20. Bal Bożonarodzeniowy
Wiadomość o balu bożonarodzeniowym rozeszła się tak szybko, że wszyscy gadali już tylko o tym. Krążyły najróżniejsze pogłoski – na przykład, że Dumbledore zakupił u madame Rosmerty osiemset baryłek pitnego miodu z korzeniami. Wszystko wskazywało jednak na to, że rzeczywiście wynajął Fatalne Jędze – czarodziejki zespół rockowy – na cały wieczór. Niektóre dziewczęta chichotały po kątach, a inne wymieniały się magazynami modowymi, by na ostatnią chwilę kupić ładną sukienkę.
Dwa tygodnie przed świętami pozwolono im wyjść do Hogsmeade i Antares, ubrana w ciepły płaszcz oraz wygodne buty, spotkała się z Thomasem przed szkołą i oboje powędrowali ośnieżoną drogą do wioski, gdzie uczniowie trzech magicznych szkół robili przedświąteczne zakupy.
– Gdzie chcesz iść najpierw? – zapytała.
Ulica i sklepy były zatłoczone bardziej niż zazwyczaj.
Zajrzeli na początek na pocztę, gdzie Thomas wysłał list, a następnie zahaczyli o Znoka, by pośmiać się z nowości w jego sklepie oraz zakupić kilka drobiazgów. W Miodowym Królestwie było tyle osób, że ledwo potrafili się dopchać do półek z łakociami, a potem dziesięć minut stali w kolejce do kasy. Obejrzeli z daleka Wrzeszczącą Chatę i zajrzeli na chwilę do księgarni, ale wyszli z niej bez większych zakupów.
– Zimno ci – zauważył Thomas, widząc jej czerwony nos oraz policzki. – Chodźmy się czegoś napić – zaproponował.
W Trzech Miotłach było tłoczno, ale udało im się zająć niewielki stolik w kącie i zamówić po grzanym piwie kremowym. Freddie, skrywający się w płaszczu Antares, wspiął się na stół, gdzie usiadł wygodnie ku zaskoczeniu Thomasa.
– Masz niuchacza? – zapytał.
– Od zeszłego roku – wyjaśniła, pieszcząc Freddiego po główce. – Miał być tylko projektem z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale wrócił ze mną do domu. Robi tylko trochę problemów.
Madame Rosmerta przyniosła im piwa i Antares poprosiła jeszcze o jakieś skórki z mięsa dla Freddiego. Niuchacz w spokoju jadł, gdy oni rozmawiali, choć jego wzrok co chwila biegał po cenniejszych przedmiotach odwiedzających lokal gości.
– Więc... Jak podoba ci się w Hogwarcie? – zapytała onieśmielona.
– Ładnie tutaj – przyznał Thomas. – Hogsmeade też jest fajne, ale przyzwyczaiłem się już do Drumstrangu, choć jest trochę mniejszy. Gdybyś uczyła się w mojej szkole przez jakiś czas, na pewno inaczej spojrzałabyś na Hogwart.
– Wątpię – odparła, kręcąc nosem. – Hogwart jest cudowny.
– Widzę, że cię nie przekonam – zaśmiał się.
– Cała twoje rodzina studiowała w Drumstrangu czy tylko ty? – zapytał Antares, zerkając ostrzegawczo ku Freddiemu, który chciał dać nogę. Freddie wydał jakiś dziwny pisk i ułożył się Antares na kolanach, domagając się pieszczot, skoro nie mógł porozrabiać.
– Moja mama i ciotka chodziły do Hogwartu – wyjaśnił. – Ale ja i moi bracia wybraliśmy Drumstrang.
– Dużo masz rodzeństwa?
– Jude skończył szkołę w zeszłym roku i teraz pracuje w Ministerstwie, a Gilbert jest w twoim wieku i straszny z niego dzieciak. Przysięgam, że zachowuje się jak siedmiolatek. Profesor Karkarow ma z nim urwanie głowy.
Zaśmiała się. Skrępowanie, jakie na początku wyczuwała w obecności Thomasa, zniknęło i teraz była rozluźniona oraz zrelaksowana. Chłopak wpatrywał się w nią intensywnie, ale ona nie widziała już potrzeby, by odwracać wzrok.
– Ja nie mam rodzeństwa – powiedziała. – Co najwyżej głupiego kuzyna Draco i kuzynkę, z którą rzadko rozmawiam i się widuję, ale też pracuje w Ministerstwie. Jest Aurorem.
– Jude jest Niewymownym – poinformował Thomas. – Chwilowo, bo ostatnio się skarżył, że denerwuje go ta praca.
Weszła do Trzech Mioteł Pansy Parkinson w towarzystwie swoich koleżanek, która spojrzała na Antares z dziwną miną. Chamsko utkwiła w nich swoje spojrzenie, więc by spotęgować w niej zazdrość, Antares ostrożnie przysunęła się bliżej Thomasa. Pansy fuknęła w powietrze i wraz z koleżankami wyszła.
– A ty co planujesz robić po szkole? – zapytała.
– Pewnie będę pomagał ciotce w rodzinnym biznesie, by kiedyś go przejąć – odpowiedział, a widząc jej zaciekawioną minę, Thomas ciągnął dalej. – Mamy stadninę i tor wyścigowy pod Londynem. Tor Wyścigów Konnych Colemanów – sprecyzował, a Antares rozszerzyły się oczy.
– Babcia i ciocia zabierały mnie tam czasem latem, żeby popatrzeć! – powiedziała podekscytowana. – Mój wuj uwielbia obstawiać zakłady ze swoimi kolegami. To bardzo znane miejsce! Moja babcia zna się chyba z twoją ciotką, Selmą, o ile się nie mylę.
– A twoja babcia to...
– Ester Langham – odpowiedziała. – To moja babcia od strony mamy. Ja mam na nazwisko...
– Black, wiem – uprzedził ją. – Czytałem o tobie w gazecie w zeszłym roku. Czytałem również twój artykuł w „Eliksirach Przyszłości". Bardzo ciekawy. Zrobiliśmy raz te chmurki na zajęciach z eliksirów i to były najwspanialsze zajęcia, jakie miałem w całym życiu.
Antares poczuła, że się rumieni.
Posiedzieli jeszcze chwilę, a potem zwolnili stolik grupce czarodziejów i powoli ruszyli w stronę zamku, śmiejąc się i rozmawiając, a gdy w końcu dotarli na miejsce i mieli się rozejść, Thomas ostrożnie złapał ją za rękę i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Zastanawiałem się... Czy chciałbyś mi towarzyszyć na balu bożonarodzeniowym? – zapytał.
– Z chęcią – odpowiedziała bez większego namysłu.
Thomas uśmiechnął się do niej szeroko.
– Cieszę się – powiedział. – W takim razie, do zobaczenia.
– Pa – powiedziała i chwilę stała w miejscu, by potem szybko zerwać się do biegu i opowiedzieć wszystko Dafne z najmniejszymi szczegółami.
* * *
Powoli wyjaśniało się kto z kim szedł na bal.
Draco, chyba tylko po to, by zrobić Antares na złość, zaprosił Pansy Parkinson. Teodor poprosił Dafne i ta zgodziła się z chęcią. Blaise miał iść z jej młodszą siostrą – Astorią. Hermiona milczała, jakby jej ktoś zapłacił, z kim wybiera się na bal i wszyscy zachodzili w głowę, z kim pojawi się panna Granger. Niestety niektórzy nie mieli takiej odwagi lub rozumu, by kogoś zaprosić i tym kimś był oczywiście Harry. Antares go zrugała, gdy tydzień przed balem oznajmił jej, że nadal nie znalazł partnerki.
– Niesamowite, wielki Harry Potter, który poradził sobie ze smokiem, ma problem w zaproszeniu dziewczyny na bal – zażartowała, a kąciki jej ust drgnęły w rozbawieniu. – Nie bądź idiotą, Harry. Podchodzisz do dziewczyny i na luzie pytasz, czy by z tobą nie poszła. Koniec filozofii.
– Ale one zawsze chodzą takimi stadami.
– No i właśnie dobrze! – powiedziała. – Pytasz jedną, ta odmawia, to ty odwracasz się do drugiej i mówisz: „A może twoje piękna znajoma się ze mną wybierze?". Chłopie, pobiją się o ciebie, jak tak zrobisz.
Harry zaśmiał się cicho, rozbawiony tą wizją.
– Czy ja wiem... – mruknął w końcu.
– Harry, jesteś Gryfonem, więcej odwagi! – zachęciła go. – W sekrecie ci powiem, że nikt nie zaprosił Ginny, więc jeśli zrobisz to dzisiaj, zdąży się jeszcze wpisać na listę osób zostających w zamku na święta.
– Ginny? – powtórzył głupio Harry. – Ale...
– No weź, Harry, ona cię bardzo lubi, co udowodniła w drugiej klasie, ale popełniła gafę. Teraz oboje jesteście już trochę starsi... Będzie tylko twoją partnerką na bal, nic więcej, żadnych zobowiązań – starała się mu tłumaczyć. – Ty jeszcze tego nie wiesz, ale bardzo do siebie pasujecie.
– Serio? – zdziwił się Harry. – Jakoś tego nie widzę.
– I właśnie dlatego nosisz okulary – zauważyła, czym tylko go rozbawiła.
* * *
Bal Bożonarodzeniowy był wielkim wydarzeniem i z tej okazji Antares kupiła sobie wspaniałą suknię w kolorze szmaragdowym o odkrytych ramionach i gorsecie przypominającym kwiaty. Z pomocą Dafne pofalowała delikatnie włosy, a część spięła, przyzdabiając kwiatami. Srebrna biżuteria podarowana jej przez babcię zdobiła jej szyję, uszy i szczupłe nadgarstki.
Gdy zeszła pod Wielką Salę, Thomas już na nią czekał. Jego niebieskie oczy błysnęły zachwytem, gdy ją ujrzał. Sam był ubrany bardzo elegancko – w odświętną szatę Drumstrangu z grubą, czerwoną peleryną przyczepioną do ramienia, w której prezentował się przystojnie.
– Wyglądasz zjawiskowo – powiedział, podając jej rękę.
– Ty też nie najgorzej – odpowiedziała.
Ku jej zaskoczeniu Harry zaprosił Ginny i tak, jak podejrzewała, oboje świetnie razem wyglądali. Antares udało się nawet dostrzec dziwny błysk w oku profesor McGonagall, gdy obserwowała, jak reprezentanci szkół tańczą. Największą furorę i tak zrobiła Hermiona, pojawiając się u boku Wiktora Kruma.
– Wiedziałeś? – zapytała Thomasa.
– Tak, Wiktor się chwalił, że ją zaprosił. Bardzo dużo o niej mówi.
Zabawa była przednia. Fatalne Jędze grały swoje najlepsze kawałki i Antares tańczyła bez przerwy. Jeśli nie towarzyszył jej Thomas, to obracał ją Draco, Blaise lub Teodor. Udało jej się nawet wyciągnąć na parkiet Harry'ego oraz Rona, a chwili wielkiego entuzjazmu przetańczyła chwilę z Fredem i Georgem albo z Georgem i Fredem (nie była pewna).
Miło było patrzeć, że Hermiona wyśmienicie bawiła się z Wiktorem Krumem, a Ginny zabawiała Harry'ego i wręcz zmusza go do tańczenia. Teodor dobrze zajmował się roześmianą Dafne. Oboje śmiali się w głos, podskakując w rytm muzyki. Profesor Dumbledore raczył tańcem profesor Sprout. Ludo Bagman, chyba już trochę podpity, zaciekle rozmawiał o czymś z Karkarowem i Snapem.
– Chcesz się przejść i chwilę odpocząć? – zaproponował Thomas i Antares przytknęła. Oboje wyszli przed Wielką Salę, gdzie jakaś dziewczyna z Beauxbatons krytykowała dekoracje Hogwartu.
– To taki nic – mówiła, rozglądając się po roziskrzonych ścianach Wielkiej Sali. — W Beauxbatons mamy na Bozinarozeni lodowi statui w cali Jadalni Komnat. Nie rozpliwai się, naturellement, są jak wielki statui z diament... I mami lasowi nimfi, one nam serenadui, kiedy jemy. Nie mamy taki stari zbroji, a jak poltergeist pojawi się w Beauxbatons, to robimy tak — tu trzasnęła pięścią w otwartą dłoń — i poltergeista nie ma!
W miarę jak szli, rozmawiając cicho, czas płynął powoli. Nie tylko oni wybrali się na przechadzkę. Wielu starszych uczniów zaszywało się w klasach albo zamykało się w szkolnych powozach, racząc się chwilami sam na sam.
Antares i Thomas przystanęli obok wielkiego renifera, oświetlonego przez dziesiątki lampek choinkowych. Dziwne ciepło biło od posągu, jakby w środku ukryty był piecyk. Niebo było gwiaździste i oboje zadzierali głowy, by przyjrzeć się konstelacjom.
– Harry już gotowy do drugiego zadania? – zapytał Thomas.
– A co to za przeszpiegi? – komicznie udała oburzenie, rozbawiając go. – Już dawno – skłamała. – A Wiktor pewnie w tyle.
– Tylko trochę – odpowiedział Thomas. – Wiesz, mięśni ma sporo i dobrze czaruje, ale... Nie wiem, dla mnie jest trochę głupi. Nie rozumiem, dlaczego Czara Ognia go wybrała.
– Może przez sławę? – zgadywała Antares.
Thomas się zaśmiał i zbliżył się do niej o krok. Wyraźnie poczuła silną woń jego perfum.
– Tak, on i Harry to największe gwiazdy tego konkursu. Wiesz, do pierwszego zadania wszyscy myśleli, że Harry nie da sobie rady, a tu taka niespodzianka. Wiktor był trochę zazdrosny o jego umiejętności.
– I dobrze, Harry jest najlepszy – stwierdziła z dumą Antares.
Thomas zbliżył się jeszcze o krok i teraz stali już naprawdę blisko siebie. Zarzucił część swojej peleryny na jej nagie ramiona, by ją ogrzać, a jednocześnie jakby się upewnić, że mu nie ucieknie. W milczeniu patrzyli sobie w oczy, ciesząc się wieczorem.
– Obrazisz się, jeśli cię pocałuję? – zapytał.
– To zależy, jak całujesz – odparła, a on się ponownie i ich usta się zetknęły.
Był to powolny, nienatarczywy pocałunek, który rozgrzał ją wyjątkowo silnie w tę mroźną, bożonarodzeniową noc.
– Black!
Odsunęli się od siebie.
– Szlag – przeklęła i spojrzała na profesora Snape'a, który stał tuż nad nimi. – Dobry wieczór, profesorze. Jak się pan bawi? – zapytała.
– Nie denerwuj mnie, Black – warknął. – Jeśli skończyłaś się bawić, pożegnaj się, proszę, z kolegą i idź do swojego dormitorium, bo zmarzniesz.
– Nie zmarznie, dałem jej swoją pelerynkę! – wtrącił Thomas, a Snape spiorunował go srogim spojrzeniem. – No nic, pójdę już. Dziękuję za miły wieczór, Antares – powiedział i ucałował ją w dłoń, co sprawiło, że oczy zabłyszczały jej z zachwytu, a odszedł w stronę jeziora i statku.
Black spojrzała na Snape'a z wyrzutem.
– Pan to ma wyczucie czasu – mruknęła. – Serdecznie dziękuję za nic.
– Black, uspokój się – powiedział profesor Snape. – Od początku roku zachowujesz się dziwnie i lekceważąco w stosunku do mnie. Pragnę przypomnieć, że to dzięki mnie zdałaś SUMa w tak młodym wieku.
– Wolałabym być nieudacznikiem z eliksirów, a mieć ojca oczyszczonego z zarzutów – odparła, trzęsąc się zarówno z zimna, jak i złości. – Zaufałam panu, profesorze, a pan zachował się samolubnie. Chyba fakt, że jestem pana podopieczną, nic dla pana nie znaczy.
Twarz Snape'a nie drgnęła ani o milimetr.
– Może kiedyś zrozumiesz, dlaczego to zrobiłem – powiedział. – A teraz idź spać, Black.
Wyminął ją bez słowa, by podejść do czarnej karety. Wyciągnął z niej jej dwójkę Puchonów, a potem odjął im punkty i poszedł dalej. Antares westchnęła ciężko. Nie miała cierpliwości do tego człowieka.
_____
Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Czara Ognia" autorstwa J.K.Rowling.
Damn, rozdziały z Czary Ognia są trochę gorsze jakościowo, ale obiecuję, że za dwa rozdziały wszystko się zmieni. Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro