Rozdział 19.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
- Dzięki jeszcze raz - powiedziałam do Stylesa.
- Za co? - uniósł brwi i zarzucił plecak na jedno ramię.
- Za pomoc przedwczoraj. Uh, siedziałabym w tamtej alejce pewnie do dzisiaj - mruknęłam, a on uśmiechnął się. - I przenocowanie. Nie musiałeś.
- Chciałem. Daj spokój, było późno. Każdy by tak zrobił, jakby mu zależało.
Zmarszczyłam brwi, a on chyba dopiero wtedy uświadomił sobie, co powiedział. Otwierałam usta, żeby odpowiedzieć, ale mnie uprzedził.
- No to pa, Liz - bąknął i szybko wyszedł z klasy.
- Jakie przenocowanie? Przespałaś się ze Stylesem? - podskoczyłam na dźwięk głosu Emmy w prawym uchu.
- Jezu, nie strasz mnie kobieto...
- Powtarzam: przespałaś się ze Stylesem?
- Nie, oczywiście, że nie! Pomógł mi - zacisnęłam powieki i poprawiłam torbę na ramieniu.
Emma patrzyła na mnie podejrzliwie, ale ja dla niepoznaki wyjęłam telefon. Zobaczyłam na korytarzu Hemmingsa, jak kolejny raz obczajał Michaela.
ja: zagadaj do niego, pizdo!
Luke wyciągnął telefon z kieszeni i odczytał moją wiadomość. Odnalazł mnie wzrokiem na korytarzu i wystawił w moim kierunku środkowego palca.
Jednak blondyn wstał i podszedł do kolorowowłosego. Był nieco zarumieniony.
O dziwo, Clifford też wyglądał na zakłopotanego "w tym sensie". Jakby podszedł do niego odwieczny crush.
No ale kto nie ma szkolnego modela za crusha? Błagam.
Michael zmarszczył brwi i popatrzył w moim kierunku. Potem znowu na Luke'a.
I tak! Dał mu swój numer!
Pisnęłam zachwycona.
- Co jest? - spytała zdezorientowana Emma, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona.
Boże, powiedzieć czy nie? Z jednej strony niedługo wszyscy się dowiedzą, ale z drugiej póki co wiem tylko ja i Clifford.
- Nic ważnego - zapewniłam ją z uśmiechem. - Jedziesz gdzieś na święta?
- Umm - zmarszczyła nos w zamyśleniu. - Tak! Rodzice zabierają mnie do babci, do Kanady.
- Mhm - mruknęłam.
- A ty?
- Nawet nie pytaj. Jak święta może spędzać córka pełnoetatowej lekarki i ojca dupka, którego nie ma?
- Dom? - spytała ostrożnie.
- Dom i telefon - zaznaczyłam. - I maaasa niezdrowego jedzenia.
Emma się zaśmiała.
lukey: sama jesteś pizdą
ja: słucham?? to ja cie nakłoniłam, żebyś zagadał do clifa
lukey: a ty kiedy zejdziesz sie znowu ze stylesem?? hmm?
ja: OGIH*
lukey: hahaha.
Zeszłam do sali gimnastycznej, ponieważ miał być apel, czy coś w tym stylu.
Usiadłam na trybunach, a po chwili na salę weszła nasza dyrektorka.
Delikatnie mówiąc, otyła, ale miła. Taka dobra ciocia.
- Trzecie klasy!
Jej mocny głos natychmiastowo uciszył wszystkie 6, trzydziestoosobowych klas.
- Jako, że zbliżają się święta, chciałabym prosić was o pomoc - powiedziała donośnie. - Jesteście najbardziej odpowiednią partią, więc prosiłabym waszych wychowawców, aby wybrali po około ośmiu uczniów z klasy do udekorowania klas w sposób świąteczny.
- Chodzi o to, aby szkoła mieniła się wspaniałymi kolorami, była ciepła i zachęcająca. Liczę na waszą współpracę.
- Oczywiście cała czterdziestka otrzyma nagrodę w postaci oceny celującej z zachowania.
*OGIH - O God I Hope - Boże, mam nadzieję
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro