza, szukając w nim wsparcia.
– Dlaczego Dumbledore nie może uczyć Harry'ego – spytał agresywnie Syriusz. – Dlaczego ty?
– Przypuszczam, że dlatego iż przywilejem dyrektorów jest odsuwanie od siebie mniej przyjemnych zadań – odparł jedwabiście Snape. – Zapewniam cię, że nie błagałem o tę pracę. Oczekuję cię punkt szósta w poniedziałkowe popołudnie, Potter. Moje biuro. Jeśli ktokolwiek by pytał, bierzesz korepetycje z eliksirów. Nikt kto widział cię w mojej klasie, nie będzie się temu dziwił.
Odwrócił się do wyjścia, czarna podróżna peleryna zafalowała za nim. Antares nie pozwoliła ojcu, by pobiegł za nim.
– Po czyjej ty stronie stoisz? – Syriusz zapytał z oburzeniem.
– Ja wiem, że się nie lubicie, a Harry nie lubi Snape'a ze wzajemnością, ale Snape jest naprawdę dobry w tym, co robi – powiedziała. – Oboje jesteście po prostu zbyt negatywnie do niego nastawieni, by to przyznać. Co do ciebie, Harry, przygotuj się, że te lekcje będą koszmarem i to nie ze względu na Snape'a. W moim pokoju leżą książki na temat oklumencji, poczytaj je sobie i to porządnie.
– Ale ty się tego... przecież nauczyłaś – zauważył Harry.
– Owszem – potwierdziła. – Jest kilka sposobów, by nauczyć się oklumencji, Harry, a czuję, że Dumbledore'owi zależy na czasie, więc Snape pewnie wybierze tę mniej przyjemną metodę. Nie daj mu tej satysfakcji i poucz się trochę przed pierwszym spotkaniem.
Do kuchni weszła Ester ubrana w długi, czerwony płaszcz z kapturem obitym puszystym futrem. Na głowie miała czerwony kapelusz z rondem przekrzywionym na jedną stronę. Lekko zaskoczona spojrzała na ich trójkę.
– Idziesz, An? Za chwilę się spóźnimy.
– Idę, babciu! Pa, Harry, idź się poucz.
Antares wyszła z Ester przed kamienicę i dzięki teleportacji łącznej obie znalazły się na szerokiej, pokrytej śniegiem dróżce, która biegła między wysokimi świerkami i choinkami, na których wisiały grube czapy śniegu. Przed nimi, w dole niewielkiej górki, wił się wąski strumień, który niknął w lesie.
Gdy dróżka nieznacznie zakręciła, a las uskoczył w bok, ich oczom ukazał się dom. Z zewnątrz wyglądał stylowo. Zbudowany z drewna oraz kamienia, miał kwadratowy kształt. Od frontu do drzwi głównych pięły się kamienne schody, po obu stronach których wiła się elegancka poręcz. Z tyłu, niewiele ponad dom, wyrastała wieżyczka, zakończona szpiczastym dachem. Długie, wysokie okna rozstawiono symetrycznie. Drugie piętro było większe od pierwszego, co tworzyło stylowy nawis wokół połowy budynku, podpierany przez kamienne kolumny.
Sam dom otoczony był wspaniałym ogrodem, teraz skrytym pod warstwą śniegu. Antares dostrzegła zamarzniętą sadzawkę oraz rzeźby ogrodowe, ledwo wystające ponad biały puch.
– Ładnie tu, prawda? – zapytała Ester i Antares przytknęła.
Wspięły się po schodach i zapukały kołatką w drzwi. Otwarła im wysoka i bardzo szczupła kobieta ubrana w długą, czarną suknię z długim rękawem. Twarz miała bladą i pomarszczoną, wyjątkowo pociągłą. Siwe włosy, w których jawiły się pasma czerni, spięła w kok, ale firankowata grzywka wiła się na przodzie lekkimi falami. Oczy kobieta miała przyjazne, niebieskie, skryte pod dużymi i okrągłymi okularami o złotych oprawkach.
– Ester – powiedział, przyciągając ją do siebie. – No w końcu, już zaczęłam się martwić, że nie przyjdziecie. Och, ty pewnie musisz być Antares, jak mniemam. Thomas mi wiele naopowiadał na twój temat.
– Pani Turner, jak się domyślam. Miło mi poznać – przywitała się z nią.
– Nie wygłupiaj się, mów mi Selma – powiedziała, całując ją w oba policzki.
Nagle z drewnianych schodów zbiegł Thomas. Ubrany był w ciemne spodnie oraz czarną koszulę. Włosy nonszalancko opadły mu na twarz, więc zgarnął je jednym ruchem ręki, by móc ucałować Antares w policzek.
– Dobrze cię widzieć – powiedział. – Pani Langham, cieszę się, że w końcu możemy się poznać – przywitał się uprzejmie z Ester, a ona chwyciła go za ramiona i ucałowała.
– Ester, mój drogi. Mów mi Ester.
– Chodźcie, już nalewam herbaty – zachęciła ich Selma.
Thomas załapał Antares za rękę i poprowadził do saloniku zdominowanym przez ciepły brąz oraz granat. Przy dużych oknach stał okrągły stół z mnóstwem krzeseł, zastawiony porcelaną. Kamienny kominek otaczały fotele oraz sofy, na których leżały kolorowe poduszki oraz miękkie koce i narzuty. Na jednym z foteli siedział mężczyzna niewiele starszy od Thomasa. Uniósł swój wzrok znad Proroka Codziennego i spojrzał na gości.
– Nie znacie jeszcze mojego najstarszego siostrzeńca. To Jude – przedstawiła go Selma.
Jude był wysokim, ale kościstym mężczyzną o młodej, pociągłej jak u ciotki twarzy. Oczy miał co prawda piwne, a włosy jasnobrązowe, ale na pierwszy rzut oka było widać, że płynęła w nich podobna krew.
– Miło mi poznać – powiedział, całując dłoń Ester. – Jest i dziewczyna mojego brata – dodał, patrząc na Antares, a ona poczuła się speszona, bo już drugi raz w ostatnim czasie została nazwana dziewczyną Thomasa.
– Fajnie cię poznać – powiedziała, ściskając jego dłoń.
– Chodźcie, bo herbata ostygnie! – zachęciła Selma, więc zajęli miejsca przy okrągłym stole. Jedno zostało puste, co nie umknęło jej uwadze.
– Gilbert został w Drumstrangu na święta – wyjaśniła Selma, widząc spojrzenie Antares. – Chyba miał dosyć Thomasa.
– Nie moja wina, że zachowuje się jak dzieciak i trzeba go co chwila upominać – odparł Thomas, sięgając po filiżankę i wrzucając tam kostkę cukru oraz dolewając mleka.
– Zostawmy Gilberta w spokoju, niech odpoczywa – powiedziała pani domu. Machnęła różdżką i kawałki ciasta z patery rozłożyły się na okrągłe talerzyki o złotych zdobieniach. – Antares, piszesz w tym roku SUMY, prawda? Jak idą ci przygotowania? Pamiętam, że ja bardzo się stresowałam. Prawie z biblioteki nie wychodziłam!
– SUMY i OWTMY – poprawiła ją.
– Jak to OWTMY? Myślałam, że jesteś w piątej klasie.
– No tak, ale jak byłam w trzeciej klasie, napisałam SUMA z eliksirów i w tym roku pozwolono mi napisać OWTM z tego przedmiotu – wyjaśniła spokojnie Antares. Thomas i Jude zaśmiali się z miny ich ciotki.
– Mówiłam ci, że jest genialna! – powiedziała Ester z dumą.
– Niesamowite – stwierdziła Selma. – A ile dodatkowych przedmiotów będzie zdawać?
– Ciociu, to nie jest przesłuchanie – zauważył Thomas, ale Selma zacmokała, kręcąc mu palcem przed nosem.
– Daj mi się nacieszyć – poprosiła. – Ty pierwszy przyprowadzasz do domu dziewczynę.
Po czym jej mina nagle zmieniła się na surową i z wyraźną dezaprobatą spojrzała na Jude'a, który wzruszył jedynie ramionami, jakby to nie była jego wina.
Antares z cierpliwością odpowiadała na niezliczone pytania Selmy, a potem Thomas został przepytany przez Ester i gdy w końcu godne aurorów przesłuchanie się skończyło, temat zmienił się odrobinę.
– Ja tam wierzę Dumbledore'owi i temu Harry'emu – powiedziała Selma. – Dumbledore by nas nie okłamał. Jeśli Sami–Wiecie–Kto wrócił... Rozumiecie, to nie jest najodpowiedniejszy temat do kłamstwa.
– A mimo wszystko ministerstwo łga w żywe oczy – westchnęła ciężko Ester.
– Bo tam pracują idioci – odezwał się Jude. – Banda frajerów...
– No tak, ty pracujesz w Departamencie Tajemnic – zauważyła Antares. – Słyszałam raz plotki, że trzymacie tam smoki – zażartowała i Jude również się zaśmiał.
– Fajnie by było – odparł. – Ale większość rzeczy jest tam nudna lub tajna na tyle, że nie mogę o tym mówić. No i mój szef... szlag by go trafił...
– Nie wyrażaj się przy stole – syknęła Selma ostrzegawczo.
Antares miała go już wypytać, co uważa, na temat próby włamania się do Departamentu Tajemnic przez Petera Pettigrew, gdy Thomas nachylił się ku niej i szepnął jej do ucha:
– Chcesz się stąd zmyć?
– Niech ci będzie – odparła.
– A wy dokąd? – zapytała Selma, marszcząc groźnie oczy.
– Muszę dać Antares prezent świąteczny – wyjaśnił Thomas. – Zaraz wrócimy.
Chwycił ją za rękę i poprowadził na piętro domu, które było równie eleganckie i wykwintne, co dół. Jego pokój był obszerny z dużym łóżkiem ustawionym pod ścianą niedaleko kominka. Drewniane biurko było duże i ciężkie, z mnóstwem szuflad. Obok wznosił się regał, na którym w równych rzędach stały książki. Jak się spodziewała, małe drzwiczki w rogu sypialni prowadziły do garderoby lub łazienki.
– Ładnie tu – stwierdziła, a on się podrapał po głowie w zakłopotaniu.
– Zazwyczaj panuje tu bałagan, ale ciotka zmusiła mnie do generalnych porządków, gdy się dowiedziała, że przyjdziecie. No nic... Wiesz, nie wiedziałem co ci kupić i mam nadzieję, że nie uznasz to za tandetne albo coś w tym stylu...
Wyciągnął, czarne welurowe pudełeczko, w którym znajdował się złoty łańcuszek. Na dole umiejscowiona była zawieszka z rubinem, który otoczony był u góry przez cienkie złote nitki, przez co kamień wyglądał, jakby oplatały go gałązki jakieś magicznej rośliny.
– Tom, to musiało być drogie – zauważyła. – Ja ci tylko kupiłam...
– Spinki do mankietów z szafirami, Antares – dokończył za nią, a ona odwróciła wzrok. – Zapewne równie drogie, co ten wisiorek.
– Pomyślałam, że będą ci pasować do oczu – mruknęła niewinnie.
– Podoba ci się chociaż?
– Och, jest śliczny! – zapewniła natychmiast i pocałowała go krótko. – Ale na następne święta kup mi po prostu książkę.
Zaśmiał się.
– Ty mi też – odparł.
Gdy już wisiorek spokojnie spoczął na jej dekolcie, drażniąc skórę chłodem, oboje spojrzeli sobie w oczy i przez chwilę milczeli, rozkoszując się tym spotkaniem i odrobiną wzajemnej bliskości. W końcu ona nie wytrzymała i przytuliła się do Thomasa, a on ucałował ją w czubek głowy, by dalej nic nie mówić, a jedynie nasłuchując, czy ktoś się nie wspina po schodach.
– Mam coś jeszcze dla ciebie – powiedział Thomas. Wyplątał się z jej uścisku i podszedł do biurka. – Naprawdę trudno było to znaleźć, ale udało się! Pilnowało tego kilka potężnych zaklęć.
Wręczył jej średniej grubości notatnik obity czarną skórą. Na wierzchu lekko pochyłym pismem mieniły się złotem litery układające się w: „G.Grindelwald". Obok znajdował się taki sam symbol, jaki widniał na kapsule czasu. Antares zerknęła do środka z ciekawością. Pożółkłe strony zapisane były drobnym pismem, poprzekreślane lub ozdobione dziwnymi schematami i rysunkami.
W listopadzie, gdy w końcu przeczytała większość pamiętników z Kapsuły Czasu i dotarła do informacji, że w Drumstrangu może być ukryty bardzo cenny dziennik należący do Grindelwalda, bez wahania się napisała do Thomasa, by sprawdził w swojej szkole, czy ta rzecz nadal tam jest.
– Powiedziałaś komuś o tym, co mi? – zapytał.
– Nie – wymruczała, przekładając kolejne kartki. – Może na koniec semestru, jak... no wiesz... Tata powinien wiedzieć... Babcia tym bardziej, ale...
– Boisz się reakcji, gdy się dowiedzą, że jesteś prawnuczką Grindelwalda? – zgadł i ona przytknęła niepewnie. Thomas westchnął ciężko, rozumiejąc jej obawy. – Zasługują naprawdę. Twoja rodzina oraz przyjaciele.
– Widzę ciągle przed oczami ten moment, gdy się dowiadują i widzę strach w ich oczach – powiedziała. – To chyba jedna z najgorszych wizji, jaką miałam. Cokolwiek bym nie zrobiła i tak jej nie zmienię. Zresztą, przyszłość nie jest ostatnio zbyt otwarta na zdradzenie swoich sekretów. Jedyną rzeczą, którą widzę bardzo wyraźnie, to my.
Thomas ucałował ją krótko w czubek głowy.
– Dlatego tak bardzo mi ufasz? – zapytał.
– Bezgranicznie – powiedziała. – Już rok temu widziałam, jaka przyszłość nas czeka i... nie, Thomas, ubzdurałeś sobie, że cię zostawię przez tę jedną drobnostkę. To się nie stanie, a teraz lepiej się zbierajmy. To podejrzane, że siedzimy tutaj tak długo.
Zanim wyszli na korytarz, Thomas jeszcze raz przyciągnął ją do siebie i pocałował. Antares poczuła się, jakby się miała rozpłynąć.
* * *
Gdy wróciły do domu, zbliżała się pora kolacji i wszyscy kręcili się już po kuchni, szukając sobie miejsca przy długim stole. Ledwo weszły do środka, a Hermiona, Ginny i Tonks doskoczyły do Antares, otaczając ją ciasno. Od razu zauważyły piękny wisiorek na jej dekolcie. We trzy się nachyliły, by popatrzeć.
– To jest pewnie warte więcej niż cała Nora – zauważyła Ginny.
– Ma chłopak gest – powiedziała Tonks. Jednocześnie kolor jej włosów zmienił się w odcień rubinu. – Syriusz, ja lubię już tego chłopaka. Powinieneś przestać się dąsać, że Antares się z nim spotyka.
W kuchni rozległy się ciche chichoty. Syriusz spłonął delikatnym rumieńcem, a Antares spojrzała na ojca zaskoczona.
– Wcale się nie dąsam – powiedział.
– Miło spędziliście razem czas? – zapytała Hermiona, gdy siadały przy stole.
– Na pewno – odpowiedziała za nią Ginny, uśmiechając się dziwnie. – W zeszłym roku nie mogli się od siebie oderwać.
– Żebym ja zaraz nie powiedziała wszystkim twoim braciom, od kogo ty się nie mogłaś oderwać po przedświątecznym spotkaniu SH, Ginerwo – odparła Antares, jednocześnie uciszając chichoty, które wywołała wypowiedź Ginny. Nagle za jej plecami zmaterializowali się Fred i George, a ponieważ spojrzenia wszystkich skupiły się na nich, nikt nie dostrzegł miny Harry'ego, który prawie udusił się własna śliną.
– My z chęcią posłuchamy – powiedział Fred.
– O wszystkich szczegółach – dodał George stanowczo.
– Nie wiem, o czym ona mówi – burknęła Ginny i odwróciła spojrzenie. Antares zerknęła na Hermionę, ale ta miała wyraźnie zaskoczoną minę.
Ponieważ pani Weasley ogłosiła, że kolacja gotowa, rozmowy na tematy miłosne przycichły, a rozpoczęły się te na temat świąt, Voldemorta i zbliżającego się powrotu do Hogwartu, który Syriusza bardziej smucił niż zadawalał. Gdy w końcu jedzenie zniknęło w pełnych żołądkach, Antares ziewnęła sennie i poszła do swojego pokoju. Nie spodziewała się tam zastać Krzywołapa czytającego książkę.
– Czy ty głupi kocie, potrafisz uszanować przestrzeń osobistą?
Krzywołap miauknął w odpowiedzi i uderzył w łapą na otwartej stronie, a potem wybiegł z pokoju, bo z niższego piętra rozległo się nawoływanie Hermiony, która chciała nakarmić kota.
Antares zamknęła drzwi i nachyliła się nad książkę. Otwarta była na stronie sto pięćdziesiątej czwartej. Jak na razie nie dobrnęła tak daleko podczas studiowania jej. Na samej górze starej i pożółkłej strony, grubymi literami widniał:
KLĄTWA GHASTA
A pod spodem:
By lepiej zrozumieć funkcjonowanie i trudne losy tej klątwy, musimy się przenieść na pustynne ziemie Egiptu do grobowców oraz piramid.
14 listopada 1867 roku angielski historyk magii, łamacz klątw, a także pasjonata kultury egipskiej, Howard Ghast odnalazł schody prowadzące do grobu faraona Nizam – przywódcy magicznej społeczności na ziemiach egipskich około 2000 roku p.n.e. Jak się później okazało, za zapieczętowanymi drzwiami znajdował się jeden z najbogatszych grobowców czarodziejskiego Egiptu dawnych lat.
Zapieczętowane drzwi strzegły klątwy, nie znane wówczas czarodziejom. Howard Ghast zniknął w tajemniczych okolicznościach i jego ciała nigdy nie odnaleziono. Tyczyło się to każdego, kto wszedł do grobowca lub dotknął złota oraz cennych ksiąg i woluminów.
Wykopalisk zaprzestano na zlecenie Ministerstwa Magii oraz rządu Egipskiego. Już wtedy zaczęto szeptać o „ukaraniu świętokradców". Szybko ochrzczono tajemnicze zniknięcia „Klątwą Ghasta" od nazwiska Howarda, który przyczynił się do jej uwolnienia.
Podobny przypadek można zaobserwować w 1903 roku, gdy otwarto grobowiec Sir Hamiliana, który miał być, według wszelkich badań, przyjacielem słynnej założycielki Hogwartu – Roweny Ravenclaw. Niestety nigdy nie potwierdzono tej teorii. Wiadomo jednak, że po dostaniu się do grobowca wszyscy badacze oraz naukowcy, zniknęli w tajemniczych okolicznościach.
Przez lata najwięksi łamacze klątw oraz najwięksi uczeni badali tę tajemniczą sprawę. Dopiero w 1924 roku, młody oraz zdolny niemiecki czarodziej – Wolfgang Voortman – połączył sprawy grobowca Nizam z sir Hamilianem. Udał się do Egiptu, gdzie udzielono mu pozwolenia na zbadanie grobowca faraona Nizam. Dzięki hieroglifom w innych grobowcach oraz piramidach Voortman odkrył, z czym dokładnie mamy do czynienia.
Klątwa, która od samego początku w jego zapiskach nazywana jest klątwą Ghasta (najwyraźniej Voortman bardzo lubił tę nazwę lub po prostu zachował ją z szacunku do pierwszej ofiary), była bardzo popularna w czasach egipskich. Jej celem było uniemożliwieniem złodziejom wykradzenia cennych bogactw oraz z wiedzy z grobowców. Klątwa sprawiała, że każdy, kto znalazł się pod jej wpływem, zamieniał się w jakieś zwierzę.
Wolfgang Voortman odkrył, że Howard Ghast oraz inni badacze grobowca Nizam najprawdopodobniej zostali przemienieni w skarabeusze, co tłumaczyło, dlaczego nikt nie zwrócił na nich uwagi. Klątwa Ghasta ochraniała też grób sir Himiliana. Każdy, kto go otworzył, zamieniał się w szczura, bez możliwości powrotu do ciała ludzkiego.
Wolfgang Voortman spędził całe życie (a warto napomknąć, że zmarł w wieku 35 lat) na badaniu klątwy Ghasta oraz antidotum na nią. W swoich badaniach dotarł do formuły, która miała więzić człowieka w ciele zwierzęcia.
Increnenus Monsturo
Trudne były jego losy, gdy zabierał się za sporządzanie antidotum. Opuszczony przez żonę, która uważała, że pojęła za męża wariata, oraz porzucony przez rodzinę, mieszkał w psich warunkach, starając się odkryć przeciwzaklęcie lub antidotum, dziczał oraz wariował.
Zmarł w swoim fotelu, zaraz po tym, jak odkrył lekarstwo. Został pośmiertnie Nagrodzony Orderem Merlina Pierwszej Klasy.
Skład oraz sposób przygotowania mikstury poniżej.
– O żesz w mordę! – szepnęła Antares. – Kot Hermiony to nie kot!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro