Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień czwarty: Pech

Oikawa rzucił się na łóżko i z nudów zaczął powtarzać sobie wczorajsze zajście między Saki, a [T/I], która wróciła tamtej nocy rozkudłana, z kilkoma draśnięciami na policzkach oraz dużym siniakiem na prawym udzie. Poza tym wyglądała w porządku, ale gdy chłopak próbował obmyć jej rany, został kompletnie zignorowany. Zamiast tego, trzecioroczna dziewczyna podeszła do Tobio, pytając czy z nim wszystko w porządku. Tooru był stalkowany przez jedną z jego szalonych fanek, a ona pytała tego bachora czy nic mu się nie stało? Kageyama miał tylko trzy lata i pewnie nawet nie pamiętał co się wydarzyło tamtego dnia. W każdym razie, dzisiejszy dzień był dosyć pracowity.

Tooru wyrzucając ze swojego umysłu myśli dotyczących wczoraj i skupił się na tym, co miało miejsce dzisiaj. Niestety, nie miał dzisiaj szczęścia. Dlaczego, zapytasz? Cóż, zacznijmy od przygotowań szatyna do szkoły...

Oikawa właśnie kończył wkładać swój mundurek, a gdy już to zrobił, poszedł do pokoju Tobio, żeby zobaczyć czy chłopiec jest już gotowy.

- Tobio-chan, jesteś już... - Zamarł, widząc nie najlepiej wyglądającego bruneta. Jego bardzo blada cera, cienie pod zmęczonymi oczami, pucołowate policzki o kolorze niezdrowej czerwieni wskazywały na gorączkę.

- T-Tooru-nii, co m-mi się s-s-stało? - zapytał.

Oikawa spanikował.

,,C-Co powinienem zrobić? Tobio-chan jest chory i jeśli [T/I] to odkryje, ona..." Jego rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. ,,Eeeeeh? Już tu jest? Co powinienem zrobić?!"

- Tobio-chan, masz dziesięć minut, żeby wyzdrowieć, dobrze? Jeśli [T/I]-chan zobaczy, że jesteś chory, najpewniej będę już martwy. Więc pośpiesz się i wyzdrowiej! - powiedział Oikawa, biegnąc w stronę drzwi. Kageyama natomiast gapił się na drzwi, po chwili przenosząc spojrzenie jego nieco zamglonych oczu na sufit.

- Jak mam to zrobić?

***

- Ah, [T/I]-chan! Dzień dobry! Jak minęła ci droga? - zapytał szatyn uśmiechając się z przymkniętymi oczami. Dziewczyna zmrużyła oczy. ,,On coś ukrywa".

- Co zrobiłeś, Trashikawa? - zapytała.

- O-O co ci chodzi?! I przestań nazywać mnie ,,Trashikawa"! Możesz mówić mi po imieniu, wiesz? - zapytał nadąsany siatkarz. Nastolatka wywróciła oczami, wchodząc do środka.

- Nie, dzięki, Trashikawa bardziej pasuje. Gdzie jest Tobio?

Zanim Oikawa zdążył powiedzieć: ,,Spędzasz za dużo czasu z Iwa-chan!", zamarł.

Gdzie jest Tobio? Dzwoniło mu w myślach.

- U-Um, myślę, że właśnie się przygoto...

*odgłosy kaszlu gdzieś w tle*

Oczy [T/I] rozbłysły. Natychmiast odepchnęła Tooru i pędem rzuciła się w stronę pokoju, w którym prawdopodobnie był mały brunet, a siatkarz podążył za nią.

,,S-Straszna! Ma słuch niczym jastrząb! Usłyszała nawet cichy kaszel Tobio-chan z takiej odległości!", pomyślał, gdy dotarli do pokoju chłopca, w którym młody... Rozciągał się? Jednak, blada skóra, cienie pod oczami i niezdrowe rumieńce nie uszły uwadze uczennicy Aoby.

- Kageyama Tobio! Co ty robisz?! Wyglądasz na chorego, dlaczego ćwiczysz?! - Potok słów opuścił usta dziewczyny, gdy nagle chłopiec upadł na podłogę. Z cichym wrzaskiem, podbiegła do niego, podniosła i położyła na łóżku. Głaszcząc go po głowie, zapytała:

- Baka, dlaczego się rozciągałeś? - Wzruszając ramionami, chłopiec wskazał na swojego drugiego opiekuna.

- Tooru-nii powiedział, że mam się pośpieszyć i wyzdrowieć - zaczął brunet, ignorując gwałtownie machającego ramionami chłopakami, każącego mu zamilknąć. - Powiedział, że jeśli tego nie zrobię, on już nie będzie żył. Nie mogę pozwolić zniknąć Tooru-nii, więc... Ja... Zrobiłem wszystko co... Mogłem... Ekhe, ekhe. - W oczach Oikawy pojawiły się łzy żywcem wzięte z anime, które po chwili zaczęły spływać mu po twarzy.

- T-Tobio-chaan~! T-Ty wcale nie jesteś takim wrednym bachorem jak myślałem! - zawodził.

Oczy [T/I] znowu rozbłysły w kierunku Oikawy, który natychmiast się skulił ze strachu.

- Serio chciałeś zabrać go do przedszkola w tym stanie? - zapytała, a Tooru się zawahał.

,,Okej, nie mogę zwalić tej odpowiedzi, bo serio nie dożyję jutra" walczył z samym sobą w myślach i po chwili postanowił przemówić:

- Umm... Tak?

Tu spoczywa Oikawa Tooru
Ukochany syn, przyjaciel i uczeń
Świeć Panie nad jego duszą

Oczywiście, żartuję.

Ale Oikawa dostał ,,małą" reprymendę od dziewczyny o odpowiedzialności oraz zdrowym rozsądku. Tego dnia, nastolatkowie zadecydowali, że nie pójdą do szkoły i zajmą się Tobio. Po szybkim telefonie do Iwaizumiego, [T/I] uzyskała zgodę na pominięcie również dzisiejszego treningu.

-Czas teraźniejszy-

Te wydarzenia nawiedziły umysł Tooru leżącego na łóżku.

- Oikawa! - zawołała [T/I]. Wstając z łóżka, ruszył w kierunku, z którego dobiegał głos dziewczyny. Zobaczył ją opierającą się o drzwi prowadzące do pokoju bruneta.

- Objawy Tobio wskazują na zwykłe przeziębienie, więc wystarczy jeśli się nim zaopiekujesz i będziesz dawał leki. Do jutra powinien wyzdrowieć - powiedziała upinając włosy w [ulubiona fryzura]. - Zrobię mu trochę owsianki, a ty nie waż się go budzić - dodała, ostatni raz spoglądając na twarz śpiącego dziecka. ,,Zimny okład na czoło, grube koce, poduszki... Chyba ma wszystko czego potrzebuje. Później przyjdę zobaczyć co z nim", pomyślała, spoglądając na nie odrywającego od niej wzroku szatyna. - Co?

Oikawa uśmiechnął się, potrząsając lekko głową.

- Nic, po prostu stwierdziłem, że kiedyś naprawdę będziesz świetną matką. Serio kochasz Tobio-chana, prawda? - zapytał z delikatnym uśmiechem.

Nie z flirciarskim. Ani złośliwym. Tylko ze szczerym uśmiechem.

[T/I] natychmiast się odwróciła, gdy poczuła, że na jej policzki wkrada się niepożądana czerwień.

- U-Um, może tak - wydusiła, zmierzając w stronę kuchni. ,,Cholerny Trashikawa", pomyślała z mimowolnym uśmiechem na twarzy.

Dodatek;

- Oikawa! Powinieneś sprawdzić owsiankę, gdy byłam u Tobio! Teraz jest spalona. - W całym domu rozbrzmiał głos [T/I].

- P-Przepraszam, [T/I]-chan, naprawdę przepraszam! - zawołał winowajca, chowając się za kanapą, próbując unikać lecących w jego kierunku poduszek.

- Nie kłam! Teraz muszę zrobić ją od nowa, baka! - wykrzyczała dziewczyna, kontynuując rzucanie z całej siły poduszek w szatyna.

W innym pokoju, przyszły siatkarz śnił o swoim pierwszym meczu i Oikawie z [T/I] cieszących się z jego gry...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro