yoυ are jυѕт ѕo ѕweeт rιgнт wrong
Courtney
Szatynka szła przez miasto, jak zawsze z uśmiechem na ustach. Sztucznym. Wcale nie było jej do śmiechu. Słuchała powodów samobójstwa, kultura wymaga, by się przy tym nie śmiać, prawda? Dziewczyna wyjęła z walkman'a przesłuchane taśmy i sięgnęła do plecaka po nowe. Szybko odnalazła tę z numerem 5 i bez zawahania wsadziła ją do urządzenia, po czym wcisnęła guziczek play.
►
Courtney Crimsen. Jakie ładne nazwisko. Jego nosicielka też jest bardzo ładna. Ładne włosy. Ładny uśmiech. Doskonała cera. I w dodatku jeszcze jesteś bardzo miła. Wszyscy tak myślą.
Dziewczyna minęła dom Tyler'a, który był stosunkowo blisko jej. Wystarczyło skręcić w lewo, a potem iść cały czas prosto. Jednak dziewczyna ruszyła w prawo
Owszem, Courtney, jesteś przemiła dla każdej osoby, którą spotkasz na korytarzu. Każdej, która po szkole odprowadza cię do samochodu. Na bank jesteś jedną z najpopularniejszych dziewcząt w szkole. Bo jesteś... po prostu... taka przemiła. Prawda? Fałsz. Tak, drodzy słuchacze, Courtney jest miła dla każdego, z kim się styka lub rozmawia. A jednak zastanówcie się, czy czasem nie na pokaz? Ja uważam, że tak. Pozwólcie, że powiem wam dlaczego.
Niestety wątpię, by Tyler pokazał wam zdjęcia, które zrobił, gdy masowałam Courtney. Ale szczęściarze z was, jeśli je widzieliście. Jestem pewna, że są bardzo seksowne. Tyle że, jak już teraz wiecie, są także bardzo pozowane.
Pozowanie. Bardzo fortunne słowo na podsumowanie historii Courtney. Bo kiedy pozujesz, wiesz, że ktoś patrzy. Przywołujesz na twarz najlepszy uśmiech. Popisujesz się najsympatyczniejszą stroną swojej osobowości. A ponieważ w szkole średniej ludzie zawsze patrzą, zawsze znajdzie się powód do pozowania. Nie przypuszczam, byś robiła to z premedytacją, Courtney. I dlatego właśnie postanowiłam cię uwzględnić w tych nagraniach. Żebyś zrozumiała, że twoje postępowanie dotyka innych. A mówiąc konkretniej, dotknęło mnie. Tu chylę przed tobą czoło. Mogłaś swobodnie zachowywać się jak ostatnia zołza i mimo to mieć tyle przyjaciółek i tylu chłopców, ile dusza zapragnie.
Crimsen usiadła na huśtawkach na starym placu zabaw. Prawie nikt tam nie przychodził z powodu, że w okolicy był nowy, większy. Szatynka zaczęła się powoli bujać to w lewo to w prawo, wsłuchując się w kasetę opowiadającą jej historię. No, nie do końca jej...
Ale ty postanowiłaś być milusia, tak by wszyscy cię lubili i nikt nie nienawidził.
Pozwól, że powiem to jasno i wyraźnie. Nie czuję do ciebie nienawiści, Courtney. Ani nawet, po prawdzie, wielkiej antypatii. A przez jakiś czas myślałam, że ty i ja jesteśmy o krok od przyjaźni. Wychodzi jednak na to, że ty chciałaś jedynie zrobić ze mnie kolejną pozycję w wykazie LUDZI, KTÓRZY UWAŻAJĄ COURTNEY CRIMSEN ZA NAPRAWDĘ RÓWNĄ DZIEWCZYNĘ. Jeszcze jeden gwarantowany głos w konkursie na Najbardziej Lubianą w księdze pamiątkowej maturalnej klasy. A kiedy tak mnie potraktowałaś, a ja to sobie uświadomiłam, patrzyłam potem, jak traktujesz tak i innych.
Oto jest twój wkład w antologię mojego życia. Podoba się wam?
Antologia mojego życia? Właśnie to wymyśliłam. Dzień po tym wieczorze, kiedy Tyler robił niepozowane zdjęcia naszych sztubackich figlów, zaczął się zupełnie normalnie. Rozległ się dzwonek na pierwszą lekcję i Courtney jak zwykle wbiegła do klasy kilka sekund spóźniona. To bez znaczenia, bo pani Dillard także jeszcze nie przyszła. W czym także nie było nic niezwykłego. Kiedy skończyłaś gadać z osobą siedzącą przed tobą, stuknęłam cię w ramię. Gdy tylko spojrzałaś mi w oczy, obie wybuchłyśmy śmiechem.
Rzuciłyśmy kilka dwu- lub trzysłownych równoważników zdań, ale nie pamiętam, która co mówiła, bo wszystko, co mówiłaś, jakbyś wyjmowała mi z ust.
– Niesamowite, co.
– No.
– Przegięcie, co?
– I to pały.
– Takie śmieszne.
– Masz pojęcie?
Potem, kiedy pani Dillard wreszcie się pojawiła, odwróciłaś się przodem do tablicy. A kiedy lekcja się skończyła, wyszłaś z klasy. Dopiero kiedy wyszłam na korytarz, idąc na drugą lekcję, przeszło mi przez głowę: „Chwilka. Nawet nie powiedziała do widzenia". Czy zwykle żegnałaś się ze mną jakoś specjalnie? Nie, sporadycznie. Ale po ubiegłej nocy wyglądało to na zamierzone posunięcie. Spodziewałam się chyba, że po tym, co przeżyłyśmy razem niecałe dwadzieścia cztery godziny wcześniej, będziemy czymś więcej niż dalekimi koleżankami. Ale najwyraźniej się zagalopowałam. Mówiłyśmy sobie „cześć" na korytarzach i czasem nawet rzucałaś mi „do widzenia" po zakończeniu lekcji, ale nigdy nic ponad to, co mówiłaś wszystkim.
Aż do dnia imprezy.
Dziewczyna zauważyła podjeżdżający samochód, jednak nie zwróciła na niego większej uwagi. Zareagowała dopiero, gdy ktoś krzyknął jej imię.
▌▌
- Cześć, Tony- powiedziała widząc chłopaka za szybą- co u ciebie?- Spytała z typową dla niej sztucznością. Liczyło się tylko to co widzą w niej inni.
- A nic takiego- odparł szybko.- Podwieźć cię?
Dziewczyna niechętnie weszła do samochodu, by utrzymywać wrażenie grzecznej i przyjaznej. Tony podniósł szyby i wlepił wzrok w drogę. Postanowił walnąć prosto z mostu.
- Czego słuchasz?
- A nic takiego, taka tam muzyka.
- Posłuchamy razem?- zapytał, po czym kątem oka spojrzał na dziewczynę. Widział, że się spięła, a na jej czole pojawiły się kropelki potu. Miał już pewność, że dostała kasety i przesłuchuje jedną z nich.- Nie owijajmy w bawełnę, ja wiem o kasetach, ty wiesz, teraz tylko pytanie: o kim słuchasz?
Courtney pierwszy raz w życiu nie wiedziała co odpowiedzieć, co ją bardzo zirytowało.
- O mnie- odparła po chwili namysłu.
- I jak, jakieś refleksje?- spytał, a dziewczyna pokiwała przecząco głową- a więc posłuchajmy razem...
- Na której jesteś taśmie?- przerwała mu.
- Na żadnej. Ale mam drugi zestaw i muszę pilnować, by każdy z was odsłuchał tego. A więc, odpalaj.
Szatynka uległa. Wyjęła kasetę z walkmana i wsadziła ją do odtwarzacza w samochodzie.
►
Aż do chwili, kiedy byłam ci znowu potrzebna. Z plecakiem przerzuconym przez ramię szłam właśnie korytarzem na pierwszą lekcję, kiedy chwyciłaś mnie za rękę.
– Hannah, poczekaj – powiedziałaś. – Co słychać?
Twój uśmiech, zęby... doskonałe.
Pewnie odpowiedziałam coś w rodzaju „Świetnie" albo „Wszystko dobrze. A co u ciebie?" Ale szczerze mówiąc, wtedy miałam to już gdzieś. Za każdym razem, kiedy nasze spojrzenia się spotykały na zatłoczonych korytarzach i widziałam, jak przeskakujesz wzrokiem na kogoś innego, traciłam kolejną porcję szacunku do ciebie. I czasami zastanawiałam się, ile osób na tych korytarzach czuje to samo co ja.
Spytałaś, czy słyszałam o imprezie, która ma się odbyć wieczorem.
Powiedziałam, że słyszałam, ale że nie mam ochoty iść i podpierać ścian, snuć się w poszukiwaniu kogoś, z kim można by pogadać. Ani tym bardziej podpierać ścian, rozglądając się za kimś, kto uratowałby mnie od rozmowy z kimś innym.
– Powinnyśmy wybrać się razem – oświadczyłaś. I przechyliłaś głowę na bok, dałaś po oczach uśmiechem i zatrzepotałaś rzęsami.
Słuchali tego mijając kolejne ulice. Ona opierając się o szybę, a on skupiony na drodze. Nagrania nie robiły na nim wrażenia, słuchał ich już po raz któryś.
– Dlaczego? – spytałam. – Dlaczego powinnyśmy wybrać się razem na imprezę?
To, rzecz jasna, trochę zbiło cię z pantałyku. Przecież, u licha, jesteś, kim jesteś, i każdy chce się z tobą wybrać na imprezę. Albo przynajmniej pokazać się przez chwilę z tobą u boku. Każdy! Chłopcy. Dziewczęta. Bez znaczenia.
– Dlaczego powinnyśmy wybrać się razem na imprezę, Hannah? Żebyśmy mogły się spotkać.
Spytałam, dlaczego chcesz się nagle spotykać po tym, jak tak długo mnie ignorowałaś. Ale, naturalnie, zaprzeczyłaś, żeby coś takiego w ogóle miało miejsce. Powiedziałaś, że musiałam źle zinterpretować sytuację. I że ta impreza będzie doskonałą sposobnością, by się lepiej poznać.
I choć nadal byłam sceptyczna, jesteś, u licha, kim jesteś, i każdy chce się wybrać z tobą na imprezę.
– Super! – rzuciłaś. – Twoim samochodem?
Coś we mnie drgnęło. Ale zaraz się uspokoiłam i raz jeszcze przymknęłam oczy na swoje podejrzenia.
– Jasne, Courtney – powiedziałam. – O której?
Otworzyłaś zeszyt i wydarłaś kawałek kartki. Drobniutkimi niebieskimi literami napisałaś godzinę, swój adres i inicjały: C. C. Wręczyłaś mi świstek i zapewniłaś: „Będzie super", potem pozbierałaś rzeczy i odeszłaś.
I wiesz co, Courtney? Zapomniałaś powiedzieć „do widzenia".
Mam pewną teorię, dlaczego chciałaś pójść ze mną na tę imprezę: wiedziałaś, że jestem wkurzona tym, że mnie olewasz. A przynajmniej domyślałaś się, że czuję się urażona. A to nie było dobre dla twojej nieskazitelnej reputacji. I wymagało naprawienia.
D-4 na waszych mapach. Dom Courtney. Kiedy zatrzymałam się przed twoim domem, frontowe drzwi otworzyły się na oścież. Zbiegłaś z ganku i ruszyłaś raźno ścieżką. Zanim zamknęłaś drzwi, twoja mama pochyliła się, by zajrzeć do wnętrza mojego samochodu.
Proszę się nie denerwować, pani Crimsen, powiedziałam w duchu. Nie ma tu śladu chłopców. Alkoholu. Narkotyków. Dobrej zabawy. Otworzyłaś drzwiczki od strony pasażera, usiadłaś i zapięłaś pas.
– Dzięki za podwiezienie – powiedziałaś.
Podwiezienie? Od początku żywiłam masę podejrzeń co do przyczyn, dla których mnie zaprosiłaś, ale nie na takie powitanie liczyłam. Chciałam się mylić co do ciebie, Courtney. Naprawdę. Chciałam, żebyś uważała, że przyjeżdżam po ciebie, bo idziemy razem na imprezę. To niezupełnie to samo co sytuacja, w której ja ciebie podwożę.
▌▌
- Tu się zatrzymaj- powiedziała w pewnym momencie. Potem zrozumiała, że jego też potraktowała w tej chwili jak szofera, więc dodała szybko- proszę.
- Jasne- odparł Tony i zaczął parkować swoim czerwonym mustangiem.
W tym czasie dziewczyna wyjęła kasetę z odtwarzacza w samochodzie i wsadziła do swojego walkmana. -Pa, Tony- powiedziała, wychodząc. Zamknęła drzwi samochodu i ruszyła przed siebie. Po przejściu kilkunastu metrów znalazła się pod domem. Znalazła w torebce klucze i przekręciła w zamku. Drzwi zaskrzypiały i ruszyły. Courtney je zamknęła i poszła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i wzrokiem wlepionym w sufit słuchała.
►
Wtedy wiedziałam już, jak ta impreza się dla nas potoczy. A jak się skończyła? Hmm, to była niespodzianka... Coś niesamowitego. Zaparkowałyśmy w najbliższym miejscu, jakie udało nam się znaleźć, czyli dwa i pół kwartała dalej. Mam taki odtwarzacz samochodowy, który gra dalej nawet po zgaszeniu silnika. Wyłącza się dopiero z chwilą otwarcia drzwiczek. Ale tego wieczoru, kiedy je otworzyłam, muzyka nie zgasła... dochodziła jedynie jakby bardziej z oddali.
– O mój Boże – powiedziałaś. – To chyba z imprezy.
Czy wspomniałam, że stałyśmy dwie i pół przecznicy dalej? Tak głośno się bawili. Bez dwóch zdań, aż się prosiło o interwencję policji. Przyłączyłyśmy się do kierującego się na imprezę strumienia uczniów, zupełnie jakbyśmy przyłączyły się do ławicy łososi płynącej w górę rzeki na tarło. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, dwaj futboliści, na każdej imprezie paradujący w koszulkach drużyny, stali po przeciwnych stronach bramy i zbierali pieniądze na piwo. Więc sięgnęłam do kieszeni.
Wrzasnęłaś do mnie, przekrzykując muzykę:
– Nie zawracaj sobie tym głowy.
Podeszłyśmy do bramy i jeden z nich powiedział:
– Dwa dolce za kufel. – Potem dotarło do niego, z kim rozmawia. – O, cześć, Courtney. Proszę. – I wręczył ci czerwony plastikowy kubek. Wskazałaś na mnie głową. Chłopak się uśmiechnął, po czym również wręczył mi kubek. Ale kiedy go chwyciłam, nie puścił. Powiedział, że zaraz przyjdzie jego zmiennik i że moglibyśmy się razem pokręcić. Uśmiechnęłam się do niego, ale chwyciłaś mnie za ramię i przeciągnęłaś przez bramę.
– Błąd – powiedziałaś. – Wierz mi.
Spytałam dlaczego, ale przeczesywałaś wzrokiem tłum i mnie nie słyszałaś. Potem stwierdziłaś, że powinnyśmy się rozdzielić. I chcesz znać pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy, kiedy to powiedziałaś, Courtney? „Rany, krótko to trwało, nie marnujesz czasu".
Oświadczyłaś, że jest tu kilka osób, z którymi chcesz się zobaczyć, i że spotkamy się później.
Skłamałam i rzuciłam, że sama też chcę pogadać z kilkoma znajomymi.
Potem powiedziałaś, żebym nie odjeżdżała do domu bez ciebie.
– Odwozisz mnie, pamiętasz?
Jak mogłabym zapomnieć, Courtney? Ale uśmiechnęłaś się do mnie. I wreszcie powiedziałaś magiczne dwa słowa: „Do zobaczenia". Naturalnie w formie przypomnienia.
Czy poczułam rozczarowanie, kiedy się pożegnałaś, Courtney? Niespecjalnie. Trudno mówić o rozczarowaniu, gdy potwierdzają się twoje oczekiwania.Ale czy czułam się wykorzystana? Na wskroś.
I, zabawne, przypuszczalnie przez cały ten czas, kiedy mnie wykorzystywała, Courtney święcie wierzyła, że właśnie podreperowuje swój wizerunek w moich oczach. Odnosząc skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego.
Ta impreza okazała się dla mnie nocą pierwszych razów. Po raz pierwszy widziałam bójkę na pięści – potworny widok. Nie mam pojęcia, o co poszło, ale wybuchła tuż za moimi plecami. Dwóch chłopaków nagle zaczęło się drzeć, a kiedy się odwróciłam, ich klatki piersiowe prawie się stykały. Natychmiast uformowało się zbiegowisko zagrzewających ich gapiów.
Wbiegłam do środka, szukając toalety, w której mogłabym się ukryć. Nie czułam nudności. Ale umysłowo... byłam zupełnie skołowana. Myślałam tylko o tym, że muszę zwymiotować. Na lekcjach z higieny oglądaliśmy kiedyś film dokumentalny o migrenach.
Jeden z wypowiadających się chorych podczas ataku rzucał się na kolana i raz za razem walił głową o podłogę. To przenosiło ból z wnętrza mózgu, gdzie nie miał nad nim żadnej kontroli, na zewnątrz, gdzie go mógł kontrolować. W pewien sposób, wymiotując, miałam zamiar osiągnąć coś podobnego. Widok tych kolesi okładających się tylko po to, by nikt nie wziął ich za mięczaków, przepełnił czarę. Reputacja była dla nich ważniejsze niż twarz.
A reputacja Courtney ważniejsza ode mnie.
Czy w ogóle ktokolwiek na tej imprezie wierzył, że przyprowadziła mnie tam jako swoją przyjaciółkę? Może po prostu wzięto mnie za ostatni obiekt jej miłosierdzia? Pewnie nigdy się nie dowiem. Niestety, jedyna łazienka, jaką znalazłam, była zajęta... więc wróciłam na zewnątrz.
Bójka już się skończyła, wszystko się uspokoiło, a ja marzyłam, by pójść do domu. Kiedy podeszłam do bramy, tej samej, przez którą weszłam, zgadnijcie, kto sterczał tam zupełnie sam jak kołek. Mina, jaką zrobił na mój widok, była przepyszna. I budząca litość.
Skrzyżował ramiona, usiłując zasłonić przede mną aparat. A niby dlaczego? Wszyscy przecież wiedzą, że zajmuje się kroniką.
Ale i tak spytałam.
– Po co ci to, Tyler?
– Co? A... to? Eee... do kroniki.
I wtedy ktoś z tyłu zawołał mnie po imieniu. Nie powiem wam kto, bo to bez znaczenia. Podobnie jak w wypadku chłopaka, który chwycił mnie za tyłek w Blue Spot Liquor, to, co ten powiedział za chwilę, było tylko skutkiem ubocznym poczynań kogoś innego – bezduszności kogoś innego.
– Courtney powiedziała, żebym z tobą pogadał.
Popatrzyłam za niego. W drugim końcu podwórza na środku nadmuchiwanego basenu pełnego lodu stały trzy srebrne beczułki. Za basenem Courtney rozmawiała z trzema chłopakami z innej szkoły. Chłopak stojący przede mną wolno pociągnął swoje piwo.
– Mówi, że fajna z ciebie laska.
Zaczęłam mięknąć. Zmniejszać czujność. Choć pewnie miałam rację i Courtney zależało tylko na uratowaniu swego wizerunku. Ale może uznała, że jeśli podeśle mi fajnego chłopca, zapomnę, że mnie ignorowała na tej imprezie.
I owszem, był dość fajny. I zgoda, może nawet rozważałam, czyby nie doznać małej wybiórczej amnezji. Gadaliśmy chwilę, po czym powiedział, że musi mi się do czegoś przyznać. To niezupełnie Courtney go do mnie przysłała. Po prostu podsłuchał, jak o mnie rozmawia, i sam postanowił wtedy do mnie podejść.
Spytałam go, co takiego mówiła Courtney, ale on tylko się uśmiechnął i popatrzył na trawę. Miałam powyżej uszu tych gierek. Zażądałam, by mi powiedział, co takiego o mnie usłyszał.
– Że fajna z ciebie laska – powtórzył. – Że można z tobą fajnie spędzić czas.
Zaczęłam odbudowywać swoją czujność, kawałek po kawałku.
– Fajnie... To znaczy jak?
Wzruszył ramionami.
– Jak?
No co, jesteście ciekawi? Nasza przemiła panna Crimsen powiedziała temu chłopakowi, i wszystkim innym, którzy akurat stali w zasięgu jej głosu, że mam w szufladach toaletki zagrzebanych kilka niespodzianek. Kątem oka zobaczyłam, że Tyler Down zaczyna odchodzić.
W oczach miałam już łzy.
– Czy powiedziała, co tam jest? – chciałam wiedzieć.
Znowu się uśmiechnął.
– Wierzysz we wszystko, co ludzie o mnie wygadują?
Powiedział, żebym się uspokoiła, że to nie ma znaczenia.
– Owszem – odpowiedziałam. – Ma znaczenie.
Zostawiłam go, by uciąć sobie małą konwersację przy basenie z beczułkami. Ale idąc tam, wpadłam na lepszy pomysł. Podbiegłam do Tylera i zagrodziłam mu drogę.
– Chcesz zrobić fotkę? – rzuciłam. – To chodź ze mną. – Po czym chwyciłam go za ramię i pociągnęłam przez podwórko. – Chcę, żebyś zrobił mi zdjęcie. Mnie i Courtney.
Przysięgam, w tamtej chwili na czoło wystąpiły mu błyszczące kropelki potu. Ja i dziewczyna od masażu znowu razem.
Spytałam, czy dobrze się czuje.
– Taa... nie... jasne... dobrze. – To jest dokładny cytat.
Courtney właśnie dolewano do kufla i powiedziałam Tylerowi, żeby poczekał. Kiedy mnie zobaczyła, spytała, czy dobrze się bawię.
– Ktoś chce ci zrobić zdjęcie – powiedziałam. Potem chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam do Tylera. Powiedziałam, żeby odstawiła kubek, bo inaczej fotka nie pójdzie do kroniki. Tego nie planowała. Zaprosiła mnie na tę imprezę tylko po to, by oczyścić swoje piękne nazwisko po tym, jak tak długo mnie ignorowała. Ale fotka, która na zawsze połączy nas ze sobą? Czegoś takiego nie miała w planach.
Usiłowała się wyrwać z mojego uścisku.
– Nie... nie chcę – powiedziała.
Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam jej w twarz.
– Dlaczego nie, Courtney? Po co mnie tu zaprosiłaś? Nie chcesz chyba powiedzieć, że miałam być tylko twoim szoferem. Myślałam, że zostaniemy przyjaciółkami.
– Jesteśmy przyjaciółkami – powiedziała.
– Więc odstaw drinka. Pora na zdjęcie.
Tyler wycelował w nas aparat i ustawił ostrość, czekając na nasze piękne, naturalne uśmiechy. Courtney trzymała drinka na dole przy boku. Objęłam ją w pasie i powiedziałam:
– Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pożyczyć coś z mojej szuflady, Courtney, wystarczy, że poprosisz.
– Gotowe? – spytał Tyler.
Pochyliłam się lekko do przodu, udając, że ktoś właśnie opowiedział mi najzabawniejszy dowcip świata. Pstryk.
Potem oświadczyłam, że wracam do domu, bo impreza jest beznadziejna. Courtney prosiła, żebym została. Powiedziała, żebym zachowywała się rozsądnie. I że chyba postępuję trochę egoistycznie. No tak, bo przecież ona jeszcze nie chciała iść. Jak miała się dostać do domu, jeśli szofer na nią nie zaczeka?
– Znajdź sobie inny transport – rzuciłam. I poszłam.
Z jednej strony chciało mi się płakać, że miałam rację odnośnie do jej intencji. Ale idąc dość spory kawałek do samochodu, w końcu zaczęłam się śmiać. I krzyknęłam w niebo: „Co się dzieje?"
I wtedy ktoś zawołał mnie po imieniu.
– Czego chcesz, Tyler?
Powiedział, że mam rację co do tej imprezy.
– Jest beznadziejna.
– Nie, Tyler. Wcale nie – powiedziałam. I spytałam, dlaczego za mną idzie.
Opuścił wzrok na aparat, majstrując coś przy obiektywie. Wymamrotał, że nie ma jak wrócić do domu.
Wtedy naprawdę zaniosłam się śmiechem. Nawet nie tyle z jego słów, ile z absurdalności całej tej sytuacji. Czy naprawdę się nie domyślał, że wiem o jego nocnych łowach, o jego wieczornych eskapadach? A może naprawdę miał nadzieję, że nie mam o nich pojęcia? Bo dopóki nie wiedziałam, mogliśmy być przyjaciółmi, prawda?
– Dobrze – powiedziałam. – Ale nie zatrzymujemy się nigdzie.
Kilka razy w czasie jazdy usiłował nawiązać ze mną rozmowę. Za każdym razem go ścinałam. Nie chciałam zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku, bo nie było.
Kiedy go odwiozłam, wróciłam do domu najdłuższą możliwą trasą.
Długa cisza, podczas której dziewczyna modliła się, by to był już koniec tej historii. I miała rację.
Następna strona
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro