Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Marta

— Package tour?

Unoszę wzrok znad szybko nabazgranych notatek, patrząc pytająco na Helenę, która chyba ma w tej chwili rozkminę życia. Niedługo będę musiała wracać, no dalej.

— Wycieczka?

No nie.

— Ale jaka? — dopytuję. Po moim pytaniu nastaje chwila milczenia. Masz to.

— Zorganizowana.

W końcu. Uśmiecham się delikatnie do dziewczyny, składając swoje książki i notatki na jeden stos, po czym chowam je do teczki.

— Brawo, jesteś gotowa na poprawę. I jesteś bezpieczna, dostaniesz na pewno pięć.

Helena śmieje się cicho i kręci głową.

— Dzięki za pomoc, naprawdę — mówi, patrząc mi w oczy — Ratujesz mi życie.

— Nie ratuję ci życia, ja tylko ci pomagam podnieść ocenę, nie jestem nie wiadomo jaką bohaterką. Mam nadzieję, że ci pomogłam i wyciągniesz bardziej niż oczekujesz — posyłam jej delikatny uśmiech, ona odpowiada mi tym samym.

— Ale serio, mega mi pomogłaś, muszę ci się jakoś odwdzięczyć.

O nie, tylko nie gadka z odwdzięczaniem się. Już podejrzewam, jak to się skończy. Jej mama będzie próbowała się zgadać z moją mamą na kawę, będziemy musiały od razu zostać najlepszymi przyjaciółkami, w szkole da mi jakieś słodycze, przy wszystkich, wszystko po to, by Kalina i jej szanowna grupka śmiały się ze mnie, że próbuję relacji, zabiorą mi te wszystkie slodycze… Otóż nie tym razem.

— Weź, przestań. Nie musisz. I mówię całkowicie serio, naprawdę nie ma za co — odpowiadam jej, biorąc torbę na ramię i podążając do wyjścia. Już skończyłyśmy, więc uniknijmy niezręczności. Ona jednak szybko odwraca się, by wyjąć coś z szafki. Po chwili biegnie do mnie z… o cholera. Czy to ta olbrzymia czekolada z orzechami? Nie milka, ale nadal jedna z moich ulubionych. Skąd… Jakim cudem ona wiedziała?

— Masz — mówi uradowana, dając mi do ręki tabliczkę — To taka drobnostka, ale i tak wyraz mojej wdzięczności.

Dobra, teraz zrobiło się naprawdę niezręcznie. Biorę czekoladę, nie wiedząc do końca, co mam teraz zrobić. Po co… W jakim celu ona robiła? Czy był za tym jakiś ukryty kontekst?

— Dz-dziękuję — udaje mi się wykrztusić — Serio nie musiałaś — naciskam klamkę — No to… pa.

— Pa! — woła za mną, podczas gdy ja opuszczam jej dom. To było… owocne popołudnie. I nie spodziewałam się, że Helena będzie tak miła. Jednak istnieją normalni ludzie.

***

Lena

Idę przez szkolny korytarz z uniesionym wysoko podbródkiem. Pierwszy dzień od dawna, kiedy nie mieliśmy zapowiedzianej żadnej kartkówki ani sprawdzianu. Istny raj, wręcz balsam dla mózgu podrażnionego ciągłym wkuwaniem i siedzeniem po nocach.
 
Wtem czuję, jak ktoś zachodzi mnie od tyłu i kładzie mi ręce na oczach, uniemożliwiając mi swobodny marsz do mojej klasy.

— Zgadnij, kto to, jest twoją bestie numer jeden, obsesyjna fanka AC/DC, babcie wyjmują krzyżyk na jej widok, a jej brat właśnie zdał egzamin na prawko — słyszę niski, śpiewny głos podszyty charakterystyczną chrypką przy moim uchu. Od razu go poznaję i śmieję się głośno.

— Powiedziałabym, że ma na imię Julia Dominika Rosenberg, ale nie pasuje mi ostatnie — przyjmuję aktorską pozycję intensywnie zastanawiającej się postaci w jakimś płytkim filmie. Moją odpowiedzią jest głośny chichot i brak uczucia czyichś rąk na mojej twarzy. Odwracam się na pięcie tylko po to, by zobaczyć rozradowaną Julkę, ubraną w czarną skórzaną spódniczkę, kabaretki i czarną koszulkę na ramiączkach z półprzezroczystymi rękawami.

— A powinno pasować.

W jednym momencie głupieję. Nie, to jest chyba niemożliwe, musiałam się przesłyszeć. Marek - starszy brat Julki zdawał egzamin już dwa razy, za każdym razem oblał! A teraz to było chyba nie do osiągnięcia! Momentalnie opada mi szczęka.

— No chyba sobie ze mnie jaja robisz — i na tyle mnie stać, jeśli chodzi o skomentowanie tej sytuacji. Roześmiane oczy Julki mówią jednak same za siebie.

— Kochaniutka, dzisiaj wracasz do domu audi moich rodziców, a Marek będzie kierował, podwiezie nas wszystkie — mówiąc "nas wszystkie" ma na myśli prawdopodobnie ją, mnie i Oliwię.

— Jak on to, kurwa, zdał? — zadaję pytanie niby do siebie, a jednak wciąż do niej — Przekupił egzaminatora? Podrobił prawo jazdy? Nie uwierzę w to, dopóki on sam tu nie przyjedzie i nie pokaże dokumentu.

— Raz prawie zderzył się z kimś na rondzie, ale w ostatniej chwili się minął i kilka tysięcy złotych w portfelu — wzrusza ramionami, kręcąc na palcu różowe pasemko włosów — Tylko upewnij się, że masz jakieś ubezpieczenie, poświęć wodę z butelki przed tą jazdą i krzyżyk weź na drogę, bo na twoim miejscu to ja nie byłabym taka pewna czy dojadę.

Chichoczę, słysząc ostrzeżenie. Uwielbiam humor Julki. Zawsze taki adekwatny do sytuacji.

— Trzy zdrowaśki przed drogą i jakoś się przeżyje, ewentualnie skończymy w szpitalu i przynajmniej będziemy miały wolne — śmieję się do niej. Dziewczyna odpowiada mi tym samym. Widać po niej, że sama ledwo wierzy w sukces brata.

Wtedy ten mały wredny przedmiot o nazwie "dzwonek" przerywa nam wszystko. Jeśli pani Rutkowska zauważy, że nie ma nas pod klasą, chyba nas ukatrupi. Zbieramy się więc i ruszamy pod klasę, wciąż w znakomitym humorze. Lepiej nie denerwować naszej nauczycielki języka polskiego. Bo pani Rutkowska toleruje wiele rzeczy - ale nigdy, przenigdy nie toleruje spóźnień.

Na szczęście udaje nam się dotrzeć pod salę ósmą na czas. Czeka tam na nas Oliwia, która właśnie pisze z kimś na telefonie, długie brązowe włosy zasłaniają jej twarz, tonie w jasnym beżowym swetrze. Gdy unosi wzrok i nas dostrzega, wyłącza telefon i chowa go do kieszeni, a na jej twarz wypływa uśmiech.

— Cześć — odzywa się cichutkim głosem, poprawiając delikatnie swoją idealnie prostą grzywkę — Co tam? — gdy dłużej nam się przygląda, w końcu pyta — Wyglądacie, jakbyście w zdrapce stówkę wygrały. Co się dzieje?

— Marek prawko zdał, będzie balanga. Więc jak obudzisz się o trzeciej nad ranem i usłyszysz Zenka Martyniuka, to to prawdopodobnie będzie ode mnie — oznajmia Julka, krzyżując ręce na piersiach, z figlarnym błyskiem w oku. Nie no, kocham poczucie humoru tej dziewczyny.

Na twarzy Oliwki z każdym następnym słowem pojawia się coraz większy uśmiech, a wszystko zostaje zwieńczone radosnym piskiem.

— Jezu, ale się cieszę! Pozdrów go ode mnie i przekaż mu moje gratulacje! — wykrzykuje, nie mogąc powstrzymać buzującego w niej entuzjazmu.

— Pozdrowię i przekażę, od wczoraj zachowuje się, jakby wygrał na pieprzonej loterii — Julka beznamiętnie przewraca oczami — Chyba mu zakoszę to prawko i gdzieś schowam, chciałabym zobaczyć jego reakcję.

Wyobrażam to sobie. I momentalnie parskam śmiechem. Widziałam się z Markiem już parę razy, gdy odwiedzałam Julkę i znam ten typ człowieka. Skórzana czarna kurtka, mocno zarysowana szczęka, lekki zarost, w gorącej wodzie kąpany, pies na baby, ze zboczonym poczuciem humoru i syndromem nadopiekuńczego starszego brata. Typowy kochanek z książek dark romance, które czyta kilka dziewczyn z naszej klasy.

— Nagraj mi film z reakcją, przynajmniej trochę się rozchmurzę przed sprawdzianem z matmy — puszczam do niej oczko, uśmiechając się do niej beztrosko.

— Jakim, kurwa, sprawdzianem z matmy?

***

Z chemii wychodzę jak z pola wygranej bitwy. Wykończona walką, ale wolna i z nadzieją na lepszy dzień. Wcześniej język polski, biologia i fizyka nie dały mi takiego kopa zmęczenia. Przez całą lekcję siedząca za mną Julka zaplatała mi włosy z kucyka w cienkie warkoczyki, które rozpadły się w trzydzieści sekund, gdyż nie miała przy sobie żadnych gumek, a co jakiś czas musiała przerywać pracę, by zrobić skromne i napisane jak kura pazurem notatki.
 
Mamy teraz przerwę obiadową. Kieruję się na dół, po schodach na stołówkę. Od razu przyłącza się do mnie niesamowicie wysoki chłopak o jasnobrązowej czuprynie, w grubych czarnych okularach. Ten to nie może być nigdy sam.

— Linux, czy ty mnie przypadkiem nie szpiegujesz? — odwracam się w stronę kolegi, krzyżując ręce na piersiach. Ma plecak zarzucony na jedno ramię, uśmiecha się szeroko, jak zwykle. Rzadko widzi się go smutnego.

— Powinienem tobie zadać identyczne pytanie — patrzy na mnie psotnym spojrzeniem piwnych oczu, na co ja kręcę głową i wzdycham głośno.

— Kobieca intuicja? Los? — żartuję lekko — Wiesz, co mamy na obiad? Mam nadzieję, że nie pomidorową. Nosz cholera, trzeci raz w tym miesiącu by była, a jest jedenastego — pytam się go, pędząc razem z nim po schodach w dół.

— Nie tym razem, ogórkowa dzisiaj. Nie lepsza niż ogórkowa od babci, ale tutaj akurat robią boską — język chłopaka mimowolnie wędruje do jego warg, a ja chichoczę.

— Chyba każda babcia robi zarąbistą ogórkową, szkoda tylko, że rzadko kiedy chce dać przepis — zauważam ze śmiechem, wspominając zupę, którą zawsze przyrządzała moja babcia. Niestety od pięciu lat nie miałam już szansy zasmakować dania w tym wydaniu, co zawsze. Wyleczyłam się już ze straty, choć wspomnienia o starych, dobrych czasach z babcią nadal powodują, że odczuwam nutkę nostalgii.

Zbiegamy na dół, na szkolną stołówkę, wypełnioną po brzegi ludźmi. Nasze liceum akurat ma to udogodnienie, że codziennie można zjeść ciepły posiłek. Tylko ja, Linux i Natan chodzimy na obiady spośród mnie i moich przyjaciół. Julka i Oliwka po prostu robią sobie porządne, koniecznie dietetyczne śniadanie, a Krystian kupuje wszystko w sklepiku szkolnym. Do teraz nie wiem jakim cudem jeszcze nie zbankrutował.

Kątem oka widzę, jak Natan siada dalej od nas, z jakąś dziewczyną. Szczęśliwa wybranka ma długie, sięgające do pasa rude włosy, a ubrana jest cała na niebiesko - obcisłe dżinsy i błękitny cardigan. Gdy rozmawiają, ona wygląda na rozpromienioną i radosną, podczas gdy kąciki ust Natana unoszą się do góry tylko odrobinę. No to pora zacząć planować ślub. Niemal opluwam się zupą, gdy wyobrażam sobie tę dwójkę jako parę z gromadką rudych dzieci. W sumie to mnie zainspirowali. Muszę dzisiaj coś jeszcze zrobić.

Zupa ogórkowa była przepyszna. Zanoszę naczynia do wyznaczonego punktu, po czym przy wyjściu zaczepiam Linuxa, dotykając jego ramienia dłonią. Jest to czysto przyjacielski gest, z chłopakami od zawsze akceptowaliśmy dość wiele.

— Linux, bo myślałam ogólnie, żeby pogadać z Krystianem dzisiaj. Taka poważniejsza rozmowa, wewnętrzna terapia dla par. Po tej akcji z pepco nie wiem co się dzieje, więc… Chcę to rozwiązać. Na spokojnie, uniknąć krzyków. Jak się wyjaśni i okaże się, że nic nie zrobił, no i przeprosi mnie za to, jak się do mnie odzywał, to myślałam, że może zaproszę go na randkę.

— Równouprawnienie jak widać, całkiem fajny pomysł — ocenia Linux, a ja śmieję się na jego słowa — Wiem, że się wyjaśni, ostatnio po prostu coś mu dziwnego strzeliło do głowy i zachowuje się jak debil, ale wcale takim nie jest, jestem pewien. Będzie dobrze, Lenny. Możesz go wziąć do skateparku albo na jakiś mecz, jeśli dzieciaki z Borsuków grają w najbliższym czasie, a mają grać, o ile mnie pamięć nie myli.

To byłaby dobra okazja. Borsuki to dziecięca drużyna piłkarska z naszego miasta, Krystian sam do niej niegdyś należał. Jeszcze nie byliśmy na ich meczu razem.

— W takim razie idę go spytać — decyduję w jednej chwili, po czym ruszam na górne piętro, słysząc za sobą głośne "powodzenia". To miał być kamień milowy w naszym związku, pogodzona kłótnia, wyjaśnione niedopowiedzenia i złe słowa i być może, pierwszy raz, gdy to ja zaproszę go na randkę.

Wbiegam na piętro i zaczynam szukać mojego chłopaka we wszystkich zaułkach korytarzy. Najpierw udaję się na moje lewe skrzydło, gdzie znajdują się sale biologiczne i chemiczne, a także pokój nauczycielski. Tam go nigdzie nie ma. Niedługo ma się zacząć lekcja, a ja do cholery nie mogę go znaleźć! Gdzie on jest?

Pomyślmy, gdzie mógłby się ukryć Krystian? Nie, nie będę wchodzić do męskiego kibla. Kiedyś niechcący weszłam tam w pierwszej klasie, gdy nie znałam rozkładu pokoi w szkole, a na drzwiach zarówno do ubikacji dla dziewczyn jak i dla chłopaków nie było znaku. Zobaczyłam coś, czego nigdy widzieć nie chciałam. Nigdy więcej.

Już szykuje się do biegu na dół, gdy przypominam sobie, że nie przejrzałam przecież najbardziej oczywistego miejsca, w którym jest na dziewięćdziesiąt procent. Lena, o czym ty w ogóle myślisz czasami? To chyba ta cała trema przed rozmową. Już delikatnie trzęsą mi się ręce, nawet nie wiem konkretnie dlaczego. Chyba to źle, że tak się stresuję, prawda? Wyluzuj się, Lena, nie ma się czego bać.

Biegnę na prawe skrzydło. Tam musi być, blisko sali matematycznej. Wreszcie widzę blond czuprynę, a obok niej czekoladowobrązową, w rogu korytarza. Jego włosy zawsze można łatwo rozpoznać. Kocham je głaskać, gdy nikt nie patrzy. I uwielbiam jak on dotyka moich. Uśmiecham się nerwowo. Przyszedł czas.

— Hej, Kry-

Nagle staję, a krew odpływa mi z twarzy. Słowa całkowicie uwięzły mi w gardle. Właścicielka brązowych włosów patrzy na Krystiana wielkimi, niebieskimi oczami. Jego ręce położone są delikatnie na jej tali, jedna z nich zjeżdża delikatnie na pośladek, jej dłonie opierają się o jego tors. Ona staje na palcach, on delikatnie schyla głowę i przechyla ją w prawo.

— Śliczna jesteś, Ninuś.

Kurwa.

— Weź, przestań. To ty tu jesteś lepszą połową — dziewczyna śmieje się zarumieniona.

— Właśnie że ty — mówi chłopak. Chyba nie słyszał mnie. Na pewno — Dasz pyska?

— A jak myślisz?

— Niech zgadnę…

— Jasne, że dam, co to za pytanie?

Nina staje delikatnie na palcach, przenosząc dłonie na jego szyję, przyciągając go do siebie, ich wargi się stykają. Pocałunek na początku jest delikatny, lecz wystarczy sekunda, by stał się dziki, wręcz zwierzęcy, zachłanny. Z gardeł ich obu wychodzi jęk. Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. Do oczu napływają mi łzy, a do gardła cała ta cholerna grochówka. Nie wytrzymam. Biegnę do szkolnej toalety, wpadam do pierwszej lepszej kabiny i zwracam cały obiad, zakrapiając go kropelkami płynącymi z moich oczu.

***

Siedzę w łóżku, opatulona kołdrą. Jest już cała mokra, przybrała teraz ciemnoszarą barwę. Wysłałam po jednej wiadomości na Messengerze do Linuxa, Natana, Julki i Oliwii - "Krystian się migdalił z Niną". Nawet nie zerwałam z nim porządnie, nie podeszłam do niego, nie miałam siły. Jutro to zrobię i przysięgam, że przywalę mu w twarz. I nie będę tego żałować. Między nami skończone. Linux przegadał ze mną dobrą godzinę przez telefon - zdążyłam już usłyszeć od niego całą wiązankę słów, przy których musiałam jeszcze bardziej ściszyć telefon, choć miałam go przy uchu. Inaczej mama by mnie chyba zabiła i miałaby poważną rozmowę z jego matką. Natan odpisał tylko "Pogadam z nim", ale wiem, że to zrobi. To dobry człowiek, nie ten jebany jasnowłosy księciunio, który zdradził mnie z najbardziej znienawidzoną przeze mnie, toksyczną dziewczyną. Nienawidzę go. Nienawidzę Krystiana Gabriela Olchy najbardziej na tym całym pierdolonym świecie. I nienawidzę też tego, że go pokochałam i wierzyłam, że będzie dobrze.

A Julka i Oliwka... Moje anielice nie odpisały nic, zjawiły się za to dwadzieścia minut później pod moimi drzwiami z pudełkiem lodów waniliowo-czekoladowych. Wcześniej powiedziałam im w szkole, że Marek mnie nie odwiezie, nie miałam siły z nimi rozmawiać. Musiałam przetworzyć to sama, widziałam, że strasznie się o mnie bały, ale musiałam postarać się wysuszyć łzy przynajmniej na czas szkoły. A gdybym komuś opowiedziała, na bank by się to nie udało. Teraz siedzimy tak w trójkę, na małym telewizorze w moim pokoju leci puszczony z nudów pierwszy odcinek “Stranger Things", a my jemy lody w milczeniu, co jakiś czas rzucając sarkastycznymi uwagami co do zachowań bohaterów.

— Jedenastki nie da się nie lubić — Julka układa się wygodniej, kładąc mi głowę na ramieniu — No błagam, ona jest jedną z najlepiej napisanych postaci w historii seriali.

Kąciki moich ust delikatnie unoszą się do góry, choć umysł mam praktycznie cały zasnuty lepką, czarną mgłą. Faktycznie, to jest po prostu dziewczyna do pokochania. Fakt, obejrzałam już cały pierwszy sezon, lecz nie chciałam, by dziewczyny włączały cokolwiek słodkiego i romantycznego, z zakochaną parą w roli głównej. Płakałabym jeszcze bardziej, widząc te wszystkie ohydne pocałunki, ukradkowe spojrzenia, łapanie się za ręce. Miłość jest beznadziejna. Wiem, że to się sypało przez jakiś czas, zanim on ją pocałował, że był dla mnie okropny, ale... To boli. To tak cholernie boli. Miłość boli. Boli cały czas - boli, gdy zakochujesz się i nie wiesz, co się z tobą dzieje. Boli, gdy chcesz powiedzieć, co czujesz, a boisz się odrzucenia. Boli, gdy zastanawiasz się, komu powiedzieć o kwitnącym uczuciu i nie chcesz, by dowiedziały się o nim złe osoby. Boli, gdy kłócisz się z ukochanym i myślisz, że to koniec. A najbardziej boli, gdy zostajesz odrzucony jak jakiś nic nie warty śmieć i to wszystko się kończy, jak poszarpana na brzegach wstążka, nagle przecięta nożyczkami. Kurwa, czy wszystko, co związane z niby najpiękniejszym uczuciem na świecie musi boleć?

— Zrobimy mu piekło, wrzucę mu racę do ogródka - wypala nagle Julka, biorąc do ust łyżkę z olbrzymią porcją lekko przytopionych lodów. Śmieję się przez łzy, a w moim zaciemnionym przez dzisiejsze wydarzenia sercu na ułamek sekundy błyska jasna iskierka.

— Jego rodzice cię zabiją — odpowiadam, nie odrywając wzroku od telewizora. Pociągam nosem, a po moim policzku płynie kolejna łza. Kurde bele, ta to naprawdę jest mistrzynią świata w pocieszaniu. Powinna dostać złoty medal. Z czekolady.

— Przynajmniej pokażę mu, jaką jest kupą gnoju, skoro odważył się tak skrzywdzić moją przyjaciółkę. Przynajmniej będę wyglądać jak milion dolarów na zdjęciu na nagrobku - Julka wzrusza ramionami, a ja pojmuję, że ta laska mówi poważnie. Nie wiem czym sobie na nią zasłużyłam.

— Nikt nie zasługuje na coś takiego, Lenny — mówi do mnie swoim słodkim, delikatnym głosikiem Oliwia — Musi wiedzieć, że postąpił źle, prędzej czy później się o tym przekona. Karma wraca.

Karma. Uśmiecham się delikatnie. Wszystko, ale to praktycznie wszystko kojarzy mi się już z Taylor Swift i nadchodzącą premierą “Midnights”. Nie wiem, skąd Oliwka wiedziała, jak to tak znakomicie ująć w słowa.

Julka kiwa energicznie głową, po czym dodaje z zawziętością w głosie:

— A Nina dostanie z liścia w ten wypudrowany ryj, jak tylko ją znowu zobaczę.

Znowu śmieję się przez łzy. W wyobraźni widzę moją różowowłosą przyjaciółkę uderzającą Ninę w twarz. Pomimo tego, że czuję napływ kolejnych ciepłych łez, to w moim sercu gości promyk nadziei. Julia Rosenberg i Oliwia Gawlik zasługują na czekoladowe medale.

A/N Oficjalnie związek skończony. Jak się z tym czujecie? Zaskoczeni?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro