Rozdział : 14
Kiedy wróciłam do domu Amadeus przyjął mnie z otwartymi ramionami i razem poszliśmy do mojego starego pokoju.
- Jak dobrze, że jesteś - uśmiechnął się wilkołak.
- Też się cieszę - mruknęłam cicho, ale szczerze.
Trochę się martwiłam słowami, którymi pożegnał mnie rudy wilk. Nie rozumiałam o co może chodzić. Na co byłam gotowa? Kiedy go o to zagadnęłam, nie uzyskałam odpowiedzi, a kiedy się obróciłam jego już nie było w pobliżu. Nie chciałam go szukać. Nie miałam na to czasu.
Szybko wpakowałam się do samochodu, który miał mnie zawieść do domu. Cały czas myślami byłam jednak przy Rudym.
Jednak kiedy usiadłam z Amadem w pokoju i poczułam zapach domu, przestałam się martwić. Przed następne dwa tygodnie będę odpoczywać.
- Jak się sprawy toczą? - spytałam grzecznosciowo, bo nie miałam siły by sama zacząć opowiadać.
- Nie sądziłem, że opiekowanie się stadem może być takie wyczerpujące - przyznał - jednak jest mi bardzo przyjemnie. Wilki zaakceptowały mnie więc jest dobrze.
- Zaakceptowały by każdego, tylko nie mnie - wymamrotałam złośliwie.
- Jesteś uprzedzona!
- Może, ale każdy ma prawo do swojej opinii.
- Widzę, że czegoś mądrego jednak Cię tam nauczyli.
- Nie wiele.
Na moje słowa zaczęliśmy się śmiać. Amad trochę się zestarzał, ale nadal wyglądał młodziej niż wskazywałby na to jego wiek.
- A oprócz tego?
- Eh...
- Masz jakieś koleżanki?
- Powiedzmy.
- To znaczy?
Czasem wydawało mi się, że Amadeus potrafi czytać w moich myślach i uczuciach. Zawsze wiedział, że coś mnie męczy i zaprząta umysł. I interesowało go to.
Zupełnie odwrotna sytuacja niż z moim ojcem, który wcale nie czuł potrzeby, żeby chociaż mnie przywitać po siedmiu miesiącach poza domem.
Wiedziałam, że jest w tym moja wina, jednak on był starszy i powinien być mądrzejszy.
Tymczasem chował swoją urazę i postanowił wcale nie zareagować na mój powrót.
No dobrze... Niech tak będzie...
- Em, Amad... ? - zaczęłam lekko niepewnie.
- Tak...?
- Bo tak sobie myślałam, że... czy mogłabym jutro zorganizować spotkanie?
- To Twoja wataha.
- Ale Ty...
- Ja jestem Omegą.
- Ale...
- To stado ma już przywódcę...
Na chwilę się zamyślił, już myślałam, że nic nie powie, kiedy dodał:
- ... który nawet nie zna swojej siły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro