Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dwa

 calamity czuła się źle, bardzo źle i w sumie, sama nie rozumiała dlaczego, bo wszystko było okej. miała gdzie spać, miała co jeść, chwilami nawet miała do kogo się odezwać – to znaczy wtedy, gdy jej kotka miała ochotę słuchać wywodów swojej pani – więc co takiego się działo?

calamity nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie ma znajomych i jest, w gruncie rzeczy, sama. i wtedy stało się coś dziwnego – do jej oczu napłynęły łzy, dłonie zaczęły się dziwnie trząść, a głos nienaturalnie się zmienił, z normalnego na wysoki i piszczący, jak kwilenie małego dziecka.

calamity była przerażona, bo nie mogła złapać oddechu, by po chwili wpaść w hiperwentylację; pokój był za ciasny i ściany wręcz napierały na drobną osóbkę siedzącą na środku, a w ułamku sekundy pomieszczenie było za wielkie i zbyt puste; muzyka za głośna, a chwilę później za cicha, bo nie zagłuszała myśli,; było gorąco, ale gdy otworzyła okno, zerwał się niesamowity wiatr, wpędzając do pokoju chłód.

- co się dzieje – szepnęła calamity, ocierając łzy z policzków. dziewczyna była absolutnie zaskoczona tym, jak bardzo zasmuciła samą siebie rozmyślaniem o tym, że nikogo nie ma. calamity westchnęła ciężko i podciągnęła nosem, próbując się jakoś uspokoić.

- calamity? masz gościa! – krzyknęła mama dziewczyny, a po chwili calamity usłyszała mocne łup-łup, ktoś wchodził po schodach, chyba przeskakując co drugi stopień. łupanie ustało w tej samej chwili, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- calamity? jesteś tam? – odezwał się ashton, najprawdopodobniej przykładając głowę do drzwi.  – cammie?

calamity uśmiechnęła się przez łzy; jeszcze nikt nigdy nie dał jej tak uroczego zdrobnienia, to bez wątpienia musi trafić na jej listę najpiękniejszych rzeczy.

- cammie? – powtórzył ashton, lekko zdenerwowany. – wszystko okej?

- wejdź – szepnęła calamity na tyle głośno, by można ją było usłyszeć. – wszystko okej.

- cammie? – ashton wszedł powoli do pokoju, a gdy zobaczył skuloną na łóżku dziewczynę, z kolanami podciągniętymi pod brodę i chudymi ramionami obejmującymi nogi, przystanął w pół kroku. – calamity, co się dzieje?

- nic – rzuciła calamity, wzruszając ramionami. – dlaczego pytasz?

ashton lekko uniósł brwi, nie bardzo wiedząc, czy calamity jest po prostu sarkastyczna, czy, po prostu, uważa to wszystko za codzienność; chłopak postanowił przyjąć tą drugą opcję, a po tej krótkiej naradzie z samym sobą, usiadł na brzegu łóżka i zaczął badawczo obserwować zachowanie dziewczyny.

- uhm, twoja mama mówiła, że nie wyszłaś dzisiaj na wybrzeże – bąknął irwin, posyłając dziewczynie słaby uśmiech. – pomyślałem, że może jesteś chora.

- nie – natychmiast wtrąciła calamity, patrząc na ashtona z nikłym rozbawieniem w oczach. – ja po prostu… dziwnie mi dzisiaj, tak jakoś.

- a, rozumiem – mruknął ashton, drapiąc się po karku. – a może masz ochotę wyjść?

oczy calamity błysnęły z podekscytowania, a sama dziewczyna od razu zerwała się z łóżka i podbiegła do okna.

- zanosi się na deszcz! – pisnęła calamity, klaszcząc w dłonie. – chodźmy na spacer w deszczu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro