Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

yoυ ĸnow wнaт yoυ dιd, don'т yoυ?

Jessica

  Dziewczyna usiadła po turecku na swoim łóżku. Wyjęła spod materaca pudełko po butach i je otworzyła. Sięgnęła po kasetę z numerem 3. Włożyła ją do starego radia i już miała wcisnąć play, ale się zawahała. Wcześniej był Alex, czyli teraz pewnie będzie ona.

  Czy chciała tego słuchać?

  Nie.

  Ale chciała zrozumieć historię Hannah, zobaczyć to wszystko z jej punktu widzenia.



   Krok po kroku. Tak przez to przejdziemy. Powolutku. Uporaliśmy się już z jedną taśmą, więc nie odchodźcie teraz. Sprawy przyjmą lepszy obrót, a może gorszy, w zależności od punktu widzenia. Wiem, że może się tak wydaje, ale nie byłam całkowicie sama na początku pierwszej klasy. Dwaj inni pierwszoklasiści, oboje pojawiający się w tej wiązance The Greatest Hits of Hannah Baker, także byli przyjezdni. Alex Standall i Jessica Davis. Wprawdzie nie zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale przez te pierwsze tygodnie w szkole trzymaliśmy się razem. Tydzień przed końcem wakacji pani Antilly zadzwoniła do mnie do domu z propozycją, żebym się spotkała z nią w szkole. Krótki kurs przygotowawczy dla nowej uczennicy, powiedziała.
Gdyby wyjawiła mi, że prawdziwym celem naszego spotkania jest zapoznanie mnie z inną nową uczennicą, nie poszłabym.

▌▌

   Tak. To moja kaseta- pomyślała. Musiała się przygotować do odsłuchania tego. Poszła do kuchni po coś do picia. Po drodze minęła mamę.

  - Hej, Jessie. Jak było z Justinem?- zagadnęła ją pani Davis. Jessica potrzebowała kilku sekund, by przetrawić to, co usłyszała.

  - Spoko- odparła po chwili.- Nic nadzwyczajnego. Poszliśmy na kawę- wzruszyła ramionami. Z górnej szafki wyjęła swój ulubiony kubek, różowy ze słonikiem, a z szuflady zgarnęła torebkę herbaty, nawet nie patrzyła jaką. Wstawiła wodę w czajniku i oparła się o blat kuchenny. Gdy czajnik zaczął pikać, przelała jego zawartość do kubka i wrzuciła tam torebkę z herbatą. - Idę kończyć ten projekt ze szkoły- mruknęła do mamy, zabierając herbatę i wychodząc z pomieszczenia. Gdy zaszła do sypialni zamknęła szczelnie drzwi, kubek postawiła na szafce nocnej i usiadła z powrotem na łóżku.

  - Szybko i bezboleśnie- powiedziała do siebie, wciskając guziczek na radiu.

   No bo co by było, jeśli nie miałybyśmy ze sobą nic wspólnego? Albo jeśli ja uznałabym, że nie mamy ze sobą nic wspólnego, a ta druga, że wprost przeciwnie. Lub na odwrót, ja myślałabym, że możemy się zaprzyjaźnić, a ona, że nic z tych rzeczy. Taka masa spraw mogła pójść totalnie nie tak.

  Ale tą drugą okazała się Jessica Davis, która nie miała ochoty na to spotkanie co najmniej tak samo jak ja. Obie się spodziewałyśmy, że pani Antilly walnie nam pedagogiczną gadkę. Co oznacza i czego wymaga bycie dobrym uczniem. Że do tej szkoły chodzą najlepsi i najinteligentniejsi z całego stanu. Że każdy ma taką samą szansę na sukces, jeśli tylko się postara. Tymczasem ona postanowiła dać każdej z nas koleżankę. 

  Gdy tylko pani Antilly powiedziała nam, po co się spotkałyśmy, Jessica i ja popatrzyłyśmy na siebie. Ona rozchyliła usta, jakby chciała zaprotestować. Ale co mogła powiedzieć, gdy stałam tuż obok? Czuła się niemile zaskoczona. Skonsternowana. Okłamana. Wiem, że właśnie tak, bo sama czułam się tak samo. O ile pamiętam, nasza rozmowa wyglądała tak:

   Ja: Przykro mi, pani Antilly. Nie miałam pojęcia, że po to mnie pani wezwała.
   Jessica: Ja też. Gdybym wiedziała, nie przyszłabym. Znaczy się, jestem pewna, że wiele mnie łączy z Hillary i że świetna z niej dziewczyna, ale...
   Ja: Mam na imię Hannah.
   Jessica: Powiedziałam Hillary? Przepraszam.
   Ja: Nic się nie stało. Pomyślałam sobie tylko, że powinnaś wiedzieć, jak się nazywam, skoro mamy być takimi wspaniałymi przyjaciółkami.
   I wtedy wszystkie trzy parsknęłyśmy śmiechem. Jessica i ja bardzo podobnym, co jeszcze bardziej nas rozbawiło. Pani Antilly nie śmiała się tak serdecznie... przypominało to raczej nerwowy chichot... ale zawsze coś. Zarzekała się, że nigdy wcześniej nie próbowała na siłę kogoś zaprzyjaźnić, i wątpiła, by jeszcze kiedyś się na coś takiego porwała.
Ale, dziwna rzecz, po tym spotkaniu Jessica i ja naprawdę się zakumplowałyśmy.

  Bardzo chytrze, pani Antilly. Baaardzo chytrze.

   Opuściłyśmy teren szkoły i z początku rozmowa się nie kleiła. Ale miło było pogadać z kimś innym niż rodzice. Minęłyśmy mój dom, ale nic nie powiedziałam. Z jednej strony nie chciałam przerywać naszej rozmowy, z drugiej nie miałam ochoty zapraszać Jessiki do siebie, bo naprawdę jeszcze się nie znałyśmy. Więc szłyśmy dalej, aż dotarłyśmy do centrum. Później się dowiedziałam, że ona postąpiła dokładnie tak samo: minęła ulicę, przy której mieszkała, by dalej ze mną rozmawiać.
   Więc gdzie poszłyśmy? E-7 na waszych mapkach. Kawiarnia Ogród Moneta. Żadna z nas nie lubiła kawy, ale wydawało się, że to fajne miejsce, żeby usiąść i pogadać. Obie zamówiłyśmy czekoladę. Ona, bo uznała, że to zabawne. A ja? Ja zawsze zamawiam gorącą czekoladę. Z ręką na sercu, nie bardzo pamiętam, o czym rozmawiałyśmy tego popołudnia. A ty, Jessica? Bo kiedy przymykam oczy, widzę tylko taką bezładną gmatwaninę. Śmiechy. Starania, by nie wylać napojów. Machanie rękami. W pewnej chwili nachyliłaś się do mnie przez stolik.

  Jessica siedziała jak w transie. Słuchała i siorbała herbatę. Dobrze pamiętała te wszystkie wydarzenia.

   – Ten chłopak się na ciebie gapi – wyszeptałaś.
   Doskonale wiedziałam, o kim mówisz, ponieważ też go obserwowałam. Ale on nie na mnie patrzył.
   – To na ciebie się gapi – powiedziałam.
   Nikt z was chyba nie ma wątpliwości, że w konkursie na najbardziej wyszczekaną osobę Jessica bije wszystkich na głowę.
   – Przepraszam – z miejsca zagadała do Aleksa, jeśli jeszcze się nie domyśliliście imienia tego chłopaka – ale na którą z nas się gapisz?

  Alex spiekł raka. Naprawdę, jakby cała krew napłynęła mu do twarzy. A kiedy otworzył usta, żeby zaprzeczyć, Jessica z miejsca go ścięła:

   – Nie kłam. Na którą z nas się gapiłeś?

  W tamtej chwili wiele bym dała, by móc się zaprzyjaźnić z Jessicą. Była najbardziej otwartą, szczerą i walącą prosto z mostu dziewczyną, jaką znałam. W duchu dziękowałam pani Antilly za to, że nas sobie przedstawiła.
   Alex zaciął się i Jessica pochyliła się, z gracją opierając palce na jego stoliku.
  – Słuchaj, widziałyśmy, jak się patrzysz – powiedziała. – Obie jesteśmy nowe w tym mieście i chciałybyśmy wiedzieć, na którą z nas się gapiłeś. To ważne.
   Alex zaczął się jąkać:
   – Ja tylko... słyszałem... no, też jestem tutaj nowy.
   Obie z Jessicą rzuciłyśmy chyba coś w rodzaju „Aha". I tym razem same się zarumieniłyśmy.

  Biedny Alex, chciał tylko przyłączyć się do rozmowy. Gadaliśmy potem w trójkę przynajmniej jeszcze godzinę, a może dłużej. Ot, trójka uczniów, zadowolonych, że pierwszy dzień szkoły nie upłynie im na samotnym wycieraniu szkolnych kątów i podpieraniu ścian. Albo jedzeniu lunchu samemu. Błądzeniu. Tego popołudnia u Moneta nam wszystkim spadł kamień z serca. Ile razy wcześniej zasypiałam przerażona z myślą o pierwszym dniu w nowej szkole? Zbyt często. A po Monecie? W ogóle. Teraz byłam podekscytowana.

  - Jess, zjesz z nami obiad?

▌▌

   W drzwiach stał jej tata.

  - Nie- burknęła szybko.- Robię projekt do szkoły. Potem odgrzeję sobie coś.

  - Na pewno?

  - Tak, na pewno- burknęła- pa.

  Pan Davis nic nie odpowiedział, tylko zamknął drzwi.

   Ale, żeby nie było wątpliwości, nigdy nie myślałam o Aleksie czy Jessice jak o przyjaciołach. Nawet nie na samym początku, kiedy z radością powitałabym takie dwie spontaniczne przyjaźnie. I wiem, że oni czuli podobnie, bo o tym rozmawialiśmy. O naszych wcześniejszych przyjaciołach i dlaczego nimi zostali. O tym, czego zamierzamy szukać u nowych w nowej szkole. Ale przez tych kilka pierwszych tygodni, zanim każde z nas poszło swoją drogą, Ogród Moneta był naszą bezpieczną przystanią. Jeśli poznawanie nowych ludzi czy dostosowywanie się do nich dało się któremuś z nas za bardzo we znaki, szliśmy do Moneta. Siadaliśmy w głębi ogrodu, przy najdalszym stoliczku po prawej stronie.
   Nie pamiętam już, które z nas to zainicjowało, ale ten, kto miał danego dnia największego doła, kładł rękę na środku stolika i mówił: „Pobite gary, pomylone michy".
  Pozostała dwójka kładła na niej swoje ręce i nachylała się. Potem słuchaliśmy, trzymając nasze napoje w wolnych rękach: my z Jessicą zawsze gorącą czekoladę; Alex z czasem przerobił całe menu. Tak, byliśmy obciachowi. Przykro mi, jeśli słuchając tego, macie ochotę puścić pawia. Dla mnie też to jest za słodkie, choć nie wiem, czy ta świadomość wam pomoże. Jednak te spotkania u Moneta naprawdę wypełniały wtedy jakąś pustkę, zaspokajały rzeczywistą potrzebę. U całej naszej trójki.
   Ale spoko... szybko się skończyły. Pierwszy wykruszył się Alex. Gdy spotykaliśmy się na korytarzach w szkole, byliśmy dla siebie mili, ale nic poza tym. Przynajmniej w moim przypadku.

  Jeśli idzie o nas obie, Jessicę i mnie, wszystko zmieniło się dosyć szybko.

  Rozmowy stały się tylko pustymi pogaduszkami i niczym więcej. Potem Jessica przestała przychodzić i choć ja jeszcze kilka razy zajrzałam do Moneta w nadziei, że któreś z nich wpadnie, koniec końców się poddałam. Najfajniejszą chyba rzeczą w historii z Jessicą jest fakt, że rozgrywa się w jednym miejscu, co znacznie ułatwia sprawę tym z was, którzy postanowili jednak wyruszyć śladem czerwonych gwiazdek. Owszem, po raz pierwszy zobaczyłyśmy się z Jessicą w gabinecie pani Antilly. Ale naprawdę poznałyśmy się dopiero u Moneta. Tam też poznałyśmy Aleksa. A potem... a potem stało się to. Pewnego dnia w szkole podeszła do mnie na korytarzu.
   – Musimy pogadać – rzuciła.

  Nie powiedziała ani, gdzie, ani dlaczego, ale wiedziałam, że ma na myśli Moneta i... wydawało mi się, że znam też powód. Kiedy przybyłam na miejsce, Jessica siedziała rozwalona na krześle, z rękoma dyndającymi po bokach, jakby czekała już od dawna. Może tak było. Może pomyślała, że zerwę się z ostatniej lekcji, żeby do niej dołączyć.

   Usiadłam i przesunęłam dłoń na środek stolika.
   – Pobite gary, pomylone michy?
   Uniosła dłoń i cisnęła na stół jakąś kartkę papieru. Potem pchnęła ją w moją stronę i odwróciła, bym mogła odczytać. Niepotrzebny trud, ponieważ już raz ją tego dnia czytałam, tylko że do góry nogami, leżącą na ławce Jimmy'ego: TOWARY/PASZTETY.
  Wiedziałam, do której kategorii należę – zdaniem Aleksa. A moje tak zwane przeciwieństwo siedziało naprzeciw. W naszej bezpiecznej przystani, ni mniej, ni więcej. Mojej... Jessiki... i Aleksa.
   – Co z tego? – powiedziałam jej. – To tylko żart. 

  – Hannah – powiedziała. – Nie obchodzi mnie, że woli ciebie ode mnie.

   Wiedziałam już, dokąd zmierza ta rozmowa, i starałam się odwrócić jej bieg.

  – Nie woli mnie od ciebie, Jessica – powiedziałam. – Wybrał mnie, by się na tobie odegrać, i dobrze o tym wiesz. Wiedział, że moje nazwisko dotknie cię bardziej niż czyjekolwiek inne.

   Zamknęła oczy i niemal szeptem rzuciła:
   – Hannah.
   Pamiętasz to, Jessica? Bo ja tak.
   Kiedy ktoś wymawia twoje imię w ten sposób i nawet nie patrzy ci w oczy, niewiele już możesz zrobić czy powiedzieć. On już podjął decyzję.
   – Hannah – powtórzyłaś. – Znam plotki.
   – Nie możesz znać plotek – odrzekłam. I może byłam nieco przeczulona, ale miałam wcześniej nadzieję, idiotka, że kiedy się tu przeprowadzimy, nie będzie już więcej żadnych plotek. Że zostawiam je wszystkie za sobą... na dobre. – Plotki się słyszy – wyjaśniłam – a nie zna.
   Jeszcze raz wymówiłaś moje imię.
   – Hannah.
   Tak, też słyszałam te plotki. I przysięgłam ci wtedy, że nie widziałam się z Aleksem ani razu poza szkołą.

  Ale mi nie uwierzyłaś. A niby dlaczego miałabyś? Dlaczego ktoś miałby nie wierzyć w plotkę, która tak ładnie pasuje do poprzedniej. No, Justin, dlaczego? Jessice było wygodniej myśleć o mnie jako złej Hannah niż o tej, którą poznała u Moneta. Tę wersję łatwiej przychodziło jej zaakceptować. Łatwiej zrozumieć. Dla niej te plotki musiały być prawdą.

  – Dobrze – powiedziałam. – Dobrze, Jessica. Dzięki za wsparcie w czasie tych pierwszych tygodni w szkole. To wiele znaczyło. I przykro mi, że Alex wszystko spieprzył tym swoim głupim rankingiem, ale stało się.

   Powiedziałam jej, że wiem o ich związku. Tego pierwszego dnia u Moneta gapił się na jedną z nas. Nie na mnie. I że, tak, owszem, byłam zazdrosna. I że jeśli to jej pomoże, biorę na siebie winę, jaką chce na mnie zrzucić za ich rozstanie. Tyle że to nieprawda. Ale Jessica usłyszała tylko, że przyznaję się do winy.
   Stanęła przy swoim krześle, piorunując mnie wzrokiem, i zamachnęła się. Powiedz, Jessica, co zamierzałaś zrobić? Uderzyć mnie czy podrapać? Bo wyglądało, że i to, i to. Jakbyś nie potrafiła się zdecydować.

  Jezu, i z tego robić tak aferę? Kłótnia nastolatków, nic wielkiego, pomyślała.

   A jak mnie nazwałaś? Nie żeby miało to jakieś znaczenie, ale tak dla pamięci. Bo myślałam wtedy tylko, żeby unieść dłoń i zasłonić się – bez skutku, i tak dosięgłaś – i umknęło mi, co powiedziałaś.
   Ta malutka blizenka, którą wszyscy wiedzieliście nad moją brwią, ma kształt paznokcia Jessiki... który sama później wyciągnęłam z rany. A może nigdy jej nie zauważyliście. Ale ja widzę ją każdego dnia, kiedy szykuję się do szkoły. Ale to coś więcej niż tylko zadrapanie. To cios w żołądek i uderzenie w twarz. Nóż wbity w plecy, ponieważ wolałaś uwierzyć jakimś z sufitu wziętym plotkom niż prawdzie, którą znałaś.
   Jessica, skarbie, umieram z ciekawości, czy pofatygowałaś się na mój pogrzeb. A jeśli tak, to czy zauważyłaś tę bliznę, to piętno, które na mnie zostawiłaś?
   A wy, pozostali, zauważyliście swoje? Gdzie tam. Głowę daję, że nie.

   Nagranie się skończyło, a Jessica coraz bardziej wątpiła w to, czy chce słuchać tych taśm. Czy jest SENS. Czy ma marnować czas na takie pierdoły.
   Ale się zdecydowała. Wyjęła kasetę i odwróciła na stronę B.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro