15
#Weronika
I znów w swoim ciele. Mam nadzieję, że Optimus nic nie odpierdolił w pierwszym dniu szkoły.
-Megatron...
-Co?-Spytał. Czyli to on. Okej.
-Idziemy do szkoły.
-CO KURWA?!-Krzyki Megsa zawsze na propsie. Zleciał z łóżka. Ja sama też zeskoczyłam.
-No, i dzisiaj musisz nauczyć się ubierać...
-NIE.
-Tak...-Rzuciłam w niego ciuchami mojej siostry.
W końcu udało się go namówić do ubrania się. Zajęło mu to godzinę... Ale dobra. Zaciągnęłam go do szkoły. Posadziłam w ławce w klasie od niemca i pilnowałam, żeby nie zwiał puki nie przyjdzie nauczycielka.
#Megatron
Znowu. To. Cholerne. Ciało. W dodatku jeszcze ta "szkoła". Super. Jakaś baba weszła do sali i zaczęła nawijać w nieznanym mi języku. No po prostu CUDOWNIE.
-Wiktoria, dzwonek już był.-Weronika popukała mnie w ramię. Na de mną stało jeszcze kilka insektów. Nie ogarniam. Dlaczego nazywa mnie Wiktoria?
-No i?-Spytałem.
-No i to, że mamy wyjść z klasy.
-Bo?
-Bo nasza wychowawczyni musi zamknąć salę.
-Eh, okej.-Wstałem, wziąłem plecak i wyszedłem.
-Wika? Co ci odwala?-Te insekty mnie dogoniły.
-Ma zły dzień.-Wyprzedziła moje słowa Weronika.
-Nawet nie wiecie jak.-Warknąłem.
-Coś się stało?-Spytała niska czerwono włosa.
-Tak do jasnej cholery! Utknąłem w...-Nie skończyłem bo Weronika przywaliła.
-Kropce.-Powiedziała i zaciągnęła mnie do kafelkowego pomieszczenia.-Ogarnij się. Jesteś w szkole. Masz udawać moją siostrę i nikogo nie zabić.
-Yhmm...-Mruknąłem i wyszedłem. Sprawdziłem jeden z ciośków. Ta insektonica ma straszne pismo. Z tego co widzę to teraz matematyka. No cóż pewnie tak prymitywna, że sam umrę jeżeli nikogo nie zabiję.
Okej minęły wszystkie lekcje a ja tylko się pobiłem z jednym uczniem.
No dobra z połową chłopaków z szkoły.
Większość pojechała do lekarza. Super nie? Teraz spanko bo chce już do swojego ciała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro