Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

#Megatron

Obudziłem się. I kurna przywaliłem w coś. Szczerze to nie wiem co to. GDZIE JA JESTEM DO JASNEJ CHOLERY?! CZYM JA JESTEM DO JASNEJ CHOLERY DO POTĘGI DWUDZIESTEJ CZWARTEJ RAZY DWA?!

Wstałem i przywaliłem w coś na de mną. Deski od drugiego łóżka? Ustałem na podłodze i rozejrzałem się. Pokój. Zwykły ludzki pokój. Na górnym łóżku siedziała zaspana dziewczyna i przyglądała mi się dziwnie.

-Spierdalaj.-Powiedziała i odgarnęła włosy z twarzy.

-Jak...-Już chciałem się na nią wydrzeć lecz zerknąłem w lustro wiszące przy drzwiach. Jestem...

Dlaczego jestem insektonickią samicą?

-No co. Zauważyłaś, że jesteś brzydsza niż zawsze?

-No właśnie chyba tak.-A byłem taki piękny... Chlip.

-Nie pogubiłaś się?-Spytała.

-W czym?-Jak tylko to powiedziałem, przeszyła mnie wzrokiem.

-Kim jesteś?

-No cóż na pewno nie sobą.

-I na pewno nie moją siostrą. Pytam jeszcze raz. Kim?-Skąd ona wie?

-Lord Megatron.-Już chciałem jej wytłumaczyć czym, kim i tak dalej... Jednak...

-O CHOLERA! NIE MOŻLIWE!-Chwila ciszy...-Jak to udowodnisz?

-Eeee Starscream spierdala mi życie... Wolałbym być w swoim ciele i pilnować żeby 'twoja siostra' nie spierdoliła mi go jeszcze bardziej.

-Ile masz lat?

-Po co ci to?

-Tak sobie.-Zeskoczyła z górnego łóżka.-A więc test w którym udowodnisz, że nie jesteś ziemianinem.

-Okej?-Jaki znowu test do jasnej cholery? I skąd wie czym jestem?

-Co to kawa?-Że co kurwa?

-No zapewne kawa to kawa.-Jestem genialny.

-A to?-Poszarpała lekko to coś co mam na sobie. Dlaczego muszę być niższy? Wolałem być gwałcicielem światów. EEEE! To znaczy gładzicielem światów! Tak, jakoś tak...

-Nosidła.-Genialny jestem.

-To będzie dłuugi dzień.-No co?

-Dobra insekcie, chce swoje ciało.

-Słuchaj Lordzie Megatronie. Jesteś w ciele swojej siostry, a ona w twoim na ten dzień i ja nic z tym nie zrobię.

-Jesteś dość mocno poinformowana jak na człowieka.-Mruknąłem.

-Znam takie przypadki. -Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i ustała przed lustrem. Zaczęła coś robić z twarzą i różnymi dziwnymi rzeczami.

-Co robisz?

-Doprowadzam się do ogarniętego wyglądu.

-Ja też muszę?-Spytałem mając nadzieję, że nie.

-Jeżeli to zrobisz rodzice pomyślą, że coś z Wiktorią jest nie tak.

-Dlaczego?

-Jest jeszcze większą chłopczycą o de mnie.

-Kto to chłopczyca?

-Serio pytasz...?-Spojrzała na mnie dziwnie. I rzeczywiście jej twarz i cośki na głowie wyglądały lepiej. Westchnąłem i ustałem obok niej.

-Masz energon?

-Ludzie nie jedzą energonu. Po za tym nie sądzę żeby w tym wymiarze w ogóle istniał. W waszym mojego domu nawet nie ma.

-Czyli...?

-Tak.

-Jestem głodny.

-Witaj głodny. Jestem Weronika. Jak chcesz coś do jedzenia to zaraz, daj mi się ubrać.-To mówiąc wzięła kilka kolejnych ciośków i wyszła z pokoju. Jeej. Po chwili wróciła.-Chodź.

-Czekaj. Dlaczego ja nie muszę robić tych cośków co ty?

-Bo Wiktoria ma inne zasady w wakacje do których rodzice się już przyzwyczaili.

-Jakie zasady?

-Całe dnie chodzi w piżamie, większość dnia je i siedzi na biurku robiąc coś na komputerze.-Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła gdzieś.- Po za tym wstałeś za wcześnie.

-Jak to? Późno! Już 8!

-Ona wstaje o 13. I nie krzycz bo obudzisz mamę.-Mruknęła ciągnąc dalej. W końcu doszliśmy do docelowego pomieszczenia.-To kuchnia. Siadaj.-Zrobiłem jak kazała. Przynajmniej wiem co to krzesło i stół w tym cholernym domu.

Pół godziny później usiadłem na biurku i wziąłem laptop na kolana. Dziwnie się czuję. Włączyłem urządzenie i poczekałem. Nagle wyskoczyła mi przed twarz jej tapeta. Normalnie jestem w szoku. Moja twarz. Spojrzałem zszokowany na Weronikę.

-No co?-Spytała.

-Skąd macie to zdjęcie?-Spytałem. Iii wszystko mi wytłumaczyła.

Sprawdziłem w internecie.

Pełno tego.

O Unicronie.

Ratunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro