Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział : 7

W związku z tym, że i tak nie mogłam spać, postanowiłam trochę pobiegać po lesie. Wstałam, co Filip od razu zauważył.

- Co robisz? - spytał.

Zrozumiałam, że on też nie spał. Wymusiłam na mojej twarzy, by się uśmiechnęła.

- Idę trochę pobiegać - mruknęłam szeptem - zostań.

- Wrócisz? - spytał.

Mogłam się domyślić, że będzie się martwił o to, co zrobią z nim wilki, gdy znajdą go w mojej sypialni... beze mnie. Sama się o to martwiłam. Sekundę mu się przyglądałam. Wyglądał całkiem uroczo z tymi włosami stojącymi każdy w inną stronę.

- Zdążę - zapewniłam go i wyszłam ze swoim sztucznym uśmiechem.

Cichaczem przemknęłam się do schodów. Schodząc pilnowałam, żeby nie nadepnąć na żaden skrzypiący stopień. Później szybko przemierzyłam odległość między schodami a drzwiami. Gdy tylko znalazłam się na dworze przemieniłam się wilka.

Gdyby tamta sytuacja z wilkiem zdażyła się tego dnia miałabym mniejszy efekt zaskoczenia, bo przefarbowałam się na brązowo.

Ledwo poczułam się pewnie na wilczych łapach zaczęłam biec. Pędziłam bez celu. Po prostu musiałam zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę. Biegłam przed siebie. Łapy równo uderzały o podłoże wystkując nowoczesny rytm. Uspokajałam się z każdym stukiem. Biegłam. Przyspieszyłam. Czułam się wolna. Zaczęłam zapominać. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. W pewnym monemcie zrozumiałam, że się zgubiłam. Zwolniłam delikatnie. Po chwili stanęłam i zaczęłam nasłuchiwać.

Oddychałam głęboko, bo trochę się zmęczyłam biegiem. Zgubiłam się w lesie. Stało się to pierwszy raz od... śmierci dziadka...


Kiedy do pokoju wpakowali się rodzice było już po wszystkim. Dziadek umarł podczas Przesłania. Spojrzałam na nich zza szklanych oczu. Czerwonych oczu. Mama ukryła twarz w torsie ojca. Ja nie miałam komu się wypłakać. Poprzysięgłam sobie, że nie będę płakać. Nie pokażę słabości... Przepchnęłam się obok rodziców.

- Gdzie idziesz? - rzucił pytanie ojciec.

- Muszę zająć się pogrzebem - oznajmiłam hardo.

Miałam ambicje. Kiedy wszystko zostało ustalone, położyłam się do łóżka. Całą noc nie spałam i prosiłam dziadka o jakiś znak, jednak on postanowił tej nocy mnie opuścić. Wyzwałam go o to z samego rama. Nadal uparcie milczał. Był przy mnie. Czułam to, ale tęskniłam za brzmieniem jego głosu.

Następnego dnia odbył się pogrzeb. Wszystkie wilki w swojej ludzkiej formie siedziały na mszy świętej. Przyszło także kilka innych istot. Wiedziałam, że dziadek uwielbiał kontaktować się z wampirami i kitsune, ale zdziwiłam się, gdy istoty te odważyły się przyjść na msze żegnającą go. Jednak zakazałam wilkom przemocy wobec nich .Cudownym trafem mnie posłuchały. Zwłaszcza, że wpomógł mnie Amadeus.

Kiedy ciało dziadka zostało pochowane na naszym wilczym cmentarzu, cała wataha przemieniła się w wilki i zawyła, aby upamiętnić dziadka. Smutna była to pieśń. Smutna i radosna zarazem. Gdzieś, wśród dźwięków dało się słyszeć także głos wilczej formy dziadka. Uśmiechnęłam się do niego. Ze zdumieniem dostrzegłam, że po ludzku starają się do nas dołączyć owe dziwne istoty. Uśmiechnęłam się do nich również.

Po pogrzebie potrzebowałam kilka chwil dla siebie, więc poszłam pobiegać w lesie. Biegłam i biegłam, aż kompletnie zgubiłam się w ciemności. Słyszałam wycia wilków, ale dochodziły z każdej strony, więc nie mogłam się do nich skierować. Położyłam się i zaskomlałam. Nagle usłyszałam głos dziadka.

- Na wschód, dziecinko - poinformował mnie.

Ruszyłam, gdzie mówił. Dziadek całą drogę mówił do mnie i uspokajał.


Tylko, że to było dawno, gdy jeszcze miałam nadzieję, że dziadek chociażby stoi obok. A to zginęło już dawno. Teraz nie łudziłam się, że pamięta o mnie. Wiedziałam, że jego obietnica została złamana przed laty, a ja mogłam tylko krzyczeć oskarżenia w pustkę. Skupiłam się. Mogłam polegać tylko na sobie. Poszukałam swojego zapachu, bo chciałam wrócić za nim do domu. Już nie potrzebowałam lasu.

Nagle usłyszałam czyjeś wycie tuż obok mnie. Kiedy się odwróciłam stałam oko w oko z innym wilkiem. Alfą. Zrozumiałam, że przekroczyłam granice swojego terytorium, więc skuliłam się wydając skomlące dźwięki. Chciałam mu dać do zrozumienia, że przepraszam. Wilk spojrzał na mnie z góry i przemienił się w człowieka.

Pół głowy miał ogolone, a drugie okalały długie włosy. Jego ubrania były czarne i podarte. Również się przemieniłam.

- Kim jesteś? - spytałam, widząc, że on się nie zamierza odezwać.

- Możesz nazywać mnie jak chcesz - burknął.

- Nie jesteś Fifa? Alfa sąsiedniego terytorium?

- Nie.

- To co robisz na jego terytorium?

- Chodzę.

- Gdzie masz swoją watahę?!

- Nie mam jej.

- Jak to?

- Zadajesz dużo pytań. Beata? - dodał, aby się upewnić.

- Tak. Odpowiedz.

- Jestem Alfo-Omegą.

- Czyli samotnym Alfą bez watahy pod skrzydłami - dodałam cicho.

- Dokładnie - niepotrzebnie to potwierdział.

Wiedziałam to. Słyszałam o takich przypadkach.

- Czego ode mnie chcesz? - spytałam rzeczowo.

- A dlaczego miałbym coś chcieć?

- Bo inaczej byś mnie nie szukał.

- A...

- Skąd wiem, że mnie szukałeś? Szedłeś w stronę mojego terytorium i znałeś moje imię. Więc... czego chcesz? - ponowiłam pytanie.

- Dołączyć do Twojego stada.

- Ale...

- Mogę oddać Alfostwo.

- Umrzesz.

- Znam sposób, by tego uniknąć - zaoponował.

- Dlaczego mam Ci ufać?

- Zgubiłaś się, a ja wiem, jak wrócić.

- Poradzę sobie.

- Nie byłbym tego takie pewien.

- Czemu ja? - zmieniłam temat.

- Jesteś The Alpha.

- Ty też.

- Ja jestem Alfą. Ty The Alpha.

- Nie widzę różnicy.

- Jeszcze nie. Ale ją zobaczysz. Oddam Alfostwo, tylko przyjmij mnie.

- Co Ci zagraża?

Spojrzał na mnie zaskoczony. Przejrzałam go. Nie mógł czegoś chcieć za nic.

- Jesteś bystra.

- Po dziadku - warknęłam.

- Nie wątpię.

- Znałeś go?

- Jak każdy - uśmiechnął się.

- Nie mogę Cię wziąć. Mamy problemy sami.

- Jestem silny. Mogę pomóc.

- Jak jesteś taki silny, to czemu sam sobie nie pomożesz?

- Bo nie mogę. To pewien wampir mnie ściga. Nie odważy się zaatakować, gdy będę w wataszy.

- Skąd mogę mieć pewność, że mogę Ci zaufać.

- Spytaj się dziadka.

- Od dawna się do mnie nie odzywa - warknęłam.

- Jesteś pewna? - spytał.

- Tak.

- Wsłuchaj się.

Na chwilę zamknęłam oczy. Usłyszłam szept:

- Nareszcie zechciałaś mnie wysłuchać.!

- Dziadku! - odszepnęłam.

- Tak. Możesz mu zaufać. Niestety nie mogę teraz rozmawiać. Wysłuchuj mnie w ciszy!

- Miałeś rację - przyznałam mu.

- To mogę się z Tobą zabrać?

- Powiedzmy.

- Cieszę się.

Nagle zaczęło światać. Spanikowałam.

- Coś się stało?

- Muszę zdążyć wrócić zanim wilki się obudzą.

- Ojej Księżniczko, raczej nie damy rady - zasmucił się wilk.

- Nawet w wilczej formie?

- Nawet - potwierdził.

- Muszę.

-  Biegnijmy, ale to zajmnie około dwóch godzin...

CO?!

Aż tyle biegłam?!

Muszę zdążyć. Dam radę skrócić ten czas o godzinę?

Nie mogę zawieść wampira.!

Oni zrobią mu krzywdę.!

Pobiegłam nie czekając na rudego wilka obok mnie.

Po pół godzinie nieustannego biegu usłyszałam wycie wilków. Rozpoznałam w nich Amada.

O nie!!!!!!!!!


Zawiodłam Filipa.

One go zabiją!!!

Przyspieszyłam, chociaż wiedziałam, że już za późno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro