Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział : 14

Kiedy wróciłam do domu Amadeus przyjął mnie z otwartymi ramionami i razem poszliśmy do mojego starego pokoju.

- Jak dobrze, że jesteś - uśmiechnął się wilkołak.

- Też się cieszę - mruknęłam cicho, ale szczerze.

Trochę się martwiłam słowami, którymi pożegnał mnie rudy wilk. Nie rozumiałam o co może chodzić. Na co byłam gotowa? Kiedy go o to zagadnęłam, nie uzyskałam odpowiedzi, a kiedy się obróciłam jego już nie było w pobliżu. Nie chciałam go szukać. Nie miałam na to czasu.
Szybko wpakowałam się do samochodu, który miał mnie zawieść do domu. Cały czas myślami byłam jednak przy Rudym.

Jednak kiedy usiadłam z Amadem w pokoju i poczułam zapach domu, przestałam się martwić. Przed następne dwa tygodnie będę odpoczywać.

- Jak się sprawy toczą? - spytałam grzecznosciowo, bo nie miałam siły by sama zacząć opowiadać.

- Nie sądziłem, że opiekowanie się stadem może być takie wyczerpujące - przyznał - jednak jest mi bardzo przyjemnie. Wilki zaakceptowały mnie więc jest dobrze.

- Zaakceptowały by każdego, tylko nie mnie - wymamrotałam złośliwie.

- Jesteś uprzedzona!

- Może, ale każdy ma prawo do swojej opinii.

- Widzę, że czegoś mądrego jednak Cię tam nauczyli.

- Nie wiele.

Na moje słowa zaczęliśmy się śmiać. Amad trochę się zestarzał, ale nadal wyglądał młodziej niż wskazywałby na to jego wiek.

- A oprócz tego?

- Eh...

- Masz jakieś koleżanki?

- Powiedzmy.

- To znaczy?

Czasem wydawało mi się, że Amadeus potrafi czytać w moich myślach i uczuciach. Zawsze wiedział, że coś mnie męczy i zaprząta umysł. I interesowało go to.

Zupełnie odwrotna sytuacja niż z moim ojcem, który wcale nie czuł potrzeby, żeby chociaż mnie przywitać po siedmiu miesiącach poza domem.

Wiedziałam, że jest w tym moja wina, jednak on był starszy i powinien być mądrzejszy.
Tymczasem chował swoją urazę i postanowił wcale nie zareagować na mój powrót.
No dobrze... Niech tak będzie...

- Em, Amad... ? - zaczęłam lekko niepewnie.

- Tak...?

- Bo tak sobie myślałam, że... czy mogłabym jutro zorganizować spotkanie?

- To Twoja wataha.

- Ale Ty...

- Ja jestem Omegą.

- Ale...

- To stado ma już przywódcę...

Na chwilę się zamyślił, już myślałam, że nic nie powie, kiedy dodał:

- ... który nawet nie zna swojej siły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro