33. Dziwne zachowanie Krzywołapa
Przez następne tygodnie Antares czuła się tak uszczęśliwiona, że nawet Dolores Umbridge nie potrafiła tego zmienić. Jej ojciec był wolny, a na dodatek zajęcia SH szły wszystkim fantastycznie. Grali Umbridge na nosie, jednocześnie wkurzając ją niemiłosiernie i robiąc to, czego Ministerstwo obawiało się najbardziej.
Nie udało im się ustalić stałego dnia w tygodniu na spotkania, bo musieli znaleźć jeszcze czas na cztery treningi quidditcha, co Antares uznała za okoliczność sprzyjającą. Brak stałego terminu utrudni Umbridge wytropienie ich. Antares zaproponowała więc sprytny sposób przekazywania wszystkim daty następnego spotkania bez niepotrzebnego zamieszania oraz ryzyka, że ktoś podsłucha informacje. Któregoś dnia wręczyła członkom SH po fałszywym galeonie.
– Widzicie te cyfry wokół krawędzi monety? – zapytała ich. – Na prawdziwym galeonie jest to po prostu numer seryjny oznaczający goblina, który wykonał odlew. Na fałszywych monetach te cyfry będą się zmieniać, wskazując godzinę i datę następnego spotkania. Kiedy data ulegnie zmianie, monety trochę urosną, tak że poczujecie to, nosząc galeona w kieszeni. Każdy dostanie jednego, a kiedy Harry ustali datę i godzinę spotkania, zmieni cyfry na swojej monecie, a ponieważ rzuciłam na nie Zaklęcie Proteusza, wasze też się zmienią.
Po tych słowach Antares zapadła głucha cisza.
– Myślałam, że to dobry pomysł – powiedziała niepewnym głosem, gdy nikt się nie odezwał. – Bo nawet jak Umbridge każe nam wywrócić kieszenie na lewą stronę, to co znajdzie? Każdy może mieć galeona w kieszeni, prawda? No, ale... jeśli nie chcecie...
– Potrafisz rzucić Zaklęcie Proteusza? – zapytał Terry Boot.
– No... tak. To takie dziwne?
– Ale to jest przecież... to jest poziom owutemów...
– Naprawdę? – udała zdziwienie. – Nie wiedziałam.
Zaraz po tym, jak wieść o uniewinnieniu Syriusza się rozniosła, Antares dostała kilka długich listów, w tym jeden od Thomasa, Narcyzy, Remusa i państwa Weasley. Największą furorę i tak zrobiło oświadczenie wydane przez Ministra Magii, które tydzień po rozprawie pojawiło się na pierwszej stronie „Proroka Codziennego" i brzmiało:
Ja, Korneliusz Oswald Knot, Minister Magii, pragnę wyrazić najszczersze przeprosiny względem Syriusza Blacka, który został skazany na 12 lat w Azkabanie za przestępstwo, którego nie dokonał. Zdaję sobie sprawę, że to musiał być trudny czas dla pana Blacka. Jako Minister Magii zapewniam, że osoby odpowiedzialne za to niedopatrzenie zostaną surowo ukarane.
Przez następne cztery strony Rita Skeeter rozpisywała się o błędach Knota, jawnie z niego kpiąc i co kilka akapitów wspominając o dymisji oraz zmianach w rządzie. Antares twierdziła, że jeśli reporterka nie uwzięła się akurat na ciebie i pisała prawdę, a nie farmazony wyssane z palca, była całkiem dobra w swoim fachu.
– Antares, czy ty jej nie zabroniłaś, pod groźbą wyjawienia jej sekretu, by nie tykała pióra przez rok? – zapytała ją któregoś wieczoru Hermiona, gdy obie siedziały w bibliotece, ucząc się starożytnych run.
– No tak, tak było – potwierdziła.
– I nie jesteś zła, że złamała ten zakaz?
– Och, nie. Widzisz, Hermiono, ja jej pozwoliłam to wszystko napisać – odpowiedziała, na co Hermiona zrobiła oburzoną minę. – Skeeter ma poważanie oraz fanów, a mnie zależało na jak największym rozgłosie. To był czysty zyska dla obu stron. Skeeter może sobie teraz poużywać na ministerstwie.
– Ale... Ale...
Antares widziała, że Gryfonka myśli już gorączkowo. Grube brwi Hermiony zbiegły się nad nosem, a czoło pokryły głębokie zmarszczki. Nagle jej twarz przykryło zdumienie. Powstrzymała się, by nie krzyknąć, bo pani Pince przechodziła właśnie obok.
– Ty wiedziałaś! – prawie pisnęła. – Wiedziałaś, że Pettigrew będzie tam tej nocy i powiadomiłaś Kinglsey'a, Tonks, Moody'ego i Ritę Seekter. To ona zrobiło to zdjęcie! Zdjęcie, które miało być materialnym dowodem dla całego świata, że trzeba się bliżej przyjrzeć sprawie Syriusza! Ale... Ale jak? Skąd...
– Skąd wiedziałam? – dokończyła Antares. – Mam swoje sposoby, Hermiono.
– Powiedz mi! – poprosiła. – Jak...
– Naprawdę nie mogę, nie teraz.
Hermiona pokręciła nosem niezadowolona i z naburmuszona miną pochyliła się nad podręcznikiem oraz pergaminem. Energicznie umoczyła pióro w kałamarzu i szybko naskrobała kilka słów, ale najwyraźniej nie mogła się skupić, bo niemal natychmiast się wyprostowała.
– Wiesz, że... Niektóre osoby trochę się ciebie boją?
– Co to ma znaczyć? – zapytała Antares zdziwiona.
– No, na przykład na spotkaniach SH, nie trenujesz z nami tylko sama i na dodatek znasz zaklęcia, które znacznie wykraczają poza poziom nauczania w Hogwarcie. Wiele z nich jest czarnomagicznych i... Nie wzbudza to w niektórych zaufania, a i ja muszę przyznać... Zauważyłam, że czytasz jakieś dziwne książki, zniszczone i pomazane. Nie tylko ja zresztą. Harry wypytywał mnie o nie kilka razy. Miał z tobą porozmawiać na ten temat, ale...
Antares rzeczywiście bez przerwy czytała pamiętniki, które znalazła w kapsule czasu. To z nich znała większość zaklęć, którymi się posługiwała. Spotkania SH były jedną z niewielu okazji w tygodniu, gdy mogła je spokojnie trenować i upewniać się w swoich magicznych zdolnościach.
– Harry ma teraz własne problemy – ciągnęła uparcie Hermiona. – On nie chciał ci nic mówić, bo byłaś taka szczęśliwa po uniewinnieniu Syriusza, ale... Co chwila boli go blizna – wyznała szeptem. – I to tak porządnie. Ponoć śnią mu się jakieś drzwi...
– Nie jakieś drzwi, a drzwi do Departamentu Tajemnic w Ministerstwie Magii.
– Skąd u licha...
– Pamiętasz czwartą klasę, Hermioną? Jak Crouch pod postacią Moody'ego rzucał na nas Imperiusy?
– Na ciebie nie mógł, bo znałaś oklumencję i... No tak, od oklumencji jest tylko jeden krok do legilimencji! – wyszeptała cała podniecona.
– W wakacje było sporo okazji, by ją ćwiczyć. Fletcher nie jest zbyt bystry. To od niego dowiedziałam się, że ta cała broń, którą Voldemort chce, jest w Ministerstwie Magii w Departamencie Tajemnic.
– To tam chciał się włamać Pettigrew! – Hermiona podniosła głos i natychmiast go ściszyła. – Na brodę Merlina, to wszystko zaczyna się układać w logiczną całość! A czy Fletcher...
– Zakon chyba nie wie, co dokładnie się tam znajduje. Dumbledore może być jedynym, ale wiesz... to Dumbledore... nie chcę...
– Włamywać mu się do głowy – dokończyła szeptem Hermiona. Policzki jej się zaczerwieniły z emocji, a oczy błyszczały dziko. – Naprawdę chciałabym wiedzieć, jak to wszystko robisz. Jesteś aż tak genialna? W sensie... No jesteś genialna, ale...
– Hermiono, obiecuję, że kiedyś wszystko wam wyjaśnię – powiedziała spokojnie Antares. – Ale jeszcze nie teraz. To sekret, a zdradzenie go zbyt wcześnie może spowodować bardzo drastyczne skutki.
Hermiona niechętnie, ale przytknęła głową i wróciła do swojego zadania, ale była tak rozemocjonowana, że stwierdziła, że więcej się nie skupi. Spakowała swoje rzeczy i wróciła do Wieży Gryffindoru, a Antares została sama pochylona nad książkami oraz podręcznikami, tłumacząc kolejne, skomplikowane słowa.
Gdy rudy kot Hermiony, Krzywołap, wskoczył na biurko i zamruczał donośnie, Antares uniosła wzrok znad książki i spojrzała w jego jasne oczy.
– Ona poszła do wieży – powiedziała do kota. – Lepiej zmykaj, bo będziesz musiał spać na korytarzu.
Ale Krzywołap zamruczał tylko głośniej i rozciągnął grzbiet, a potem położył się na paru podręcznikach, energicznie wymachując rudą kitą. Złość, że Antares kopnęła go w lecie, chyba w końcu mu przeszła, bo kot nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca.
Czas pędził nieubłagalnie i Antares nie zauważyła, że zrobiło się późno, a co dziwniejsze, pani Pince nie zauważyła jej wciśniętej w kącie. Gdy więc wszystkie światła w bibliotece pogasły, nie lada się oburzyła.
– O rany, już dwudziesta pierwsza! – syknęła, patrząc na zegarek. Pośpiesznie zaczęła pakować rzeczy do torby i ruszyła do wyjścia. Krzywołap śmignął przodem, ale zamiast ku ciężkim drzwiom, zwrócił się ku Działowi Zakazanemu.
– Choć tu ty wstrętny kocie – warknęła Antares. – Nie mamy czasu na takie wycieczki. Prefektom nie wypada dostawać szlabanów.
Ale Krzywołap chyba lepiej wiedział, co chciał robić. Stanął przed Działem Zakazanym i zaczął tak głośno miauczeć, że obudziłby nawet umarłego. Antares przeklęła wściekle i podbiegła do kota, chcąc go złapać za kark i wynieść, ale Krzywołap uskoczył w bok. Na chwilę zniknął między regałami, a gdy wrócił, trzymał w pyszczku duży, mosiężny klucz. Klucz, który idealnie pasował do kłódki strzegącej przejścia do Działu Zakazanego.
– Co tu się... Co...
Zabrakło je słów, więc po prostu wzięła klucz i przekręciła go w zamku. Dział Zakazany stanął przed nią otworem.
– Lumos! – szepnęła.
W środku było mrocznie oraz dość upiornie. Księgi stały na wysokich półkach, a niektóre strzegły magiczne bariery lub grube łańcuchy. Antares wolno posuwała się przed siebie, czytając w świetle różdżki kolejne tytuły.
Krzywołap zdawał się doskonale wiedzieć, dokąd iść. Przystanął przed jedną z półek i wspiął się na nią, a potem łapą uderzył w łańcuch blokujący grubą księgę. Antares spojrzała na tytuł.
– Leksykon Klątw Transmutacyjnych – przeczytała cicho. – Czyli o mrocznej stronie zmienia czegoś w coś.
Krzywołap miauknął żałośnie i uderzył łapą o łańcuch, ale nic się nie stało. Antares szturchnęła zabezpieczanie różdżką, ale również na niewiele się to zdało. Co prawda mogłaby użyć kilku zaklęć, ale ksiąg w Dziale Zakazany strzegły zaklęcia alarmujące. Wolałaby uniknąć kolejnego szlabanu u Umbridge. Rana na jej lewej ręce jeszcze dobrze się nie zagoiła.
– Chodź, Krzywołap – powiedziała do kota. – Poproszę Snape'a, by dał mi pozwolenie na tę książkę albo spróbuję ją załatwić przez babcię.
Krzywołap miauknął dziwnie i niezadowolony wyszedł z Działu Zakazanego. Ledwo znaleźli się na ciemnym korytarzu, a pomknął do przodu. Jego ruda kita zniknęła za zakrętem i tyle Antares go widziała. Przez całą drogę do lochów oraz w pogrążonym w nocy dormitorium, zachodziła w głowę, co było nie tak z tym kotem.
* * *
Październik oraz listopad minęły jak szalone. W międzyczasie powróciły szkolne rozgrywki quidditcha. Umbridge nadal robiła swoje, czyli denerwowała zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Antares od czasu do czasu umilała jej życie, zawsze dostając dodatkowe punkty od Snape'a za wymyślne zaklęcia. Raz pozwoliła Freddiemu pomyszkować w jej gabinecie, ale niuchacz nie przyniósł nic ciekawego poza paroma pierścionkami oraz kolczykami.
Ze swojej wielkiej wyprawy powrócił Hagrid. Z ogromną ciekawością wysłuchali jego opowieści o spotkaniu z olbrzymami w górach w Rosji.
Niestety Snape stanowczo odmówił Antares wypożyczenia książki z Działu Zakazanego, twierdząc, że była zbyt niebezpieczna i że Antares powinna poczekać do siódmej klasy, jeśli tak bardzo chce ją przeczytać.
– Jeśli to wszystko, Black, to mam sporo prac nieudolnych uczniów do sprawdzenia – powiedział Snape srogo, wskazując na stos pergaminów. – A i ty masz chyba masę rzeczy do zrobienia. Napisałaś już esej, który ci zadałem?
– Tak, już dawno – mruknęła.
– I są pełne, dwie rolki pergaminu – zdziwił się.
– Nawet trzy – odparła, jeszcze bardziej go zaskakując. – Chyba jest całkiem dobry i zastanawiam się, czy nie wysłać go do „Eliksirów Przyszłości". Może byliby chętni, by znowu coś mojego opublikować? Ponoć wydanie z moimi chmurkami zeszło im w dodatkowym nakładzie.
Snape odłożył pióro i spojrzał na nią dziwnie.
– Czuję, że wolałabyś, by opublikowali inne twoje badania – stwierdził, składając ręce na biurku. – Dawno mi nic nie dawałaś do sprawdzenia.
W wakacje pozwoliła sobie na krótką korespondencję z profesorem na temat jej prywatnego projektu naukowego i Snape z chęcią udzielił jej srogich komentarzy, a nawet wyśmiał ją kilkukrotnie za „marzenia bez przyszłości", jak to ujął. Antares rzeczywiście nie potrafiła ostatnio przysiąść do tego. Zbyt dużo innych spraw mąciło jej w głowie.
– Bo nie mam czasu na to – odpowiedziała. – Może w święta mi się uda.
– Naprawdę? Więc tego nie porzuciłaś?
– Och, nie! Nie ma nawet takiej opcji. Rozmyślam i pracuję nad tym, odkąd pamiętam.
Nagle wyczuła dziwne parcie w okolicy głowy i wywróciła oczami na ten dziecinny atak profesora. Szybko przyblokowała jego próby wdarcia się jej do głowy.
– Nadal ćwiczysz – zauważył z lekką dumą. – Twoje wizje...
– Są uregulowane i systematyczne. Powoli potrafię na własne życzenie sprawdzić, co czeka mnie w przyszłości – odpowiedziała. – Profesor Trelawney jest ze mnie zachwycona. Robię furorę na jej lekcjach!
– Słyszałem – odparł krótko Snape. – To dobrze, że sobie tak radzisz, a teraz...
Spojrzał wymownie na pergaminy.
– Chciałam jeszcze panu podziękować – powiedziała Antares, zanim Snape wrócił do pracy. – Za to co pan zrobił w ministerstwie. To znaczy, ja wiedziałam, że pan tam przyjdzie, ale nie do końca nie rozumiem, dlaczego. Po tym, jak skłamał pan w trzeciej klasie, myślałam, że...
– Że jestem bezdusznym profesorem, który nie robi nic, nie widząc w tym własnej korzyści? – parsknął. – No więc nie, Black. Mam swój rozum i wiem, kiedy należy postąpić zgodnie z sumieniem, a kiedy mu się sprzeciwić. Chcę, żeby to było jasne. Zrobiłem to dla ciebie, nie dla Blacka.
– Dla mnie? – powtórzyła. – Ale dlaczego?
Snape spojrzał na nią surowym wzrokiem, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Bo trochę przypominasz mnie samego – wyjaśnił w końcu. – Ale na więcej nie licz. A teraz idź stąd, bo się do północy nie wyrobię z tymi pracami!
Antares, nie chcąc denerwować profesora, po prostu wyszła.
Nadszedł grudzień. Pewnego dnia Hogwart obudził się pokryty grubą warstwą śniegu i Antares zaczarowała kilka śniegowych kul, by ganiały za Umbridge po korytarzu. W powietrzu dało się wyczuwać zbliżające się wielkimi krokami święta. Nauczyciele zadawali jakby mniej, mimo iż cały czas powtarzali, że SUMY coraz bliżej.
Ostatnie spotkanie SH odbyło się tydzień przed rozpoczęciem ferii świątecznych. Poświęcili te zajęcia na powtarzanie znanych już zaklęć. Antares i Harry zgodnie stwierdzili, że morale i zdolności całej grupy podniosły się o kilka poziomów.
– Harry! – Antares doskoczyła do niego tuż po spotkaniu. – Tata ci pisał, że spędzamy święta razem na Grimmauld Place?
– Tak, dzisiaj rano dostałem list – potwierdził.
– Spędzamy święta osobno? – zapytał Ron, który był święcie przekonany, że wraca do Nory.
– Nie, wy też tam będziecie – odpowiedziała Antares. – Wszyscy razem tam będziemy. To pierwsze prawdziwe święta taty, odkąd trafił do Azkabanu i mam zamiar sprawić, by były naprawdę wyjątkowe.
– Gdybyś potrzebowała pomocy... – odezwał się Harry.
– Znajdę cię w twoim pokoju – dokończyła i mrugnęła porozumiewawczo, a potem narzuciła torbę na ramię. Gdy ruszyła ze swoimi Ślizgońskimi przyjaciółmi do lochów, trzecim okiem zobaczyła, że Harry i Ginny będą sobie składać przedświąteczne życzenia w bardzo wyjątkowy sposób.
____
W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.
Jesteśmy tak mniej więcej w połowie tego fika XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro