Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

trzy

a/n - po prawej widzicie zdjęcie calamity; dziękujemy, calamity. miło mi, że komuś się the a team podoba, bo mi się to tak sympatycznie pisze. lubię, jak mi się sympatycznei pisze. jeśli ktoś się pogubił w historii, w skrócie wygląda to tak, że calamity naprawdę nie wie, czego sama chce, a ashton jest uroczy.

- jestem wcieleniem depresji! – krzyknęła calamity, zbiegając po schodach szkolnej sceny w auli. – mam tak wielką depresję, że… uch. sama nie wiem – dodała dziewczyna, zatrzymując się w pół kroku.

ashton przyglądał się dziewczynie z niemałym podziwem; zaledwie dwadzieścia minut wcześniej calamity umierała z pragnienia i znudzenia, jak sama to określiła, ludzką egzystencją, by po chwili zamienić się w chochlika i wybiec ze szkolnej stołówki, wzbudzając tym samym niemałe poruszenie o pozostałych uczniów.

- calamity, proszę – westchnął irwin, wstając z siedzenia. – przestań biegać, tutaj jest strasznie ślisko i możesz…

- mogę co? – dziewczyna stanęła na wprost ashtona i położywszy dłonie na biodrach, pochyliła się do przodu. – co, ashton? mogę umrzeć? jeśli mam umrzeć, to chcę tutaj, jak wielka aktorka! – wrzasnęła calamity i ni stąd, ni zowąd upadła na podłogę.

- calamity… - ashton pokręcił głową, gdy dziewczyna chwyciła się jego dłoni i powoli wstała z posadzki.

- wiem, jestem niesamowita – calamity uśmiechnęła się szeroko i mocno objęła ashtona; to jest na tyle, na ile pozwalała jej postura, wydająca się przy postawnym chłopaku dość… nieznacząca.

- chyba tak – roześmiał się ashton, opierając podbródek na głowie calamity.

- chyba? – dziewczyna odsunęła się od irwina na tyle, by móc mu spojrzeć w oczy. – chyba?

- żartowałem, cammie – ashton roześmiał się jeszcze bardziej, a calamity od razu mu zawtórowała. po chwili zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy na lunch i zarówno calamity jak i ashton podnieśli swoje plecaki i powoli skierowali się w stronę wyznaczonych sal.

po skończonych zajęciach ashton postanowił odebrać calamity z jej zajęć i zaprosić na spacer; znów zanosiło się na solidną burzę, a calamity dość wyraźnie zaznaczyła swoją sympatię do takiej pogody. jednak gdy chłopak znalazł się pod salą 125, jego oczom ukazała się wyraźnie posmutniała i markotna calamity, która powłócząc nogami wyszła z klasy, nerwowo poprawiając rękawy swetra.

- cammie? – ashton podszedł do dziewczyny, przyglądając się jej badawczo. – coś się stało?

- nie widzę sensu – mruknęła calamity, wycierając nos o rękaw. – w niczym.

ashton westchnął i objąwszy calamity w pasie, postanowił odpuścić sobie zajęcia praktyczne i od razu wybrać się na spacer.

gdy tylko znaleźli się przy samochodzie chłopaka, calamity oparła się plecami o drzwi po stronie pasażera i zjechała w dół, po czym zaczęła bezgłośnie płakać. ashton dziękował sobie w duchu za to, że jego pickup był na tyle duży, że zasłaniał wszystko, co się za nim działo.

- calamity? – irwin usiadł obok dziewczyny i zaczął kreślić kciukiem na kółka jej dłoni.

- to nie ma sensu, jestem zerem, ash. widzisz to? – dziewczyna podniosła do góry ręce. – tutaj jest cały ciężar świata. ja to dźwigam, bo nie umiem wyłączyć, ojciec kiedyś stwierdził, że to empatia. to nie jest empatia, ja jestem dziwna -  szepnęła calamity, i przyciągnąwszy kolana do klatki piersiowej, objęła się ramionami.

- cammie… - ashton przygryzł dolną wargę, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. na litość boską, nie prosił się o to wszystko, ale jednocześnie po tych dwóch tygodniach nie umiał calamity po prostu zostawić.

w końcu chłopak wpadł na genialny pomysł; bez chwili zastanowienia wskoczył na przyczepę samochodu i ze skrytki wyciągnął koc, po czym zeskoczył z powrotem i szepnął coś calamity na ucho.

po kilku minutach, ashton odetchnął z ulgą, gdy calamity, zmęczona dniem w szkole, usnęła z głową na jego nogach, skulona w kłębek na przyczepie pickupa, przykryta kocem z psem cliffordem. chłopak delikatnie gładził calamity po plecach, próbując ją nieco uspokoić, ponieważ nadal trzęsła się od płaczu, mimo że ten dawno ustał.

- och, calamity – mruknął irwin, przyglądając się śpiącej dziewczynie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro