Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Moody

Następnego dnia pogoda była o wiele lepsza. Już pierwszego dnia zajęć czekała ich opieka nad magicznymi stworzeniami, zaklęcia oraz wróżbiarstwo. Hagrid z radością przywitał ich wraz ze sklątkami tylnowybuchowymi, a u profesor Trelawney zajęli się wróżeniem z gwiazd.

Drugi dzień zajęć zaczęli od podwójnej lekcji eliksirów. Profesor Snape jak zwykle wszedł do klasy zamaszystym krokiem i spojrzał po swoich uczniach z wyraźną pogardą na twarzy.

– Zanim przejdziemy do lekcji – zaczął ponurym głosem – chciałbym wam oznajmić, jeśli jeszcze ktoś nie wie, że wasza koleżanka z klasy zdała SUMa z eliksirów na najwyższą ocenę.

Rozległy się gromkie brawa. Antares z największą przyjemnością chłonęła wstręt, z jakim Snape o tym mówił.

– To naprawdę zaskakujące, ale udowadnia również, że jestem dobrym nauczycielem, a wy jesteście bandą leniwych dzieciaków. Najwyraźniej panna Black docenia sztukę, jakiej was tutaj uczę. Za ten wyczyn obdarzam Slytherin stoma punktami.

Ślizgoni zawiwatowali radośnie i profesor Snape przeszedł do lekcji, podczas której Neville rozpuścił swój szósty kociołek, za co oberwał się mu szlaban. Gdy zajęcia się zakończyły, profesor Snape zawołał za Black i ona niechętnie się zatrzymała przed jego biurkiem i spojrzała profesorowi prosto w ciemne oczy. Znowu wyczuła atak z jego strony, więc go zablokowała.

– Ćwiczyłaś – zauważył.

– Zna pan za dużo moich sekretów – odparła, krzyżując ręce na piersi. – Muszę się przed panem bronić.

Snape wyglądał na rozbawionego. Otworzył usta, ale ona nie pozwoliła mu dojść do słowa.

– Mam nadzieję, że pan pamięta, co mi pan obiecał. Że jak zdam SUMA na „Wybitny", w piątej klasie poręczy pan za mój egzamin OWTMów.

– Pamiętam, Black – potwierdził.

– Świetnie, jeśli to wszystko, śpieszę się na następne zajęcia.

Wyszła, nie odmawiając sobie trzaśnięcia drzwiami, co stojąca na korytarzu grupka piątoklasistów uznała za zaproszenie Snape'a do zamordowania jej. Antares nie miała zamiaru udawać, że nic się nie stało. Była wściekła na Snape'a za wydarzenie z poprzedniego roku do tego stopnia, że z chęcią walnęłaby go w twarz.

– Zwolnij, Black! – powiedziała Dafne, pędząc za nią. – Co się stało?

– Nic – odparła. – Po prostu chodź, bo spóźnimy się na zajęcia.

Gdy dotarły pod klasę do obrony przed czarną magią, uczniowie właśnie wsypali się do środka. Dafne i Antares usiadły w jednej z ławek pośrodku. Wszyscy powyjmowali swoje egzemplarze podręcznika „Ciemne moce – poradnik samoobrony" i czekali w niezwykłej ciszy. Wkrótce usłyszeli charakterystyczny stukot na korytarzu i Moody wszedł do klasy, a wyglądał tak dziwacznie i przerażająco jak zawsze. Spod rąbka szaty wystawała mu drewniana, zakończona szponami noga.

– Możecie odłożyć książki – zagrzmiał, podchodząc do swojego biurka i siadając. – Nie będą nam potrzebne.

Pochowali podręczniki do toreb.

Moody wyjął dziennik i przystąpił do wyczytywania nazwisk. Jego normalne oko śledziło listę, a magiczne biegało po klasie, zatrzymując się na wyczytanym uczniu lub uczennicy.

– Wspaniale – oznajmił, kiedy ostatnia osoba potwierdziła obecność. – Dostałem list od profesora Lupina, opisujący waszą klasę. Opanowaliście już sztukę poskramiania czarnoksięskich stworzeń... przerobiliście boginy, czerwone kapturki, zwodniki, druzgotki, kappy i wilkołaki. Zgadza się?

Klasa potwierdziła to zgodnym chóralnym pomrukiem.

– Ale jesteście w tyle... i to bardzo w tyle... jeśli chodzi o złowrogie zaklęcia – rzekł Moody. – A ja jestem tu po to, żeby wam przekazać choć odrobinę wiedzy o tym, co jeden czarodziej może zrobić drugiemu. Mam rok, żeby was nauczyć, jak się zachować w obliczu czarnej...

– Co, to pan profesor nie zostanie dłużej? – wypalił Ron.

Magiczne oko Moody'ego obróciło się błyskawicznie, by spojrzeć na Rona.

Ron zrobił przerażoną minę, ale po chwili Moody się uśmiechnął – chyba po raz pierwszy od chwili, gdy go zobaczyli.

– Ty pewno jesteś synem Artura Weasleya, tak? – zapytał Moody. – Twój ojciec wyciągnął mnie z nie lada tarapatów parę dni temu... Tak, będę tutaj tylko przez jeden rok. Zrobiłem to wyłącznie dla Dumbledore'a... Jeden rok i wracam na spokojną emeryturę.

Zaśmiał się ochryple, po czym klasnął w dłonie.

– No więc nie traćmy czasu. Złowrogie zaklęcia. Mają różną moc i postać. Profesor Dumbledore ma znakomitą opinię o stanie waszych nerwów. Uważa, że wytrzymacie zajęcia na temat tego, z czym przyjdzie wam walczyć. Czarodziej, który zamierza rzucić na was nielegalne przekleństwo, na pewno nie poinformuje was, co zamierza zrobić. Musicie być przygotowani. Musicie być czujni i ostrożni. Musi to panienka odłożyć, kiedy ja mówię, panno Brown.

Lavender podskoczyła i oblała się rumieńcem. Pokazywała Parvati pod stolikiem swój kompletny horoskop. Najwyraźniej magiczne oko Moody'ego widziało przez drewno, podobnie jak przez jego własna głowę.

– No więc czy któreś z was wie, jakie czarnoksięskie zaklęcia są najsrożej karane przez nasze prawo?

Omówili Imperiusa, Crucio i Avadę Kadavrę, a potem sporządzili dokładne notatki na temat każdego z nich. Gdy w końcu opuszczali klasę, wszyscy szeptali do siebie w zachwycie. Wyglądało na to, że drugi rok z rządu będą mieć dobrego nauczyciela obrony przed czarną magią.

I rzeczywiście tak było. Uczniowie każdego z domów z niecierpliwością oczekiwali zajęć z profesorem Moodym, które były czysto praktycznie i zawsze wielce interesujące. Któregoś dnia, przed jedną z takich lekcji, Hermiona podeszła do Antares i odciągnęła ją od swoich Ślizgońskich przyjaciół.

– Co się stało, Hermiono? – zapytała Antares.

Panna Granger wręczyła jej zielonkawą oznakę, na której widniały litery: WESZ.

– O nie, są wszy w szkole? – zapytała Antares z przejęciem, łapiąc się za włosy.

Hermiona wywróciła oczami.

– Jesteś jak Ron – burknęła. – To W–E–S–Z. Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych.

– Umm... że co? – Antares nie kryła zdziwienia. Głupio się czuła, trzymając na plakietkę. Prawdę mówiąc, chciało jej się śmiać. – Nigdy nie słyszałam o takim czymś.

– Bo właśnie je założyłam – wyjaśniła Hermiona.

Zbliżyli się Harry i Ron. Obaj spojrzeli na plakietkę, a potem na Antares.

– A ona znowu z tą wszą – mruknął Ron.

Hermiona go zignorowała.

– Najpierw myślałam o akcji „Już Dość Odrażającego Wykorzystywania Naszych Małych Czarodziejskich Braci – Walcz o Zmianę Statusu Prawnego Skrzatów Domowych", ale to się nie nadawało na nazwę. Przeprowadziłam dogłębne prace badawcze w bibliotece. Zniewolenie skrzatów domowych trwa już od wieków. Aż trudno uwierzyć, że do tej pory nikt się temu nie sprzeciwił.

Antares była w takim szoku, że przyłożyła rękę do czoła Hermiony, ale ta strzepnęła ją szybko.

– Powiedzmy o tym Malfoyowi – poprosiła Antares. – On się posika ze śmichu, tak bardzo chciałabym to zobaczyć.

Ale Hermiona podparła ręce o biodra i ugięła jedną nogę.

– Hermiono, skrzaty lubią być zniewolone – mówiła Antares. – To miłe, że chcesz je uwolnić, ale taka jest ich natura.

– Posłuchaj o moich celach – sprzeczała się Gryfonka. Harry i Ron wywrócili oczami. – Na początek musimy przede wszystkim zapewnić skrzatom domowym godziwe wynagrodzenie i warunki pracy, a potem spróbować wprowadzić przynajmniej jednego skrzata do Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Nie mają żadnego rzecznika swoich interesów. To oburzające! Och, Antares, dołącz do nas. Przedstawiciel Slytherinu dobrze by zrobił stowarzyszeniu.

– A ile członków już macie?

– No... z tobą cztery – wyznała Hermiona.

Antares spojrzała na Malfoya. Wierzyła, że naprawdę posikałaby się ze śmiechu, gdyby o tym usłyszał.

– Hermiono, bardzo cię lubię, ale uważam, że moja obecność w twoim stowarzyszeniu tylko by mu zaskoczyła.

– Dlaczego? – zapytała z oburzeniem Gryfonka.

– Widzisz, powiem ci teraz coś o mojej rodzinie. Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku żyła sobie czarownica imieniem Elladora Black – zaczęła opowieść. – Miała coś nie tak z głową, nawet bardzo. Elladora zapoczątkowała w mojej rodzinie pewną tradycję, a polega ona na tym, że gdy skrzat jest na tyle stary i nieudolny, że nie potrafi utrzymać nawet tacki z herbatą, odcina mu się głowę i wiesza na ścianie jak trofeum.

Hermiona wydała z siebie stłumiony krzyk i zakryła usta dłonią.

– Co? – odezwał się Harry. – Naprawdę?

– Tata pewnie by to potwierdził – ciągnęła Antares. – Także widzisz, Hermiono, że średnio się nadaję do twojego klubu, ale życzę ci powodzenia, bo to szczytny i szlachetny cel. A teraz chodźmy do klasy, bo wszyscy już wchodzą.

I popędziła przed siebie. W progu drzwi Ron szepnął do niej:

– Szczęściara.

Antares zachichotała.

Ku ogólnemu zaskoczeniu Moody oświadczył tego dnia, że będzie na każdego po kolei rzucał zaklęcie Imperius. Mieli dzięki temu poznać jego moc oraz sprawdzić, czy zdołają znieść skutki.

– Ale... ale pan profesor powiedział, że to niezgodne z prawem – wybąkała Hermiona.

– Owszem – zgodził się. – Ale Dumbledore chce, żebyście wiedzieli, jak wtedy czuje się człowiek.

Moody wywoływał ich na środek klasy i rzucał na każdego zaklęcie. Antares z niepewną miną obserwowała, jak jej koledzy i koleżanki z klasy wyczyniają najróżniejsze rzeczy pod wpływem klątwy. Dafne zrobiła trzy salta w przód, a później zaklinała, że normalnie nie potrafi takich rzeczy. Teodor przez pięć minut rzucał żartami jak najęty, a Hermiona wyrzuciła swój podręcznik przez okno, w konsekwencji czego prawie się popłakała.

Harry był jednym z pierwszych, który w ogóle spróbował powstrzymać działanie zaklęcia, co spodobało się Moody'emu na tyle, że pozwolił sobie jeszcze parę razy rzucić w niego klątwą, aż Harry całkowicie się jej oparł.

– Black, teraz ty.

Antares niepewnie stanęła na środku klasy i spojrzała w zdrowe oko profesora Mooody'ego.

Imperio!

Poczuła dziwną lekkość rozchodzącą się po jej ciele od serca aż po głowę. Wokół umysłu Antares natychmiast pojawiły się magiczne bariery, odpierające atak klątwy. Była tak bardzo skupiona, by mur nie upadł, że poczerwieniała na twarzy, ale poza tym nie zrobiła nic, co mógłby świadczyć, że zaklęcie profesora Moody'ego zadziałało.

– Znakomicie, Black – powiedział z podziwem. – Jak to robisz?

Nie mogła przecież powiedzieć, że uczyła się oklumencji, by kontrolować swój dar przewidywania przyszłości.

– Ja... Uczę się oklumencji – odpowiedziała.

– Naprawdę? – zdziwił się Moody. – W tym wieku? A po co?

– To był... To był mój zakład z profesorem Snapem – skłamała szybko, trochę przerażona magicznym okiem, które wpatrywało się w nią jak w cel. – Stwierdził, że na pewno nie dam rady i że jestem na to zbyt głupia. Podjęłam wyzwanie i chyba... Chyba trochę mi wychodzi to wszystko.

– Nawet bardzo! – potwierdził Moody. – Siadaj, Black, znakomita robota. Tak, oklumecnja, czyli ochrona naszego umysłu przed atakami z zewnątrz jest niezwykle pomocna przy odpieraniu ataku zajęcia Imperius. Tylko bardzo silni czarodzieje potrafią ją wykorzystać w ten sposób.

Antares poczuła, że się czerwieni. Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem. W jej oczach łatwo można było wyczytać zawiedzenie, że Antares wcześniej nie podzieliła się tą informacją.

Gdy dwie godziny później wychodzili z klasy lekko skołowani, profesor Moody zawołał za nią:

– Black, podejdź no tutaj.

Antares westchnęła ciężko i zawróciła, by stanąć przed profesorem. Moody schylił się pod biurko i wyciągnął uwięzionego w klatce niuchacza.

– Freddie! – wrzasnęła. – Co pan robi? Niech go pan wypuści!

Profesor Moody stuknął różdżką w klatkę i Freddie wybiegł z niej jak oparzony. Wskoczył Antares na ręce i się do niej przytulił, drżąc ze strachu.

– Grasował w moim gabinecie, Black.

– Przepraszam – powiedziała. – On jest ciekawski nowych osób i rzeczy. Obiecuję, że już nie będzie.

– Mam nadzieję, Black, bo trzymam tam sporo silnych i niebezpiecznych rzeczy. Nie chciałbym, żeby coś zostało uszkodzone, zniszczone lub zniknęło, więc bardzo cię proszę, trzymaj swoje zwierzątko pod kontrolą.

– Naprawdę przepraszam – powtórzyła. Freddie wskoczył do kieszeni jej szaty i już się nie pokazał. Szalonooki Moody nie wyglądał na złego, a bardziej na zaciekawionego. Przez dłuższą chwilę badał ją zarówno zdrowym, jak i magicznym okiem.

– Dobrze ci idzie na moich zajęciach – stwierdził. – Masz moc, wiesz, co robisz. Myślisz nad karierą aurorską, Black?

Zaśmiała się poddenerwowana.

– Och, nie, podziękuję. Mam uraz do ministerstwa – zażartowała i Moody roześmiał się krótko.

– Tobie w głowie tylko eliksiry – stwierdził Moody, kuśtykając do swojego fotela, gdzie usiadł. Wyciągnął z kieszeni piersiówkę i upił z niej porządny łyk. – Snape mi już o tobie naopowiadał.

Nie skomentowała tego.

– Idź, Black, bo spóźnisz się na zajęcia. I trzymaj niuchacza z dala od mojego gabinetu! – pogroził jej jeszcze i Antares wyszła. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Moody chciał z nią porozmawiać o czymś jeszcze, ale nie odważył się zadać właściwego pytania.

Była na trzecim piętrze, gdy podbiegł do niej Harry i wręczył jej list.

– Od Syriusza – wyjaśnił i Antares natychmiast rozerwała kopertę.

Droga Antares,

Wracam na północ. Wiadomość od Harry'ego, że bolała go blizna, jest kolejną z dziwnych pogłosek, które do mnie dotarły. Mówią, że Dumbledore ściągnął z emerytury Szalonookiego, a to oznacza, że trafnie odczytuje różne znaki.

Będę się z Tobą kontaktował przez Hedwigę lub inne sowy. Niedługo znów się odezwę!

Tata

– Co? Harry...

– Wiem, przepraszam, niepotrzebnie mu o tym napisałem. Teraz tu wróci i znów się będzie narażał, a mógł być bezpieczny.

Ale nie o tym myślała Antares.

– Boli cię blizna? – zapytała.

– Bolała w wakacje – wyjaśnił. – Miałem dziwny sen. Voldemort w nim był i zabił jakiegoś mugola. To było straszne i... Syriusz był jedynym, do którego mogłem napisać w tej sprawie – starał się tłumaczyć. Był wyraźnie na siebie zły, że mu o tym powiedział. – Naprawdę przepraszam.

– Nie przejmuj się, Harry – uspokoiła go. – Tata sobie poradzi, ale ty...

– Też dam radę – oświadczył.

– Nie wątpię, ale powiedz mi, gdy znów będzie coś nie tak. Może... Może istniałby jakiś eliksir, który mógłby ci pomóc. Nie wiem, musiałbym poczytać...

– W takim razie, chodźmy do biblioteki – zaproponował Harry i we dwoje natychmiast skierowali się w tamtym kierunku.

________

Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Czara Ognia" autorstwa J.K.Rowling.


Dzisiaj tak luźno ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro