Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Drumstrang i Beauxbatons

TURNIEJ TRÓJMAGICZNY

W piątek 30 października o godz. 18.00 przybędą do nas delegacje

z Beauxbatons i Durmstrangu. Lekcje skończą się o pół godziny wcześniej. Uczniowie odniosą torby i książki do dormitoriów i zbiorą się przed zamkiem, by powitać naszych gości przed ucztą powitalną.


Takie ogłoszenie pojawiło się na tydzień przed przyjazdem delegacji z zagranicznych szkół, co sprawiło, że w Hogwarcie rozprawiano już tylko o tym. Pogłoski o tym, kto zamierza się zgłosić, pojawiały się bez przerwy i spekulacje na temat reprezentanta Hogwartu narastały z dnia na dzień.

W zamku rozpoczęły się też gruntowne porządki. Wyszorowano kilka najbrudniejszych portretów, co nie wzbudziło zachwytu w namalowanych na nich postaciach. Zbroje nagle rozbłysły i przestały skrzypieć, a Argus Filch rugał ostro każdego, kto nie wytarł butów.

Trzydziestego października Wielka Sala została odświętnie udekorowana – na ścianach wisiały olbrzymie jedwabne sztandary poszczególnych domów, a za stołem nauczycielskim wisiał ogromny herb Hogwartu przedstawiający lwa, orła, borsuka i węża wokół litery H.

Równo o osiemnastej uczniowie oraz nauczyciele wyszli przed zamek, by godnie przywitać gości. Opiekunowie domów ustawiali swoich uczniów w rzędy, srogo przypominając im, by się zachowywali.

– Weasley, wyprostuj kapelusz – warknęła profesor McGonagall do Rona. – Panno Patii, proszę wyjąć tę śmieszną rzecz ze swoich włosów!

– Parkinson, rozpuść tę dziwaczną fryzurę – wycharczał Snape, patrząc prosto w oczy Pansy.

– Jak myślicie, jak oni się tutaj dostaną? – zapytał Teodor, nerwowo wygładzając swoją szatę, bo surowe spojrzenie Snape'a właśnie wylądowało na nim. – Na miotłach?

– Nie bądź niemądry – odparła Antares. – To za długa i zbyt męcząca podróż na miotły. Na pewno mają jakiś środek transportu.

Całą grupą wpatrywali się w błonia, oczekując pojawienia się gości, ale zapadający zmierzch był cichy oraz głuchy, może nawet lekko ponury. Co poniektórzy szeptali do siebie z ekscytacją w głosie. Najbardziej podnieceni byli pierwszorocznie i profesor McGonagall srogo upomniała grupkę dziewczynek, gdy te zaczęły piszczeć.

– Aha! Albo się mylę, albo zbliża się delegacja z Beauxbatons! – odezwał się dyrektor.

– Gdzie?! – rozległo się pytanie z wielu ust, a wszyscy rozglądali się gorączkowo na wszystkie strony.

– TAM! – krzyknął jeden z szóstoklasistów, wskazując ponad Zakazany Las.

Coś wielkiego, o wiele większego od miotły szybowało na tle ciemnoniebieskiego nieba ku zamkowi, rosnąc z każdą chwilą.

Antares z błyszczącymi w ekscytacji oczami obserwowała zbliżające się coś, aż w końcu zobaczyła, wszyscy zobaczyli, ogromny niebieski powóz zaprzężony w tuzin skrzydlatych koni tak wielkich, że aż przerażających.

Powóz zniżył się, podchodząc do lądowania. Kopyta koni obiły się o ziemię na błoniach i cały zaprzęg wylądował niezgrabnie, a z powozu wyskoczył chłopiec w bladoniebieskiej szacie, który rozłożył składane złote schodki, po czym cofnął się z szacunkiem.

Wyszła na zewnątrz największa kobieta, jaką Antares kiedykolwiek widziała. Nawet Hagrid nie dorównywał jej wzrostem, tak była duża. Zatrzymała się na chwilę na stopniach powozu, patrząc na zdumiony tłum. Miała ładną twarz o oliwkowej cerze oraz wielkie, czarne oczy i dość wydatny, zakrzywiony nos. Ciemne włosy spięła w lśniący kok.

Dumbledore zaczął klaskać i tłum uczniów poszedł za jego przykładem, wybuchła burza oklasków. Na twarzy kobiety pojawił się wdzięczny uśmiech. Z niezwykłą gracją podeszła do Dumbledore'a, wyciągając połyskującą klejnotami rękę, którą dyrektor ucałował z szacunkiem.

– Droga madame Maxime – powiedział. – Witamy w Hogwarcie.

– Dumbli-dorr – odpowiedziała madame Maxime, specyficznie akcentując nazwisko dyrektora. – Mam nadziei, że zdrowi dopisui?

– Dziękuję, jestem w wyśmienitej formie – odpowiedział Dumbledore.

– Moi uczniowi – rzekła, machając nonszalancko olbrzymią ręką.

Z powozu wyskoczył tuzin chłopców i dziewcząt – na pierwszy rzut oka raczej od nich starszych – którzy stanęli za madame Maxime. Drżeli z zimna, ale trudno się było dziwić, skoro mieli na sobie tylko jedwabne szaty. Paru, by poczuć odrobinę ciepła, nakryli głowy szalami oraz chustami.

– Karkarow już jest? – zapytała madame Maxime.

– Powinien być lada chwila – odrzekł Dumbledore. – Madame, czy chciałaby pani poczekać tu i powitać go z nami, czy raczej wejść do środka i troszkę się ogrzać?

– Chyba ogziać – odpowiedziała madame Maxime. – Ali koni...

– Nasz nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami chętnie się nimi zaopiekuje – zapewnił Dumbledore i madame Maxime skinęła głową z wdzięcznością, a potem ona oraz jej uczniowie szybko wspięli się po schodach, by zaznać w murach zamku odrobinę ciepła.

W oczekiwaniu na delegację Drumstrangu większość wpatrywała się z nadzieją w niebo, oczekując kolejnych koni i drugiego powozu. Przez kilka minut panowała cisza przerywana cichszymi szeptami.

– Spójrzcie na jezioro! – wrzasnął nagle Draco i oczy wszystkich powędrowały w tamtym kierunku.

Gładka tafla wody wzburzyła się. Wielkie bąble wyskakiwały na zewnątrz, fale obmywały brzegi i nagle, na samym środku jeziora uformował się ogromny wir. Ze środka leja wyłoniło się coś, co wyglądało na długą czarną tyczkę...

– To jest maszt! – powiedział Blaise.

Z wody powoli wyłaniał się statek i w końcu, z donośnym chlupotem, cały znalazł się na powierzchni i ostrożnie posunął w kierunku brzegu. Usłyszeli, jak ktoś wrzucił kotwicę do wody i zobaczyli trap opuszczony na brzeg. Grupa ludzi schodziła po nim dość szybko.

Gdy goście podeszli bliżej, zobaczyli, że byli ubrani w grube płaszcze o włochatym, ciemnym futrze.

– Dumbledore! – zawołał z radością idący na przedzie mężczyzna. Najstarszy z nich wszystkich. – Jak się masz, mój stary druhu, jak się masz?

– Dziękuję, wyśmienicie, profesorze Karkarow – odrzekł Dumbledore.

Karkarow był równie chudy i wysoki, co Dumbledore, ale brodę miał krótką, a włosy równo przycięte. Dumbledore uścisnął mu serdecznie rękę.

– Kochany stary Hogwart – rzekł Karkarow, patrząc na zamek z uśmiechem. – Jak dobrze się tu znaleźć, jak dobrze... Wiktorze, chodź tutaj, ogrzej się. Dumbledore, chyba nie masz nic przeciwko temu, co? Wiktor trochę się przeziębił...

Karkarow skinął na jednego ze swoich uczniów. Kiedy chłopiec przechodził, Antares dostrzegła wydatny zakrzywiony nos i specyficzny profil twarzy.

– A niech mnie – szepnął Draco.

– To Wiktor Krum – dodał Teodor i obaj powiedli za chłopcem wzrokiem.

* * *

Jakimś dziwnym i niewytłumaczalnym cudem Wiktor Krum i jego koledzy usiedli przy stole Ślizgonów, co doprowadziło Draco, Teodora i Blaise do dziwnego skrępowania, które z kolei doprowadzało Anatres oraz Dafne do wywracania oczami. Gdy spojrzała na stół Gryfonów, Harry i Ron gapili się na nich z wyraźną zazdrością oraz złością.

Uczniowie Drumstrangu pościągali swoje ciężkie futra i patrzyli z ciekawością na zaczarowane sklepienie, ale uczniowie Beauxbatons wyraźnie gardzili Wielką Salą.

Kiedy weszli już wszyscy uczniowie i zajęli swoje miejsca, wkroczyło ciało pedagogiczne, zasiadając przy stole dla profesorów. Profesor Dumbledore stał, dopóki nie zapadła cisza.

– Dobry wieczór, panie i panowie, duchy, a szczególnie nasi drodzy goście – rzekł. – Mam wielką przyjemność powitać was w Hogwarcie. Mam nadzieję i ufam, że będzie wam tutaj miło i wygodnie. Turniej zostanie oficjalnie ogłoszony pod koniec tej uczty – oznajmił. – A teraz zachęcam was gorąco: jedzcie, pijcie i czujcie się jak u siebie w domu!

Półmiski jak zwykle napełniły się jedzeniem, ale tą razom różnorodność potraw przekroczyła najśmielsze oczekiwania wszystkich. Poza standardowymi daniami znalazło się też wiele zagranicznych potraw.

Wielka Sala wyglądała na jakoś bardziej zatłoczoną niż zwykle.

– Przepraszam, podasz mi pielmieni?

Antares spojrzała na chłopaka, który siedział obok niej, a potem szybko na stół, nie wiedząc, o co mu chodziło. Zaśmiał się.

– To te pierożki – wyjaśnił. – Tam, obok ziemniaczków. O, tak właśnie te!

Antares chwyciła półmisek i podała mu go. Chłopak był blady o krótkich, czarnych włosach, ale bardziej ogarniętych niż włosy Harry'ego. Oczy miał niebieskie, wręcz krystaliczne, a twarz niezwykle przystojną. Ubrany był w czerwony mundurek Drumstrangu.

– Całkiem dobrze mówisz po angielsku – zauważyła, słysząc, jak jego koledzy kaleczą większość słów jej rodzimego języka.

– Pochodzę z Birmingham – wyjaśnił chłopak, nakładając sobie solidną porcję pierożków. – Tak, wiem, mogłem studiować tutaj, ale wybrałem Drumstrang i nie żałuję.

– Szkoda, Hogwart jest fantastyczny – powiedziała.

– Drumstrang też ma swoje zalety – odparł. – Choć strasznie w nim zimno. Ledwo zaczął się październik, ale już spadło tyle śniegu, że oszaleć można.

Antares odwróciła spojrzenie od chłopaka. Dafne uśmiechała się do niej dziwnie. Krótkim gestem ręki zachęciła, by kontynuowała rozmowę z nowym kolegom. Draco, Teodor i Blaise byli zbyt zajęci Wiktorem Krumem, by zauważyć cokolwiek.

– Nasza gwiazda – szepnął chłopak, jakby nie chcąc, by ktoś usłyszał. – Wszyscy spekulują, że to on zostanie wybrany.

– Chłopcy ślinią się do niego jak do nimfy – zażartowała i chłopak się zaśmiał, a miał miły, łagodny śmiech. – Jestem Antares – postanowiła się przedstawić i oboje wymienili uścisk dłoni. – A to moja przyjaciółka Dafne. Przedstawiłabym ci jeszcze mojego kuzyna, ale chyba stracił głowę dla Wiktora Kruma.

– Thomas – odpowiedział, witając się z nimi.

– Zamierzasz się zgłosić? – zapytała nieśmiało Dafne.

– Nie, nie, jestem za młody – powiedział. – Profesor Karkarow zabrał kilku młodszych uczniów, którzy dobrze się uczą, jako nagrodę oraz wsparcie dla naszego reprezentanta. Ufa nam, wie, że zmiana miejsca nie zaszkodzi naszym umiejętnościom oraz ocenom końcowym.

– To wspaniale – powiedziała Antares. – Hogwart na pewno wam się spodoba. Koniecznie musicie też zajrzeć do Hogsmeade!

Chwilę po skończeniu deserów pojawił się Ludo Bagman oraz Barty Crouch, a złote talerze zalśniły czystością i Dumbledore powstał ponownie. Po sali rozeszło się radosne napięcie oczekiwania.

– Nadeszła długo oczekiwana chwila – rzekł Dumbledore. – Czas, by obwieścić początek Turnieju Trójmagicznego. Chciałbym jednak powiedzieć kilka słów, zanim przyniesiemy szkatułę...

Uczniowie spojrzeli na siebie zaskoczeni.

– ... by wyjaśnić wam procedurę, zgodnie z którą będziemy w tym roku postępować. Najpierw jednak pozwólcie, że przedstawię pana Bartemiusza Coucha, dyrektora Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów i pana Ludona Bagmana, dyrektora Departamnetu Magicznych Gier i Sportów.

Obaj panowie otrzymali głośnie brawa, choć Antares wydawało się, że pan Bagman dostał odrobinę większe.

– Pan Bagman i pan Crouch pracowali niezmordowanie przez parę ostatnich miesięcy nad przygotowaniem turnieju – ciągnął Dumbledore – a teraz, wraz ze mną, profesorem Karkarowem i madame Maxime wejdą w skład zespołu sędziów, którzy będą oceniać wysiłki reprezentantów poszczególnych szkół. Panie Filch, proszę przynieść szkatułę!

Filch, który do tej pory czaił się niezauważony, teraz zbliżył się do Dumbledore'a, niosąc dużą drewnianą skrzynkę, która nawet z daleko wyglądała na starą i nawet zdobiące ją drogocenne kamienie nie potrafiły tego odmienić.

– Instrukcje zadań, przed którymi staną reprezentanci szkół, zostały już zatwierdzone przez pana Croucha i pana Bagmana – powiedział Dumbledore. – W ciągu całego roku reprezentanci zmierzą się z trzema zadaniami, które będą sprawdzianem ich czarodziejskich zdolności i umiejętności, ich waleczności magicznej, ich śmiałości... no i, oczywiście, ich zdolności radzenia sobie w obliczu zagrożenia.

W Wielkiej Sali było cicho jak nigdy, bo wszyscy wstrzymali oddechy, by dokładnie słyszeć dyrektora.

– Jak wiecie, w turnieju współzawodniczyć będzie ze sobą trzech zawodników, po jednym z każdej szkoły. Reprezentanci zostaną wybrani przez niezależnego sędziego... Przez Czarę Ognia.

Stuknął różdżką w skrzynię i wieko otworzyło się powoli. Dumbledore wyciągnął ze środka dużą, drewnianą czarę, która wypełniona była po brzegi roztańczonymi, niebiesko-białymi płomieniami.

– Każdy, kto pragnie zgłosić się do turnieju, musi napisać czytelnie na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko, a także nazwę szkoły, i wrzucić pergamin do czary. Macie dwadzieścia cztery godziny. Jutro, w Noc Duchów, czara wyrzuci nazwiska trzech, którzy według niej będą godni reprezentowania swoich szkół. Po tej uczcie czara zostanie umieszczona w Sali Wejściowej, by każdy, kto pragnie kandydować, miał do niej swobodny dostęp. Aby ustrzec przed pokusą tych uczniów, którzy nie ukończyli jeszcze siedemnastu lat, nakreślę wokół czary Linię Wieku. A teraz najwyższy czas, by pójść spać. Życzę wszystkim spokojnej nocy!

Profesor Karkarow pojawił się obok nich błyskawicznie.

– A więc na pokład – powiedział, zarzucając Krumowi futro na ramiona. – Wiktorze, jak się czujesz? Mam posłać do kuchni po wino z korzeniami?

Krum pokręcił przeczącą głową. Uczniowie Drumstrangu i Beauxbatons powoli zaczęli opuszczać Wielką Salę.

______

W rozdziale znajdują się fragmenty "Harry Potter i Czara Ognia" autorstwa J.K. Rowling.


Ponieważ ten rozdział jest krótki, wieczorem wstawię jeszcze jeden ;-)

Od przyszłego tygodnia rozdziały mogą się pojawiać popołudniami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro