Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 119 ~

Uśmiechnął się delikatnie widząc dwójkę tańczących przyjaciół. Ich pierwszy taniec jako małżeństwo. Coś pięknego.

Nie mógł uwierzyć w szczęście okularnika. Mogłoby się wydawać, że nigdy nie zejdzie się z Lily. W szczególności wtedy, kiedy wraz z Regulusem zostali parą. Jednak rudowłosy myślał, że dobrze wyszło. Dzięki temu, on miał szansę poznać z innej strony młodego Blacka.

Gdy pierwszy taniec Jamesa i Lily Potter zakończył się, muzyka zaczęła grać, a reszta osób również ruszyła na parkiet. Gideon postanowił wyjść jednak na zewnątrz. Chciał się przewietrzyć. Wziął do ręki babeczkę, która leżała na stole i biorąc gryza, wyszedł z sali weselnej.

Obok budynka znajdował się piękny ogród, do którego młody Prewett postanowił się udać. Wokół niego w jednej chwili znalazło się mnóstwo zieleni: trawa, która była równo obcięta; krzaki, jednak one rosły tak jak chciały; wysokie i pełne zielonych liści drzewa. Na środku ogrodu znajdowała się również fontanna, z której tryskała piękna, przezroczysta woda. W ogrodzie była zrobiona specjalna ścieżka, gdyż wokół dróżki znajdowały się przerażone kwiaty. Każdy z nich był piękny, jednak uwagę byłego Gryfona, w szczególności przykuł jeden, niebieski kwiat. Niezapominajki. Uważał, że były nad wyraz piękne. Ich niebieskie płatki, pomimo iż wydawały się mu radosne, przynosiły ból. I w jednej chwili strata brata uderzyła w niego podwójnie.

Niezpaominajki. Kwiat oznaczający wezwanie "nie zapomnij mnie". Czy specjalnie miał zobaczyć te kwiaty? Czyżby Gideon zaczął zapominać o swoim bracie? Nie. To było niemożliwe. Byli jednością. Kochali się. Nawet rozłąka ich nie mogła rozdzielić.

— Tylko nie mów, że nawet w czasie ich ślubu o mnie myślisz. — Usłyszał głos, a jego ciało spięło się automatycznie.

Pomało odwrócił się w stronę, z której usłyszał głos, a jego źrenice zmniejszyły się w zaskoczeniu gdy zauważył swojego ukochanego brata - Fabiana Prewetta. Nie wiedział co powiedzieć. Momentalnie jego świat zatrzymał się w miejscu i jedyne na co było go stać to wpatrywanie się w osłupieniu, w starszego z braci. Wyciągnął trzęsącą się dłoń w jego stronę, jakby bał się że to tylko sen. Położył dłoń na jego ramieniu i dopiero gdy poczuł bark Fabiana pod swoimi palcami łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Fabian widząc to przyciągnął niższego do siebie i przytulił go głaszcząc uspokajająco po głowie.

— F-Fabi... — powiedział Gideon, a jego głos delikatnie zadrżał. — T-tęskniłem.

— Wiem, ja też — odpowiedział starszy szczerze. — Jednak nie mam wiele czasu — wyznał.

— Co? — zapytał głupio młodszy, a drugi odsunął go delikatnie. Wyszperał coś z małej męskiej torby, którą miał ze sobą. Po chwili wyciągnął z niej list i podał Gideonowi.

— Daj to Jamesowi i Lily. To ode mnie z okazji tego, że się pobierają. — Uśmiechnął się smutno. — Przykro mi, że nie mogę być z wami tu cały czas.

Gideon słysząc to poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego jego brat nagle znowu odchodzi? Gdzie był? Czemu się nie odzywał? Skąd wiedział, że tu będą?

— Jeszcze jedno — zaczął brązowooki. — Pamiętaj, że wszystko co robię, robię dla was. Nie jestem waszym wrogiem.

I z tymi słowami zostawił Gidoena na środku ogrodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro