Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

lιĸe ι'м prayιng ғor тнe norтн

❆ ❆

ѕanѕa ѕтarĸ

мany υndereѕтιмaтed yoυ. мoѕт oғ тнeм are dead now.

❆ ❆

тyrιon lannιѕтer

ι υѕed тo тнιnĸ yoυ were тнe clevereѕт мan alιve

❆ ❆

❆ ❆

W głowie nieznośnie brzęczą jej jego słowa, w sumie w tej chwili są one głośniejsze niż odgłosy uprzątania zamku po wygranej bitwie. Nie chcą jej opuścić, trzymają się nieznośnie i sieją zamęt większy, niż ilość ludzi, której udało się przetrwać noc. Większy niż nieopisany dla niej niepokój, czemu dużo bardziej czuje w swojej dłoni jego dłoń, niż ciężar sztyletu ze smoczego szkła, który wręczyła jej siostra.

Sansa Stark ma ochotę krzyczeć, jednak wcale nie z powodu koszmarów, jakie czasem dopadały ją w nocy. Zwłaszcza że poza żywymi do tych strachów dołączyła cała armia umarłych i krzyki jej poddanych umierających w kryptach i na murach.

Jej poddanych.

Kobieta parska śmiechem na tę myśl i spogląda przed siebie, na zamrożone pustkowia i dogasające stosy pogrzebowe. Wygrali wielką wojnę, udało im się przeżyć, udało się wygrać żywym, a teraz przyszedł czas rozliczenia. Najbardziej jednak boi się nie tego, kto zasiądzie w końcu na żelaznym tronie, a tego, czy tu na północy w ogóle uda im się przetrwać zimę bez zapasów. Do tej pory starała się przetrwać z dnia na dzień, a od dziś przyszłość nie jest już dla niej jakąś fantazją, w końcu wygrali, przeżyli. Teraz Sansa może zacząć obawiać się reszty swojego życia, gdy nagle, na te pół sekundy pozwoliła sobie czuć coś więcej niż strach i rozpacz.

I właśnie teraz miała czas, by zrozumieć źródło swojej frustracji, którym jak zawsze okazało się to, że Tyrion Lannister jest jednym z najmądrzejszych ludzi na świecie.

Może powinniśmy pozostać małżeństwem.

Sansa już po ich ponownym spotkaniu, tu w jej domu zadała sobie sprawę, że teraz byli równym sobie zawodnikami w tej wielkiej grze, która rozgrywają się wokół nich. Wtedy, gdy zostali poślubieni byli tylko pionkami, córka zdrajcy, niewinna ptaszyna w złotej klatce i wiecznie pijany i wyśmiewany karzeł. Trudno o bardziej niedobraną parę.

Tylko teraz ona była Lady Winterfell, a on Namiestnikiem i nie mogła odmówić, że daleko zaszli od ostatniego spotkania. Co prawda szli przez piekło, ale nawet ono nie trwa wiecznie.

– Sansa, wszystko w porządku? – Dobiega ją głos jej siostry. – Nie powinnaś doglądać przygotowań do uczty?

– Nie. Wolę okazać niemą dezaprobatę dla świętowania, gdy między kamieniami w podłodze jest jeszcze zaschnięta krew, a jedzenia i tak nie wystarczy do wiosny – odpowiada chłodno rudowłosa, uśmiechając się lekko, gdy Arya staje obok niej na murze. – Nie powinnaś napawać się byciem bohaterką ludzkości?

– Nie chcę odbierać chwały naszemu bratu i jego królowej.

– Nie wiesz, co teraz planują, prawda?

– Nie, ale zapewne zaraz nadmiar żołnierzy do wykarmienia nie będzie dla Ciebie problemem.

– Powinniśmy z nim porozmawiać. Jako ostatni ze Starków...

– Sansa, przykro mi z powodu Theona.

Starsza z kobiet zaciska usta w wąską linie, nie dając emocjom przemówić ani odrobinę bardziej i tylko znów spogląda przed siebie.

– On uratował mi życie, wczoraj uratował je Branowi. Theon był bardziej naszym bratem, niż kiedykolwiek bylibyśmy to w stanie docenić – mówi w końcu spokojnie. – A w rodzinie nawet największe błędy powinny być wybaczone.

Brienne pojawia się obok nich na murze, by przekazać Sansie, że jest potrzebna w zamku. Starsza z sióstr uśmiecha się jeszcze raz gorzko do Aryi i ma iść w stronę schodów, gdy ta ją powstrzymuje.

– Sansa, słyszałam o tym, co się działo w kryptach – mówi nagle młodsza z sióstr. – Cieszę się, że jesteś cała i chcę tylko powiedzieć, że jestem z Ciebie dumna. I rodzice też by byli.

– Z Ciebie też. Zwłaszcza ojciec – odpowiada i rusza w stronę schodów, czując się odrobinę spokojniejsza.

Sansa miała w swoim życiu dużo czasu na przemyślenia, w końcu tyle spędziła go jako więzień, który trafia z rąk do rąk, że tylko wnętrze jej własnego umysłu było dla niej bezpiecznym schronieniem. W żadnym stopniu nie chce myśleć, że to, co jej się przydarzyło, uczyniło ją tym, kim jest. Ta myśl była dla niej obrzydliwa, ale nie mogła nie myśleć o tym, że kiedyś nigdy nie doceniłaby swojego rodzeństwa tak, jak robi to teraz.

Siedząc na uczcie, obserwuje wszystko o wiele uważniej, dlatego jej uwadze nie umyka, jakim powszechnym uwielbieniem cieszy się Jon i jakie uczucia wzbudza to w jasnowłosej królowej.

Jej spojrzenie podchwytuje za to Tyrion, który niezwykle mocno chciałby dać jej znać, by nie prowokowała Daenerys tak otwarcie. Odkąd pojawili się w Winterfell i zobaczył ją po raz pierwszy od ślubu jego bratanka, nie do końca może uwierzyć w to, że ta kobieta, kiedyś była tą samą dziewczynką, którą musiał poślubić. Sansa Stark nie ustępuje swoją prezencją teraz niejednej królowej. I przeraża go to, że jej siła i miłość, jaką darzą ją ludzie stanowi dla Matki Smoków wyzwanie. Tyrion zwyczajnie boi się, że Sansa na własne życzenie znów wpadnie w pogardę kogoś, kto może ją skrzywdzić, a on nie będzie mógł jej przed tym uchronić. W końcu nawet jako jej mąż nie mógł jej uchronić przez swoją rodziną.

Lady Winterfell nie jest w stanie udźwignąć kolejnego toastu na cześć jej nieznośnie nieobecnej w sali siostry i postanawia iść na jej poszukiwania. Po dłuższej chwili znajduje ją na dziedzińcu, gdzie w blasku rozpalonego ognia rzuca nożami w drewniane drzwi stajni.

– Arya Stark! Bohaterka Winterfel! – wznosi toast Sansa i wręcza siostrze kielich wina, a kiedy ich wzrok się spotyka, parskają śmiechem. – Co tu robisz?

– Unikam ludzi.

– Mnie też?

– A chcesz się ze mną ożenić? – sarka Arya, napawając się zaskoczeniem na twarzy swojej siostry. – Byłaś przy tym, jak Gendry został lordem, prawda?

– Och. Więc Gendry Baratheon... cóż, jego ojciec chciał połączyć nasze rody małżeństwem – ironizuje Sansa. – Nie chciałabyś być Lady?

– To zawsze było zawsze bardziej Twoje przeznaczenie – odpowiada młodsza z sióstr. – Choć w sumie masz całą północ pod władaniem, nie potrzebujesz do tego Lorda.

– Po co mi mąż, jak mam Ciebie.

– Może nie mąż, z tymi masz raczej kiepskie doświadczenia, ale przydałby Ci się ktoś tutaj... na wszelki wypadek.

– Rozumiem, że ruszasz na południe z Jonem?

– Nie. Nie z Jonem, ale na południe – odpowiada Arya, spodziewają się wszelkiej reakcji swojej siostry, poza tą jedną, która następuje.

– Będę wierzyć w to, że wrócisz kiedyś do domu – mówi Sansa i uderza swoim kieliszkiem w jej, a później przytakują sobie delikatnie, jakby obie miały świadomość, że nawet bogowie nie mają pojęcia o ich przyszłości w tych niepewnych czasach. Arya wymienia kieliszek w dłoni siostry na nóż i z uśmiechem pokazuje jej, jak ma nim rzucić.

– Żebyś następnym razem nie mówiła, że nie wiesz, jak go użyć – mówi młodsza z kobiet poważnym głosem. – Może umarli nie są już zagrożeniem, tak żywi nie ustają w staraniach.

Sansa przytakuję jej lekko i próbuje kolejny raz wycelować we wskazane miejsce, ale ma doskonałą świadomość, że nawet z nie zmarzniętymi dłońmi nie da rady trafić celnie. Nie za pierwszym razem, może kiedyś, jeśli jej siostra zdecydowałaby się zostać z nią w zamku, to mogłyby nauczyć się wzajemnie od siebie wielu rzeczy, których nigdy wcześniej nie było im dane.

W końcu decydują się wrócić do środka, Sansa obrzuca wzrokiem salę pełną pijanych mężczyzn i kobiet i decyduje, że nie jest to towarzystwo, jakiego dziś pragnie. Obraca się więc na pięcie i rusza w stronę schodów, u których szczytu spotyka Tyriona, który uśmiecha się lekko na jej widok.

– Już po uczcie? – pyta go, przystając kilka stopni niżej, gdy zrównują się wzrokiem. – Od kiedy jesteś tym, który wychodzi w sali trzeźwy?

– Chyba, od kiedy mam obowiązki – odpowiada, patrząc na nią z dużą dozą niepewności w swoich zielonych oczach. – A Ty nie świętujesz z rodzeństwem?

– Jakbyś nie zauważył, moja siostra nie miała dziś ochoty na towarzystwo.

– A Ty?

– A ja miałam nadzieję na lepsze – mówi chłodno Sansa, mijając go i otwiera drzwi do sali narad. – Wino?

Nie oglądając się za nim, wchodzi do środka i bierze do ręki dzban, by napełnić kieliszki i z jednym w dłoni rusza do ogromnej mapy Westeros. Tyrion musi przyznać, że jest zaskoczony jej zaproszeniem. Przeraża go, że w tym najgorszym z możliwych momentów, w których znajduje się świat, odkryją, że darzą się sympatią, a nie tylko niewypowiedzianym podziwem. Przez chwilę obserwuje Sansę krążącą wokół mapy, aż kobieta w końcu uśmiecha się gorzko i nie podnosząc wzroku, zaczyna w końcu mówić.

– Tyrell, Umber, Mormont, Bolton, Frey... – wylicza. – Jak myślisz, ile rodów wygaśnie jeszcze na naszych oczach?

– Oby jak najmniej.

– Jak Twoja królowa będzie palić żywcem ich męskich przedstawicieli może nie być tak optymistycznie, jak zakładasz – odpowiada, podnosząc na niego wzrok. – Tak, słyszałam o Tarlych.

– Dała im wybór...

– Och, oni zawsze dają nam wybór. Ja też wiele razy pozornie miałam wybór, a jednak faktycznie nie było przede mną żadnego – stwierdza zimnym głosem i unosi kieliszek do ust. – Dlaczego ona Tyrion? Dlaczego podążasz właśnie za nią? Jestem w stanie pojąć, czemu robi to mój brat, ale czemu Ty?

– Nie znasz jej, nie widziałaś, jaką potrafi być królowa, w Meeren... – mówi, widząc, jak Sansa przytakuję mu lekceważąco, idąc w stronę fotela przy kominku, w którym zajmuje miejsce. Tyrion niechętnie wzdycha i siada naprzeciwko niej. – Wiem, czego się boisz, widzisz w niej obcą, która przybyła na ziemię twoich przodków i rości sobie do nich prawa, a dodatkowo omotała Jona.

– Straciłam już jednego brata przez to, że zakochał się w kobiecie spoza Westeros i nie chcę stracić drugiego. Poza tym widzę w Daenerys to, co widziałam w Twojej siostrze. Pragnienie władzy za wszelką cenę i gdyby ona kochała Jona bardziej, niż pragnie tronu, to sama zgięłabym przed nią kolano.

– Północ nie powinna więcej klękać przed nikim Sanso.

– Oboje wiemy, że to prawda i oboje wiemy, że to się nie stanie.

– Najpierw musimy zakończyć wojnę, później przyjdzie czas na rozliczenie.

– Owszem, masz zamiar wciąż stać wtedy u jej boku?

– A cóż innego mógłbym zrobić? Ożenić się kolejny raz i zająć jakiś miły zamek? Oboje wiemy, że bycie moja żona nie jest najlepszym planem na życie.

– Wczoraj miałeś inne zdanie na ten temat – zauważa kobieta i oboje uśmiechają się przez ułamek sekundy. – Co się stało z Shae? Po mojej ucieczce z Królewskiej Przystani?

– Shae? – pyta Tyrion, kryjąc zakłopotanie w kielichu wina, ale Sansa przejrzała go już dawno temu i teraz czeka, aż powie jej prawdę.

– Nie rób ze mnie idiotki, wiedziałam o was... wiedziałam, że ją kochasz i nawet mimo tego, że byłam głupiutka, widziałam, co dzieje się wokół mniej.

– Wyjechała do Pentos. Opłaciłem jej statek.

– To miłe... – mówi ciepło Sansa i też upija łyk wina ze swojego kieliszka. – To bardzo miłe kłamstwo Tyrionie. Szkoda tylko, że czas, kiedy wierzyłam w miłe kłamstwa, umarł razem z Baelishem.

– Mój ojciec ja przekupił, by zeznawała przeciwko mnie.

– Och... więc dała się zabić – wtrąca Sansa, zdając sobie sprawę z tego, co wydarzyło się dalej i dlaczego Tyrion wolał karmić ją tym jednym słodkim kłamstwem. Kobieta rozumie, że po tym wszystkim, co oboje przeszli, on próbuje w jakimś stopniu chronić ją nadal przed kolejnymi okropieństwami rzeczywistości, w jakiej przyszło im żyć.

Zapada między nimi chwilą ciszy, w której każde z nich próbuje wybrać jedną z tych setek rzeczy, o których powinni sobie powiedzieć. W końcu czasy są niepewne i nie mają pojęcia ile może minąć pór roku, zanim znów będą mogli spojrzeć sobie w oczy.

– Powinienem Ci podziękować za to, że wstawiłaś się za moim bratem, mimo całej swojej, z resztą słusznej nienawiści do naszej rodziny.

– Zrobiłam to z uwagi na Brienne – odpowiada chłodno Sansa. – Ufam jej swoim życiem, co z resztą jest kolejną rzeczą, która przeraża mnie w Twojej królowej. To, że ona nie ma nikogo, komu ufałaby tak, jak ja Brienne, czy mojej rodzinie.

– Chciałbym tu powiedzieć o tym, ile Daenerys straciła do tej pory, ale gdyby wymiar naszej straty czyniłby nas lepszymi ludźmi to moja siostra, byłaby jedną ze świętych.

– A jeśli czyniłby nas lepszymi pretendentami do tronu, to czy my nie straciliśmy równie wiele? – pyta Sansa, nie mając najmniejszej ochoty okazywać dziś choćby cień pokory, wobec Matki Smoków. – Nie myśl jednak w tej chwili, że w jakimkolwiek stopniu pożądam żelaznego tronu, o nie, dużo bardziej cenię sobie mój dom. Nie jestem żadnym wyzwaniem dla Twojej królowej, mimo całej mojej niechęci.

– Mogłabyś dać jej, chociaż kredyt zaufania.

– Życie nauczyło mnie, żeby ufać tylko swojej rodzinie, a już na pewno nie komuś, kto nie chce nawet rozmawiać o północy i mógłby ją zdmuchnąć z powierzchni ziemi przy pomocy jednego swojego smoka. Co dopiero dwóch... – odpowiada kobieta, zagryzając lekko usta. Nie podoba jej się ta uległość, którą widzi w Tyrionie, jakby podświadomie przeczuwa, że zaufanie, jakim darzy swoją królową, zostanie rozerwane na strzępy w najbliższej przyszłości. – A czy Ty masz kogoś, komu ufasz?

– Ufam Ci, że nie wykorzystasz naszej rozmowy przeciwko Daenerys, śmierć w smoczym ogniu nie jest tą, którą sobie wymarzyłem. To byłoby wielkie marnotrawstwo całej mojej drogi – sarka Tyrion, spoglądając w dogasający kominek, którego czerwone płomienie i tak przywodzą mu na myśl kolor jej włosów. – Słyszałem, że Twoja siostra odrzuciła propozycję zostania Lady Baratheon.

Parskają jednocześnie krótkim śmiechem, który rozluźnia napiętą atmosferę między nimi, która staje się już całkowicie swobodna, gdy zaczynają żartować cicho z wizji Aryi biorącej ślub w suto zdobionej sukni.

– A może właśnie to jest to, czego ludzie będą teraz potrzebować. – Śmieje się Tyrion. – Ślubów i dzieci, to chyba w końcu naturalna reakcja na tak wielki niedobór populacji.

– Och, ja dopiero odzyskała swoje nazwisko, nie mam zamiaru znów go przehandlować za marne obietnice – odpowiada bez zastanowienia Sansa. – Jednak jeśli Twój brat będzie miał życzenie zostać z moim rycerzem, to nie mam nic przeciwko.

– Skoro Brienne została rycerzem to, Ty może nie będziesz musiała przehandlować swojego nazwiska. Nie wątpię w to, że wielu mężczyzn w Westeros chciałoby należeć do rodu Starków. Nawet kosztem swojego nazwiska.

– A Ty? Nie pamiętam, byś był jakoś emocjonalnie związany z ojcem – ironizuje Sansa. – Choć mówiąc szczerze, nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek potrzebowała męża, a Winterfell Lorda.

– Nie, zdecydowanie doskonale radzisz sobie sama Lady Stark.

– Przynajmniej mogę w końcu decydować o swoim życiu – odpowiada bez zastanowienia. – Choć nigdy nie pogardziłabym dobrym doradcą.

– Niestety obecnie zajmuje już to stanowisko i niedługo mam zamiar pełnić je w znacznie cieplejszym miejscu.

– Czy przypadkiem jako jedyny ze swojej rodziny nie doceniałeś urody północy?

– Och, doceniam ją cały czas – odpowiada, spoglądając na nią z uśmiechem, a gdy do obojga dotrze prawdziwy sens wypowiedzianych przez niego słów, zastaje ich kłopotliwe milczenie.

Tyrion wstaję, by dopełnić ich kieliszki i przypadkowo upuszcza jeden z nich, który toczy się w stronę kominka. Nim jednak zdąży po niego podejść, Sansa już wstaje i się po niego schyla. Mężczyzna spogląda w jej jasne oczy naprzeciwko siebie, czując się tak niepewnie, jak chyba nigdy wcześniej. Sansa wręcza mu z powrotem kieliszek, muskając przy tym przypadkowo jego dłoń, nie mając pojęcia co robić z tą niespodziewaną dla niej sytuacją.

– Zrobiłaś to samo, gdy ostatni raz się widzieliśmy – mówi Tyrion, obracając się z powrotem do stolika i nalewając im w końcu wino. – Joffrey chciał mnie upokorzyć, bardziej niż zwykle i celowo upuścił kielich, a Ty bez zastanowienia się po niech schyliłaś.

– Nie mogłam patrzeć na to, jak znów się nad nami znęca... a nie mogłam zrobić nic więcej. Nie jestem moją siostrą, brak mi odwagi, siły.

– Gdyby brakowało Ci siły, nie byłoby Cię tu ze mną. Jesteś jedną z najsilniejszych osób, jakie poznałem i to czyni Cię tym, kim jesteś. – Sansa patrzy na niego w oczekiwaniu, wie, że Tyrion powie coś jeszcze i chce dać mu czas na zebranie myśli, w końcu dla obojga to nie był pierwszy kieliszek. – Ten gest, wtedy, chcę, żebyś wiedziała, że on dużo dla mnie znaczył.

– W takim razie chcę, żebyś wiedział, że teraz widzę, że cały ten czas starałeś się o mnie troszczyć i może wtedy byłam zbyt zaślepiona własną rozpaczą, by to docenić, to teraz nie popełniłabym tego błędu – mówi cicho Sansa i pochyla się w jego stronę, by dosięgnąć jego ręki. Tyrion bez chwili zawahania się, unosi jej ciepłą dłoń do ust i składa na niej delikatny pocałunek, a ona zaciska lekko palce, nie chcąc, by jeszcze przez chwilę ją puścił. – To, co powiedziałam wczoraj, o tym, że byłeś jednym z najlepszych, nie ograniczało się tylko do mężczyzn w moim życiu. Jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich poznałam Tyrionie.

Kobieta nie czekając na jego odpowiedź, wstaje i pośpiesznie opuszcza pomieszczenie, przerażona własnymi czynami i słowami. Przede wszystkim, jednak gdy kładzie się w łóżku, atakują ją jej własne zdradzieckie myśli. Sansa ku własnemu zaskoczeniu odkrywa, że wcale nie miałaby żadnych obiekcji, by Tyrion również został u jej, gdy w końcu oboje zdali sobie sprawę z tego, że naprawdę mogliby pozostać małżeństwem.

❆ ❆

Sansa nigdy w życiu nie darzyła nikogo romantyczną miłością.

Jak przez mgłę pamiętała, że jej ciepłą dziewczęcą sympatię wzbudzał Loras Tyrell, a jego siostra była przez jakiś czas jedyna osoba, którą darzyła zaufaniem. Więc tak, młodzi Tyrellowowie posiadali jej pełną sympatię, ale na pewno nie miłość.

Jedynymi ludźmi, których Sansa Stark kiedykolwiek kochała byli członkowie jej rodziny, za których bez wahania oddałaby swoje życie.

Przez wiele lat nawet o tym fantazjowała, o tym, że gdyby mogła przehandlować swoje życie wypełnione cierpieniem, na życie swojego najstarszego brata lub ojca to zrobiłby to bez wahania. W końcu, jak wtedy myślała, oni urodzili się do czynienia rzeczy wielkich.

Ona tylko do zostania żona.

Teraz jednak jej rola przybrała zupełnie inny obrót i Sansa pierwszy raz od lat naprawdę chciała żyć. Chciała dbać o swoich poddanych, chciała mieć cel, życie i bliskich wokół siebie.

W końcu tyle lat spędziła bez nich, że teraz nie wyobrażała sobie, że mogłaby ich stracić.

Dlatego tajemnica wyjawiona jej przez Jona łamie jej serce.

I dlatego znów stoi na murach z dala od wszystkich, nie chcąc by ktokolwiek, kiedykolwiek znów zobaczył jej łzy. Okrutne dla niej było to, że Jon kazał jej przysiąść milczenie, powołując się na ich więzy rodzinne, by wyznać, że żadnych więzów rodzinnych między nimi nie ma.

A ona znów ma zostać sama.

W końcu Jon nie jest już w żaden sposób zobowiązany wobec ich rodu, Arya miała swoją listę, z której musiała skreślić wszystkie nazwiska, zanim w końcu za na odrobiny ukojenia, a Bran, był cieniem samego siebie. I on jako jedyny miał przy niej zostać, i chociaż to daje jej cień ulgi, że chociaż wszechwiedzący doradca jest po jej stronie.

Jej jasne, a pełne strachu oczy obserwują wznoszące się do lotu smoki i, mimo że wie, że Tyrion zbliża się do niej, nie może oderwać wzroku od potężnych istot na niebie.

– Moja Pani – zaczyna mówić mężczyzna, ale ona zdaje się go kompletnie ignorować. – Mój Panie jest standardową odpowiedzią...

– Przyszedłeś się pożegnać, czy upewnić się, że stosunki między południem a północą są dobre? Bo Jon jedzie z nią, więc raczej nie musisz się o nie martwić.

– Wiem, że się martwisz, wiem, jak kończyli mężczyźni z Twojej rodziny, udając się na południe za swoim królem. Jednak Daenerys jest też Twoja królowa.

– Mężczyźni z mojej rodziny... – powtarza cicho Sansa, czując okropne ukłucie bólu spowodowane dzisiejszą informacją o prawdziwym pochodzeniu Jona.

Tyrion widzi w jej twarzy coś niepokojącego, gdy rudowłosa nie opuszcza pustego wzroku z nieba przed sobą. Nie jest to strach, a jakaś zimna kalkulacja, jakby Saba przygotowywała się już psychicznie na kolejne krzywdy i straty, jakie mają ją czekać, gdy po ostatniej wojnie przyjdzie się za nią rozliczyć.

– Twoja Królowa zabiera naszą armię, nasze zapasy, naszego króla...i Ciebie – mówi w końcu Sansa, zaciskając nerwowo dłonie. – Zostajemy bez niczego jak owce gotowe na rzeź.

– Ona jest też Twoja królową, nie musisz jej kochać, ale...

– Boisz się jej prawda? Pod tymi wspaniałymi historiami o wyzwoliciele z okowów jest coś więcej coś, co przeraża nawet Ciebie. Dlaczego więc za nią podążasz tak ślepo?

– Każdy władca powinien wzbudzać strach...

– Nie. Władca powinien widzieć swoich ludzi. Nie tylko pionki na mapie, nie tylko punktu i nazwy, a to, co się za nimi kryje.

Gdyby te słowa w jego obecności wypowiedział ktoś inny, posądził go, o pragnienie zgarnięcia korony dla siebie. Jednak Sansa Stark, sama przyznała, że nie obchodzi jej ten paskudny żelazny tron, a Północ. Więc za jej słowami musiało kryć się coś więcej, a raczej ktoś więcej...

– Sanso... – mówi ciepło, podchodząc w jej stronę. – Czy coś się zmieniło od naszej ostatniej rozmowy?

– Wszystko – odpowiada kobieta, parskając cichym, gorzkim śmiechem, gdy nie jest już w stanie opanować swoich nerwów.

– Sansa, spójrz na mnie – prosi Tyrion, a ona w końcu spogląda mu prosto w oczy, w których od razu dostrzega wewnętrzną walkę, jaką toczy kobieta.

Sansa miała najlepszych nauczycieli w Westeros, pomiatana przez Lannisterów i Baelisha, obserwowała ich w milczeniu. I teraz z niemałą dumą wie, że dorównuje ich jako strateg, dlatego z coraz większą pewnością wie, co powinna zrobić. W końcu Jon kazał przysiąść jej na coś, co nie istnieje i w końcu tajemnica, którą posiada, może wpłynąć na to, kto ostatecznie zasiądzie na tronie. A poza tym Tyrion jest jednym człowiekiem, któremu nie boi się jej powierzyć.

– Jest ktoś jeszcze – mówi, patrząc mu w oczy. – Ktoś lepszy kto powinien usiąść na tronie.

Tyrion słucha jej opowieści o najpilniej strzeżonej tajemnicy Westeros z przerażeniem rosnącym w sercu, w końcu to, o czym mówi Sansa, to co odkrył Bran, zmienia bieg historii. Jednak nie o historię się boi, a o szał swojej królowej, który nastąpi, gdy dowie się, że to Sansa przekazała sekret dalej. Nawet jak ma pewność, że jest jednym człowiekiem, z którym kobieta o tym rozmawia, wizja tego, co może się wydarzyć, nie napawa go optymizmem.

– Więc teraz czeka Cię wiele przemyśleń, czy osoba, za którą podążasz, jest tą właściwą – mówi Sansa i rusza w stronę schodów, a on po chwili podąża za nią. Milczą dłuższą chwilę, aż dopiero przy samym wyjściu na dziedziniec Sansa przystaje w mroku na chwilę. – Chciałabym też, żebyś wiedział, że zawsze będziesz tu mile widziany. Kiedykolwiek i na jak długo tylko zechcesz.

– Czyli jednak potrzebujesz doradcy Lady Stark?

– Tak – odpowiada pewnie. – Lub kogoś więcej.

Sansa wychodzi na zmarzniętą ziemię i przez chwilę obserwuje wmaszerowujące wojska, starając się nie myśleć o tym, co właśnie zrobiła. Jednak jedno spojrzenie na Tyriona wystarczy jej, by zobaczyć, że on jest tak samo zaskoczony jak ona i chyba tak samo szybko kalkuluje, co jeszcze mogą sobie powiedzieć.

Ktoś woła Lady Stark do zamku w jakiejś niecierpiącej zwłoki sprawie, a Lord Varys stał w większej odległości od nich, oczekując na Tyriona.

– Więc to pożegnanie Moja Pani – mówi Tyrion, widząc, jak Sansa błyskawicznie przybrała znów maskę swojej chłodnej obojętności, która opadała zawsze, gdy byli sam na sam.

– Na to wygląda – odpowiada, patrząc na niego z góry. – Będę się modlić o Twój szybki powrót

– Naprawdę? – pyta, wybuchając śmiechem, gdy przypominają sobie, że dokładnie tymi samymi słowami żegnała go, gdy wiele lat temu szedł na mury prowadzić obronę Królewskiej Przystani podczas bitwy nad Czarnym Nurtem.

– Tak Mój Panie, tak jak modlę się za mój ród – odpowiada Sansa pewnie, a oboje zdają sobie sprawę jak wiele niewypowiedzianych słów i uczuć niesie za sobą ta deklaracja.

Tyrion bierze jej dłoń i składa na niej pocałunek, zanim każde z nich oddali się w swoją stronę, niosąc ze sobą gorąca nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek będzie dane im się spotkać.

To chyba najkrótszy shot, który jednocześnie pisałam chyba najdłużej ze wszystkich, jakie tu opublikowałam. Pierwszy raz od dawna mam też w sobie taką nerwowość, przed publikacją czegoś nowego. Może to przez to, że nie do końca czuję się częścią tego fandomu, a świat przedstawiony znam tylko z serialu.

Jednak Sansa, była od pierwszego sezonu całkowicie moją bohaterką, jedyną ze Starków, która nie wydawała mi się przerysowana i której wątek pragnęłam śledzić. Oczywiście później wiele się zmieniło i w sumie, jak się okazało niedawno to jedna z niewielu postaci w całej Grze o Tron, której historia była konsekwentna i miała odpowiednie zakończenie.

Przez dziesięć lat musiałam bronić mojej ukochanej postaci i chyba jako jedna z niewielu od pierwszej chwili tak mocno shipowałam ją z Tyrionem.

Więc musiałam się w jakiś sposób pożegnać z nimi i tym wątkiem.

Dziękuję za uwagę i przepraszam za ewentualne literówki.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro