yoυ, agaιn. ιronιc
Justin
Chłopak bez słowa wszedł do swojego pokoju. Miał serdecznie dość wszystkiego. Dość matki. Dość jej chłopaka, który poniżał go, znęcał się nad nim i zachowywał jak król. Dość tego, że matka tego nie zauważała. To nie był pierwszy raz, gdy chciał zamknąć się w pokoju i płakać.
Wszystko się sypało, a on nie mógł z tym nic zrobić.
To znaczy, mógł. Pójść na policję? Za bardzo się bał, że potem ten psychopata go znajdzie i coś mu zrobi. Powiedzieć pedagogom? I co by to dało? Wysłuchaliby i tyle. Taki urok pedagogów szkolnych- słuchają i nic nie robią.
Zamieszkać na trochę u kumpla? Chyba jedyne sensowne wyjście na ten moment. Tylko do kogo? Do Bryce'a nie pojedzie, nie ma szans. Nie po tym czego się ostatnio o nim dowiedział.
Marcus, Zach? Przydupasy Bryce'a, więc też odpadają.
Alex? Jest szansa. Nikła, ale jest. Zaczął się szybko pakować do torby sportowej. Zgarnął trochę ubrań, pieniądze, klucze, telefon, książki i kilka innych najpotrzebniejszych rzeczy.
Wychodząc zauważył na biurku małą kopertę zaadresowaną do niego. Jednym ruchem otworzył ją i wyciągnął zawartość. Była to kaseta z niebieskimi numerami 9 i 10, a także mała, zielona karteczka samoprzylepna.
"Twoja kolej. Nie wysyłam ci całego zestawu, bo przecież i tak go już miałeś. Przesłuchaj jeszcze raz i wyślij Sheri
9"
O cholera- pomyślał.- Znowu to.
Nie miał zamiaru przechodzić przez to jeszcze raz.
Wyjął z szuflady czystą kopertę i marker. Nabazgrał na niej imię i nazwisko Sheri oraz jej adres. Do środka włożył kasetę. Kawałkiem taśmy zakleił szczelnie kopertę i schował do kieszeni kurtki. Przerzucił torbę przez ramię i ruszył do korytarza. Jego mama nawet tego nie zauważyła, była zajęta robieniem kolacji dla swojego partnera.
Justin założył buty, kurtkę, wziął torbę i bez słowa wyszedł z mieszkania. Ruszył na pocztę.
A potem do Aleksa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro