Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Czterdziesty Trzeci

Po posiłku składającym się z zapiekanej wołowiny i ziemniaków, proszę pokojówkę o powtórzenie ze mną jeszcze raz układów tanecznych. Bal zbliża się wielkimi krokami, a po Aldaiu ani śladu. Margaret mówi, że nikt ze służących, których spotkała dziś, go nie widział. Zwierzam się jej z moich rozterek dotyczących jego aresztowania, ale rozbawiona zaprzecza, uznając, że to nie jest możliwe. Później przystępuje do czesania i układania moich ciemnoblond włosów w skomplikowany niski, luźny kok i przyozdabia srebrnymi wsuwkami w kształcie gałązek z drobnymi listkami. Spoglądam w lustro na toaletce. W blasku zachodzącego słońca skręcone, jasnobrązowe kosmyki okalające moją twarz wyglądają, jakby płonęły złotym ogniem. Policzki mam delikatnie pokryte różem tuż pod kośćmi policzkowymi, brwi przyciemnione węgielkiem drzewnym, a ciemne rzęsy wokół oczu w kształcie migdałów podkręcone zalotką. Dzięki niebieskiemu materiałowi sukienki moje tęczówki przypominają kolorem głębię oceanu – krystalicznie niebieską wodę z zielonymi przebłyskami.

Margaret prawie siłą ubrała mnie w gorset. Jedynym argumentem, który mnie przekonał, by jej na to pozwolić, było łatwiejsze utrzymywanie właściwej postawy podczas chodzenia i tańczenia. Skoro to narzędzie tortur rzeczywiście miało mi ułatwić ciągłe prostowanie, to w sumie czemu nie?

Na gorset mam założoną ciężką suknię balową. Uszyto ją z materiału nazywanego taftą, opina moją talię i rozszerza się na setkach warstw kremowej koronki, które spokojnie mogłyby zostać wykorzystane na dziesiątki innych sukien. W tej tworzą klosz, a na nim rozcięta, pofałdowana wierzchnia warstwa odgina się do tyłu. Rękawy trzy-czwarte są zakończone kilkoma materiałami zwisającej luźno białej koronki będącej także ozdobą prostokątnego dekoltu. Tuż pod moimi obojczykami Margaret zawiesiła srebrny wisior z turkusem w kształcie łezki. Gdybym mogła, chętnie zabrałabym ją do rzeczywistości jako prywatną fryzjerkę i stylistkę na studniówkę.

Początki naszej znajomości nie były zbyt przyjemne, ale ostatecznie okazała się wygadaną dziewczyną, której naprawdę wydaje się na mnie zależeć, a ja mam przeczucie, że rzeczywiście mogę jej ufać. Uważam, że choć prawdopodobnie do jej zadań należy śledzenie mnie, tak naprawdę nie ma zbyt wiele do opowiedzenia królowi. Nie wypytuje o nic, wręcz przeciwnie – podpowiada, gdy coś mówię lub robię nie tak, dba o moje dobre imię. Opowiada mi o zwyczajach panujących na zamku, o życiu służącej, o tym, że nigdy nie była poza murami zamku. Mimo iż każdy z jej rodziny zajmuje się czym innym, zawsze spotykają się wieczorem na wspólną herbatę. Mieszkają w pomieszczeniach dla służby, w osobnym budynku. Zamek jest dla niej domem, gdzie zna większość służby od dziecka. Kiedy była malutka, pozwalano jej nawet bawić się z królewskimi potomkami. Pytana o królewicza, wymiguje się stwierdzeniem, że byli wtedy dziećmi i niewiele pamięta. Pewnie nie chce sprowadzić na siebie kłopotów, więc woli nic nie mówić.

Czas, który zajęło przygotowanie do balu minął ekstremalnie szybko w porównaniu do popołudnia, podczas którego jedynym moim zajęciem było rozmyślanie nad wszystkimi wydarzeniami w Grze. Niewiele mi to dało poza stresem i smutkiem, a analizowanie słów Kelili jedynie stworzyło jeszcze większy mętlik. Mam tyle do przegadania z Damianem, że aż nie mogę usiedzieć w miejscu.

Jak na zawołanie, nagle w pokoju rozlega się pukanie.

– Proszę wejść! – wołam, a wtedy do środka wchodzi wąsaty strażnik, Telford, jak się dowiedziałam od Margaret. Mężczyzna kłania się, oświadczając uroczyście:

– Królewicz Dorian przybył po panienkę Nikę. – Gdy to słyszę, zaczynam uśmiechać się jak głupia do sera i prawie podskakuję ze szczęścia.

– Dziękuję, Telfordzie, zaraz do niego dołączę. – Kiwam mu szybko głową, na co się wycofuje. Kątem oka dostrzegam w lustrze swoją rozpromienioną buzię. Naprawdę szczerzę się jak idiotka, ale nie umiem tego powstrzymać. Oczy mi błyszczą z ekscytacji, a policzki jeszcze bardziej się zaróżowiły. Dostrzegam w odbiciu wzrok Margaret, która posyła mi rozbawiony uśmiech.

– Gotowa? – pyta.

Sama ubrała się w bardziej elegancką wersję służbowego stroju – dekolt czarnej, dopasowanej sukienki oraz rękawy zdobi biała koronka, a rozkloszowany dół – kilka warstw białego materiału, na który dopiero nałożona jest wierzchnia, czarna spódnica. Blond włosy wystające spod koronkowego czepka skręciła w drobne loczki, dzięki czemu jeszcze bardziej upodobniła się do porcelanowych laleczek. Brakuje jej tylko zaróżowionych policzków, sztucznych rzęs wokół błękitnych oczu i czerwonych pełnych usteczek, ale jako pokojówka ma zakaz malowania się.

– Od dawna. – Posyłam jej szeroki uśmiech. Margaret rusza przodem i otwiera drzwi, żeby mnie zapowiedzieć:

– Wasza Wysokość, oto panienka Nika.

Blondynka odsuwa się na bok, a ja wychodzę z pokoju dostojnym krokiem, chociaż moje nogi rwą się do biegu.

– Wasza Wysokość. – Robię głęboki ukłon, widząc za „królewiczem" tuzin strażników.

Muszę zachować pozory i właściwie odgrywać rolę, powtarzam sobie w myślach, unosząc głowę.

– Witaj, moja droga. – Damian stoi naprzeciw drzwi wyprostowany. Jego oczy jako pierwsze zaczynają się uśmiechać, dopiero po nich na scenę występują usta, układając się w łuk. Jest wysoki i szczupły, a nażelowane do tyłu fale ciemnych włosów i długa marynarka z postawionym kołnierzykiem jeszcze dodają mu centymetrów. Pod jej ciemnym materiałem z naszytym złotym wzorem ubrał jasnoniebieską kamizelkę, która idealnie pasuje do mojej sukni. Czarne, proste spodnie przykrywają równie czarne buty.

Wyciąga w moim kierunku dłoń, lekko skłaniając głowę. Spod rękawów marynarki i przy kołnierzyku kamizelki dostrzegam koronkę. No ładnie, kto by pomyślał, że zobaczę kiedyś Damiana w koronkach? – śmieję się pod nosem. Przyjaciel zauważa moje rozbawione spojrzenie, na co mrozi mnie wzrokiem, gdy chwytam jego palce, a następnie łapię pod ramię.

– Ciebie też dobrze widzieć – mruczy, na co ja omal nie parskam śmiechem.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że w końcu tu jesteś – szepczę, kiedy ruszamy nieznaną mi drogą przez korytarze.

– Wynudziłaś się?

– Zdecydowanie.

– Nie jesteśmy tu na wakacjach, Nika. Pierwszy dzień rozrywki już dawno się skończył. – Posyła mi karcące spojrzenie, mimo że jego usta wciąż się śmieją. Otwieram buzię, by zaprzeczyć, ale on kontynuuje: – Liczyłem, że obsypiesz mnie informacjami, które tu zdobyłaś, od razu zaprowadzisz do Drzwi, a ty mi się żalisz, że było ci nudno... Naprawdę w ciebie wierzyłem. – Kręci głową, udając rozczarowanie.

Mrużę oczy i już podnoszę pięść, by szturchnąć go w ramię, gdy napotykam jego przerażone spojrzenie. Szybko opuszczam rękę, jesteśmy obserwowani. Prostuję się ponownie, dumnie stąpając przed siebie.

– Tak się składa, że zdobyłam sporo informacji dotyczących rodziny królewskiej i życiu na zamku – mówię cicho, nie patrząc na niego. – Wiem też, że dostęp do biblioteki mają jedynie oni. Jako narzeczona królewicza nie mam tam jeszcze wstępu.

– W takim razie całe szczęście, że nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z królem i się nie skompromitowałem.

– Naprawdę? Przecież widziałam was razem.

– Owszem, ale zaraz po tym odesłał mnie do komnat. Twierdził, że na pewno muszę odpocząć po wszystkich przeżyciach. Nie znam go, ale wydawał się być bardzo zdystansowany. Nie wiem, czy rozstał się z synem podczas kłótni, czy chodzi o to, że nie pochwala wyboru na przyszłą królową zwyczajnej dziewczyny z miasta czy wsi. Wcześniej, dotarłszy na zamek, rozkazano mnie przygotować na spotkanie z tobą, gdy tylko się z nim przywitałem. Może powiedziałem coś nie tak?

– Przeszedłeś tyle gier komputerowych, że z pewnością wiesz, jak się właściwie zachować. Sam sposób chodzenia i słownictwo wskazuje, jak dobrze wczułeś się w rolę. Mnie tego wszystkiego musiał nauczyć Aldai.

– Aldai ciebie uczył? – Damian nie kryje zaskoczenia.

– Tak, a co w tym złego? – Posyłam mu równie zdziwione spojrzenie. – Też nie mogłam uwierzyć, że ten pirat może mieć coś wspólnego z dworską etykietą, ale przysłali go tu ze mną i dostał rozkaz, żeby mnie przystosować do wcielenia się w narzeczoną królewicza. Król nie chciał się wstydzić za wybór syna. Dzisiaj rano pierwszy raz opuściłam mój pokój.

Przyjaciel przytakuje w zamyśleniu.

– Nie spodziewałem się tego po prostu. Porozmawiamy później.

– Ale... – zaczynam, lecz Damian ucisza mnie skinieniem dłoni. Dotarliśmy do wielkiego hallu wejściowego.

Nie jest tak zjawiskowy, jak sala tronowa – ma mniej zdobień oraz nie błyszczy złotem. Kremowe ściany z witrażami w jasnych odcieniach przepuszczają światło, kładąc się kolorowymi smugami na ogromnych schodach o zakręconych poręczach. Wielkie bordowe wstęgi materiału z naszytymi herbami zwisają od sufitu aż do marmurowej posadzki parteru. Czerwony dywan prowadzi od dwuskrzydłowych drzwi wejściowych przez schody aż do środkowych, największych z trzech, drzwi otwartych na salę balową. Słyszę śmiech i rozmowy dochodzące z wewnątrz.

Wychodzimy z bocznego korytarza na tym samym piętrze, więc od razu znajdujemy się przed strażnikami w ciemnoczerwonych mundurach. Zatrzymujemy się w progu, a sala naraz cichnie.

– Jego Wysokość królewicz Dorian – zapowiada nas mężczyzna stojący przy drzwiach – wraz z narzeczoną Niką z... – zawiesza głos i spogląda na mnie ze strachem.

O cholera.

– Z Vienny! – mówię szybko, rzucając nazwę jedynego odległego miasta, jakie znam.

– Skąd? – mówi Damian cicho w tym samym czasie, gdy służący wykrzykuje głośno moje słowa.

– Później ci wytłumaczę – szepczę, a mężczyzna odwraca się ponownie w moim kierunku.

– Wasza Wysokość – pochyla głowę w stronę Damiana – Pani – powtarza gest w moim kierunku – proszę o wybaczenie, choć nie zostałem odpowiednio poinformowany, cała wina i niedopatrzenie...

– Nic się nie stało – odpowiadam spokojnie i posyłam mu łagodny uśmiech. Blondyn patrzy na mnie z niedowierzaniem, ale zaraz się otrząsa i szybko wypowiada różne wariacje podziękowań oraz chwalebnych określeń w naszym kierunku. Damian ciągnie mnie dyskretnie do przodu, by następnie ruszyć powolnym krokiem. Prostuję się i unoszę wysoko głowę, idąc po czerwonym dywanie otoczonym kobietami oraz mężczyznami w wielobarwnych strojach, którzy schylają się w ukłonach. Odpowiadam delikatnymi kiwnięciami, uśmiechając się ostrożnie.

Bo tak powinnam robić, prawda?

Spoglądam na Damiana, który idzie wyprostowany, posyłając w tłum uśmiechy.

Chyba zachowuję się właściwie.

Docieramy na przeciwległy koniec sali, gdzie na podwyższeniu ustawiono ogromny, bogato przyozdobiony stół, a tuż za nim rząd krzeseł. Środkowe zamieniono na tron, który na razie stoi pusty. Pewnie monarcha, jako najważniejsza osoba, wejdzie jako ostatni.

Wdrapujemy się po kilku stopniach i obchodzimy długą ławę, by ostatecznie zasiąść po lewej od tronu. Nie to, żebym wiedziała, gdzie iść. Prowadzi nas Damian, a przy naszych krzesłach stoją już kelnerzy gotowi odsunąć je dla nas, więc nietrudno zgadnąć. Nie wszystkie krzesła są jeszcze zajęte. Przyznam szczerze, nie mam pojęcia, kto może je zająć i liczę na to, że nie będzie mnie zabawiał rozmową.

Siadamy, a ja w końcu mogę się przyjrzeć wnętrzu, nie gapiąc się na wystrój przez dotąd otaczający nas tłum.

Sala balowa opływa złotem i bielą. Czerwony dywan i ogromne zasłony zwisające wokół tylko podkreślają przepych tego miejsca. Każdą ze ścian wypełniają misternie rzeźbione płaskie filary, dzielące ścianę na dwa piętra poziome listwy oraz ogromne puste wnęki wypełnione malowidłami. Skręcone kolumny o głowicach przypominających kiście zwisających winogron podtrzymują niewielkie balkoniki z eleganckimi balustradami. Sufit o zaoblonych, pozłacanych brzegach przechodzi łagodnie w szachownicę kasetonów z rozmaitymi wzorami i malunkami.

– Wina, pani? – słyszę głos obok siebie. Spoglądam na kelnerkę, ubraną identycznie jak Margaret, o przyjaznych piwnych oczach i czarnych włosach.

– Tak, poproszę – mówię szybko, uśmiechając się nerwowo w podziękowaniu. Kobieta nalewa brunatnego płynu do złotego kielicha stojącego przede mną, po czym podchodzi do następnych gości.

Czuję na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, słyszę szeptane „To ona, ta narzeczona z miasta", „Wieśniara, co chce koronę nałożyć", „Pewnie jest czarownicą i go zaklęła". Gdyby nie to, że wszystkie te opinie mogą mieć jakiś wpływ na wiarygodność odgrywanej przeze mnie właśnie postaci, pewnie bym się nie przejęła, ale teraz są mi wyraźnie nie na rękę. Poprawka: nie przejęłabym się, gdybym pamiętała, że to tylko wirtualny świat. Teraz, gdy ta metoda nie działa, czuję się jak na świeczniku wytykana palcami. Mogliby równie dobrze śmiać się szyderczo z dołu. Ale nie, oni wolą nałożyć maski uprzejmości i pozwolić wypływać swojemu wewnętrznemu jadowi jedynie do uszu towarzyszących im gości. Miłych słówek, ukłonów i wazeliny starczyło im tylko na czas mojego pobytu na ich poziomie. Pieprzona arystokracja. Bez względu czy to film, gra, czy książka. Zawsze taka sama. Czuję się jednocześnie rozgoryczona i przygnębiona. Przecież nic im nie zrobiłam.

Damian chyba dostrzega moje rozżalenie, bo czuję, jak nakrywa moje splecione pod stołem dłonie swoją. Posyłam mu nikły uśmiech.

– Nie przejmuj się, oni są po prostu zazdrośni. Ty jesteś tu większą nowiną niż powrót królewicza. Jak przegadają ciebie, zejdą na mnie, a później dotrą do króla. Wszyscy tutaj jesteśmy dobrym tematem do plotek, a oni tam w dole nie mają co robić poza szydzeniem oraz wyzywaniem. Taki już ten zamkowy świat. Zajęliby się czymś, a nie łażą po balach i stękają.

Po tych słowach parskam nieelegancko, po czym szybko zakrywam usta dłonią.

– Dzięki – mówię. – Ty to zawsze wiesz, jak pomóc.

– Do usług. – Puszcza mi oczko i odwraca się znów do swych poddanych. Gdy tylko to określenie zjawia się w mojej głowie, uświadamiam sobie, jakie to irracjonalne i na jak chwiejnych nogach stoi nasz plan. Przecież może w każdej chwili runąć. Całkowicie tu nie pasujemy. Kiedy przyjaciel pokrzepiająco zaciska swoją dłoń na mojej, otrząsam się z rozmyślań. Patrzę na jego profil – prosty nos z delikatnym garbem, wysokie kości policzkowe, pełne usta z uniesionymi leciutko kącikami, dla obserwatora przypominające dumny uśmiech. I te oczy. Ciemne, czekoladowe tęczówki schowane pod długimi, odrobinę podkręconymi rzęsami, które patrzą twardo w tłum. Nieustępliwie, jakby miały nad wszystkim kontrolę. Bo mają. Damian wie, co robić, wie, jak się zachować, a ja powinnam mu zaufać.

Odwzajemniam uścisk i przenoszę wzrok z powrotem na zebrany tłum.

Dopóki nie przypominam sobie o pustym tronie. Przecież przyjaciel nic nie wie o rodzinie królewskiej...


Hej, Kochani :D Dzisiaj mam dla Was niespodziankę! Sama nie wierzyłam, że uda się to osiągnąć, ale Nathlies użyła swoich magicznych mocy i tym oto sposobem przedstawiam Wam oficjalny zwiastun Tezy:

https://youtu.be/HkyPtQfd7Mg

Jeszcze raz dziękuję Nathlies <3 I wszystkich, którzy nie znają Tej Pani zapraszam na jej profil i do przeczytania obu opowiadań, na pewno nie pożałujecie, sama jestem ich fanką <3

I jak Wam się podoba zwiastun? Dajcie znać w komentarzach :D

Wasza Allicea

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro