Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~one shot~

Witam serdecznie oto mój challange zapraszam do czytania
#storychallange
Ilość słów: 5000

BlackWolfSQ  ___BlackSky___ Coffeuu Panienka_Malfoy SziFunia Natixuss

Nadszedł kolejny marny dzień poświęcony pracy lepiej być nie mogło. Zebrałem swe ciało z łóżka i ruszyłem w stronę toalety ogarnąć swą osobę. Na wejściu o mało nie wdepnąłbym w zaschniętą krew pozostałą po wcześniejszych miłych chwilach w życiu gdzie wszystko jest kolorowe różowe i w najlepszym wydaniu. Zagadnąłem już różowy ręcznik i odkręcając kranik namoczyłem go porządnie i bez zwlekania przykucnąłem przy dość sporej planie z której coś się błyszczało. Coś niepozornie nieszkodliwego a w złych rękach mogła działać cuda. Coś tak pięknego wymyślonego przez ludzkość... Była lekiem na wszystkie cierpienia... Mała zwinna jak ulał pasowała do mojej ręki. Delikatnie wydobyłem z krwi to metalowe zbawienie. Kusząco wyglądała. Tak jakby zachęcała właśnie do działania tak jakby wręcz się prosiła o jedną kreseczkę więcej tak jakby miała ona naprawić wszystko co się stało i wszystko co złe wymazać w niepamięć. Przyłożyłem drgająca ręką żyletkę do nadgarstka robiąc dwie krótkie kreski kończące moje dzieło. Krew po woli kapała na ziemię tworząc nowe plamy przykrywające stare niesprzątnięte. Różowy niegdyś biały ręcznik pozostał na ziemii. Został splamiony dawno pierwszą krwią i na stałe przybrał kolor jasnej rozcieńczonej krwi o poranku. Przecież nikt nie doczepi się, że ręcznik jest w kolorze różu prawda ? Może taki właśnie kupiłem ? Ale przecież kto ma się doczepić niby przecież mieszkam sam. Kobieta ma była zostawiła mnie paręnaście księżycy temu. Nie wszyscy o tym wiedzą i nie wszyscy muszą przecież to prywatna sprawa chyba nie muszę nikomu mówić prawda? To moja porażka o której nikt nie musi wiedzieć a skryta misja zachować to w tajemnicy jak najdłużej. Pola - bo tak się nazywała była przed dużą liczbę ludzi lubiana przed zerwaniem została oskarżona o pomaganie pokryjomu przestępcą i zesłana na więzienie a przez małą liczbę dowodów i jej bajerowanie moich oddanych kolegów z PD między innymi Pisicelę po 6 miesiącach wróciła i z wyrzutem wykrzyczała choć to krzykiem do końca nazwać nie można prędzej wrzeszczała czemu się za nią nie stawiłem ? Czemu nie pomogłem ? Właśnie czemu nie pomogłem? Może dlatego, że na mych oczach zdradzała mnie podrywając największego wroga ? A może dlatego, że okłamała mnie ? Jest wiele pytań a mało odpowiedzi... W mych uszach rozbrzmiał szum. Nie zatamowałem świeżej rany bo dlaczego ? Jeszcze nie trzeba czas rozkoszy nadszedł. Tak piękne uczucie jakby uwalniał się z ciebie ból psychiczny jakby za machnięciem różdżki nagle było lepiej ale to mylne nadzieje to chwilowe. Odchyliłem głowę do tyłu rozkoszując się tą chwilą. Może i małe te kreski ale tworzą historię. Nie jestem głupi by robić sobie zywkłe kreski długie. Każdy głupiec zrozumie o co chodzi ale czasem warto pobawić się żyletką w inny sposób tworząc prawdziwe arcydzieła. Czasem krzywe ale zawsze jest argument że tatuaż to nowy i bandażem trzeba zakryć bo źle ciało na tusz zareagowało jakieś problemu w atramencie ? Może i mądrzejsi wyśmieją ale głupcy uwierzą w te brednie. I dadzą mi spokój. Moja piękna chwilę przerwał budzik informujący mnie o zbliżającej się godzinie 6:30. Po woli wziąłem do ręki ręcznik i wytarłem świeże jak i stare plamy szkarłatnej cieczy. Wstając musiałem sobie pomóc zdrową ręką by nie upaść. Niby małe krótkie a jednak wystarczająco głębokie potrafiące osłabić człowieka. Gdyby nie fakt, że mój przybrany ojciec kazał mi przyjść o godzinę później to już dawno zmierzał bym w kierunku komendy. Niby próbował się martwić widząc me samopoczucie a z drugiej strony był tak ślepy jak chyba każdy kogo spotkałem. Widział ale nie reagował
Słyszał nie słysząc
Gadał nie mówiąc
Nic tyle od niego usłyszałem poza - „Nunuś ale to niezdrowe''. Gadka szmatka a wzrok jego jak i ludzi wkoło nie pomagał tylko sprawiał, że czułem się jak jakiś pieprzony okaz w zoo będący na wyginięciu. Sonny niby miał dużo pracy ale jeżeli nie miał czasu się własnym synem interesować to po co chciał osiągnąć takie nazewnictwo. Przecież mógł być tylko miłym szefem a tak stał się słabym ojcem. Niby taki lepszy niż żaden ale w wypadku jak jest to już drugi niezainteresowany „rodzic" to nie ukrywając boli i to jak cholera. Jaki miał cel ? Chciał mnie o parę dni przytrzymać przy życiu ?
Zbierając się z podłogi chwyciłem we dłonie bandaż i spirytus. Niby mam wodę utlenioną ale to drugie bardziej boli a to piękne uczucie jest równe satysfakcji. Przecież to przeze mnie Rightwill przybrał takie miano i to dzięki mnie dręczy się zapewne po nocach a może to i lepiej, że się ranie? Im szybciej umrę tym prędzej problem zniknie? Może o to chodzi ? I jak zwykle problem leży we mnie. Wszystko co złe to ja. Przecież na kogoś trzeba zrzucić winę prawda ?
Nadstawiając rękę nad umywalkę polałem rany małą ilością płynu a moje ciało ogarnęła fala nowego bólu. Tak piękny a za razem tak prawdziwy i stały nie to co ludzie. Czy powinienem się mianować kochankiem bólu? Przecież jest jak prawdziwy kochanek: - Pobawi się z tobą a za razem zabawi
- Sprawi przyjemność nieziemską
- A po czasie zniknie jak za pstryknięciem różdżki,
- A może przynieść nawet konsekwencje
Owinąłem starannie bandażem rany. Przecież muszą się zagoić by równie szybko można było zrobić nowe tak ?
Z takim podejściem ruszyłem w stronę szafy by narzucić na siebie zwykłą czarną bluzę z widniejącym na plecach napisem POLICE i czarne bojówki. Wygląd nie miał znaczenia i tak na komendzie przebiorę się w standardowy mundur. Ludzie w policji mają tak wywalone jajca, że nawet jakbym przed twarzą zmieniał bandaże na rękach to by nawet nie pomogli prędzej by wyśmiali czy napluli na mordę. Są też tacy co niby patrzą współczującym wzrokiem a z drugiej strony nie zareagują jakby bali się, że na każdy ruch rozpadnę się jak domek z kart. Wziąłem w rękę parę czarnych glanów i ociągając się ubrałem je na swe stopy. Kurtkę przerzuciłem przez ramię i ostatni raz przed wyjściem spojrzałem na swe mieszkanie. Tyle się działo - westchnąłem. Rozdziały w życiu trzeba zamykać i otwierać tak jak no może poza Ligą czasem trzeba mieć co robić w życiu by nie zabić się przypadkiem choć nie wiem co gorsze. Może dlatego on i ona mnie zostawili ? Może to wszystko moja wina. Podeszłem do mego mustanga. Czas to zmienić i nim się obejrzałem już stałem na światłach nieopodal miejsca pracy. Tuż przed mym kochanym autkiem mignął pojazd cały obklejony w naklejkach pochodzących z zapewne jakiegoś anime. Niesty nie byłem w stanie zobaczyć z jakiego. Tak chciałbym się przejechać tym autem nawet nie zależy mi by prowadzić a bardziej by poczuć tą atmosferę prawdziwego weeba jaki we mnie siedział. Wkraczając na komęndę było podejrzanie cicho. Tak jakby znajdowała się tutaj tylko jedna osoba - Ja. Czyżbym zapomniał o zebraniu? A może dzień wolny jest? Nie nie mogło to się stać na pewno - potrząsnąłem głową odrzucając te złe myśli. Przecież to niemożliwe może ludzie jeszcze śpią czy są na patrolach. Przecież to logiczne o czym ja myślę ostatnio reprymenda poszła. Wolne jednostki mają jechać na patrol a nie siedzieć i gapić się na komendzie w prace innych. Uchyliłem drzwi po woli obserwując szatnię - Pustka. Ja to mam dzisiaj szczęście może tego dnia obejdzie się bez docinek. Po woli zsunąłem me spodnie i ubrałem te od munduru. Bądź co bądź Krakers miał rację niby nie są złe ale na dłuższą metę średnie. Jednak przyległe to też wygoda... Szkoda, że już za późno. Nie mam jak tego zmienić nie odemnie to zależy. Moja skórzana kurtka również wylądowała na wieszaku. Wdech i wydech Capela tak sobie powtarzałem. Czas na najgorsze. Chwyciłem delikatnie za rękaw bluzy by nie uszkodzić bandażu. Cóż jako prawowity kochanek bólu nie boje się go ale gdybym tylko ubrudził podłogę krwią tatuś byłby zły. Gdy wydobyłem jedną rękę czas na drugą co również zrobiłem. Wydostałem moją głowę z bluzy i zacząłem zapinać guziki mojej czarnej służbowej koszuli. Czując rękę na ramieniu podskoczyłem. Jednak ktoś tutaj był. Czyżby tylko czekał na odpowiedni moment ?

- Jak tam Capela ciekawie się bawiłeś jak widzę ostatniego wieczoru ? - odezwał się Ten głos a ja milczałem stojąc dalej plecami

- No co ona lubi na ostro, że cię tak podrapała? Czy może to kot którego nie masz kotku ? No dalej odpowiedź coś kruszynko ty nasza - milczałem i stałem tyłem zawzięcie z opuszczoną głową próbowałem moimi trzęsącymi się rękami zapiąć guziki co nie wychodziło.

- Co tak się trzesiesz skarbeczku już ci pomogę...

Tych słów nie chciałem usłyszęć... Stanął przede mną i chwycił mnie za moje pięknie zabandażowane przedramiona. By potem je ścisnąć i trochę rozerwać a krew skapała na kafelki. On tylko się tym widokiem napawał. Pieprzony psychopata. Ale co mógłbym mu zrobić był trochę lepiej zbudowany niż ja a przez me głodówki nie byłem w stanie mu się oprzeć czy uwolnić. A krew lała się już strumieniami przez co siły odchodziły. Cukrzyk złapał me dwie ręce w jedną a drugą chwycił radio wydając komunikat do samego Sonny'EGO Rightwilla by powiadomić go aby przybył do szatni z powodu problemów z niejakim Dante Capelą. Cała poranna służba to słyszała a plotki rozchodzą się szybko. Przez chwilę nieuwagi niższego odwróconego bokiem i zbierawszy resztki sił kopnąłem go w zgięcie kolana na co tylko się zaśmiał ciągnąć mnie w dół za sobą ale jednak puścił. On wiedział że wygrał ale dał mi nadzieję która gasła. Wystarczyła chwila by zdeptać ją i zmieszać z błotem. Nie czekając z rozpiętą we krwi koszulą ruszyłem w ucieczkę. Widziałem, że nie mogę tutaj zostać. Przecież komu tata uwierzy wiadomo, że jemu bo szanowny Pisicela chce pomóc wiadomo jego prawa ręka w donoszeniu i odnoszeniu broni długiej do Spadino. Wybiegając z szatni minąłem szefa ale zanim zdążył cokolwiek zrobić mnie już tam nie było a za mną unosił się krzyk - NUNUŚ!
Tak więc z prędkością na jakie pozwalały mi obrażenia władowałem się do mojego kochanego mustanga i ruszyłem w drogę ucieczki. Wiedziałem, że zaraz pod chatą będę mieć ich jak i nie większą ilość jednostek a wszystkie miejsca piękne do skoku zaraz będą obserwowane i patrolowane. Została mi jedna myśl - Arcane. Może tam uda mi się odstresować i zgubić w tłumie. Jadąc tam trzęsły mi się ręce ale komu by nie. Nigdy jeszcze nie uciekał przed policją a główne Sonnym. Nadajnikiem czy Dashcamem się nie martwił już dawno pozbył się obojga z czego pomógł mu Juan przy mojej niechęci ale szef nie może zobaczyć nękania swego Mopika tak ? Czy zobaczyć jego pojazd w szemranych uliczkach. Zaparkował w ciemnej uliczce niedaleko baru i zaczął bandażować swe przedramiona taktycznym bandażem ze schowka. A po dopięciu koszuli ruszył do środka. Niestety na wejściu napotkał go problem w postaci ochroniarza, który twierdził, że to impreza zamknięta ale na pomoc podjechała Corvetta z Monte, który kładąc rękę na ramionie czarnowłosego oświadczył bez słów ochroniarzowi, iż on jest z nim przez co bez większych problemów . Brązowooki nie wiedział co się działa dziś w policji i czemu Capela przyszedł wcześniej. Może po prostu na nockę idzie tak ? Brązowowłosy nie zdążył się nawet przywitać a 193 cm zniknęło mu w tłumie. Nic mu nie zostało jak szukać swego ukochanego.
Za ten czas nasz główny bohater Capela usiadł przy barze. Zamówił sok z limonki bo innego nie mieli niestety. Przysiadła się do niego gróbka osób prosto z Zakonu. Czarnowłosy nawet nie zwrócił uwagi jak blisko siedziała osoba porządna i spełnienie jego marzeń. Popijał ledwie sobie sok z limonek zamyślając się. Nie wiedział, że akurat białowłosy testował nowe połączenie animal drinku z bimbrem limonkowym własnej produkcji. To było to. Idealność z dzikością co by mogło pójść nie tak. Gdyby nie pewien abstynent który przez zamyślenie pomylił szklanki zerując cały eksperyment ludzi obok. Oni nawet nie zauważyli tego co się stało. Większość z nich była tak napita, że sok z limonki jak i bimber nie robił na nich różnicy to samo. Tak szybko nasz jak dama czasem męski osobnik chciał ruszyć na napad na bank który wybuchł na radiu. Czasem obowiązki wzywają. Wstałem a świat zawirował. W jednej chwili świat stał się większy a może ja zmalałem? Nie na pewno nie. Wybiegłem na zewnątrz co wydawało się nad wyraz łatwe. I zobaczywszy się w kałuży oniemiałem. Byłem psem i to nie jakimś fajnym bojowym czy słodkim husky tylko walonym czarnym pudlem. Co się ze mną stało jak przecież ja tylko wypiłem limonkowy sok. A co jeżeli to nie był... Dostrzegłem po mojej lewej auto piękniejsze niż inne całe w naklejkach anime. Przynajmniej z tej perspektywy nie będzie to wyglądało podejrzanie. Pies obwąchujący auto tak ? Nic nie może pójść nie tak a z historii Monte ten eliksir działa parę minut. Nic mi nie zostało jak czekać.
Minęła pierwsza godzina...
Minęła druga ...
A ja dalej na mych 4 łapkach poruszam się i leżę koło tego cudnego autka. Nie żebym nie doceniał mojego mustanga ale to było cudo. Nieopodal znalazł się i właściciel tego marzenia. Nie było po nim widać nawet stosunkowo prosto chodził czy to twarda bania czy może jednak nie pił ? Czekaj on chyba nie ma zamiaru prowadzić w tym stanie tak ? A jednak. Nie zdążyłem odsunąć się tak by mnie nie dostrzegł a w jego oczach musiałem wydawać się słodki ? Niegroźny ? Wziął mnie w swe łapki.

- Co taki słodki pudełek robi sam ? Zgubiłeś się ? - na co ja tylko szczeknąłem cicho

-Chodz zabiorę cię do siebie jutro poszukamy właściciela już późno

I takim sposobem marzenia się spełniają. Siedzę sobie w aucie marzeń jadąc z prawowitą pieczarką. Opłacało się podejść do auta na grzybobranie i czekać aż sam przyjdzie. Gdybym wiedział, że to takie proste chodziłbym na takie grzyby prawie codziennie. A co jeżeli by zażywać tego specyfiku non stop by zostać ze swym ukochanym ? Prosty a zarazem trudny do zrobienia plan. Cóż można próbować zależy kiedy mnie odmieni. Jadąc tak nie zauważyłem kiedy dotarliśmy do jego mieszkania. Ostrożnie znów wziął mnie niestety zachaczając o poranione łapki na co pisnąłem krótko.

- Spokojnie tym się zajmiemy w mieszkaniu zaufaj mi spróbuję być delikatny - i po tych słowach tak jak obiecał delikatnie wziął mnie i przyciągnął w objęcia tak rozgrzane jak sam Texas. Było tak przyjemnie chętnie bym został w takiej formie już na dłużej wręcz na zawsze. jak się odmienię o ile się odmienię w ogóle z czasem troszkę wątpię ale nie przeszkadza mi to w żadnym wypadku. Wkroczył do mieszkania dumnie ze swoim nowym kompanem czyli mną. Odłożył mnie na blat kuchenny a po chwili znalazł się obok z pięknym czarnym bandażem i moje uklejone od krwi łapki zostały odkażone i zabandażowane. A ja nawet niesamodzielne zostałem zaniesiony na jego biurko a po chwili przyniósł mi miskę z wodą i kawałek steka. Mięso było pyszne jak i woda nawet nie dostrzegłem kiedy mój nowy przyjaciel odpalił piękna grę zwaną ligunią. Przeniosłem się na kolana by mieć lepszy widok jak i podgrzewanie siedzenie. Me oczy jak pięciozłotówki zawsze będą się krajać na niego Jak Vgz na zakolanówki. On na spokojnie chodził sobie po dżungli kaynem. Ganki nawet ładne były a gdy przyszła misja zrobienia herolda stwierdził, że na spokojnie nawet ręki ma smite nie trzymał. Przeciwny jungler już wiedział co się szykuje biegł do nas a niewzruszony chyba zamyślony Białowłosy tego nie dostrzegł. Stałem na łapkach w gotowości by kliknąć ,,D'' bo pod takim przyciskiem miał podbindowanego Smite. Chwila jeszcze. I skoczyłem na ratunek w klawisz ratując sytuację przeciwny nie zdążył a my za to tak. Carbo szczęka opadła ale cóż jaki normalny pies ratuje ci gierkę w League of Legends. Ja niewzruszony leżałem merdając ogonkiem. Udało się! Ma misja się udała wewnętrznie kipiałem z radości na zewnątrz machałem tylko ogonkiem. On nie wierzył ja wiedziałem. Jak się potem okazało to nie była zwykła gierka a pół zakszotu było z nim na discordzie. Uczestniczyło tam minimalnie 5 osób. Monte na Topie siedział Davidek wydzierał się na sup wraz z Speedo na adc. A na midzie inaczej środkowej linii nasz szanowny Erwin Knuckles. Jak gdyby nic kradnął zabójstwa raz nawet Erwin na niego się wydarł. Zabawne widzieć 5 kryminalistów wkurzających się nad zwykłą gierką niby to liga a jednak. Nie zwróciłem uwagi jak gra się zmieniła jak przeszli do Minecrafta. Nigdy nie każcie mi patrzeć więcej jak Erwin buduje dom. Naprawdę to była tragedia niestety Carbo poszedł do łazienki więc zostało mi się patrzeć jak siwowłosy próbuje zbudować coś na wzór domu choć ciężko nazwać to domem. Nawet 6 latki budują lepiej niż on. Jak dobrze, że bynajmniej Monte go ubiera bo gdy sam by próbował to nie ma prawa się dobrze skończyć. Podczas tej katorgii nie wytrzymałem. Stanąłem na tylnie łapki i przednią nacisnąłem klawisz ,,W'' i ruszyłem do przodu by nie patrzeć na niego. Po chwili natrafienia na przeszkodę drugą łapką ledwo sięgnąłem myszki by odwrócić się w bok i udać do domu Nico. Wszystko byłoby pięknie gdyby fakt zajmowania zbyt długiego czasu.
- Czym ty jesteś? - białowłosy powiedział pochodząc.
W głowie rozpierała mnie myśl nie czym tylko kim. Ale czy ja chcę zmieniać życie? Dobrze mi tu. Ta wesoła atmosfera nawet darcie się Davidka i Erwina w lidze bawi. Czas zadać sobie pytanie czy ja w ogóle mam zamiar wracać do starego życia ? Pracowanie dniami kuszące samotne żyletki w twojej okolicy i te jedzenie którego nie chce jeść mój żołądek. O i zawsze napalony na awans i pochwałę szefa Pisicela. Zdecydowanie nie chce wracać a najbardziej po tym jak wybiegłem. Czas złożyć sobie obrotnicę.
Gdybym wrócił nie wracam
Gdybym stracił nie straciłem
Gdybym musiał nie musiałem
Gdybym zwątpił nie zwątpię
Gdybym walczył zawalczę o swoje
Gdybym napotkał Pisicele wpierdolić
Pisicela to zjeb
Obietnica przyklepana podrapaniem za uchem przed Carbo teraz tylko w duchu modlić się o zostanie w takiej formie. Oby tylko nie przemienić się w złej sytuacji.
- Chłopaki idę umyć tego pudełka dajcie mi pół godzinki - nawet nie czekając na odpowiedź reszty chwycił mnie w swe ręce i ruszył do łazienki.
To pomieszczenie było połączeniem szarości z bielą tak piękna i niewinną jak jego uśmiech. Woda się leje a ja na dywaniku leżę ciekawe co jeżeli bym się teraz przemienił albo co gorsza gdy będzie mnie mył ? Myśl i złe przeczucie mnie nie opuszczało. Nicollo założył mi na zranioną łapkę worek by lepiej zabezpieczyć bandaż przed wilgocią. A potem to się stało. Włożył mnie do wody i zostało mi modlić się w duchu o zostanie psem bo co jeżeli tak naprawdę przemiana zależy tylko i wyłącznie odemnie ? Może nie pomyliłem aż tak szklanek może zwykłego wypiłem ? Tylko jestem tak upośledzony, że nawet odmienić się nie mogę. Nie wierzę w siebie ale nie zaprzeczę, iż to mycie jak masaż ostrożnie najpierw namoczył mi sierść by potem nałożyć trochę płynu. Po zamachu mogę stwierdzić, że to nie jego ale skądś kojarzę ten zapach. Carbo jakby czytał mi w myślach odpowiedział.
- Akurat Grzakiego niedawno myliśmy i Erwin zostawił mam nadzieję, że się nie pogniewasz za to mycie- uśmiech śnieżnobiałych zębów zwalił mnie z nóg jak mam się na niego pogniewać ? Wytłumaczy mi to ktoś ?
Gdy zatopił ręce w mej sierści poczułem się jak w raju wręcz mógłbym tak do końca. Jego delikatne duże dłonie przemierzały kolejne partie mego ciała. Jego dotyk tak bliski roztapiał moje serce coraz bardziej nie chciałem by przestawał. Chyba los przestał mi sprzyjać bo już po chwili poczułem letnią wodę która zaczęła mnie otulać. Czy było to przyjemne ? Nie wiem dlugo się nie zastanawiałem bo zostałem położony na ręczniku i zawinięty jak jakiś naleśnik. Fuknąłem z niezadowolenia nawet otrzepać mi się nie dał i zmierzyłem go pretensjonalnym wzrokiem
- No co tak na mnie patrzysz ja mokry nie chce być- zaśmiał się Nicollo
Nie mam zamiaru tam tego zostawić gdy uścisk zelżał wyrwałem się do przodu by potraktować tę jego mordkę moim językiem. Choć tak mogłem mu się odźwięczyć.
      Długo nie minęło położył mnie na łóżku a sam stanął nieopodal i zaczął ściągać swą koszulkę. Na jego plecach widniało wiele blizn jedne większe drugie raczej maławe. Wyglądał cudownie gdyby tylko był w pełni mój. Odwrócił się jakby chciał zaprezentować się lepiej by od razu wpatrując się we mnie zaczął ściągać spodnie. Odwróciłem wzrok speszony i zacząłem się przyglądać jego pościeli. Skubaniec miał pościel w zygzaka McQueena. Wiedziałem że lubi szybkie samochody ale, że aż tak ? Bynajmniej nie miał całego łóżka tak stylizowanego bo by jeszcze mógł wyjechać z tekstem czy lubie szybie auta bo moze mnie przewieźć. Zawsze lepsze to niż jazda na ręcznym... jeszcze klocki hamulcowe by walnęły.
Nawet nie wyczułem kiedy położył się w samych bokserkach koło mnie zgarniając jedną ręką jak jakąś przytulankę a na mym pyszczku poczułem jego delikatne złożone do pocałunku wargi. Nim się obejrzałem odpłynąłem w świecie snu.
Pov Czarek
Nastał kolejny piękny dzień ruszyłem na komendę. Wszystko byłoby piękne nawet kawa smakowała lepiej niż zwykle może dlatego, że Rozali nie było w pobliżu. Cieszyłem się tym spokojem do czasu. Aż nie usłyszałem zdenerwowanego głos Sonny'EGO- Czarku staw się zaraz do mojego biura bez odbioru.
Normalna sytuacja nie zwlekając udałem się do wyznaczonego przez szefa miejsca a z otwarciem drzwi mój humor lekko się popsuł.
-Witaj Czarku weź proszę na patrol Rozalię jest kadetem szkoli się dopiero - odpadl ze stoickim głosem Rightwill.
- Jasne Szefie nie ma problemu zapraszam więc za mną- odparłem i ruszyłem w stronę swej radioli dopijając kawusię
Ten dzień zapowiada się ciekawiej niż zwykle - westchnąłem.
Jechaliśmy spokojnie ulicami do czasu kiedy Rozali coś nie odwaliło i zaczęła prowadzić monolog o tym co działo się jak siedziała na dzwonku na komendzie. Czasem ciekawych rzeczy da się dowiedzieć dla przykładu, że nie pozwalać jej zamykać bagażnika bo jak trzaśnie za bardzo to aż maskę może otworzyć. Nieopodal komendy wyprzedziło nas auto wprost przejeżdżając na czerwonym świetle. Nie mogłem tego tak zostawić jeszcze by rozjechał gołąbka chcącego przejść kulturalnie przez drogę. Ruszyłem za nim wraz z kogutami a czarne auto się zatrzymało na poboczu.
-obywatelu proszę wyłączyć silnik - wykrzyknąłem wychodząc z auta
Zatrzymała mnie jedna myśl przecież mam kadeta jakoś musi się nauczyć.
Rozalio teraz to ty poprowadzisz to zatrzymanie.
-Jasne szefie już się robi - odparła niższa
Podążałem wzrokiem za nią i zacząłem myśleć co się stało, że ostatnio nie było na służbie Dante i dlaczego szef jest taki zły. Z zamyśleń wyrwało mnie jedno zdanie
- Ale przecież lampy uliczne świecą na żółto to było żółte światło przecież- odparł kierowca czarnego samochodu
A moja kadetka dalej próbowała bez rezultatu dać zrozumieć, iż było czerwone.
Śmieszna sytuacja czasem można się pośmiać z nieudolności młodych.
Mijały sekundy minuty, aż wreszcie miarka się przebrała po jednym zdaniu sytuacja stała się napięta.
- Bo zaraz Panu zarzucę brak współpracy.- odezwała się zdenerwowana Rozalia
Szarowłosy wyszedł z auta i z miną niewiniątka i urażonego dziecka odparł
- Ja bym śmiał nie współpracować widzi pani dokąd ten świat prowadzi tutaj trzeba się wspierać zawsze znajdzie się żółte światełko w tunelu.  - Z uśmiechem na ustach odparł nikt inny jak Erwin Knuckles
Te dzieci dalej by się kłóciły prawie doszło do rękoczynów jeżeli można nazwać nawalanie się rękami z odwróconą głową jak jeszcze większe przedszkolaki.
-Co tutaj się dzieje - odezwałem się lekko zachrypniętym głosem.
-To nie moja wina to on/ona - i wskazali się nawzajem.
Koniec zabawy dzieci. Wyciągnąłem z kieszeni dwie pary kajdanek i zakułem fioletowłosą
- Ej ale dlaczego ja ? - odezwała się z pretensją w głosie
- Poczekaj Erwin - na co odparł mi tylko śmiechem
Następnie po wpakowaniu kadetki do radiowozu ruszyłem do Erwina i również go skułem dostając falę pretensjonalnym słów w moim kierunku. A już po chwili miałem prawdziwe Zoo w radiowozie. Jedna narzekała dlaczego ona przecież jest na służbie drugi marudził jakim prawem.
- Macie prawo wstrzymać się od głosu bo wszystko co państwo powie może zostać użyte przeciwko wam- odparłem ze spokojem uśmiechając się lekko pod nosem. Zawsze chciałem to zrobić a teraz wydarzyła się idealna do tego okazja.
    Podjechałem na podziemny garaż i wyciągnąłem ich kolejno z radiowozu po czym ruszyliśmy w stronę celi mijając po drodze paru funkcjonariuszy.
- MONTE! - rozległ się krzyk Erwina
Nim się obejrzałem szarowlosy stał już obok swego kochanka.
- Ten pan mnie porwał i chce pokazać kotki w piwnicy chyba bo ciągnie mnie w stronę jakiś celi - odezwał się Pastor
- Miło, że doceniasz moje możliwości ale nie tym razie stary - uśmiechnąłem się
- księdzu co żeś narobił, że porywają cie na cele dzisiaj.
Montanha przerzucił przez ramię Erwina a ja wraz z Rozalią ruszyłem za nim. Po zamknięciu naszych oponentów w celi mogłem podziwiać Erwina bajerującego Monte. Wreszcie weselszy jest. Rozalia siedziała sobie w spokoju na pryczy patrząc przed siebie.
     Pov Carbo
     Obudził mnie dźwięk telefonu. Wziąłem go szybko do ręki a nocne opary ulatniały się po woli.
- Carbooo sprawa jest... Nie Monte Czekaj mam prawo do tego telefonu a nie.... dobra słuchaj bo zgarnęli mnie na komendę. Przyjedziesz po mnie ? - oparł szybo.
- Jasne daj mi 5 minut- sennie odpowiedziałem.
Poderwałem się do siadu przeciągając się ziewnąłem. Rozejrzałem się w poszukiwaniu mojego małego czworonoga. Siedział grzecznie sobie na łóżku.
- Trzymaj się kundelku jedziemy po szefitka- z uśmiechem wyznałem psiakowi
Wstałem nie zwlekając i narzuciłem szybko na siebie pierwszą lepszą szarą bluzę z małą limonką wyhaftowaną na przodzie oraz zwykle szare spodnie dresowe.
     Pochwyciłem w swe dłonie mojego małego słodziaka i ruszyłem do swej R8.
     Na komendzie ruszyłem wprost do recepcji i bez zastanowienia nacisnąłem dzwonek. Po chwili dało się usłyszeć krzyki Sonny'EGO kierowane do funkcjonariuszy. Drzwi w tym samym momencie się otworzyły a w nich zjawił się  średnio wesoły Erwin z Monte. Widząc mnie z psiakiem na rękach jeszcze bardziej ucichli.
- Co jest ? - zapytałem drapiąc czworonoga za uchem.
- No to ja was zostawię samych - odpowiedział Monte po czym się szybko ulotnił
- MONTE NIE ZOSTAWIAJ MNIE TAK - Wykrzyczał za nim szarowłosy
- Mów bo zaraz sobie tutaj grób wykopię z nudów i przewróciłem oczami.
- Dante się zgubił ten Dante co napracował się tyle godzin nagle rozpłynął się w powietrzu - odparł i podrapał się po szyi
Świat nagle zawirował jakby się złamał.
-JAK TO GO NIE MA ? - pytałem zły
- NO TAK TO NIE DRZYJ SIE NA MNIE ! - odpowiedział
Dobra w takim razie chodźmy go szukać nie mógł się zapaść pod ziemię. Przytuliłem mocniej pieska do piersi i ruszyłem do samochodu.
    Przeszukaliśmy od tamy i lasów po góry a Capeli ani śladu. Nikt go nie widział podobno. A jedyne zeznania są nie jasne.  Tak jakbyś spróbował zrobić cement z użyciem tylko i wyłącznie worku z piaskiem. Matamtyka była prosta nie zostało mi nic jak usiąść i poużalać się. Dałem jeść i dolałem wody psiakowi oraz bez wachania rzuciłem się na łóżko. Nie minęło wiele jak coś zaczęło mnie szturchać. Nie coś a ktoś. Musiałem przysnąć. Za oknem było ciemno a przedemna siedział dumnie pudelek z jakimś małym liskiem w pyszczku. Nie wiem jak odnalazł moją starą maskotkę z dzieciństwa. Zgubiłem ją krótko po przeprowadzce tutaj. Nie zdążyłem zareagować zbytnio bo po raz kolejny zadzwonił telefon.
- Carbo ubieraj się i jedziemy na wanilię podobno w ofercie nowej otworzyli tęczowy burdel. - odparł podekscytowany Dia
- Daj mi spokój nie mam czasu teraz - odpowiedziałem monotonnie.
- Koniec użalania się chociaż zabawisz się nie musisz wykonać żadnej transakcji czy skorzystać z nowej oferty możesz po prostu posiedzieć i napić się a jego ton nie wyrażał sprzeciwu.
Poczułem lekkie drapanie nawet nie wsłuchiwałem się w rozwodzenie się Dii nowym odkryciem. Moja mała mordka chciała zwrócić na mnie uwagę co jej się udało. Spojrzał na mnie z Liskiem w pyszczku a jego przekrzywiony łepek jakby rzucał mi wyzwanie. Maskotka wypadła mu z pyszczka co jeszcze bardziej ugruntowało mnie w tym, iż to sprytne zwierzę rzuca mi wyzwanie w legendarnym stylu ,,nie masz psyhy''.
- Pojadę Dia tylko się przebiorę a lekki uśmiech wpłynął na me usta. W międzyczasie dało się usłyszeć szczekniecie czworonoga, które utwierdzało mnie w dobrym wyborze. To co czas się ubrać bo nie wypada ruszyć tak w dresach do klubu co ?
      W czarnej koszuli i zlewającym się z nią psem ruszyłem do auta mulata. Przywitał mnie z uśmiechem. Nawet nie zauważyłby zwierzęcia gdyby ten nie wskoczył się przywitać. Nie przeszkadzało to mojemu aktualnemu towarzyszowi wręcz rozbawiło a nim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Klub nie wyglądał na mały raczej był średniej wielkości a wkoło widać było wchodzących ludzi. Dia na pewniaku podszedł omijając kolejkę do ochroniarza który natychmiast wpuścił go razem ze mną. Klub był nawet ładny. Duży parkiet z rurami na podwyższeniu duży barek dużo wódki soków do drinków a nawet limonki. Było co pić więcej mnie nie obchodziło. Ruszyłem bezpośrednio i zamówiłem drinka a laski same się do mnie kleiły. Ja wiem czarną koszulą i piesek ale spokojnie nie muszą się do mnie przylepiać tak. Po 5 szklance dopiero zaczęło po woli mnie coś łapać mają słabe stężenie najwidoczniej bimberek zawsze lepszy ale to również dobre. Usłyszałem piosenkę ktora zmieniła dużo w zyciu rodziny naszej. Charakterystyczna piekna melodia grana na weselach.
Weselny klimat tak się zaczyna
Jest biały welon a w nim dziewczyna
Strumienie wódki i trochę winaa
Zarżnięta świnia
Aż prosiło sie więc wstałem z zwierzakiem i ruszyłem w stronę parkietu. Wywijałem szczęśliwie z moim towarzyszem przez którego tutaj się znalazłem. Dia wiadomo również niby pomógł ale jednak przez ten wzrok zwierzaka stoję tam gdzie stoję. Alkohol buzował w mojej krwi a ciało samo rwało się do tańca. Światło pięknie oświetlało nas na parkiecie panie niedaleko wywiały się w każdą możliwą stronę. Światła przybrały różna barwę. Mulat coś o tęczy wspominał niby w ofercie ale światła te nie prezentowały się aż tak dobrze jak zwykła limonką czy mój ulubiony policjant. Smutne jest, że przepadł jak kamień w wodę byle by gęsi nie zranił. Lecieliśmy dalej w tango coraz więcej alkoholu wpływało i coraz więcej panienek kręciło się wkoło. Nagle poczułem ciężar na moich rękach. Jakby nagle mój słodziak zaczął ważyć coraz więcej. A już po chwili trzymałem w swych rękach nikogo innego jak Dante. Odłożyłem go na podwyższenie przy którym stała rura z paniami tańczącymi. Procenty działały ująłem jego głowę w me dłonie by po chwili poczuć jego miękkie usta. Czas jakby zwolnił a Capela odwzajemnił mój pocałunek. Nagle jakby trzeźwy umysł wrócił. Rozszerzyłem oczy i automatycznie przywaliłem z liścia chłopaczkowi.
- O KURWA Sonny mnie zabije.

*Dodatek*
Na Limonki
Szlachetny bimberku
A nie jakiś inny liekierku
Pięknie samiujesz
Nigdy się nie zepsujesz
Ma miłość do ciebie rozkwita
Jak Mamita to piękna kobita
Sonny mnie zabije już
Jak Rozalia ściera już kurz
Jest jeszcze fraszeczka fraszunia
Napisana przez nie jednego księciunia
Zapamiętaj te słowa czytelniku drogi
Pisicela pisucela ty chuju

Dziękuję za przeczytanie mojego one shota liczę, że się spodobał jeżeli będzie wystarczająco duże zainteresowanie to może powstanie dalszy ciąg. Życzę wam miłego dnia/nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro