Prolog
Stary wilkołak patrzył na swoją wnuczkę.
- Wiesz, jak bardzo nie lubię twojego ojca i jak bardzo twoja matka nie kwapi się do bycia alfą. Nie rozumiem jej, a ty?
Młoda wilczyca przez łzy pokręciła głową. Już wszystko wiedziała. Dziadek chciał jej przekazać dowództwo nad swoją watahą - jego największą chlubą. Nie czuła się gotowa. Właściwie w tamtej chwili czuła się bardzo mała i bezbronna. Jej czarne włosy lekkimi falami opadały na ramiona - specjalnie trochę je podkręciła, chcąc przypodobać się swojemu idolowi, jednak wilkołak patrzył na nią, jakby to ona była warta podziwu, nie on.
- Nie jestem... - Zaczęła przepraszającym tonem, jednak szary wilk przerwał jej ruchem ręki.
- Ja też nie byłem. Ale zrozumiałem, że tak trzeba. Chyba ty też to wiesz? - Skinęła głową, jednak w sercu nie była pewna. - Mam świadomość, że się boisz. Też to czułem.
To wyznanie sprawiło, że jego wnuczka drgnęła. Jej idealny, wręcz wyidealizowany dziadek przyznał się do słabości. W jego oczach czaił się uśmiech. Wiedział, co zrobił. To było celowe zagranie - jego wnuczka zawsze chciała mu dorównać, jednak była pewna, że jest za słaba, bo się bała - kiedy wchodzili na temat prowadzenia watahy po śmierci starego wilka, jej serce zawsze przyspieszało, a ona nie potrafiła go uspokoić.
- Proszę, przyjmij moją watahę. Będziesz dla niej najlepszym przewodnikiem. Jesteś najmłodsza, ale najsilniejsza. Wszyscy twoi bracia są słabi psychicznie. Tobie może się wydawać, że ty też, ale to mit. Jesteś tak silna jak ja. Proszę. Przyjmij, zanim umrę, bo wtedy będzie już za późno, a nie chcę ich zostawiać bez opieki.
- Ja się nie nadaję.
- No to będą bez opieki. Nikomu innemu tak nie zaufam. - Wilk oparł się na poduszkach i patrzył świdrującym wzrokiem w brązowe oczy wnuczki. Ta spuściła swój wzrok i podjęła szybką decyzję.
- No dobrze. Jeśli taka jest twoja wola...
- Jest taka. Cieszę się, że jej nie odrzucasz jak twoja matka.
Przy słowie "matka" jego głos się załamał. Najukochańsza córka przestała go odwiedzać, gdy dowiedziała się o ciężkim stanie ojca. To bardzo go zabolało. Jednak i do tej słabości dostęp miała tylko Beata - wnuczka najbardziej podobna do matki, ale nie wyglądem, tylko charakterem: silnym, pewnym siebie i ukrywaną w głębi serca mądrością.
Młoda wilczyca podeszła do niego i przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła miała żółte, wilcze ślepia. Jej dziadek zrobił to samo i po chwili patrzył na swoją wnuczkę, w tamtej chwili jeszcze omegę, czerwonymi, sprawiedliwymi oczyma.
- Jesteś gotowa?
- Niestety tak. A ty jesteś pewien?
- Całkowicie. Ufam ci.
- Ja tobie bardziej. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Wilk przymknął oczy i zaczął ostatni etap swojego życia - Przesłanie, jednak wnuczka wyrwała mu swoją rękę i krzyknęła "czekaj!". Jej dziadek spojrzał na nią zdumiony.
- Wiem, jak to się skończy... - Zaczęła. - I chcę się z tobą pożegnać...
- Kochanie. - Jego głos delikatnie zadrżał. - Nigdy cię nie zostawię... ale proszę nie przedłużaj tego. Bardzo cierpię. Bardzo chcę to skończyć - poprosił.
Wzięła głęboki wdech i skinęła głową. Podała mu swoją rękę. Chwilę patrzył na nią. Później przymknął oczy i ponownie rozpoczął Przesłanie. Jego powieki otwarły się nagle i cała czerwień zaczęła z nich schodzić, a jego tęczówki zrobiły się czarne. Martwe. Tymczasem jego wnuczka przestała być złotooką Omegą. Stała się czerwonooką Alfą. Kiedy Przesłanie się zakończyło, popatrzyła na dziadka i delikatnie wyciągnęła swoją rękę z jego dłoni. Przymknęła puste oczy na wpół przemienionego wilka i szepnęła:
- Pamiętaj co mi obiecałeś...
- ... zawsze będę z tobą. Pamiętam. - Usłyszała głos w głowie.
Na te słowa uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy. Po chwili przez policzek przepłynęła jedna łza. Więcej nie mogło. Ona nie mogła pozwolić sobie na płacz.
Teraz jest Alfą. Musi być siłą i oparciem dla całej watahy. Koniec ze słabościami. Dorówna dziadkowi. Będzie z niej dumny!
- Zawsze byłem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro