Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Rozmowy o północy

31.10.1981 r.


Drogi Łapo!

Wielkie dzięki za urodzinowy prezent dla Harry'ego! Żebyś widział, jak się ucieszył... Ma dopiero rok, a już śmiga na tej dziecinnej miotełce, i jaki z siebie zadowolony! Zresztą, sam zobacz, dołączyłam zdjęcie. Miotła unosi się zaledwie na dwie stopy, ale już o mało co nie zabił kota i rozbił ten okropny wazon, który Petunia przysłała na Boże Narodzenie (nie uskarżam się!). Oczywiście James uznał, że to bardzo zabawne, twierdzi, że Harry będzie wspaniałym graczem quidditcha, ale musieliśmy pochować wszystkie salonowe ozdóbki, bo kiedy ten brzdąc dosiada miotły, trzeba go bardzo pilnować.

Herbatka urodzinowa była bardzo skromna, byliśmy tylko my i stara Bathilda, którą zawsze mile widzimy i która ma bzika na punkcie Harry'ego. Żałowaliśmy, że nie mogliście się pojawić, ale w końcu sprawy Zakonu są ważniejsza, a zresztą Harry jest jeszcze za mały, żeby wiedzieć, że to jego urodziny. James zaczyna być zmęczony tym, że musi tu siedzieć, ale stara się tego nie okazywać. Dumbledore nadal ma jego pelerynę-niewidkę, więc nie ma nawet mowy o małych wypadach. Bardzo by go podniosło na duchu, gdybyś mógł do nas wpaść, a i Harry pewnie by się ucieszył, gdyby mógł pobawić się z Antares. Glizdek odwiedził nas w ostatni weekend, był jakiś przygaszony, pewnie z powodu McKinnonów. Ryczałam przez cały wieczór, jak się dowiedziałam.

Bathilda wpada do nas często, to fascynująca staruszka, opowiada zdumiewające historie o Dumbleodrze, choć nie jestem pewna, czy by się ucieszył, gdyby o tym wiedział! Nie wiem, czy można wierzyć we wszystko, co ona opowiada, bo wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Dumbledore był kiedyś przyjacielem, Gellerta Grindelwalda. Myślę, że coś jej się w głowie pomieszało, naprawdę!

Całusy,

Lily

Syriusz czytał ten listy w chwilach, gdy potrzebował otuchy. Spojrzał na fotografię. Czarnowłosy dzieciak pojawiał się i znikał, śmigając na maleńkiej miotle i rycząc ze śmiechu. James starał się go ścigać, ale sam się śmiał, potykając się o meble. Był wyraźnie dumny z poczynań swojego syna. Piękna, roześmiana Lily siedziała tuż obok i z wesołością w oczach obserwowała oboje.

– ...arryy...

Syriusz spojrzał na siedzącą na jego kolanach dziewczynkę. Miała niewiele ponad rok i duże, brązowe oczy. Jej główkę pokrywały ciemne włoski. Widząc na zdjęciu Harry'ego, zapiszczała i uśmiechnęła się. Syriusz pozwolił jej wziąć zdjęcie i obejrzeć je ze wszystkich stron. Dziewczyna zaśmiała się jeszcze głośniej.

– ...arryy! – powtórzyła.

– Tak, to jest Harry – powiedział Syriusz spokojnie. – A to ciocia Lily i wujek James. Oboje na pewno bardzo by się ucieszyli, gdybyśmy ich odwiedzili.

Ale nie mogli. Syriusz czuł się źle, okłamując przyjaciół. Nic im nie powiedział, że jego rodzinę ogarnęły pewne problemy. James i Lily mieli na głowie Voldemorta oraz przepowiednię. Nie musieli wiedzieć, że ktoś czyhał na życie jego rodziny.

Drzwi trzasnęły krótko i do salonu z wygodną kanapą oraz drewnianymi meblami weszła kobieta w długim, czarnym płaszczu. Była piękna i nawet smutny uśmiech nie potrafił tego zmienić. Oczy miała duże, podobne do tych u małej dziewczynki, która ożywiła się, widząc matkę. Kobieta podeszła do nich i wzięła dziecko na ręce, a potem pocałowała mocno Syriusza.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

Kobieta pokręciła głową. Zdjęła płaszcz i rozplotła długie, brązowe włosy związane do tej pory w kok. Przysiadłszy obok Syriusza, oparła głowę na jego ramieniu, a on objął ją w pasie. Mała Antares przytuliła się do piersi matki, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa.

– Medycy nie są dobrej myśli – powiedziała. – Mówią, że Danny z tego nie wyjdzie. Zbyt wielkie obrażenia. Pewnie umrze na dniach.

Nagle rozpłakała się tak gwałtownie, że Syriuszem aż wstrząsnęło. By dodać ukochanej otuchy, przyciągnął ją bliżej siebie, starając się ją uspokoić. Antares patrzyła na nich ze zdziwioną buzią. By poprawić matce humor, sprawiła, że wokół zaczęły unosić się bańki w różnych kształtach oraz kolorach.

– Moje maleństwo – wyszlochała kobieta, mocniej przytulając ją do siebie.

Syriusz nie wiedział, jak i kiedy doszło do tego, że się zakochał. Aurora pojawiła się w jego życiu jak grom z jasnego nieba i równie niespodziewanie zakochał się w niej bez opamiętania. Choć nie mieli ślubu, żyli pod jednym dachem, wychowując córkę. Syriusz nadal nie dowierzał, że kontynuował rodzinną tradycję związaną z imieninami, ale Aurora stwierdziła, że skoro oboje nosili imiona powiązane z kosmosem, to ich córka też powinna.

Ojciec Aurory zmarł kilka lat temu. W niewielkiej rodzinie Langham została tylko Ester – matka Aurory – oraz trójka jej starszego rodzeństwa. Franka zabito trzy miesiące temu w tajemniczych okolicznościach i już wtedy zaczęli podejrzewać, że ktoś dybał na życie Langhamów. Aurora ostatkiem nerwów przekonała Ester, by ta się ukryła. Przez jakiś czas mieli spokój, ale pięć dni temu doszło do kolejnego ataku, w którym zginęła Kate – siostra Aurory, a jej brat został poważnie ranny.

Syriusz bał się, że miłość jego życia będzie następna. Co prawda nałożył na dom najsilniejsze zaklęcia magiczne, jakie znał, ale obawiał się, że to może nie wystarczyć. Rozważali ostatnio, by nałożyć na mieszkania zaklęcie Fideliusa. Była to ostateczność, ale Syriusz wiedział, że dla bezpieczeństwa ich samych będą musieli to w końcu zrobić.

– Damy sobie radę – zapewnił ją, całując krótko. – Nie dam wam nic zrobić. Prędzej sam zginę.

– Proszę, nie mów tak. Nie poradzimy sobie z Antares bez ciebie.

Syriusz uśmiechnął się smutno. Doskonale zdawał sobie sprawę, że prawda prezentowała się zupełnie inaczej.

– Nakarmisz ją? – zapytał. – A ja przygotuję ci kolację i potem położę ją do łóżeczka.

Aurora przytknęła lekko i razem z Antares zniknęły na piętrze domu. Tymczasem Syriusz wszedł do kuchni i zaczął przeszukiwać szafki. Co prawda nie był kucharzem najwyższych lotów. Brakowało mu doświadczenia, by gotować jak Hogwarckie skrzaty czy nawet znienawidzony przez niego Stworek. Spodziewał się, że Aurora pokręci nosem na lekką sałatkę z tuńczykiem i podpiekany chleb. Gdy weszła do kuchni z Antares na rękach, nie wyglądała najlepiej.

– Nie miej takiej miny, starałem się! – powiedział, wymachując widelcem.

Gdy się nie uśmiechnęła, zrozumiał, że nie o to chodziło.

– Ktoś stoi przed domem – szepnęła.

Syriusz spiął się cały. Niepewnie przytknął głową i rozkazał, by razem z córką zamknęły się na górze, a w razie problemów natychmiast się teleportowała. Sam chwycił różdżkę i wyszedł na zewnątrz. Przez chwilę stał na wycieraczce, obserwując mrok wokół. W pobliżu było kilka domów. Latarnie świeciły bladym światłem, a na niebie królował rogalik księżyca. Noc była spokojna, nawet ciepła jak na Halloween.

Aurora się nie pomyliła. Przed domem, pod jednym z drzew ktoś stał i nie ruszał się za wiele. Syriusz bez namysłu zamienił się w psa i bezgłośnie ruszył w tamtą stronę. Chwilę później stał już przyczajony za mężczyzną. Trochę się zdziwił, rozpoznając po zapachu swojego brata.

Nagle przemienił się z powrotem. Chwycił Regulusa za ramię i przyparł do drzewa, jednocześnie przystawiając mu różdżkę do gardła.

– Spokojnie, nic przecież nie zrobiłem – powiedział.

Syriusz gwałtownym pociągnięciem ściągnął mu kaptur z głowy. Regulus wyglądał paskudnie, jakby nagle postarzał się o kilka lat. Był bladszy niż zazwyczaj, a pod oczami miał ogromne sińce. Kilka zadrapań oraz siniaków zdobiło jego przystojną twarz. Dawno się nie strzygł. Włosy miał tak długie, jak Syriusz, co starszy z Blacków uznał za herezję.

– Co tu robisz? – zapytał, mocniej dociskając różdżkę do gardła Regulusa. – Dlaczego nas obserwujesz? Skąd wiedziałeś, że...

– Że mieszkasz akurat tutaj? – dokończył Regulus. – To proste. To była ulubiona wioska Alphrada. Sam kiedyś mówił, że chciałby tu kupić dom. Znam cię bardzo dobrze, Syriuszu. Jesteś moim bratem czy tego chcesz, czy nie.

– Wolałbym nie – mruknął.

Regulus poruszył się niepewnie i lekko odsunął od siebie różdżkę brata, by się wyprostować i odsunąć o krok. Przez chwilę obaj mierzyli się srogimi spojrzeniami, aż w końcu Regulus westchnął ciężko, zmęczony tym wszystkim i powiedział:

– Musisz coś wiedzieć. Pewnie mi nie uwierzysz, ale...

– To, po jakie licho tu przyszedłeś? – Syriusz przerwał mu chamsko. – Wybrałeś swoją drogę, a ja swoją. Jesteś śmierciożercą, a ja z takimi się nie zadaję.

Regulus nie dał po sobie poznać, że go to zabolało. Wyprostował się bardziej, chcąc pokazać, że miał to gdzieś.

– Przyszedłem, bo chcę cię ostrzec – odpowiedział, co Syriusz skomentował poprzez wysokie uniesienie brwi. – Musisz powiadomić swoich przyjaciół, że są w wielkim niebezpieczeństwie. Pettigrew ich zdradził. On jest śmierciożercą. Od roku przekazywał nam informacje na temat Zakonu. Czarny Pan już wie, gdzie żyją Potterowie.

W Syriuszu coś się zagotowało. Z pięściami rzucił się na brata.

– Jak śmiesz oskarżać o takie coś mojego przyjaciela?! – wrzasnął.

Regulus odskoczył w bok, unikając ciosu.

– Nikogo nie oskarżam – powiedział spokojnie młodszy z Blacków. – Mówię, jak jest. Ostrzeż swoich przyjaciół. Niech się ukryją. Niech dobrze pomyślą, kto jest ich przyjacielem, a kto nie. Kogo powinni nazywać rodziną.

– Co ty możesz wiedzieć o rodzinie? – parsknął Syriusz. – Ty nie masz rodziny. Nie prawdziwej...

Syriuszowi zdawało się, że oczy jego brata zeszkliły się od łez.

– I teraz za to zapłacę – wyznał szeptem Regulus i zanim Syriusz zdążył coś dodać, teleportował się z głuchym trzaskiem.

Syriusz stał w miejscu otępiały przez dłuższą chwilę. Wydawało mu się niemożliwe, by Peter ich zdradził. Od zawsze trzymali się razem. Razem byli huncwotami, razem robili żarty, razem stworzyli mapę i razem zostali animagami dla Remusa... No właśnie... Remus. O nim też myślał podobnie. Porzucili go. Zostawili, bo był wilkołakiem, bo większość Zakonu nie ufała mu tylko dlatego, że miał mały, futerkowy problem. Remus odszedł i przecieki informacji ustały. Co prawda śmierciożercy kilka razy pokrzyżowali ich plany, ale...

Syriusz drgnął i ruszył do domu. Natychmiast wspiął się po schodach i wpadł do sypialni. Aurora dobiegła do niego, ale ją wyminął. Zaczął grzebać w nocnej szafce.

– Co ty robisz? – zapytała. – Kto to był?

Ale on jej nie słuchał. Znalazł w końcu dwukierunkowe lusterko, które używali w szkole, gdy mieli oddzielne szlabany i wywołał Jamesa. Nic się nie stało, więc spróbował jeszcze raz. Gdy jego przyjaciel nie odezwał się po trzecim razie, cały zadrżał.

– Wszystko w porządku? – zapytała Aurora, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Muszę iść – powiedział, zrywając się. – Chyba coś grozi Jamesowi i Lily. Proszę, powiadom Zakon, że oni nie są bezpieczni.

Bez słowa wybiegł przed dom i teleportował się prosto do Doliny Godryka.

Dom jego przyjaciela płonął, a część zawaliła się, jakby w wyniku wybuchu. Syriusz poczuł rozpacz tak wielką, że prawie zawył jak zraniony pies. Szybko jednak smutek ustąpił niekontrolowanej złość. Wściekły jak nigdy, wiedział, co musiał zrobić.

* * *

4.11.1981 r.

Remus nie spodziewał się ujrzeć u progu ubogiej chatki nad brzegiem morza, gdzie mieszkał, rozpłakanej Aurory. Przez chwilę wpatrywał się w nią w pełni zdumiony, ale ostatecznie pozwolił jej wejść do środka. Ogarnął go wstyd. Żył w fatalnych warunkach, ale jej nie obeszły zniszczone meble czy spróchniałe deski w podłodze.

– Skazali go! – wyszlochała, ocierając łzy materiałową chusteczką. – Bez procesu! Złożyłam apelację, ale... Prawnicy mówią, że raczej go nie wyciągną!

Rozpłakała się do reszty i Remus poczęstował ją resztkami Ognistej Whisky. Niepewnie przysiadł w fotelu naprzeciw, obserwując ją spokojnie. Antares wierzgała się nerwowo w jej rękach. Co chwila wołała „tata" i rozglądała się wokół, szukając Syriusza. Gdy jej wzrok padał na Remusa, speszona odwracała głowę.

– Czytałem w Proroku – powiedział spokojnie Remus. – Przykro mi, Aurora. Nie sądziłem, że Syriusz byłby zdolny do zdradzenia Jamesa.

– Ale to nie on! – wrzasnęła. – To Pettigrew był strażnikiem tajemnicy! To on ich zdradził. To wszystko jego wina! Gdyby James i Lily nie posłuchali go wtedy, nadal by żyli!

Ponownie wybuchła płaczem i Antares również zawyła. Głośno wołała ojca. Starania jej matki, by się uspokoiła, szły na marne. Dziewczynka płakała i płakała. Dopominała się o Syriusza, ale ten nie przychodził. Remus siedział sztywno, nie wiedząc, co począć. W końcu Aurora warknęła wściekle i cisnęła mu dziecko w ramiona.

– Przepraszam cię, ale muszę iść do łazienki się uspokoić. Potrzymaj ją chwilę. Gdzie...

– Drzwi na lewo – wyjaśnił Remus, niepewnie trzymając córkę swojego przyjaciela na rękach.

Antares wydała się zaskoczona tak nagłą reakcją matki. Przestała płakać, a choć jej pucołowate policzki nadal zdobiły łzy, w jej oczach pojawiło się już zaciekawienie. Przyglądała się Remusowi z lekka niepewnie i Lunatyk pomyślał, że Syriusz patrzył tak na rzeczy lub ludzi chwilę przed tym, gdy myślał, jaki żart teraz spłatać.

– Jesteś do niego bardzo podobna – powiedział.

Nagle Antares się zaśmiała. Machnęła rączką i resztki whisky w szklance Remusa zmieniły się w galaretkę. Najwyraźniej dziewczynka uznała to za znakomity żart, bo zaśmiała się jeszcze głośniej i Remus nie ukrył uśmiechu, który niespodziewanie wkradł mu się na popękane usta.

– Och, jesteście razem tacy uroczy – powiedziała Aurora, wracając na swoje miejsce. Wyciągnęła ręce, by chwycić Antares, ale ta zaprotestowała, chcąc zostać na kolanach Lunatyka. – Remus, ja tak bardzo cię przepraszam – wyznała Antares. – Syriusz nigdy do końca nie wierzył, że mógłbyś zdradzić Zakon. James również, ale zostaliśmy przegłosowani. Nie zasłużyłeś na to wszystko.

Remus uśmiechnął się smutno. Antares na jego kolanach zaoferowana była teraz guzikami w jego koszuli.

– Nie mogliście nic zrobić – szepnął. – Nie jestem zły. Czułem, że moje dobre lata z przyjaciółmi kiedyś się zakończą.

– Nie mów tak, Remus – upomniała go. – Jesteś tylko dobrym człowiekiem, którego spotkały złe rzeczy. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. To naprawdę nie sprawiedliwe, w jaki sposób potraktował cię los.

– Nic nie da się na to poradzić.

Przez chwilę oboje milczeli, przyglądając się, jak Anatres zmienia białe guziki w biedronki. Wychodziło jej to na tyle niezręcznie, że na guzikach pojawiały się tylko czułki i czarne kropki, a niektóre owady kręciły się wokoło, chcąc się uwolnić. Remus nie odwracał od niej spojrzenia. Nigdy nie miał okazji, by poznać Antares, Harry'ego również.

– Jesteś na mnie zły? – zapytała Aurora. – Że tu przyszłam? – sprecyzowała. – Moody mi powiedział, gdzie mieszkasz. Dumbledore kazał mu mieć na ciebie oko. Naprawdę przepraszam, ale nie miałam do kogo się udać. Nikt mi nie chce uwierzyć, że Syriusz... – Wstrzymała na chwilę oddech, by znowu się nie rozpłakać. – Jeszcze Dumbledore zabrał gdzieś Harry'ego. To ja powinnam się nim opiekować! Jestem jego matką chrzestną. Co jacyś mugole mogą wiedzieć o wychowywaniu czarodzieja!

Teraz była ewidentnie oburzona.

– Ci mugole to jego rodzina – zauważył Remus. – Z krwi i kości.

– A ja to co? Duch?! – oburzyła się. – Oboje się uwielbiali, Antares i Harry. Byli jak Syriusz i James, ale w pieluchach – zaśmiała się, co i Remus uczynił. – Powinni się znać, razem wychowywać. Harry musi wiedzieć, kim jest, co dokonali jego rodzice.

– Posłuchaj, Dumbledore na pewno miał powód, by umieścić go u mugoli. Na pewno też wszystko wytłumaczył siostrze Lily. Mogły mieć słabe kontakty, ale chyba nawet mugole mają w sobie tyle rozsądku, by dobrze wychować dziecko. Nie powinnaś się tym przejmować, Aurora. Masz inne sprawy na głowie – zauważył. – Czytałem nekrologi twojego rodzeństwa. Bardzo mi przykro. Wiadomo już, kto ich zabijał?

– Nie – odpowiedziała, kręcąc głową. – Podejrzewają, że śmierciożercy, ale to podejrzane, że nie zostawiali mrocznych znaków po zabójstwie. Dumbledore uważał, że mogli mieć powód, by tego nie robić. Sęk w tym, że nie wiem jaki. Pytałam matki, ale ona również zachodziła w głowę.

– Być może nigdy się nie dowiemy – zauważył smutno. Antares w jego rękach zaczęła się robić senna. Ułożyła główkę na jego piersi i ziewnęła przeciągle. Oczy zaczęły się jej kleić, więc Remus naciągnął na nią kawałek swojego swetra.

– Remus, posłuchaj, uważam, że ciągle jestem w niebezpieczeństwie. Nie złapali wszystkich śmierciożerców. Niektórzy nadal mogą chcieć dokończyć plan Voldemorta. Jeślibym umarła...

– Aurora, proszę, ty nie...

– Jeślibym umarła – ciągnęła zaparcie. – Moja matka zaopiekuję się Antares, a ty będziesz jedynym, który będzie pamiętał jej ojca takiego, jakim był naprawdę. Proszę, nie daj jej zapomnieć, kim był Syriusz. A był wiernym przyjacielem, dowcipnisiem oraz zdolnym czarodziejem, a przy tym wspaniałym ojcem. Niech o tym pamięta... Proszę, Remus, obiecaj mi to.

Lupin poczuł nagły ścisk w gardle, który nie pozwolił mu powiedzieć nic więcej poza ochrypłym:

– Obiecuję.

Antares w jego rękach zasnęła w końcu i teraz gaworzyła przez sen. Choć była jeszcze malutka, już teraz było wiadomo, że życie nie będzie jej rozpieszczać. Łatka, że jej ojciec jest mordercą, niedługo przylgnie do niej na stałe i Antares będzie musiała się nauczyć jak z nią żyć.

– Nadal się ukrywasz? – zapytał Remus.

– Ukrywałam – odparła. – Ja... Poinformowano mnie, że nie powinnam wracać do miejsca, gdzie byłam, bo grozi mi niebezpieczeństwo i przyszłam tutaj. Chyba wrócę na jakiś czas do Nowego Orleanu, a potem się zobaczy.

– Jej życie będzie tam prostsze – zauważył Lupin.

– Chciałabym, żeby całe życie miała z górki.

– Nie przejmuj się – Remus starał się ją pocieszyć. – Jest córką huncwota. Nawet jeśli będzie źle, zrobi tak, by było dobrze. To się nazywa szczęście huncwota.

Aurora nie mogła się nie uśmiechnąć. Antares odpłynęła do reszty i teraz już nawet nie gaworzyła. Przytulona do Remusa wyglądała spokojnie i niewinnie. Tylko Aurora wiedziała, że nawet jako brzdąc, Antares potrafiła nieźle narozrabiać. Drżała na myśl, w jakie kłopoty będzie wpadać, gdy już dorośnie.

* * *

Narcyza siedziała sztywno. W szpitalu Świętego Munga nawet o tak późnej porze kręcili się ludzie. Jednemu czarodziejowi ręka po ramię utknęła w kociołku, a drugi miał przyklejonego do twarzy ogromnego ślimaka. Chwilę temu przed oczami mignęła jej rodząca kobieta, eskortowana przez męża i pani Malfoy uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie własny poród.

Jeszcze raz ścisnęła list, który trzymała w rękach, przypominając sobie najważniejsze słowa w nim zawarte.

„Rozpacz po śmierci Regulusa przyniosła ze sobą wiele przemyśleń i pokory".

„Blackowie zapomnieli, co czyniło ich silnymi".

„Syriusz ma córkę. Kolejny Black".

„Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. Spraw, żebyś ty też nie musiała".

– Pani Malfoy?

Narcyza drgnęła i wstała, wygładzając czarną garsonkę. Stary lekarz, który przed nią stał, przyjrzał się jej nieufnie. Narcyza już się przyzwyczaiła do tego typu spojrzeń. Patrząc na nią, ludzie kojarzyli ją z jej siostrą Bellatrix, śmierciożercą i morderczynią. W swoich umysłach podejrzewali, że była taka sama.

– Co z nią? – zapytała ochryple. Była spragniona i zmęczona. Siedziała nieruchomo na tym stołku od kilku godzin.

– Żyje, ale umysłowo nie jest najlepiej – oznajmił poważnie medyk. – Do pełni zdrowia psychicznego nie wróci na pewno. Radziłbym zostawienie jej na naszym oddziale albo poszukanie prywatnego ośrodka, który odpowiednio by się nią zaopiekował.

– W porządku, rozumiem – powiedziała Narcyza, jeszcze mocniej ściskając list. – Ja... muszę porozmawiać z mężem. Wspólnie musimy ustalić, co z nią zrobić. Czy na razie może zostać u was?

– Zdecydowanie. Najbliższe dni musi być pod naszą obserwacją, a potem... To już państwa decyzja.

– W porządku, dziękuję – odparła. – Do widzenia – dodała szybko i odeszła, by wskoczyć do kominka.

Miała sporą zagwozdkę do rozgryzienia. Była pewna, że Lucjusz ją wyśmieje, ale wiedziała też, że jej mąż bardzo odczuł służenie Czarnemu Panu. Być może, gdyby dobrze to rozegrała, schowałby dumę do kieszeni i pomógł jej w tym, co planowała.

A nawet jeśli nie, Narcyza poradziłaby sobie sama. Blackowie mieli skłonności, by dążyć do swego nawet w pojedynkę, a ona przecież tym Blackiem była. Z przykrością stwierdziła, że zaraz po ślubie o tym zapomniał. Teraz wiedziała, dlaczego i miała zamiar to naprawić.

_ _ _ _

Rozdział zawiera fragment z książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa J.K.Rowling.


Zaczynamy! Chwilowo plany są takie, żeby rozdziały publikować raz w tygodniu i teraz pytanie do was: Wolicie, żeby rozdział dodawać we wtorki czy w piątki?

Mam nadzieję, że spodoba Wam się to, co zaplanowałam. Liczę na wasze komentarze!

Całusy!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro