26. Prefekt
Nikt nie pytał Antares, co stało się w Gringottcie, choć Syriusz i Ester kilkukrotnie próbowali, ale Antares wtedy zaczynała warczeć lub nawet wrzeszczeć i temat przycichł na jakiś czas, by dać jej uspokoić nerwy oraz poukładać sobie wszystko w głowie.
Po tym, jak Antares ostrzegła Dumbledore'a, że Harry'ego zaatakuję dementory, a członkowie Zakonu pojawili się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, Harry został przetransportowany do kwatery głównej. Był tak zły na Rona i Hermionę o ich kłamstwa, że nakrzyczał na nich w dniu przyjazdu tak głośno, że cały dom słyszał ich kłótnie.
– Och, Harry, przepraszamy, ale Dumbledore nam zabronił i... – tłumaczyła się Hermiona.
– ANTARES JAKOŚ NIE MIAŁA OBIEKCJI!
Antares, która siedziała wtedy w kuchni, została spiorunowana dziwnymi spojrzeniami.
– No wiesz co! – oburzył się Syriusz.
– Czym jest życie bez drobnego ryzyka – odpowiedziała mu.
Ostatniego dnia wakacji przyleciały sowy z Hogwartu, na co wszyscy się ucieszyli, bo było już późno, a należało zrobić zakupy na nowy rok. Antares od niechcenia rozerwała swoją kopertę, by przeczytać listę potrzebnych książek na najbliższy rok.
– Tylko dwie nowe – powiedział Ron, czytając listę. – Standardowa Księga Zaklęć, Stopień 5, Mirandy Goshank i Teoria Obrony Magicznej Wilberta Slinkharda.
Trzask!
Fred i George aportowali się zaraz przy Harrym.
– Zastanawialiśmy się właśnie, kto wybrał książkę Slinkharda – zagadał Fred.
– Co z tobą, Ron? – zapytał George.
Ponieważ Ron nie odpowiedział, spojrzeli w bok. Ron wpatrywał się w swój list z takim niedowierzaniem, jakby Snape przed chwilą powiedział mu, że uwarzył najlepszy eliksir ze wszystkich.
Bliźniacy spojrzeli przez ramię brata i usta Freda również otwarły się w zdumieniu.
– Prefekt? – powiedział George, wpatrując się z niedowierzaniem w list. – Prefekt?
– Ja też! – pisnęła Hermiona. – Jestem prefektem! Uwierzycie w to?
Akurat w to nietrudno było uwierzyć. Wszyscy obstawiali, że Hermiona zostanie prefektem. Nikt jednak nie spodziewał się, że ten zaszczyt dopadnie Rona.
– Musiała zajść pomyłka – powiedział Fred, wyrywając list z uścisku Rona i podnosząc go w górę, do światła, jakby sprawdzał znak wodny. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie zrobiłby Rona prefektem.
Głowy bliźniaków obróciły się jednocześnie i obie wpatrywały się w Harry'ego.
– Myśleliśmy, że ty jesteś pewniakiem – powiedział Fred takim tonem, jakby Harry oszukał ich w jakiś sposób.
– Nie wierzę! Nie wierzę! – pisnęła pani Weasley, ochoczo przytulając do siebie syna. – Och, Ron, jak cudownie! Prefekt! Jak wszyscy w rodzinie!
– A Fred i ja to co, bliscy sąsiedzi? – spytał George z oburzeniem.
– Zaczekaj, aż twój ojciec się dowie! Ron, jestem z ciebie taka dumna, co za cudowna wiadomość. Mógłbyś skończyć jako Prefekt Naczelny, tak jak Bill i Percy, to pierwszy krok! Och, co za wydarzenie pośrodku wszystkich tych zmartwień, jestem po prostu wstrząśnięta, och Ron...
Fred i George obaj wydawali z siebie głośne odgłosy wymiotowania za jej plecami, ale pani Weasley nie zauważała tego. Jej ramiona oplatały szyję Rona, obcałowywała go po całej twarzy, która zmieniła się w bardziej żywy szkarłat niż ten na naszywce.
W tym czasie Syriusz przyglądał się zawiedzionej minie Harry'ego. Drgnął jednak, gdy Antares podsunęła mu dłoń pod nos. Na jej ręce znajdowała się srebrno-zielona naszywka z dużym „P" na środku. Syriusz spojrzał na nią zdumiony.
– Gratuluję – powiedział, przyciągając ją do siebie. – Naprawdę jestem z ciebie dumny. Zasłużyłaś na to.
– No nie wiem – mruknęła. – Może ta oznaka to pierwszy objawy niepoczytalności Snape'a – zażartowała, czym rozbawiła ojca do łez. Gdy Harry się do niej odwrócił, mrugnęła do niego krótko. Jeszcze większe zawiedzenie pojawiło się na jego twarzy.
– Będziemy musieli uważać na swoje kroki, George – powiedział Fred, udając, że się trzęsie. – Z tymi dwoma na karku... No, przynajmniej z Antares nie będzie problemu. Lubimy się nasza Ślizgońska, przyjaciółko, co?
– Nie mam nic przeciwko dobrym żartom – odpowiedziała, na co bliźniacy się uśmiechnęli.
– Antares, to odpowiedzialna funkcja! – ostrzegła ją Hermiona.
– Mhm, no tak, ale ty i tak będziesz odwalać robotę za wszystkich prefektów, więc co za różnica – odparła, na co bliźniacy wybuchli gromkim śmiechem.
* * *
Pociąg do Hogwartu mknął przez pola i łąki, gdy Antares skończyła mocno ściskać Dafne po dwóch miesiącach niewidzenia się. Teraz ona i Draco, który został drugim prefektem Slytherinu, przechadzali już wzdłuż przedziałów, by nadzorować uczniów, ale po chwili pozwolili sobie na krótką rezygnację z obowiązków, by usiąść z przyjaciółmi.
– Wszystko u was w porządku? – zapytała Antares.
– Radzimy sobie – odparł Teodor Nott, choć minę miał ponurą, trochę skwaszoną. – Gratulacje zostanie prefektem, An. Zasłużyłaś jak nikt inny.
– Dzięki, ale pytałam o...
– Mój ojciec często znikał latem – odpowiedział Blaise. – Ale nie chciał powiedzieć, dokąd i po co. Często łapał się za...
– Lewe ramię – dokończyła cicho Dafne. – Jak na razie nikt nie wierzy w powrót Sami-Wiecie-Kogo. Czytaliście te bzdury, które wypisywał Prorok przez całe lato? Nieźle sobie używają na Dumbledorze i Potterze. Chyba nawet rewelacje Skeeter tak dobrze się nie sprzedawały.
– Ministerstwo na pewno nie chce przyznać, że Sami-Wiecie-Kto powrócił – powiedział Teodor. – To by oznaczało, że musieliby się zmierzyć z problemami, które przez lata zostały zapomniane. Wiadomo, że Knot woli zamieść wszystko pod dywan. Antares, wiesz coś ciekawego?
– Niewiele – przyznała. – Latem dwa dementory zaatakowały Harry'ego, gdy był jeszcze u mugoli, ale Dumbledore'owi udało się go uratować. Sprawa została zatuszowana. Voldemortowi... Och, Dafne daj spokój, to tylko imię... zależy na jakieś broni, która chyba jest w Ministerstwie Magii, ale nie wiem, co to. Obie strony próbują ją wykraść.
– To ciekawe – mruknął Draco. – Ojciec latem przebywał w Ministerstwie więcej niż zazwyczaj. Tłumaczył się pracą, ale...
– Ale robił nadgodziny dla Voldemorta – dokończyła Antares. – Posłuchajcie, musimy mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Ten rok może być dziwny i... Musimy być bardzo ostrożni. W Slytherinie nadal są osoby, które go popierają. Nie mogą się dowiedzieć, że spiskujemy na boku.
– Ma się rozumieć – odparł Teodor. – Buzia na kłódkę.
– Najważniejsze to się rozeznać, czy ktoś jeszcze nie ma podobnych przemyśleń do nas – ciągnęła Antares. – Wiadomo, że im więcej osób będziemy mieć po swojej stronie, tym lepiej.
– A co z tą bronią? – zapytała Dafne.
– Nie mam pojęcia – Antares mruknęła pod nosem. – Jakoś będziemy musieli się dowiedzieć. Skupmy się na razie na dobrym rozpoczęciu roku i popatrzymy na rozwój wydarzeń. Ja... Ja mam zamiar w tym roku ostro kuć i jeszcze ostrzej ćwiczyć – powiedziała. – I nie chodzi tylko o egzaminy. Dowiedziałam się czegoś i może wkrótce wyjawię wam prawdę... ale póki to się nie stanie, zaufajcie mi w niektórych kwestiach, dobrze?
Niepewnie, ale przytknęli głowami, więc Antares i Draco wrócili do patrolowania wagonów.
– Hej, Antares! – Drzwi do jednego z przedziałów otworzyły się i oboje ujrzeli Harry'ego. – Musisz to przeczytać – powiedział i wcisnął jej do ręki najnowszy numer „Żonglera". Antares spojrzała na pisemko nieprzekonana, tymczasem Draco i Harry wymienili się ukradkowymi spojrzeniami.
SYRIUSZ – CZARNY JAKIM GO MALUJA?
Notoryczny masowy morderca, czy niewinna śpiewająca sensacja?
Przez czternaście lat wierzono, że Syriusz Black jest winny masowego morderstwa dwunastu niewinnych mugoli i jednego czarodzieja. Śmiała ucieczka Blacka z Azkabanu dwa lata temu doprowadziła do najszerzej zakrojonego polowania na człowieka, jakie kiedykolwiek przeprowadziło Ministerstwo Magii. Nikt z nas nigdy nie kwestionował, że zasłużył on na powtórne schwytanie i oddanie w ręce Dementorów.
ALE CZY ZASŁUŻYŁ?
Zaskakujący nowy dowód w tej sprawie ostatnio ujrzał światło dziennie, według którego Syriusz Black nie mógł popełnić zbrodni, za które został zesłany do Azkabanu.
W rzeczywistości, jak mówi Doris Purkiss spod numeru 18 na Acanthia Way w Little Norton, Black nie mógł nawet być obecny przy tej zbrodni. „Z czego ludzie nie zdają sobie sprawy to to, że Syriusz Black to fałszywe nazwisko" mówi Pani Purkiss. „Człowiek, co do którego ludzie wierzą, że jest Syriuszem Blackiem to tak naprawdę Stubby Boardman, wiodący piosenkarz popularnej grupy Hobgobliny, który zrezygnował z publicznego życie po tym jak został uderzony w ucho zegarkiem na koncercie w Little Norton Church Hall prawie piętnaście lat temu. Rozpoznałam go w chwili, gdy zobaczyłam zdjęcie w gazecie. No i Stubby nie mógł w żaden sposób popełnić tych zbrodni, bo tego dnia przeżywał wraz ze mną romantyczną kolację przy świecach. Napisałam do Ministra Magii i oczekuję, że w najbliższych dniach przeprosi on w pełni Stubbiego, czy jak kto woli Syriusza".
Antares parsknęła tak głośnym śmiechem, że kilka osób obejrzało się na nią.
– Mogę sobie wyrwać tę stronę? – zapytała.
– Jasne, nie krępuj się – odpowiedział melodyjny, dziewczęcy głos z wewnątrz.
– Tata się uśmieje – mruknęła Antares do Draco, gdy szli już dalej, zaglądając do przedziałów.
W końcu dotarli do zamku. Hogwart jak zwykle olśniewał, rozświetlony na tle nocnego nieba. Już w progu szkoły można było wyczuć fantastyczne zapachy, świadczące o zbliżającej się uczcie. Udekorowana na powrót uczniów Wielka Sala, była piękna i rozświetlona przez setki świec lewitujących nad czterema długimi stołami, powoli zapełniającymi się już przez uczniów.
– Co tu robi Grubbly-Plank? – zapytała Dafne.
W piątkę spojrzeli na stół nauczycielski. Miejsce Hagrida zajmowała nauczycielka, która w zeszłym roku miała z nimi zastępstwo, co mogło świadczyć o tym, że albo Hagrid zrezygnował ze swojego stanowiska, albo coś mu się stało.
Antares powiodła dalej spojrzeniem po nauczycielach. Na krótką chwilę skrzyżowała wzrok ze Snapem, a potem jej oczy wylądowały na przysadzistej kobiecie, z krótkimi, kręconymi, mysiobrązowymi włosami, w które wplotła okropną różową wstążkę, współgrającą z puszystym, różowym, rozpinanym swetrem, który włożyła na swoje szaty. Szeptała coś do ucha dyrektorowi. Gdy na chwilę odwróciła głowę, ujrzeli jej przypominającą ropuchę twarz.
– Nie wygląda sympatycznie – stwierdził Blaise. – Kto to?
Nikt mu nie odpowiedział, bo profesor McGonagall weszła już do Wielkiej Sali, a za nią ciągnął się sznur przestraszonych pierwszorocznych. Profesorka postawiła przed wszystkimi Tiarę Przydziału. Szew przy rondzie rozdarł się i tiara zaczęła śpiewać:
Lat temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
[...]
Gryffindor i Slytherin
Zgadzali się nawet w snach,
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza
Przenigdy by nie odgadła.
[...]
A teraz mnie posłuchajcie,
Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Tak jak mi rozkazano,
Na domy was podzielę,
Choć nie wiem, czy przypadkiem
Przyjaciół nie rozdzielę.
Choć nie wiem, czy mój wybór
Do zguby nie wiedzie wprost.
Muszę wyboru dokonać,
Bo taki już mój los.
Czytajcie znaki czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osnuły złowróżbne cienie.
Wróg na nas czyha,
Śmiertelny gotując nam cios,
Musimy się zjednoczyć,
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam całą prawdę,
Niczego nie ukryłam
I Ceremonię Przydziału
Za chwilę rozpoczynam.
Kapelusz ponownie znieruchomiał, wybuchły oklaski, którym towarzyszyły szepty dziwne mruczenia. Przy wszystkich stołach uczniowie wymieniali między sobą uwagi.
– Trochę się rozgadała w tym roku, co? – powiedział Teodor.
Rozpoczął się przydział. Przerażone pierwszaki po kolei zasiadywały na stołku i zakładały Tiarę. Ta po chwili krzyczała nazwę domu i rozbrzmiewały oklaski oraz wiwaty.
– Niedobrze mi – oznajmiła Antares. – Tyle różu, co ma na sobie tamta kobieta, jest odrażające. Czy tylko dla mnie wygląda jak ropucha?
Kilka siedzących wokół Ślizgonów zaśmiało się w głos, ale ich chichoty zostały zagłuszone przez oklaski dochodzące ze stołu Krukonów.
Zaraz po tym, jak przydział się zakończył, Dumbledore bez żadnego opóźniania zaprosił wszystkich do uczty. Raz-dwa talerze i półmiski zostały wypełnione najróżniejszymi pysznościami, a uczniowie zabrali się do pałaszowania oraz rozmów.
– Ej, Black! – zawołała Pansy Parkinson. – Twój ojciec musiał nieźle pogrozić Dumbledore'owi, byś został prefektem, co?
Kilka osób wokół się zaśmiało, a Antares mocniej zacisnęła pięść na nożu.
– Wystarczająco, żeby przebić ofertę twojego ojca i wygryźć cię z tej funkcji – odwarknęła zła. – Ach, nie, poczekaj... W przeciwieństwie do ciebie, twój ojciec ma trochę oleju w głowie i wie, że taka idiotka nigdy nie zostałaby prefektem.
Zaśmiało się kilka następnych osób, a usta Pansy Parkinson skutecznie się zasznurowały.
Skończyli jeść desery i Dumbledore powstał, skuteczni ich tym uciszając. Spojrzenia wszystkich uczniów wylądowały na nim.
– Teraz, skoro już wszyscy napełniliśmy sobie brzuchy tymi wspaniałymi potrawami – zaczął Dumbledore, przyjaźnie rozkładając ręce – pozwólcie, że poświęcę chwilę zwykłym na początku roku uwagom. Pierwszoroczniacy niech wiedzą, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo karany. Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie, żebym, jak powiedział, po raz czterysta sześćdziesiąty drugi przypomniał wam, że między lekcjami na korytarzach nie wolno używać czarów, podobnie jak nie wolno robić wielu różnych rzeczy, których lista jest wywieszona na drzwiach biura pana Filcha. Mamy też dwie zmiany w gronie nauczycielskim. Miło mi powitać znowu panią profesor Grubbly-Plank, która będzie prowadziła lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami.
Rozbrzmiały skromne brawa i nauczycielka skłoniła się lekko w ich kierunku.
– Mam również zaszczyt przedstawić wam panią profesor Umbridge, naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią.
Niezbyt entuzjastyczne oklaski przewinęły się przez Wielką Salę.
– Sprawdziany kandydatów do domowych drużyn quidditcha będą się odbywać... – ciągnął Dumbledore, lecz nagle urwał, spoglądając pytająco na profesor Umbridge.
Profesor Umbridge nie wydawała się wcale wyższa, kiedy stała, niż wtedy, gdy siedziała, przez chwilę nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego dyrektor przerwał. Dopiero gdy chrząknęła głośno dwa razy, stało się jasne, że wstała i zamierza coś powiedzieć.
Dumbledore szybko ochłonął, po czym usiadł i wpatrzył się z uwagą w profesor Umbridge, jakby to, co miała do powiedzenia, budziło w nim najwyższą ciekawość. Innym członkom ciała pedagogicznego nieco trudniej było ukryć zaskoczenie. Uniesione brwi profesor Sprout znikły pod strzechą włosów, a profesor McGonagall zacisnęła wargi tak, że prawie ich nie było widać. Jeszcze nigdy żaden nowy nauczyciel nie przerwał Dumbledore'owi. Wielu uczniów uśmiechało się ironicznie: ta kobieta najwyraźniej nie wiedziała, jakie są zwyczaje w Hogwarcie.
– Dziękuję, dyrektorze – powiedziała profesor Umbridge ze sztucznym uśmiechem – za tak uprzejme słowa powitania.
Miała piskliwy, dziecinny, drażniący w uszy. Ponownie dwa razy głośno odchrząknęła („yhm, yhm") i ciągnęła:
– Muszę wyznać, że to cudowne znaleźć się znowu w Hogwarcie! – Uśmiechnęła się, ukazując bardzo spiczaste zęby. – I widzieć tyle szczęśliwych buziaczków zwróconych na mnie!
Antares miała minę, jakby za chwilę miała zwrócić zjedzoną przed chwilą kolację.
– Bardzo bym chciała szybko was wszystkich poznać i jestem pewna, że będziemy dobrymi przyjaciółmi!
Profesor Umbridge znowu dwukrotnie odchrząknęła („yhm, yhm"), ale kiedy przemówiła, jej głos nie zabrzmiał już tak słodko. Teraz był bardziej rzeczowy i suchy, jakby recytowała z pamięci.
– Ministerstwo Magii zawsze uważało, że edukacja młodych czarownic i czarodziejów ma wyjątkowe znaczenie. Owe rzadkie zdolności, z jakimi się urodziliście, mogą się zmarnować, jeśli nie będą utrwalane i rozwijane w procesie nauczania. Pradawne umiejętności historycznej społeczności czarodziejów muszą być przekazywane z pokolenia na pokolenie, abyśmy nie utracili ich na zawsze. Bezcenne dziedzictwo wiedzy magicznej, nagromadzone przez naszych przodków, musi być pilnie strzeżone i wzbogacane przez tych, których obdarzamy szlachetnym mianem nauczycieli.
Zamilkła na chwilę i skinęła głową innym członkom ciała pedagogicznego; żaden z nich nie uznał za stosowne, by się odkłonić. Czarne brwi profesor McGonagall zbiegły się tak, że wyglądała jak jastrząb, a Antares spostrzegła, że wymieniła znaczące spojrzenie z profesor Sprout, kiedy Umbridge znowu odchrząknęła, by kontynuować swoje przemówienie.
– Każdy dyrektor Hogwartu wniósł coś nowego do tego ciężkiego obowiązku, jakim jest zarządzanie tą historyczną uczelnią, i tak powinno być, ponieważ brak postępu oznaczałby stagnację i rozkład. Nie oznacza to jednak, by postęp był wartością samą w sobie, bo nasze wypróbowane tradycje często nie znoszą żadnych przy nich manipulacji. Tak więc zdrowa równowaga między starym i nowym, między tym, co stałe, a tym, co zmienne, między tradycją a innowacją...
Na sali też już nie było tak cicho, jak zwykle, gdy przemawiał Dumbledore, bo uczniowie zaczęli szeptać i chichotać. Przy stole Krukonów Cho Chang gawędziła w najlepsze ze swoimi koleżankami. Przy stole Puchonów Ernie Macmillan był jednym z tych nielicznych, którzy wciąż wpatrywali się w profesor Umbridge. Pansy Parkinson i jej koleżanki szeptały już do siebie, ale Antares nie potrafiła oderwać spojrzenia od profesor Umbridge, która zdawała się nie dostrzegać tego wszystkiego.
– ...ponieważ jedne zmiany mogą wyjść nam wszystkim na dobre, natomiast inne zostaną po jakimś czasie uznane za błędy. Podobnie pewne stare zwyczaje słusznie przetrwają wieki, podczas gdy inne, już nieodpowiadające duchowi czasu, trzeba będzie porzucić. Wkroczmy więc razem w nową erę otwartości, efektywności i odpowiedzialności, skupiając się na zachowaniu tego, co powinno być zachowane, doskonaląc to, co powinno być udoskonalone, i wypleniając praktyki, które powinny być zakazane.
Usiadła. Dumbledore pierwszy zaklaskał. Inni nauczyciele poszli za jego przykładem, ale wielu klasnęło tylko raz czy dwa.
– Dziękuję bardzo, profesor Umbridge, to było bardzo pouczające przemówienie – rzekł, kłaniając się jej. – No więc, jak mówiłem, sprawdziany kandydatów do drużyn quidditcha będą się odbywały...
– No cóż, to wiele wyjaśniło – mruknęła Antares.
– Zrozumiałaś coś z tego bełkotu? – zapytał Blaise.
– Tak, Blaise – odpowiedziała. – Ministerstwo zaczyna się wtrącać w sprawy Hogwartu, a to nie wróży dla nas zbyt dobrze.
Wybuchł gwar i rozległ się hałas odsuwanych krzeseł, co oznaczało, że Dumbledore obwieścił koniec uczty powitalnej. Wszyscy wstawali, gotując się do opuszczenia Wielkiej Sali.
– Antares, mamy zaprowadzić pierwszoroczniaków! – krzyknął na nią Draco i oboje podeszli do nowych uczniów domu węża.
______
Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro