baby late at night i think of you
Trzymali się kurczowo za ręce oddychając powoli, chłodnym nocnym powietrzem. Spacerowali po ulicach śpiącego i nieco pijanego Paryża zapatrzeni w chodnik i zafascynowani swoją nową obecnością, do której dalej nie byli przyzwyczajeni. Starszy z mężczyzn wyciągnął powoli czarnego papierosa z kieszeni marynarki i odpalił go tą samą plastikową zapalniczką, którą szatyn przyozdobił ich inicjałami po tym jak pierwszy się kochali. Ponownie splótł ich palce ze sobą i powoli zaciągnął się trującym dymem, od którego był uzależniony już tyle lat. Gładził kciukiem aksamitną skórę na dłoni chłopaka i chłonął jej delikatną strukturę całym sobą. Odwrócił głowę by spojrzeć na jego profil i uśmiechnął się leciutko sam do siebie na wspomnienie tego jak delikatny i filigranowy wydawał mu się Jeon gdy pierwszy raz zobaczył go takiego jakim jest, a nie jakim widzą go wszyscy. Szybko przejrzał jego maskę bogatego i nieco aroganckiego dzieciaka, który dostaje wszystko czego pragnie za pieniądze mamusi i sarnie oczęta, do których słabość miał każdy bez wyjątku.
Tyle że aroganckie dzieciaki z bogatych domów tak nie malują. Nie mają tej niezwykłej wrażliwości i czułości, którą miał i dalej ma w swoich pracach Jeon. Yoongi uwielbiał patrzeć na to jak pracuje. Podziwiał jego piękno jako koneser sztuki i bądź co bądź, jego chłopak. Niestety, Min był typem partnera, który jest zapatrzony w swoją drugą połówkę jak w święty obrazek i zdecydowanie idealizuje całą jego postać, nie tylko delikatny i dziecięcy dotyk, ale również takie elementy jak częste zmiany humoru, lub fochy tak naprawdę o nic. Jungkook stanowił boską świętość w życiu Yoongiego, który wprost nie posiadał się z radości, gdy na powrót go odzyskał i mógł przytulać, całować oraz adorować jego nieskalane istnienie. Widział bliznę na zaróżowionym od zimna policzku, wąskie różane usteczka oraz maleńki pieprzyk pod nimi, rozświetlone w skupieniu oczy oraz miękkie włosy w naturalnym kolorze ciepłego hebanu.
- Jungkookie? - zapytał szeptem nie chcąc mącić ciszy nocy, która otulała ich ze wszystkich stron niczym jedwabisty kokon bezpieczeństwa.
- Tak, hyung? - odparł podnosząc głowę do góry i patrząc na mężczyznę z radością w wielkich oczach.
- Czemu Paryż?
- No wiesz, jestem artystą. Gdzie miałbym mieszkać jeśli nie tu? - obaj zaśmiali się cicho i znowu spojrzeli na chodnik wyłożony szarym brukiem. - A tak naprawdę, to uwielbiałem przyjeżdżać tu z mamą jeszcze jako dziecko. Na początku chciałem tylko odpocząć po studiach, ale potem poznałem Yves i zdecydowałem się zostać na dłużej.
- Ze względu na nią? - spytał starszy zaciągając się ponownie fajkiem i trzymając dym w płucach dłużej niż powinien, co wywołało nieprzyjemne drapanie w gardle.
Szatyn zmarszczył brwi myśląc nad odpowiedzią. Nie chciał mówić mu prawdy, bo wiedział, że zaboli. Nie chciał też kłamać, a opcja pośrodku nie istniała.
- I tak i nie. - rzekł w końcu wyjątkowo ostrożnie artykuując pojedyncze sylaby swojego ojczystego języka.
- Rozumiem. - skwitował w końcu Min nie chcąc stresować chłopaka swoimi pytaniami, na które chyba nie chciał znać odpowiedzi. - Myślałeś nad powrotem do kraju?
- Nie. Nie chcę wracać do Korei. Nie mam nic do czego miałbym tam wracać.
- A ja? - mężczyzna zatrzymał się przy koszu na śmieci i zgasił prawie połowę cennej używki o metalową popiołkę.
- Przecież jesteś tutaj.
- Nie do końca, Jungkookie. - powiedział powoli cały czas stojąc i podnosząc dłoń by pogładzić chłopaka po gładkim jak jedwab policzku, jednak ten odsunął się do tyłu chwytając jego nadgarstek w powietrzu i wyswabadzając drugą dłoń z jego uścisku.
- Jak to nie do końca?
- Przyjechałem tylko na twoją wystawę. Muszę wracać do Daegu, mam tam-
- Żonę? Dzieci?
- Nie, Jungkookie. - blondyn uśmiechnął się blado, bo tak naprawdę nigdy nie widział swojego życia u boku kobiety. - Pracę. Dom. Przyjaciół.
- W takim razie po co to wszystko było, skoro i tak mnie znowu zostawisz? - parsknął z wyrzutem chłopak marszcząc brwi i czując zbierające się w kącikach oczu łzy.
- Nigdy cię nie zostawiłem, króliczku. Ja tylko... Odszedłem na chwilę, by uporządkować sytuację, która wtedy wyniknęła.
- Jesteś-
- Jestem idiotom, debilem, chujem, złamasem, czymkolwiek zechcesz, ale przede wszystkim jestem facetem, który kocha cię nad życie i być może jest w stanie przenieść całe życie do innego wszechświata, byleby być bliżej swojego słońca. - powiedział nieco podniesionym głosem i spojrzał na Kooka, który wpatrywał się w niego zdziwiony. - Ale to chujowo zabrzmiało, jezu, przepraszam. Ale chyba zrozumiałeś co miałem na myśli.
- Ta, chyba zrozumiałem. Jesteś pewien?
- Nie. Tak całkiem serio to nie, muszę to przemyśleć i jakoś zaplanować. Poszukać pracy i mieszkania żebym miał gdzie wrócić.
- Możesz mieszkać u nas, a praca nie jest przecież problemem. Na pewno gdzieś szukają wykładowcy albo przewodnika, na przykład w Luwrze. Możesz też na początku popracować jako kelner albo coś w tym rozstaju, a potem... - nie dokończył gdyż Min wspiął się na palce i pocałował go delikatnie, acz stanowczo przesuwając palcami po rozgrzanej skórze karku.
- Yves wraca do domu na noc? - zapytał szeptem całując jego policzek i szczękę.
- Nie. Po występach zawsze chodzi gdzieś z koleżankami.
- W takim razie, mamy całe mieszkanie dla siebie?
- Tak.
- To super. - mruknął blondyn ponawiając pocałunek i łapiąc chłopaka za rękę. Pospieszyli do najbliższego postoju taksówek i już po chwili Jungkook szukał w kieszeni marynarki kluczy do drzwi, które przez przypadek okazały się być otwarte i gdy dłoń Mina znalazła klamkę, prawie wpadli do środka od razu wpadając na ścianę, do której wyjątkowo pewny siebie szatyn przyparł starszego artystę dosyć agresywnie zawłaszczając sobie jego wargi.
~*~
Będzie smut?
Enjoy,
- Alex =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro