Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Special (wielkanocny?)


"Maj Anakonda Dont"

Michael: chłopaki zając zapierdolił mi jaja!

Luke: chuj wielkanocny

Luke: znaczy zajączek :)

Calum: nawet w święta jesteście wulgarni

Calum: nie umiecie cieszyć się tym cudownym czasem

Ashton: ja już pomalowałem jajka!

Michael: nie mówimy tu o własnych jajkach ash

Ashton : aaa

Ashton: zapomnijcie...

Luke: eh jak ja nie lubie świąt! 

Calum: czemu?

Luke: święta z liz hemmings równa się +10kg w obwodzie

Luke: pomyśl czasem

Michael: to nie wykonalne 

Święta dla Calum Hood'a, oznaczały nie tylko bezpośredni powrót do rodzinnego domu, ale i również, oderwanie się od jego niezbyt mądrych przyjaciół. Przychodziły takie momenty, że uważał siebie, za tego najpoważniejszego z zespołu - nie był, co prawda jakimś, pożal Cię Boże zakonnikiem, po prostu Luke, Michael i Ashton, byli za bardzo dziecinni. Kiedy tylko nadszedł okres Wielkiej Nocy, Calum miał nadzieje, że przez dwa tygodnie, odpocznie od, mówiąc kolokwialnie 'debili '. Myśl, o tym, że Anna, jego matka, przyrządzi, wszystkie jego ulubione dania, sprawiały, że już chciał znaleźć się w samolocie kursującym do Sydney - niestety, z Los Angeles startował dopiero za cztery godziny.

Spakowany i gotowy, na odprawę, zszedł po schodach, starając się nie narobić hałasu. Było coś około siódmej rano, dlatego reszta zespołu, zapewne smacznie spała w swoich łóżkach. Walizka, nie była duża, starczyła by zmieścić w nią bieliznę, niezbędne kosmetyki, kilka par spodni i koszulek- nie musiał pakować, większości ubrań, był pewny, że w jego starym pokoju, zalegały jakieś ubrania. Calum, tuż przed wyjściem wyją jeszcze telefon i wchodząc na grupową konwersacje, napisał wiadomość do chłopaków:

"Maj Anakonda Dont"

Calum: to ten ja jade do domu widzimy się za dwa tygodnie laski!

- No chyba nie, frajerze!  - słysząc, za sobą zaspany, głos przyjaciela, odwrócił się w jego stronę.
Ashton wyglądał, jakby dopiero co wrócił z  bardzo ostrej imprezy. Pod oczami, widniały u niego ciemne wory, a jego twarzy wyglądała na totalnie przemęczoną. Ciemne kręcone loki, sterczały mu na wszystkie strony, a sam zachowywał się jakby zaraz miał walnąć o podłogę.
Jedne co najbardziej zastanawiało i przerażała Calum'a, to to, że Ashton w swojej prawej dłoni, trzymał rączkę walizki! Tylko nie to - pomyślał.
- Nie widzimy się za dwa tygodnie, bo ja lece z tobą - oznajmił Ashton, ziewając przy okazji.
Nie nie nie.
- Jak to lecisz? - Calum nie wierzył w to co słyszał.
- No wiesz, wsiadamy do takiej wielkiej puszki, zwanej inaczej, samolot. On tak sobie, SIUUU, w górę i no... Lecimy! - wyszczerzył swoje białe zęby.
- Wiem, debilu! Ale czemu lecisz?
-  No, do rodziny, oczywiście.
Pech chciał, że Calum mieszkał dwa domu od domu Ashton'a.

A tak bardzo chciał odpocząć.

***

- Cal, kiedy nasz samolot!? - Calum leniwie, podniósł wzrok, znad swojego telefonu.
Wszystko szło na jego niekorzyść. Nie dość, że jego plan, oderwania się od przyjaciół, mu nie poszedł, to na dodatek Ashton, przez dobrą godzinę marudził jak sześcioletnia dziewczynka. Ogólnie, nie byli przyzwyczajeni lecieć zwykłym samolotem, na którego trzeba było czekać, niemiłosiernie długo. Od zawsze, jako sławny zespół, podróżowali prywatnym, więc takie proste czynności, na które byli skazani zwyczajni ludzie, byli dla nich czymś odległym.
 Oboje starali jak najbardziej zatuszować swoją torzsamość, nie chcąc, mieć dzisiejszego dnia styczności z fanami. Owszem, lubili pozować z nimi do zdjęć, jak i podpisywać autografy, ale teraz nie mieli na to najmniejszej ochoty. Ashton na którego głowie spoczywał kapelusz a oczy przysłaniały czarne okulary, zachowywał się tak jakby zaraz miał, kogoś zabić. Nienawidził czekać, a z tego co powiedział mu Calum, był zmuszony siedzieć bezczynie, przez dobrą godzinę. 
- Cal! - mamrotał blondyn - długo jeszcze?
- Nie - warknął Calum,którego coraz bardziej nachodziła ochota, na pacnięcieprzyjaciela w jego pustą głowę.
Przez kilka minut, panowała między nimi cisza. Jedynie ludzie, którzy tak samo jak oni, czekali, przerywali to.
- Długo jeszcze? - zapytał po raz drugi.
- Nie!
Znów. Kilka minut ciszy.
- Ale no długo jeszcze? - w tym momencie Calum, nie wytrzymał.
- Tak, kurwa długo! - porwał się z siedzenia, tak, że zbędnym ruchem ręki, zwalił ze swojego nosa okulary.
Kilkanaście osób popatrzyli się na niego, z otwartą buzią, ale całą scenę przerwał głośny dziewczęcy pisk:
- To Calum Hood z 5 Second Of Summer!
Zanim zaczął zwiewać przed nawałem dzikich fanek, zdążył jeszcze powiedzieć jedno:
- Ja zajebię go kiedyś, obiecuje!

______
Mamy kolejny specjal!
Ogólnie to mam w planach jeszcze drugę cześć tego. Bo, no wiecie, mam pomysł co dalej się stanie :3 ale to już zależy od Was!
To co chcecie kontynuację tego dodatku, czy na tym koniec?
Liczę na Was :*
No i jeszcze jedno, wesołych świąt! Smacznego jajka i zajączka wielkanocnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro