Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

     Rozpakowaliśmy się. Dostaliśmy z Tordem wspólny pokój. Nie mieliśmy wyboru, nawet gdybyśmy chcieli być osobno nie było takiej opcji, ponieważ było to jedyne wolne pomieszczenie w tym domu w którym było łóżko. Usiadłem i rozejrzałem się:

     — Oh. Mamy balkon, jak miło.

     Tord usiadł na pufie i się nie odzywał. Biło od niego niepokojem na kilometr.

     Odwróciwszy wzrok w jego stronę zapytałem się:

     — ... O co znowu chodzi?

     — Mam wrażenie, że... Że c-coś jest nie tak, ale tak bardziej niż zazwyczaj — słowa bardzo trudno przechodziły mu przez usta i zaczynał ciężej oddychać.

     — No ale co tym razem? Nie rozumiem co się w tym momencie dzieje.

     — Ty też czułeś te dziwne spojrzenia w naszą stronę...? — zerknął na mnie spod poduszki, którą zaczął przytulać chwilę temu.

     "Czyli zauważył..."

     — Rzeczywiście było coś takiego — mówiąc to krążyłem wzrokiem po pokoju, aby potem znowu spojrzeć na niego myśląc "Nie powiem mu, że też przeraża mnie zachowanie ludzi do okoła, bo jeszcze bardziej go tym zaniepokoję. Trzeba go ostudzić z tych złych emocji". Westchnąłem.

     — Staraj się o tym nie myśleć. Pomogę Ci w tym. Chodź się przytulić, może wtedy się uspokoisz.

     Stanąłem przed nim. On spojrzał się na mnie, poduszka którą wcześniej trzymał zsunęła się po nim, a on sam zaraz był już w moich objęciach. Głaskając go po głowie pomyślałem, że już nie tak łatwo będzie mnie z nim rozdzielić. Przyzwyczaiłem się do jego obecności. W tym momencie już na pewno nie pozwolę, aby coś mu się stało, nie przeżyłbym tego.

     "To uczucie. Chyba można nazwać je miłością. Ale nie chcę go teraz w to pakować, niech najpierw ta cała sprawa się rozwiąże. Może tak naprawdę nie jest on tym kim się wydaje - niewinnym wykorzystanym chłopakiem. W końcu jaki przeciętny nastolatek zostaje porwany, zapomina o całym swoim dotychczasowym życiu i jest rozpoznawany przez prawie każdego w kraju do którego co przyleciał. To nie trzyma się kupy od żadnej strony albo to po prostu ja jestem taki płytki i nie umiem poskładać tych dziwnych puzzli."

     — -om--

     "Może nie o tyle, że nie chcę jego w to pakować, a bardziej siebie...? Hm."

     — om.

     "O nie, przez całą tą sytuację mam mętlik w głowie, a powinienem odp-"

     — Tom!

     — Waah! — przestraszyłem się, to było za głośne nawet jak na niego. — Co, c-c-co co jest??

     — Puść mnie już, chciałbym się wykąpać — jego głos znów stał się delikatny.

     Tego samego dnia tuż przed północą znajdowaliśmy się już w łóżku. Oboje leżący, przy uchylonym oknie, zgaszonym świetle i patrzący się w sufit bez celu. Nagle jeden z nas się odezwał i tym razem nie byłem to ja.

     — Wiesz...

     — Tak?

     — W takich chwilach jak te życie wydaje się być nierealne.

     — To będzie bajka na dobranoc? — uśmiechnąłem się.

     Tord zachichotał.

     — Nie tym razem.

     Westchnął.

     — Wydaje mi się, że już przeżywałem podobne noce. — Mówił powoli, jego słowa jakby kołysały do snu, a miała nie być to dobranocka. — Księżyc na niebie oświetlający to zacienione miasto. Szum wiatru, chłodne powietrze, ale... — Jego głos był nieskazitelnie czysty, przez całą wypowiedź pełny nadziei i nagle zniknął. Głos nadziei zniknął mówiąc — Czegoś tu brakuje.

     — Brakuje...?

     — Jakby zagrać symfonię bez jednego instrumentu, tego który wszystko harmonizuje.

     — No tak. Brzmi dobrze, a mogłoby idealnie. Którego instrumentu Ci brakuje?

     — Tego już nie mogę wyłapać, coś zatyka mi uszy.

     Leżałem chwilę cicho po czym doszło do mnie, że on w końcu powiedział coś z sensem. Co prawda ukrytym i napewno go jeszcze nie rozumiem, ale miało to sens.

     — Wow, w końcu czegoś się o Tobie dowiedziałem.

     — Czego?

     — Masz duszę artysty. Ja nie umiałbym spojrzeć się na świat w taki sposób, to wyjątkowy dar.

     — Dar... Nie umiałbyś? Wystarczy wsłuchać się w to co twoja dusza ma Ci do powiedzenia, trzeba znaleźć te chwilę dla siebie, która daje Ci ukojenie i podczas której możesz być sobą.

     Podczas tej wypowiedzi podniósł rękę do góry i zaczął nią ruszać. Jakby pisał, malował, tańczył nią...?

     Chyba go tym trochę zmartwię, ale...

     — Tord, ja jestem dość prostym człowiekiem. Mi ukojenie daje ciepła kąpiel po której mogę w końcu położyć się spać. Noc jak ta naprawdę ma coś w sobie, ale ja chyba nie czuję tego aż tak bardzo jak ty. Jest przyjemne, słyszę ten szum wiatru i miły chłodek, i mimo że niby jestem artystą, fotografem, to jednak chyba nie jestem na tym poziomie... Nie wiem nawet jak to nazwać... "Zjednoczenia ze światem"? "Z Bogiem"? na którym ty jesteś.

     — Czyli nie widzimy tej samej filiżanki tak samo...

     — Niestety.

     Jego ręka znów wróciła do wcześniejszej pozycji. Przewrócił się na bok, w moją stronę i powiedział:

     — Po tym wywodzie czuję się trochę spokojniej.

     — No widzisz, wystarczyło tylk-

     Moje zdanie przerwała wypowiedź prezenterki telewizjyjnej, którą można było usłyszeć z telewizora sąsiada niżej. Kto normalny ogląda wiadomości po północy?

     "Przerwamy program by powiadomić o postępie w *********** any nadal nie zo ********* dzian **** a miesią *********** ---"

     Aa!!! To jest gówno, nie tele-

     Tord zamknął okno.

     — Oszczędźmy uszu...

     — Taa, dobra decyzja.

     — Pójdę się napić — wyszedł.

     Przez chwilę wydawało mi się, że powód dla którego zamknął okno był inny niż kłótnie sąsiadów. Ja bym tam chętnie posłuchał tej sprzeczki, tak szczerze mówiąc.

     Jakieś przerwanie programu by powiadomić wszystkich o postępie w czymś. I wkurzony pan z dołu gdy nie usłyszał raportu do końca.

     Albo jest późno i to ja coś wymyślam albo zaczynam w końcu myśleć w dobrym kierunku, bo mam wrażenie, że dowiedzenie się o co z tym chodzi otworzy mi jakieś nowe drzwi.

POV TORDA
(nie przyzwyczajajcie się)

     Tymczasem w kuchni

     — Woda...

     — Tutaj — usłyszałem i po chwili trzymałem butelkę z wodą.

     — Oh. Dziękuję... — spojrzałem się na osobę która mi ją poddała. — Luna. T-To miłe z twojej strony, em..

     — Ta, pierdu, pierdu, ty mi lepiej powiedz kim ty jesteś.

(933)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro