black
Kolejne dni wyglądały w sumie podobnie. Przeglądałem Internet w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy, której mógłbym się podjąć, a mój chłopak w tym czasie wychodził na miasto z jakimiś znajomymi. W końcu udało mi się załapać chociażby na głupie rozdawaniu ulotek, by chociaż zarobić kilka jenów...
Nie mówiłem Dongjunowi o tym jaką teraz mam pracę, bo najpewniej by mnie tylko wyśmiał, a ja naprawdę chciałem mieć za co kupić nam jedzenie i opłacić mieszkanie. Ciągle szukałem jednak czegoś nowego, w tym czasie chodząc po mieście z ulotkami i uważając by nigdzie nie spotkać nikogo znajomego.
Ostatnie czego było mi trzeba to wyśmianie ze strony osób, z którymi i tak nie mam już żadnego kontaktu. Nie chciałem by widzieli mnie jako kogoś słabego, kto nawet nie może zdobyć pracy. Chciałem, by każdy uważał mnie za osobę niezależną i zaradną, chociaż było to dalekie od prawdy.
Wszystko było dla mnie czarno-białe, jednak nie oznaczało to, że nie potrzebuję nikogo w swoim życiu. Wręcz przeciwnie. Potrzebowałem drugiej osoby bardziej niż tlenu, by móc funkcjonować. Dlatego potrzebowałem Dongjuna. Ponieważ był osobą, którą kochałem.
- Dziś znów wychodzisz ze znajomymi? - westchnąłem ciężko, odgrzewając sobie jakieś resztki ze wczorajszego posiłku. - Nie nudzi ci się to, gdy robisz to codziennie?
- Nie. Dlaczego by miało? - zapytał niezbyt zainteresowany moją osobą, gdyż aktualnie poprawiał sobie stylizacje na dzisiejszy wieczór. - Przecież nie będę z tobą siedział w domu i się nudził. - westchnął. - Właśnie, potrzebuję troszkę pieniążków, więc jakbyś mógł to leć na jednej nóżce po portfel.
- A może spędzilibyśmy w końcu trochę czasu razem? - zaproponowałem z ciężkim westchnięciem. - Ciągle prosisz tylko o kasę, a nie pomyślisz nawet, by chociaż jeden dzień w pełni spędzić ze mną.
- Przestań zrzędzić, okay? - mruknął. - Siedzę z tobą do południa, jem posiłki, zamawiam jedzenie i sypiam z tobą. To mało?
- Odkąd się wprowadziłeś, pomijając pierwsze dwa dni, nie spędziłeś ze mną pełnych 24 godzin - spostrzegłem. - Bo zawsze coś jest ważniejsze ode mnie. Ja nie zrzędzę, ja chcę tylko spędzić czas z moim chłopakiem. Obejrzeć wieczorem jakiś film, przejść się na spacer, zrobić cokolwiek.
- Jeongguk. Nie jesteśmy już dzieciakami z liceum - westchnął ciężko, spoglądając na mnie. - Kiedyś to było fajne, wiesz? Jeden zakradał się do drugiego by obejrzeć ulubiony serial, wspólne wracanie ze szkoły, ucieczki z lekcji by w tajemnicy przed innymi całować się w domku na drzewie. - zaczął wymieniać. - To wszystko były dziecięce wybryki. Efekty nastoletniego zauroczenia. Dorośnij w końcu i zrozum, że miłość jako tako nie istnieje. Ludzie są ze sobą dla seksu oraz by nie czuć samotności. Ale poza tym mamy jeszcze znajomych. Żyjemy po to by się wyszaleć.
- Nie bronię ci się wyszaleć, ale od czasu do czasu miło byłoby właśnie nie czuć tej samotności, zwłaszcza będąc w związku - mruknąłem, biorąc swój talerz, by zjeść przy stole. - Nieważne, portfel mam w skórzanej kurtce, bierz i rób co chcesz.
- Cały?! - zapytał radośnie. - Cudownie, jesteś wspaniały. - podleciał do mnie by musnąć ustami mój policzek i pobiegł na przedpokój. - Wrócę około drugiej w nocy. Jak nie będziesz spał to weź mi otwórz drzwi, bo nie wiem czy trafię kluczem w zamek. W nagrodę możesz liczyć na małe co nieco.
- Podejrzewam, że raczej będę już spał - stwierdziłem krótko. - Więc lepiej abyś był w stanie otworzyć sobie sam drzwi.
- Zobaczymy. Najwyżej będę się dobijał, więc ustaw sobie może jakiś budzik. - odparł bez przejęcia, narzucając na swoje ramiona bladoróżowy płaszcz. - Spadam. Widzimy się w nocy lub jutro. - posłał mi całusa w powietrzu, po czym wyszedł z mieszkania.
Westchnąłem ciężko, kręcąc tylko głową. Miałem dość prób i starania się o polepszenie naszego związku. Łatwiej było odpuścić, niż ciągle starać się zmuszać Dongjuna do czegokolwiek.
Gdy zjadłem, postanowiłem także wyjść na jakiś czas z domu. Nie miałem ochoty siedzieć tam samotnie, jedynie zagłębiając się w najczerniejszą odchłań moich myśli. Wziąłem więc motor, by zrobić sobie małą przejażdżkę po mieście.
Jeździłem w tą i z powrotem totalnie bez celu. Odwiedziłem kilka miejsc, które były dla mnie dość ważne, jednak teraz pozostawały jedynie sentymentalnym wspomnieniem. Jak wszystko co pojawiało się w moim życiu.
Przejeżdżając obok baru, nie wiem czemu, ale miałem małą nadzieję, że zobaczę Jimina. Powinienem kompletnie o nim zapomnieć, w końcu chciałem tylko się nim zabawić i pokazać mu, że życie wcale nie jest takie kolorowe.. prawda?
Po powrocie do domu znów zasiadłem do komputera, by poszukać jakiejkolwiek konkretnej pracy.
- Może znów zatrudnię się w jakimś barze? Byłoby zajebiście - westchnąłem sam do siebie, po raz już chyba tysięczny szukając posady barmana. - Huh.. Black Bull ma nową reklamę? Wcześniej szef nie chciał nic takiego, więc to trochę dziwne - mruknąłem, z ciekawości wchodząc w filmik, który pojawił mi się w przeglądarce.
Chwilę musiałem czekać aż mój słaby Internet załaduje filmik. Ale kiedy w końcu to nastało z odtworzyłem reklamę mojej byłej pracy, skupiając się na niej z cichym westchnięciem.
- Zapraszamy serdecznie do baru "Black Bull", który od teraz znany również będzie z muzyki na żywo i karaoke! - wpierw w oczy rzuciła mi się menadżerka, która stała przed barem wraz z moim byłym szefem, który spoglądał nieufnie w kierunku kamery. - Każdy może tu być sobą i jest mile widziany bez względu na to kim jest!
- Wolne od wszystkich partii rządzących i polityków! - odezwał się teraz zaciekłym tonem mężczyzna, ruszając w kierunku kamery, w którą wręcz wtopił swoją twarz. - To jakiś podsłuch?! Nie dam się porwać kosmitom!!!
Nagle pojawił się przerywnik ukazujący lokal. Zauważyłem za barem Chanyeola, który właśnie zaserwował drinka Baekhyunowi. Obaj zaczęli wymieniać zalety baru i nowości, które weszły zarówno do menu jak i codziennego życia baru. Na przykład to karaoke i muzyka na żywo, która nigdy nie była aż tak ważna...
- Każdy jest inny i w tym miejscu może czuć się po prostu sobą. - wyznał radośnie w kierunku kamery Baek, popijając swój drink.
- Po co udawać normalnych, gdy dziwni ludzie są znacznie lepsi? - dodał rozbawiony Chanyeol, odsuwając się od baru by podejść wraz z kamerzystą do sceny... Sceny, na której siedział Jimin, pisząc coś w notatniku i słuchając muzyki przez białe słuchawki douszne. Miał inne włosy... Stał się blondynem. A gdy uniósł głowę na jego buzi nadal błyszczał szeroki, szczery uśmiech.
- Przychodząc tu, można również posłuchać tego oto utalentowanego Park Jimina i wielu innych artystów, którzy nawet ze sobą współpracują! - wyznał Chan. - Młody, pokaz może trochę swojego talentu.
- Ajć, nie trzeba mieć talentu by śpiewać. Każdy może przyjść i się wybawić, a nawet starać o pracę w tym miejscu! Wystarczy, że będziecie chcieć a wszystko wam się uda! Życie jest cudowne i zawsze się układa! - zaśmiał się melodyjnie ubrany na biało chłopak. - Każdy może tu przyjść i poczuć się gwiazdą. - wyznał, a gdy Chanyeol go ponaglił, Jimin znów się zaśmiał i zaczął po chwili śpiewać. - Last year took a toll on me. But I made it with you next to me. Around the world and back again I hope you're waiting at the end. But I can't do this alone. Sometimes I just need a light If I call you on the phone. Need you on the other side. - ostrożnie wstał ze sceny i podniósł się, a wtedy kamera obróciła się energicznie, powracając w innym ujęciu.
Jimin był na scenie, przebrany w coś innego i zaczął ponownie śpiewać piosenkę przed publicznością, bawiąc się przy tym i ciesząc niesamowicie. A kamera pomału zaczęła tyłem się wycofywać aż wyjechała z lokalu, robiąc zbliżenie na logo baru.
- Każdy może przyjść? Każdy poza mną.. - westchnąłem cicho, przewijając do momentu gdzie Jimin szeroko się uśmiechał. - Chyba wciąż pozostałeś optymistą, czyż nie? Ten uśmiech nie wygląda na wymuszony. Zbyt wiele razy go widziałem, by mieć jakiekolwiek wątpliwości - przegryzłem swój policzek od środka, puszczając znów jak chłopak śpiewa. Niegdyś mogłem niemal codziennie słuchać jego występów na żywo..
Jimin był idealny. Światło nadziei w pustym, ciemnym życiu. Nie było więcej takich jak on. Może nie pojawił się przypadkiem na mojej drodze? Może miał mnie uratować, a ja bezmyślnie pozbawiłem się tej szansy. W końcu przecież Jimin mógł mieć każdego. Naprawdę ładny, szczupły chłopak o cudownym charakterze i podejściu do życia. A wybrał mnie, ryzykując utratą wszystkiego.
- Ciekawe jak ci się teraz układa - powiedziałem do ekranu komputera, uśmiechając się lekko. - Po tym uśmiechu i radości mogę chyba stwierdzić, że nie jest źle.. W sumie jedynie ja zniknąłem z twojego życia, nie straciłeś zbyt wiele - stwierdziłem, pobierając filmik, by wyciąć z niego fragmenty gdzie Jimin śmieje się i śpiewa. Tęskniłem za nim i ciężko było mi ukrywać to przed samym sobą.
Zgrałem sobie gotowe, wycięte fragmenty nagrań na telefon i ustawiłem od razu na dzwonek telefonu, którego i tak nie używałem. Z kim miałem rozmawiać jak prócz Dongjuna nie miałem nikogo... Chociaż, jeszcze budzik był przydatny, więc po chwili namysłu, również mój alarm wygrywał tą melodie.
Wtedy pierwszy raz chyba do mnie doszło , jak wiele miałem będąc z Jiminem. I teraz oczekiwałem tego od Donga.. Pocałunki Jimina. Jego tulenie się z do mnie, gdy była okazja, a nawet kiedy jej nie było. Łapanie mnie za rękę z radością bez względu na to czy byliśmy w miejscu publicznym czy w jego mieszkaniu. Spacery, randki, oglądanie filmów do białego rana, wspólną pracą, odwożenie go do domu. Przecież nie robiłem tego na przymus. Lubiłem otaczać go opieką, dbać o niego. A jego szczęście, gdy chociażby mnie zobaczył... To była miłość. Jimin szczerze mnie kochał i nie wstydził się tego. Nawet naraził się rodzicom, gdyż wiedział, iż to uczucie do mnie jest prawdziwe.
Poczułem sporą złość do samego siebie, że zauważyłem to dopiero teraz. Jimin był osobą, która naprawdę starała się rozproszyć czerń mojego życia, by wprowadzić do niego różnorodne kolory. A ja to zniszczyłem, jak wszystko z czym mam styczność.
- Co powiedziałaby Jimin... błędy się wybacza? Najważniejsza jest chęć zmiany? - gadałem sam do siebie. - Czy jestem głupi mając nadzieję, że mógłby mi wybaczyć.. Przecież pewnie nawet nie chce mnie nigdy więcej widzieć na oczy, jak mógłby mi wybaczyć - oparłem głowę na dłoniach, wplatając palce we włosy. - Poza tym co mam zrobić z Dongjunem...
Ciągnąłem się delikatnie za włosy, gorączkowo zaczynając rozmyślać o tym wszystkim. Jednak sama myśl o tym, że Jimin mógłby mi wybaczyć dodawała mi... jakiegoś dziwnego rodzaju szczęścia. Nie miałem nadziei na ponowny związek z nim, ponieważ drugi raz z pewnością tak wartościowa osoba nie podarowałaby mi swojego serca. Pragnąłem tylko usłyszeć, że nadal jest optymistą i nie zniszczyłem go, tak jak miałem w planie od początku naszego zakładu. Ale czy miałem prawo w ogóle prosić go o przebaczenie? Jednak moje przeprosiny z pewnością powinien usłyszeć... W końcu zasłużył na to po tym co mu zrobiłem.
Wyłączyłem komputer, wzdychając ciężko pod nosem i położyłem się na kanapie, rozmyślając o tym wszystkim. Na pewno nie miałem już żadnych szans na związek z Jiminem. Z Dongjunem nie byłem natomiast w szczęśliwym związku.. więc pozostawało mi zostać kompletnie samotnym. Nie było mi pisane być szczęśliwym i wiedziałem o tym już od dawna.
Rozmyślałem nad tym w jaki sposób mógłbym przeprosić Jimina. Po prostu iść do baru, pójść pod jego dom, zadzwonić, napisać.. było tak wiele opcji. Także formę przeprosin musiałem przemyśleć. Nie miałem nawet pewności czy mi wybaczy, że będzie chciał poświęcić chociaż chwilę swojego cennego czasu, by wysłuchać co mam do powiedzenia.
Przez to wszystko przysnąłem na kanapie, budząc się dopiero gdy usłyszałem głośne walenie w drzwi wejściowe. Zerknąłem na godzinę, przecierając oczy od jasności wyświetlacza telefonu. Było coś około północy, więc zmarszczyłem tylko brwi, wstając by otworzyć osobie, która tak gorączkowo próbowała dostać się do środka.
- Głupi chuju!!! - warknął Dongjun wręcz wpychając się do środka z butelką wódki w ręce. - Ty idioto! Żałujesz mi?! Do chuja, ja ci się cały oddaje, a ty nawet nie potrafisz mi dać tyle pieniędzy bym mógł spokojnie spędzić czas z przyjaciółmi w barze?! Wiesz ile wstydu się narobiłem, gdy musieli za mnie zapłacić, idioto!!!
- O co ci chodzi? - odepchnąłem go lekko od siebie, nim zdążył zamachnąć się, by uderzyć mnie butelką. - Dałem ci wszystko co miałem. Skąd mam wziąć więcej, skoro więcej nie mam?!
- Ponoć masz pracę, nie?! - warknął, popychając mnie na ścianę. - Gdzie reszta pieniędzy, skurwysynu?! Żałujesz mi?! Przechowujesz gdzieś pieniądze w domu?!
- Myślisz, że jak mam pracę, to nagle zarabiam miliony?! - warknąłem, zaciskając pięści, by spróbować zahamować złość. - Pracuję, ale i tak nie mam dużo! A muszę jeszcze opłacić z czegoś rachunki i kupić jedzenie naszej dwójce!
- To znajdź inną pracę, leniu! - uderzył mnie w końcu z wolnej dłoni w twarz. - W ogóle o mnie nie dbasz! Po co mi taki facet?!
- Dbam o ciebie do cholery! Starając się zdobyć pieniądze na jebane zażarcie dla ciebie i dach nad głową! - krzyknąłem na niego, gdy puściły mi nerwy. - Skoro tak ci się nie podoba to możesz wypierdalać i znaleźć sobie kogoś innego! Wolę już być kompletnie sam niż zbierać od ciebie tylko opieprz za wszystko, chociaż żyły sobie wypruwałem, by było ci dobrze!
- Żartujesz sobie?! - warknął bełkotem. - Jestem najlepszym co cię w życiu spotkało!
- Mam już dość twojego pierdolenia - odepchnąłem go od siebie znów. - Jesteś toksyczny, wiedziałem o tym od dawna, ale przez ciebie żyłem z przekonaniem, że gdy mnie zostawisz nie będę miał już nic.. Ale wiesz co ci powiem? - pokazałem mu dwa środkowe palce, mając tego kompletnie dość. - Pierdol się. Żałuję, że ciebie kochałem i dałem się zmanipulować.
- Weź się ogarnij. Jestem wszystkim co masz w tym swoim marnym życiu. - prychnął. - A teraz chodź się ruchać by mi wszystko wynagrodzić.
- Nie - odparłem mu krótko. - Nie mam zamiaru robić tego co ty chcesz. Jutro z rana masz się wynieść. Wiem, że szybko znajdziesz sobie jakieś lokum u jednego ze swoich "przyjaciół" - pokazałem palcami cudzysłów. - Więc nie mam zamiaru dłużej znosić twojej obecności.
- Wyrzucasz mnie? - zapytał, prychając cicho. - Jestem miłością twojego życia. Beze mnie nigdy nie będziesz szczęśliwy. To ty potrzebujesz mnie, nie ja ciebie.
- Mhm, ok - skrzyżowałem ręce na torsie. - Coś jeszcze? Skoro jesteś miłością mojego życia, to ja wolę żyć bez miłości. W sumie przywykłem już do tego, nie było tak źle.
- Jeszcze będziesz błagał mnie na kolanach bym do ciebie wrócił. - prychnął, idąc w kierunku sypialni i zaczął się chwiejnie pakować. - Nigdy nie znajdziesz nikogo lepszego ode mnie. Jesteś śmieciem. Byłem dla ciebie darem od niebios, a teraz to wszystko tracisz.
- Tak, wiem wiem - przytakiwałem, kiwając tylko głową z westchnięciem, patrząc na to jak próbuje się pakować. - Nie zapomnij zabrać wszystkich swoich rzeczy, nie chcę potem musieć ci czegoś przywozić.
- Jesteś bezczelny. - prychnął. - Jak przyjdziesz błagać mnie na kolanach bym do ciebie wrócił to lepiej zaopatrz się w dobrą robotę. - wrzucał niechlujnie swoje ubrania do już drugiej z jego walizek.
- Ok, zapamiętam sobie - mruknąłem. - Nie spodziewaj się niczego takiego, nie będę o nic ciebie błagał. A bezczelny może i jestem, ale to ty mnie tego nauczyłeś - wyznałem z aroganckim uśmiechem.
- Debil. Nigdy sobie nikogo nie znajdziesz. Zostaniesz sam do końca zycia. - poszedł do łazienki, wracając po chwili ze swoimi perfumami, kosmetyczką oraz produktami do dbania o ciało. - Będziesz żył samotnie w tym mieszkaniu, plując sobie w brodę, że się mnie pozbyłeś.
- Szczęścia ci życzę w życiu - westchnąłem. - Oby ci się powodziło i byś znalazł kogoś, kto będzie w stanie zaspokoić twoje potrzeby - westchnąłem cicho, odprowadzając go do drzwi.
Chłopak spojrzał na mnie gniewnie, po czym sięgnął po butelkę z wódką i rzucił nią w moim kierunku. Rozbiła się na ścianie, milimetry od mojej głowy, raniąc tylko moje ucho.
- Nienawidzę cię. Oby ci się powodziło jak najgorzej. - warknął, po czym złapał w ręce swoje rzeczy i wyszedł z mojego mieszkania.
- Milutko - westchnąłem, łapiąc się za ucho, przez co poczułem na palcach krew. Poszedłem pierwszo do łazienki, by opatrzeć ranę, a następnie posprzątałem rozbite szkło i rozlany alkohol. Nie dość, że miałem w domu ubogo, to do tego waliło tu teraz wódką. Zajebiście.
- - - - - - - - - -
Przepraszam za brak obecności, lecz przez chorobę nie miałam ani chęci ani siły na obrabianie rozdziału...
Miłego dnia/Dobrej nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro