Oneshot
Witam was w kolejnym i prawdopodobnie ostatnim dziele na moim profilu!
Wstawiam to trochę późno, ale niestety wcześniej nie miałam czasu tego zrobić.
Dzisiaj krótki oneshot, którego planowałam napisać już w czerwcu tego roku, ale jest dopiero teraz. Nie ukrywam trochę mi to zajęło i pewnie zastanawiacie się dlaczego wstawiam to akurat 19 grudnia. Odpowiedź jest bardzo prosta, bo dzisiaj jest rocznica mojego profilu! Tak, dokładnie rok temu wstawiłam swoje pierwsze dzieło. Wtedy jeszcze nie myślałam, że będę to robić aż do teraz i aż tak to rozwinę, ale cieszę się z tego.
Zachęcam was do gwiazdkowania ⭐ i komentowania 💬 chętnie sobie poczytam co sądzicie o mojej twórczości! ❤️
A ja już nie przedłużam i zapraszam do czytania.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Na samym początku należałoby zadać sobie pytanie czym tak naprawdę w dzisiejszych czasach jest bezpieczeństwo? Bezpieczeństwo zgodnie z współczesną definicją słownikową to stan braku zagrożenia, spokoju, czy też poczucia, że nie nadciąga jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo jest jedną z najważniejszych potrzeb człowieka, ponieważ zajmuje ona aż drugie miejsce w piramidzie Maslowa. Nawet jeśli człowiek nie czuje się w danej sytuacji bezpiecznie, dąży do tego, aby tak było. Często w sytuacjach zagrożenia życia włącza się u człowieka naturalny instynkt przetrwania.
Nie wszyscy jednak zawsze czują się bezpiecznie. Powodów może być wiele, na przykład wojna, epidemia, katastrofa gospodarcza czy inna sytuacja zagrażająca życiu lub zdrowiu. Jedną z osób, które nie czuły się aktualnie bezpiecznie był młody, czarnowłosy chłopak – Albert Speedo. Biorąc pod uwagę to, czym się zajmuje, nie powinno być to dla nikogo dużym zaskoczeniem. Na co dzień musiał mierzyć się z różnego rodzaju sytuacjami zagrażającymi jego życiu lub zdrowiu. Nie jest nawet w stanie zliczyć ile razy w tym miesiącu bał się o swoje życie, a był dopiero środek grudnia.
Pomijając już regularne ucieczki piesze czy samochodowe, strzelaniny z policją definitywnie były najgorsze. To, czy wyjdziesz z niej żywo zależało od tego gdzie dostałeś kulą i jak szybko na miejscu strzelaniny zjawi się pomoc medyczna. Mogłeś być również szczęśliwcem i nie oberwać żadnym pociskiem, ale było to rzadkością. To właśnie strzelaniny powodowały, że Speedo czuł się najmniej bezpiecznie. Bał się ich, ale jeszcze bardziej bał się do tego przyznać, więc uczestniczył w nich zdecydowanie częściej, niż tego chciał.
To zabawne, ponieważ właśnie znajdował się w środku jednej z nich, ale tym razem nie była to taka zwykła strzelanina, a wjazd służb do ich willi. Willi, która przetrwała już kilkanaście takich wjazdów. Willi, która jest ich domem i powinna być dla nich bezpiecznym miejscem, w którym mogą odpocząć, ale w takich sytuacjach zamieniała się w plac boju. Boju, od którego zależało ich życie i nie raz majątek.
Funkcjonariusze jednostek specjalnych z każdą chwilą forsowali drzwi, aż w końcu dostali się do środka. Od razu po wejściu zostali przywitani gradem strzałów, przez co część z nich poległa, ale to nie było w stanie ich powstrzymać. Było ich o wiele więcej niż się spodziewali i po unieszkodliwieniu osób znajdujących się na parterze zaczęli przedostawać się na górę. Spora część z nich została powstrzymana jeszcze na schodach, ale pojedyncze osoby zdołały wejść na piętro, skąd otrzymywali ostrzał z głębi korytarza.
Korytarza w którym znajdował się dowodzący całą akcją Nicollo Carbonara, a zaraz za nim przerażony i spanikowany Speedo. Stał tak jak go uczono, na lekko ugiętych nogach i z pistoletem w prawej ręce. Celował gdzieś przed siebie, ale nie wiedział dokładnie gdzie, ponieważ miał zaminięte oczy. Bał się strzelić, żeby nie trafić w plecy Carbonary, który pilnował, aby policjanci nie przedostali się jeszcze dalej. Byli tam sami jedynie we dwójkę, więc nie musiał udawać nieustraszonego i mógł pozwolić sobie na skrajne emocje. Nicollo był zbyt skupiony na swoim zadaniu, żeby zwrócić na niego większą uwagę, a reszta stała na innych pozycjach, z których nie mieli wglądu do korytarza.
Starał się jednak uspokoić i nie wpadać w jeszcze większą panikę na wypadek, gdyby był potrzebny i musiałby działać natychmiastowo. W tym celu oparł się plecami o ścianę i położył lewą dłoń na swoim sercu, żeby trochę uspokoić jego bicie. Rękę, w której trzymał pistolet opuścił, ale kurczowo zacisnął na rękojeści, żeby przypadkiem nie wypuścić broni. Oczy miał zamkniętę, a brwi ściągnięte w dół. Czuł się wyjątkowo niepewnie, a w tym wszystkim wcale nie pomagał fakt, że nie wiedział jak długo będzie jeszcze trwała strzelanina i ilu policjantów zostało jeszcze na nogach. To samo było z jego przyjaciółmi. Nie wiedział ilu z nich zostało rannych, jak się trzymają i czy nie został właśnie sam na całą hordę rozwścieczonych policjantów, którzy ze wszystkich sił starają się wpakować ich do więzienia za ich liczne występki.
Przed możliwym postrzelenie ratowała go kamizelka kuloodporna i fakt, że w każdej chwili może się wycofać i uciec do swojego pokoju, z którego przez balkon może wydostać się na zewnątrz. Problem był jedynie w tym, że nie był pewny, czy zdoła uciec, zwłaszcza kiedy jego nogi odmawiały posłuszeństwa. W dodatku ucieczka była chyba najgorszym, co mógłby uczynić, ponieważ doskonale wiedział, że Erwin nigdy by mu tego nie wybaczył. Dlatego został na swojej pozycji i czekał, aż to wszystko się skończy, ale im dłużej czekał, tym bardziej strzelanina się przedłużała.
Co kilka sekund słyszał wystrzały z pistoletu, a kule z prędkością światła niejednokrotnie przelatywały tuż obok jego głowy. Mimo tego nie drgnął nawet o milimetr ani nie odważył się otworzyć oczu. Strzały dochodziły do jego uszu praktycznie z każdej strony. Na parterze było w miarę spokojnie, ale na piętrze oraz na dachu willi odbywało się prawdziwe strzelanie do kaczek. Zarówno w środku jak i na zewnątrz słychać było wystrzały z pistoletów, a żadna ze stron nie odpuszczała w tym zaciętym boju. Raz przewaga była po stronie policji, a raz po ich stronie, ale nikt nie miał stu procentowej pewniści kto tym razem zwycięży.
Do odgłosu strzałów dolączyły również wybuchy granatów błyskowo–hukowych rzucanych przez jednostki policji w nadziei na ogłuszenie przestępców, po których piszczało mu w uszach przez dobre kilkanaście sekund. W tym wszystkim najgorsze jednak były jęki bólu postrzelonych policjantów i jego przyjaciół. Do najgłośniejszych oczywiście należały te Erwina i Davida, a reszty nie było słychać, co mogło oznaczać, że stracili przytomność lub dalej walczyli z napierającymi na ich willę policjantami.
Speedo szczerze dziwił się, że został wybrany do obrony willi. Nie potrafił dobrze strzelać, a mimo to znalazło się dla niego miejsce w składzie. Zawsze myślał, że do takich zadań wybiera się najlepszych, więc czemu zamiast niego nie stał tam ktoś inny? Przecież nie brakowało im ludzi do pomocy. Chętnie oddałby swoje miejsce Buzzowi czy Pierrowi, którzy uzbrojeni po zęby, zwarci i gotowi czekali na zakończenie strzelaniny. Oni wraz z innymi osobami zostali oddelegowani do składu, którego zadaniem jest odbić konwój na wypadek, gdyby strzelanina nie poszła po ich myśli. Tak bardzo chciał się teraz zamienić z jednym z nich, ale nie było już takiej możliwości. Nie było już odwrotu, musiał wziąć się w garść i doprowadzić tą strzelaninę do końca, choć tak bardzo się bał.
Nie wiedział co ma robić i czuł się zagubiony zupełnie jak dziecko pozostawione same w ogromnym centrum handlowym z niepowodzeniem szukające swoich rodziców. Czuł, że tam nie pasuje, ale nie mógł się już wycofać, nie w środku strzelaniny. Musiał się na czymś skupić, żeby kompletnie nie oszaleć, więc wytężył swój słuch i próbował skupić się na głosach swoich przyjaciół, które wydobywały się z jego radia. Jak się domyślał nie było to łatwe, ponieważ przez to całe zamieszanie nie potrafił się skupić i rozszyfrować żadnego słowa. Trudnością było też dopasowanie poszczególnego głosu do konkretnej osoby, pomimo tego, że słyszał ich głosy codziennie i normalnie był w stanie rozróżnić je bez patrzenia. Być może było to spowodowane tym, że ich głosy były lekko zmodyfikowane przez radio lub po prostu Speedo był w zbyt dużych emocjach.
– Dwóch leży! – usłyszał okrzyk radości od jednego z jego przyjaciół, lecz podobnie jak za poprzednim razem nie był w stanie odgadnąć do kogo należał ten głos. Jedyna dobra informacja, to fakt, że zostało o dwóch funkcjonariuszy mniej do zatrzymania.
Zaraz po tym rozległ się głośny sygnał przypominający alarm. Słyszał to już setki razy, więc bez problemu był w stanie stwierdzić, że jest to dźwięk charakterystyczny dla 10-13, czyli sygnału, który informuje pozostałe jednostki policji o poległych funkcjonariuszach. Sygnał ten był bardzo głośny i nieprzyjemny, przez co zaczęło mu dzwonić w uszach.
Nagle usłyszał jak coś metalowego uderza o podłogę kilka metrów przed nim, a następnie odbija się i ląduje centralnie pod jego stopami. Nie odważył się jednak otworzyć oczu, ale zamiast tego usłyszał ciche syczenie, a następnie poczuł duszący, ostry zapach, przez który nie był w stanie zaczerpnąć powietrza. Wreszcie otworzył oczy i zauważył, że znajduje się w samym środku zasłony dymnej, którą wytworzył stosowany przez policję granat dymny. Wokół niego było pełno dymu, a jego widoczniść była przez niego zamazana. I tak nic nie widział, więc zamknął z powrotem oczy i wstrzymał oddech. Następnie zrobił kilka większych kroków w tył, aż w końcu wyszedł z ogromnej chmury duszącego dymu.
Wtedy znów otworzył oczy i zobaczył przed sobą unoszący się w powietrzu szaro–czarny dym, który nie wyglądał jakby miał zaraz opaść. Wtedy po raz pierwszy tego dnia poczuł się nieco bezpieczniej. Ogromne kłęby dymu zasłaniały widoczniść nie tylko jemu, ale też policjantom, co oznaczało, że może chwilę odetchnąć, ponieważ żaden funkcjonariusz się na niego nie wychyli i nie dostanie kulki przez swoją głupotę i nieuwagę.
Ale czy na pewno?
Jakież błędne było jego założenie, kiedy usłyszał długą serię wystrzałów z pistoletu i świst przelatujących obok niego kul. Jak się okazało funkcjonariusze zaczęli strzelać w zasłonę dymbą na oślep w nadziei, że uda im się kogoś trafić, a na ich celowniku był w tamtym momencie właśnie Speedo.
Nie miał zielonego pojęcia jakim cudem nie dostał, skoro stał dosłownie na samym środku, na linii strzału, ale jakimś cudem każda kula przelatywała obok niego. W sumie nie narzekał, dopóki żyje i nic mu nie jest nie zamierza się stamtąd ruszać nawet o milimetr. Jeśli do tej pory nie oberwał, to znaczy, że jest to bezpieczna pozycja, którą należy zachować tak długo, jak to tylko możliwe. Wbrew temu, czego go uczono nie przysunął się do ściany, ani się za nią nie schował, tylko stał na środku wystawiony na ostrzał, który jak narazie omijał go szerokim łukiem.
Nagle jednak zauważył dużą dłoń wyłaniającą się z głębi dymu. Nie miał pojęcia do kogo ona należy, lecz miał jedynie nadzieję, że nie do któregoś z funkcjonariuszy, który wykorzystując sytuację, ukrył się w dymie i właśnie zamierzał go obezwładnić. Ale gdyby to był jeden z nich, przecież już dawno by go zastrzelił, a nie wyciągał do niego rękę. Chyba że myśli iż swoją serią udało mu się kogoś postrzelić, a teraz nie widząc niczego i nie znając dobrze terenu próbuje wymacać ewentualne przeszkody na swojej drodze, żeby boleśnie nie spotkać się ze ścianą. Było to możliwe a nawet bardzo, ale skoro jeden z funkcjonariuszy odważył się wejść do paszczy lwa, to dlaczego strzały z ich strony nie ustały? I dlaczego wyłaniająca się z dymu ręka wylądowała na jego lewym barku i mocno się na nim zacisnęła?
Odpowiedź poznał dosłownie kilka sekund później, kiedy z kłębów czarnego, gęstego dymu zamiast funkcjonariusz, wyłonił się Nicollo Carbonara.
– Uff, to ty. – Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył swojego przyjaciela, zamiast policjanta w pełnym umundurowaniu.
Białowłosy z początku nie odpowiedział i cały czas trzymając rękę na jego barku, zostawił daleko za sobą kłęby gęatego dymu i przeszedł za plecy zdezorientowanego Alberta. Następnie pociągnął go za sobą do tyłu i przyszpilił do ściany, gdzie byli już w stu procentach bezpieczni od nieistających strzałów. Wtedy, gdy miał już pewność, że z żadnej strony nie są wystawieni na ostrzał, zabrał rękę z jego barku.
– A myślałeś, że kto? Czemu stoisz na środku jak słup soli? Chcesz oberwać? – powiedział lekko uniesionym głosem i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. Speedo ani trochę nie miał mu za złe, że podniósł na niego głos. Martwił się o niego, to zrozumiałe.
– Ja... – zaczął, ale nie miał pojęcia co powiedzieć dalej, ani jak skończyć. Wstydził się przyznać, że się boi, więc zwyczajnie najlepszym sposobem było nie powiedzenie niczego, zamiast skompromitowanie się przed starszym przyjacielem. Co lepsze Nicollo wcale nie wyglądał, jakby wymagał od niego odpowiedzi. Wręcz przeciwnie, wyciągnął z tylnej kieszeni swoich spodni radio i przy jego pomocy próbował nawiązać kontakt z innymi, aby mieć szerszy obraz tego, jak wygląda sytuacja w innych miejscach na terenie willi.
– Jak tam Heidi? Trzymasz się? – zapytał przykładając radio do ust, żeby pozostali lepiej mogli go usłyszeć, lecz nikt nie odpowiedział.
– Heidi! Żyjesz?! – powtórzył tym razem o wiele głośniej, niż poprzednio, ale ponownie nie usłyszeli od niej żadnej odpowiedzi.
– Kurwa! – krzyknął i schował radio z powrotem do kieszeni. To samo zrobił z pistoletem, a następnie chwycił w dwie ręce dłoń Alberta, w której trzymał broń i wyprostował jego rękę, podtrzymując jego pistolet na wysokości mostka. Następnie wzmocnił lekko uścisk i drżącymi dłońmi wycelował jego pistolet przed siebie.
– Zmień mnie i pilnuj przejścia. Ja pójdę na dach i zobaczę jak wygląda sytuacja. – zaraz po tym puścił jego rękę, poklepał go po plecach i ruszył w stronę tajnego przejścia w ścianie, które prowadziło do drabiny prowadzącej na wieżę.
– Hej! Czekaj! Zostawiasz mnie tu samego? – próbował go powstrzymać, ale nie wiedział jakich argumentów użyć, żeby to zrobić i jednocześnie nie powiedzieć wprost, że się boi. Nie chciał zostawać sam. Obawiał się, że sobie nie poradzi i jego przyjaciele będą nim zawiedzeni.
– Zaraz wrócę. Poradzisz sobie. – odparł i nie tracąc ani chwili dłużej zniknął za tajnym przejściem w ścianie. Nie miał problemu z przejściem do niego, ponieważ w międzyczasie strzały ustały, a wszystko ucichło. Jednak Albert spodziewał się, że jest to jedynie cisza przed burzą.
Speedo tak jak kazał mu Nicollo, ustawił się na pozycji i wycelował w zasłonę dymbą, która wciąż unosiła się w powietrzu. Nie miał pojęcia jak długo będzie jeszcze się unosić, ale miał nadzieję, że jak najdłużej. Niby wiedział co musi robić, ale z drugiej strony ogarniała go panika. Bo co jeśli akurat w tym momencie służby specjalne przeprowadzą szturm? Sam sobie przecież nie poradzi, a reszta nie miała możliwości mu pomóc, ponieważ stali na innych pozycjach, które również były ważne.
Nie chciał tego przyznawać, ale był przerażony, zwłaszcza kiedy dym z granatu dymnego całkowicie opadł i odsłonił przejście, którym próbowali przedostać się policjanci. Na całe szczęście nikt w tamtym momencie nie próbował go postrzelić, ale to wcale nie oznaczało, że mógł przestać trzymać wartę. Wręcz przeciwnie, musiał jeszcze bardziej uważać, bo nigdy nie wiedział kiedy ktoś się wychyli i sprzeda mu kulkę między oczy.
To nie tak, że zakładał najgorsze, po prostu był na to przygotowany, bardziej lub mniej, ale był. W każdym momencie swojego życia. Teraz jednak musiał skupić się na swojej robocie, a nie rozmyślać o życiu. Bo wystarczy jeden najmniejszy błąd, a może się z nim pożegnać. I mimo że tak bardzo chciał, żeby ta strzelanina zakończyła się jak najszybciej, musiał dać z siebie wszystko, żeby przeżyć i tym razem nie trafić do szpitala. Musiał się przyłożyć, żeby wyjść z tej strzelaniny zwycięsko i żeby inni byli z niego zadowoleni. Ale jeśli im się nie uda i nie podołają, to zawsze jest jeszcze możliwość odbicia konwoju, prawda?
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
2380 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro