Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Czwarty

Pomieszczenie jest niewielkie, z beżowymi kafelkami. W rogu, na nóżkach, stoi wanienka o pozłacanej krawędzi, obok umywalka w takim samym stylu, a po przeciwnej stronie – toaleta. Jedną ze ścian zajmuje wielkie lustro ze złotą ramą. Z ciekawości odkręcam kran – jest tu nawet bieżąca woda!

Zdejmuję dżinsy, bluzę i t-shirt. Wciągam na siebie halkę i dopiero teraz zauważam gorset. Próbuję zawiązać go z tyłu. Wykręcam sobie rękę, ale na próżno. Już chcę zawołać Shelly, gdy przypominam sobie opisy tych elementów garderoby, jak bohaterki książek się w nich czuły, jak mocno ściskały je pokojówki na filmach... Od razu ląduje na ziemi.

Przebieram się i spoglądam na suknię w lustrze. Ma morski kolor. Wokół kwadratowego dekoltu i pod biustem przyszyta jest gruba, czarna wstążka. Wieńczy ona także dół spódnicy i długie, luźne rękawy. Obracam się zachwycona wokół własnej osi. Mój wzrok pada na twarz – jestem cała umorusana. Na tle jasnej cery wyraźnie odznacza się bród, a pod błękitnymi oczami dostrzegam rozmazany tusz. Odgarniam z twarzy luźne, jasnobrązowe pasmo włosów, skręcone od wilgoci. Przez sól morską  zrobiło się nieprzyjemne w dotyku. Postanawiam skorzystać z tego, że jest tu wanna.

Po dziesięciu minutach wychodzę z łazienki z włosami zawiniętymi w t-shirt.

– A nie mówiłam? Leży na tobie jak ulał!

Shelly podbiega do mnie i ogląda ze wszystkich stron.

– Zapomniałaś o kokardzie! – oznajmia i czuję, jak ją zawiązuje.

Damian lustruje mnie od góry do dołu.

– Coś nie tak? – pytam.

– Nie, wyglądasz... inaczej – mówi, uśmiechając się do mnie i dodaje: – W sukience widziałem cię jedynie na balu gimnazjalnym.

– To patrz i podziwiaj! – mówię z udawaną wyższością w głosie, kładę jedną rękę na biodrze i przechodzę pokój, udając modelkę. Wypycham wargi. Przy ścianie przystaję, przestępuję z nogi na nogę, jak to widziałam na pokazach mody, i wracam.

Shelly zwija się ze śmiechu.

– I jak?

– Pisany jest ci zawód modelki. Musisz tylko chorobliwie schudnąć – stwierdza Damian, bierze ubrania i znika w łazience.

– Dla niego też coś znalazłaś? – pytam przyjaciółkę.

– Tak – odpowiada, po czym dodaje cicho: – Kradniemy ciuchy jakiejś parze.

– Mam nadzieję, że za szybko nie wrócą – stwierdzam i wycieram koszulką mokre włosy.

Drzwi od łazienki się otwierają.

Damian ma na sobie trochę za dużą lnianą tunikę przewiązaną sznurkiem w pasie, szare spodnie i... czerwone conversy.

Uśmiecham się szeroko.

– Buty były za małe?

Chłopak odpowiada mi uśmiechem, pokazując fioletowy aparat ortodontyczny. Przeczesuje ręką mokre, ciemnobrązowe włosy.

– Odrobinkę.

– Nie znalazłam żadnych.

Mówią jednocześnie i wybuchają śmiechem.

– Idę się przebrać, póki właściciele jeszcze nie wrócili i znikamy – rzuca Shelly przez ramię i wchodzi do łazienki.

– A ty, jakie buty założyłaś? – zwraca się do mnie Damian.

Ponownie uśmiecham się szeroko i podciągam spódnicę do góry, odsłaniając moje zielone trampki za kostkę.

– W przeciwieństwie do ciebie, ja mogę ukryć je pod sukienką – mówię i pokazuję mu język.

Przewraca oczami.

Podchodzę do plecaka, wyjmuję wodę i biorę parę łyków. Mój wzrok pada na dwa pozostałe batoniki. Jak na zawołanie zaczyna mi burczeć w brzuchu.

– Zjadłabym jakiś obiad – mówię.

– Możemy pójść do knajpy, która na pewno gdzieś tu jest – podpowiada Damian i w tym momencie z łazienki wychodzi Shelly. Włosy też zawinęła w bluzkę.

– Co o tym myślicie? – mówi i obraca się wokół własnej osi.

Ma na sobie jasnofioletową suknię w tym samym stylu co moja, obwiedzioną białą wstążką z drobnymi kokardkami.

– Bajecznie – odpowiadam, pakując rzeczy z powrotem do plecaka. Jakimś cudem udaje mi się go zamknąć!

Dziewczyna uśmiecha się promiennie.

– Witaj, królewno. Z jakiej bajki się urwałaś? – mówi Damian, uśmiechając się zalotnie.

Na policzkach Misi wykwitają rumieńce.

– Dzięki – odpowiada, spuszczając wzrok.

Spoglądam to na nią, to na Damiana. O czymś nie wiem? Wzruszam ramionami. Później ją o to zapytam.

– Postanowiliśmy pójść do knajpy na obiad – informuję ją, chcąc przerwać niezręczną ciszę.

Spogląda na mnie zdezorientowana.

Tak, będę musiała ją o to zapytać.

– W sumie ja też zgłodniałam – dodaje cicho, wyciera włosy i zarzuca plecak na ramię. – Jestem gotowa.

– Ja także. Idziemy? – pytam.

Damian przytakuje, więc uchylam drzwi. Nikogo nie ma. Ruszamy holem pogrążonym w ciszy. W pewnym momencie korytarz zakręca i uderza w nas fala dźwięków – dotarliśmy do lokalu.

Przypomina on typową knajpę z westernów. Ktoś gra (strasznie fałszując) na pianinie, ludzie piją, śmieją się, grają w karty i rozmawiają. Między nimi przeciskają się kelnerki w obcisłych sukniach z nieprzyzwoicie dużymi dekoltami, niosąc wielkie tace pełne kuflów z piwem.

Podchodzimy do kontuaru. Uwija się za nim młoda dziewczyna w równie obcisłej sukni co kelnerki. Jak one mogą oddychać w tak mocno związanych gorsetach?! Gdy nas zauważa, odwraca się w naszym kierunku. Ma z piętnaście, szesnaście lat. Odgarnia z twarzy jasne włosy i poprawia koronkowy czepek. Zakłada pasemko za ucho, po czym ponownie je zakrywa.

– W czym mogę pomóc? – uśmiecha się do nas promiennie.

– Chcielibyśmy zjeść obiad – mówi Damian, opierając się o ladę.

– Proponuję pierogi z mięsem, kopytka z kurczakiem albo udziec z indyka.

Nie pasuje do tego otoczenia. Wydaje się taka delikatna i krucha, jak porcelanowa laleczka.

– Ja wezmę pierogi – odpowiada Damian, posyłając jej szeroki uśmiech, na co ona spuszcza wzrok, rumieniąc się. Ponownie odgarnia pasemko. I wtedy spostrzegam, że jej ucho nie jest ludzkie – jest dłuższe i spiczaste. Zauważa, że się przyglądam i zarzuca włosy na ramiona. Uśmiecha się do mnie, ale w jej oczach czai się strach.

– A dla was?

– Ja także poproszę pierogi – mówię.

– A nie ma niczego wegetariańskiego? – wtrąca szybko Shelly.

Barmanka spogląda na nią, jakby jej wcześniej nie zauważyła.

– Wegetariańskiego?

– No... tak. Jakiejś sałatki lub surówki?

Dziewczyna wygląda na zdezorientowaną.

– Jesteście tu nowi? – pyta, patrząc bez mrugnięcia na moją przyjaciółkę.

Jej twarz nagle robi się poważna; przyjaciółka stoi nieruchomo, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

– Tak, dzisiaj tu przypłynęliśmy – odpowiada z lekkim wahaniem Damian i spogląda na mnie. Też zauważył to dziwne zachowanie.

– Musicie być ostrożni. – Głos dziewczyny brzmi jak z oddali. – Nie lubią tutaj elfów.

– Słucham? – pyta Damian. – Elfów?

Dziewczyna potrząsa głową i uśmiecha się promiennie. Jej twarz całkowicie się zmienia.

– Poproszę kucharza o przygotowanie sałatki. Znajdźcie wolne miejsce i zaraz przyniosę wam dania – informuje nas i znika w kuchni.

Misia nadal się nie rusza.

Dotykam jej ramienia.

– Shelly...

Przechodzi ją dreszcz, po czym zaczyna szybko mrugać. Wygląda, jakby została obudzona z transu... A może została?

– Wszystko okej? – pyta Damian.

– Tak, tak. – Rozgląda się pospiesznie po sali. – Wszystko dobrze.

Przyjaciel zerka na mnie, po czym kładzie dłoń na plecach dziewczyny i odzywa się łagodnie.

– Wyglądałaś na trochę nieobecną. Jesteś pewna, że nic ci nie jest?

Jej twarz w ułamku sekundy się zmienia –  łagodnieje i rozluźnia. Posyła Damianowi nieśmiały uśmiech.

– Trochę mnie głowa boli, ale to nic takiego. Idziemy zająć miejsca?

Rusza, nie czekając na naszą odpowiedź.

Damian patrzy na mnie zdziwiony. Odpowiadam mu wzruszeniem ramion i podążamy za Shelly.

Kręcimy się chwilę po knajpie, aż w końcu dostrzegamy wolny stół. Jedna z kelnerek przynosi nam jedzenie. Od samego zapachu ślinka napływa mi do ust. Pierogi w mgnieniu oka znikają w moim brzuchu. Kończąc ostatniego, nagle coś sobie uświadamiam.

– Jak my właściwie zapłacimy za jedzenie?

Przyjaciółka spogląda na mnie przerażona. Damian rozgląda się po sali.

– Teoretycznie... – zaczyna z namysłem chłopak – w filmach, w takich knajpach, jak jeden wywoła awanturę... to nagle wszyscy zaczynają się nawalać.

Oczy Misi robią się jeszcze większe.

– Zamierzasz kogoś uderzyć? I co, tak po prostu uciec? Ale to nie fair wobec kelnerek! Powinniśmy im zapłacić!

– W sumie pomysł Damiana jest całkiem niezły – mówię i dodaję szybko: – Zrozum, Shelly, my nawet nie wiemy, jak tu się płaci, a co dopiero czym! Wątpię, żeby nasze pieniądze miały tu jakąkolwiek wartość.

Zamyka powieki i opiera czoło na dłoniach. Nie lubi przemocy i łamania zasad.

– Niech wam będzie... – szepcze. – Ale nie chcę tego widzieć.

Podnosi się i rusza w stronę wyjścia.

Odprowadzamy ją wzrokiem. Gdy dociera do połowy sali, nagle tuż przed jej nosem przelatuje nóż i wbija się w przeciwległą ścianę.

– Zabić tą elficką latorośl!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro