Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7: Nie śpij w autobusie!

Nie śpij w autobusie... i najlepiej w ogóle nie zasypiaj, gdy twoi znajomi są w pobliżu! cz.1


Jakimś cudem wstałam o odpowiedniej godzinie i zdążyłam przygotować torbę i jakieś sportowe ubrania. Mama w zasadzie zgodziła się dość szybko, tylko wsadziła mi do rąk paczkę plastrów i bandaż, gdyż wiedziała zapewne, że wrócę pewnie z co najmniej siniakiem, ale brała pod uwagę złamania i możliwość ponownej wizyty w szpitalu. W sumie to bardzo lubiłam taką jedną babcie, która zawsze dawała mi mordoklejki. Z dzieciakami też się dogadywałam, ale już od dłuższego czasu nie byłam w szpitalu, choć wcale mi nie przeszkadzało, że nadal byłam w jednym kawałku.

- Wychoooodzę! - wydarłam się w progu, po czym opuściłam azyl, w którym od tej chwili można było spokojnie zostawiać ostre przedmioty na wierzchu.

 Oczywiście, do autobusu wbiegłam prawie ostatnia. Prawie, bo Bokuto był ostatni.

 Usadowiłam się wygodnie na miejscu przy oknie, a obok mnie usiadła młodsza z menadżerek, gdyż z tego co zrozumiałam, wstydziła się siadać koło chłopców.

Za nami siedział Bokuto, który zaczął bawić się moimi włosami, a zaraz obok niego Akaashi próbujący jakoś wytrzymać, choć obstawiałam, że potnie się mydłem w płynie, jak tak dalej pójdzie.

Sama nie wiedziałam kiedy, ale przysnęłam. Obudziły mnie jednak podejrzane chichoty Bokuto, więc błyskawicznie otworzyłam oczy.

- Co ty...? CO?! - pisnęłam, widząc w szybie, że mam na twarzy cudaczne wąsy i coś, co miało być chyba tym piorunem z czoła Harrego Pottera. - Bokuto!

- Cicho tam! - krzyknął trener. - Jesteśmy na miejscu!

 Niestety nie miałam czasu, by to coś z twarzy zmyć, więc po prostu podeszłam od tyłu do Bokuto i powycierałam się w jego koszulkę.

- Uznaj, że to za wymazianie mi twarzy - mruknęłam, mijając go z delikatnym uśmieszkiem.

- Mazugha-chuaghan! - wrzeszczał chłopak, biegnąc w moją stronę z kawałkiem jakiegoś batona w ustach.

- Najpierw połknij - poleciłam mu, rozbawiona jego próbami wypowiedzenia czegokolwiek.

- Mazu-chan, chodź! - zawołał. - Miałaś poznać mojego bro!

 I tyle. Żadnych wyjaśnień czy coś. Po prostu zaciągnął mnie na halę, w której było tylko kilka osób.

- BRO! - wrzasnął na wstępie.

- Bro! - odkrzyknął mu chłopak o roztrzepanych, czarnych włosach z miną rasowego pedofila bez licencji na napadanie.

- Poznaj Mazu-chan - oznajmił Bokuto, wskazując na mnie oraz energicznie przy tym gestykulując.

- Mazuka [____], miło mi cię poznać kotopodobny bro Bokuto! - przedstawiłam się z uśmiechem.

- Kuroo Tetsurou, również mi miło - odparł, jakby pomijając nazwanie go kotopodobnym. - Jesteś bro mojego bro?

 Zastanowiłam się chwilę, a następnie zerknęłam na Koutarou. Patrzył na mnie wyczekująco, więc postanowiłam nie trzymać ich w napięciu.

- Więc jestem i twoim bro, skoro jestem bro twojego bro. - wszyscy zaczęliśmy się z tego zawiłego "brorowania".

 Bokuto pokrótce wyjaśnił jak wyglądała nasza zawiła znajomość, za co dostał ochrzan i kazanie pod tytułem: ,,Kobiet się tak nie traktuje".

 W zasadzie to do wieczora pomagałam przygotowywać posiłki, nosiłam wodę oraz od czasu do czasu rozmawiałam z innymi, gdy akurat chłopcy nie grali. Samo patrzenie na mecze było naprawdę wciągające, ale wcześniej Bokuto kazał mi uważać, żebym znów nie dostała piłką w twarz.


Nie mam siły i weny tego pisać... i muszę poprawić poprzednie rozdziały, bo aż mnie bolą w oczy... ale mi się nie chce. Ten rozdzialik jest tak krótki, że aż ledwo dobija 600 słów. Poważnie... chyba to zawieszę na jakiś czas. To z Kuroo też, choć plan na pisanie jest.

Za to zabiorę się za coś, na co mam wenę: Akashi (KnB) i Jyugo (Nanbaka).... jeśli mi się zechce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro