3: Środki publicznego transportu są złem!
Siedziałam sobie najzwyczajniej w świecie w swojej ławce i po prostu lampiłam się na nauczyciela. Tak dokładniej, to wyglądałam zapewne jak na haju, ale to raczej podchodziło pod mój standardowy wygląd. Głowę położyłam na rękach, co jakiś czas pocierając obolały kark. A cóż było powodem tego nieprzyjemnego uczucia ? Otóż należało cofnąć się wspomnieniami na pierwszą lekcję...
*ok. 4h wcześniej*
Podparłam głowę ręką i starałam się utrzymać klejące się od zmęczenia oczy otwarte, co niemalże graniczyło z cudem. Ten scenariusz powtarzał się od zawsze w poniedziałki, a na domiar złego była to pierwsza lekcja.
Nie wiedziałam już nawet czy gościu nawija o piramidach, czy może o Czyngis-chanie, który z nieznanych mi przyczyn postanowił ochrzcić się Tenurdżynem*, a może ględził o Batu-chanie** ?
Z ogromną niechęcią zdecydowałam się spojrzeć na zegarek i przekonać się, ile to już minut znoszę te katorgi... Jakież było moje zdziwienie, kiedy zanim zdążyłam to zrobić, zadzwonił dzwonek zwiastujący koniec lekcji.
* Temurdżyn - (1162 - 1227) twórca imperium mongolskiego oraz znakomity dowódca i strateg. W 1206r. ogłosił się on przywódcą wszystkich koczowników i przybrał tytuł Czyngis-chana (chyba czytamy jak piszemy) - wielkiego władcy.
** Batu-chan - wnuk Temurdżyna. W latach 1237 - 1240 dokonał ostatecznego podboju Rusi.
Teraz zastanawiałam się, jakim cudem nie zostałam przyłapana.
Rozciągnęłam się na ławce, a mój wzrok w pewnym momencie zatrzymał się na Bokuto. Wydawał się w ogóle nie interesować lekcją, ale szybko pojęłam dlaczego, gdy zobaczyłam ukrywany pod blatem ławki telefon, na którym w wielkim skupieniu coś robił.
Z wielką chęcią też bym tak zrobiła, ale egzaminy zbliżały się nieubłaganie, a ilość nauki przytłaczała nawet, a raczej szczególnie tych z lepszymi ocenami w klasie....a do tych niestety albo stety należałam. Poza chemią i [ nazwa przedmiotu] radziłam sobie ze wszystkim w miarę dobrze i utrzymywałam średnią. Ależ miałam ochotę sobie pobimbać i olać szkołę ! Marzył mi się wyjazd nad morze, w góry, nad jezioro bądź do pobliskiego miasta, byleby oderwać się od rutyny.
Jak każdy miałam swoje dziwactwa, a należało do nich między innymi straszenie ludzi, oglądanie horrorów (i niespanie potem po nocach), ale moją największą słabością były męskie włosy !
Z pewnością musiałam znaleźć jakiś sposób, żeby dorwać się do włosów cudnych Bokuto i sprawdzić, czy są jeszcze bardziej puszyste, niż te Akihiro - pierwszoklasisty, który uwielbiał być drapany po głowie niczym piesek, ale był również moim sąsiadem i ofiarą.
- Ciekawe jak wyglądałby z przyklapniętymi włosami - pomyślałam niby od niechcenia, ale zaraz moją głowę zalała fala pomysłów, domysłów oraz przede wszystkim wielka chęć zobaczenia siatkarza w innej odsłonie. - Muszę zobaczyć go w przyklapniętych włosach ! - zdecydowałam i o mały włos nie wypowiedziałam tego na głos.
Wypędziłam z klasy jak poparzona, a wkładając buty, niemal zdarłam sobie twarz.
- Ame ! Maresuke ! Wybaczcie ! - jęczałam dysząc ciężko przed wejściem do budynku.
- Spóźniłaś się - fuknął niski blondyn i wydął policzki.
- Siostrzyczko, nareszcie jesteś - przywitał się ze mną młodszy Ame.
Że też akurat dziś musiałam ich odbierać ze szkoły i mordować się w busie, a wręcz nienawidziłam środków publicznego transportu. Według mnie wszystkie cuchną i są wylęgarnią brudu oraz wyrzutych gum pod siedzeniami. Do liceum miałam jakieś siedem, może dziesięć kilometrów i zwykle jeździłam tam własnych motorem, ale od czasu do czasu - a także w zimie - jeździłam busami. Najgorsze były przesiadki, a pierwsza obok przedszkola Ame i Maresuke... Znaczy, to było ich przedszkole. Teraz musiałam pędzić dobre półtora kilometra do mojej starej podstawówki, do której obaj teraz uczęszczali. Z tego też powodu to na mnie spadł obowiązek odebrania ich dziś.
Na razie byli, przynajmniej według mamy, za mali, żeby wracać sami, ale za rok miało się to zmienić.
Po niecałych dwudziestu minutach, które były sprawdzianem dla moich nerwów, dotarliśmy do domu, a te dwa przepełnione energią stworzenia od razu wbiegły do środka i porozrzucały swoje rzeczy na korytarzu. Nie dość, że do tej pory zaliczyli wszystkie rowy i wydłużyli drogę o jakieś dziesięć minut...
- Siostrzyczko ! Mare znowu chciał mnie utopić w zlewie ! - usłyszałam donośnie krzyki Ame.
- Już ?!
Westchnęłam przeciągle. Zazwyczaj takie rzeczy działy się dopiero po obiedzie, a nie przed nim.
Kiedy moi młodsi bracia na chwilę się uspokoili, poszłam do swojego pokoju i zamieniłam mundurek na czarne spodnie dresowe oraz [kolor] bluzkę z wizerunkiem Pikachu. Włosy związałam w niedbałego koka, a torbę rzuciłam w kąt. Jedynie komórka musiała być w zasięgu mojego wzroku.
- Mogą być naleśniki ? - krzyknęłam zbiegając po schodach i udając się do kuchni.
Chłopcy przytaknęli jednogłośnie, a ja przygotowałam składniki na ciasto. Nie ma co - byłam mistrzynią w robieniu naleśników, a te dwa gnojki uwielbiały, gdy obracałam je podrzucając ciasto nad patelnią. Kiedy się tego uczyłam nieraz naleśniki lądowały na podłodze, suficie albo mojej głowie, ale to było kilka lat temu.
- Z dżemem czy czekoladą ? - zapytałam najpierw. Ame zdecydowanie wolał domowej roboty dżemik, a z kolei Maresuke wszystko co słodkie do bólu. - W trójkąciki czy w rulonik ? - zadałam kolejne pytanie i tu znów każdy miał inne upodobania. Sama zadowoliłam się jednym, którego zjadłam ,,na sucho" i popiłam wodą z kranu, gdyż Maresuke zwinął sok i wywlókł go do swojego pokoju.
Kiedy ta dwójka się najadła, wepchnęłam im dżojstiki i pobiegłam do łazienki, żeby wyjąc pranie, a następnie wywiesić je na podwórku.
- Naruto, przestań !- krzyknęłam na psa, który ukradł z miski mały ręcznik.
No tak... byłam też wielką fanką wszystkich shounenów, a szczególnie tak zwanych tasiemców. Moja półka była zapełniona mangami, zaczynając od Bleach, Naruto, Durarara i One Piece, a kończąc na Soul Eater i Fairy Tail. Nie zabrakło u mnie też Shingeki no Kyojin oraz [ulubiona manga]. W sumie, to odkąd zaczęłam liceum, kupowałam mangi sporadycznie - głównie ze względu na to, że więcej uwagi poświęcałam przyjaciołom i nauce.
Podrapałam się po rodzie, a po chwili maszerowałam z szerokim uśmiechem w stronę ogrodzenia.
- Proszę pana - zaczęłam. - Nasz kochany sąsiedzie ! Czy zagrałby pan z nami ? - zawołałam radośnie do pięćdziesięciolatka.
Oczywiście, że mi nie odmówił. Miałam dar przekonywania i prawdopodobnie byłam lekko stuknięta, ale tylko nienormalni są normalni !
Świetnie nam się grało, ale nawet jeśli grałam z dziadkiem i dzieciakiem, to i tak czułam wielką żądzę zwycięstwa.
C.D.N.
1100 słów
Nareszcie skończone !
Heh... zrobiłam z Mazuki (tylko trochę!!) otaku, ale to tylko by urozmaicić postać. Nie będzie ona ciągle ryć w mangach i anime. Chciałam, żeby była wyjątkowa i chyba jest. Sama nie mam braci, gdyż jestem jedynaczką, ale mam za to dwóch braci ciotecznych, którzy stali się inspiracją.
#Pozdrowienia dla pana Stasia ! Naszego kochanego sąsiada xDDD
INFO: Kończę już one shot'a z Tsukishimą Kei'em i może uda mi się nawet dziś skończyć !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro