Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Special 2 (wielkanocny?)


*ostrzegam długi, beznadziejny i niesprawdzony *

Ashton Irwin był od zawsze optymistyczną osobą.
Swoim szerokim i powalającym uśmiechem, próbował podnieść każdego na duchu - nawet wściekłego Calum'a Hood'a, którego w tym momencie, lepiej było omijać z daleka.Był jak osa, w każdej chwili mógł użądlić.

Po tym jak został odkryty na lotnisku, rzesze fanów rzuciło się na niego biegiem a jemu pozostało nic, tylko uciekać. Skończyło się tak, że Hood zaliczył upadek, potykając się o czyjeś wyciągnięte nogi. Właśnie wtedy, fanki osaczyły go całkowicie, tak, że ochroniarze lotniska, sami zainterweniowali.

Ashton, którego spotkało wielkie szczęście, że nikt go nie rozpoznał, był tym wszystkim ogromnie rozbawiony. Minęło kilkadziesiąt minut od tej akcji, a Irwin, nie przestawała się chichrać - nie można było mu się dziwić.
- Zamkniesz się w końcu! - warknął Calum, którego, tym razem pilnowała dwójka ochroniarzy. Nie pozwolił sobie na kolejny taki przypadek.
- Nie - Ashton złapał się za brzuch - żebyś tylko wiedział jaką miałeś minę jak biegłeś!
Calum wykręcił oczami, w tym samym czasie sięgając po telefon, do kieszeni swoich czarnych dżinsów.

"Maj Anakonda Dont"

Calum: nikt nie ogarnie jak zostawię ashtona na lotnisku?

Po dosłownie kilkunastu sekundach dostał odpowiedz:

Michael: to ash jest z tobą?!

Miał ochotę złapać się za głowę i rozbić telefon o najbliższą ścianę -niestety, nie mógł tego zrobić. Choćby, nie wiadomo jak tego chciał. Bał się, że fani, którzy przeciskali się przez ochroniarzy, rzucili by się na pozostałości z niego. To byłby nieodpowiedni widok.
Czekali na samolot od dobrych dwóch godzin, a co dziwne, już dawno powinni pakować się do samolotu. W tym momencie Calum żałował się, że nie wzięli własnego prywatnego, zaoszczędzilibyśmy na czasie i nerwach - a w szczególności on.
- Ej Cal, łap! - w same ręce Calum'a spadł miękki, zapakowany w charakterystyczne opakowanie, rogal.

Calum spojrzał z uniesionym brwiami na stojącego tuż przed nim Ashton'a, po czym spuścił wzrok na rogala. Nie myśląc o tym, jak bardzo nie lubił chemicznego posmaku croissanta, pochłonął całego z jednej chwili. Oblizując palce, upaprane w czekoladowym kremie, pomyślał, że wyglądał jak prawdziwy idiota, ale nie obchodziło go to w tym momencie. Był zwyczajnie bardzo głodny.

- Wow, Cal, szybki jesteś - stwierdził Ashton, otwierając swojego rogala.
- Ale ty wiesz, że jedzeniem mnie nie przekupisz? - odpowiedział Calum - Nadal jestem na Ciebie zły.
- Nawet pizzą?
- To co innego! Dla pizzy, warto nawet zabić, więc... To nie istotne tu pizzy nie ma! Nadal masz przejebane!

•••

Minęły cztery godziny a samolotu jak nie było tak nie było. Calum jak i inni ludzie zaczęli się całkowicie niecierpliwić, małe dzieci płakały a Ashton zachowywał się tak jakby dostał owsików.
Na lotnisku panowało wielkie zamieszanie, a kiedy ktokolwiek widział pracownika lotniska (nawet sprzątaczy), atakował z wszystkich stron, nadając lawinę pytań w sprawie opóźnienia lotu.
- .. Może zauważy - Calum był pogrążony we własnych myślach, dlatego kiedy wrócił na ziemie, zrozumiał, że przyjaciel cały ten czas do niego mówił.
- Co mówiłeś? - zapytał.
- Że jesteś głupi i mam nadzieje, że zgubisz się na tym lotnisku! - syknął blondyn.
Gdybyś wiedział co ja kilka godzin temu napisałem do chłopaków - pomyślał Calum.
- A tak serio, to chodźmy zapytajmy się tej pięknej, cholernie seksownej stewardessy* co z tym samolotem - oznajmił żwawo Ashton, wskazując na stojącą za ladą** dziewczynę.
- Chcesz po prostu ją poderwać.
- Znasz mnie na wylot.
Calum miał dość. Był zmęczony, ciągle głodny i wściekły, ale czemu niby nie miał poderwać tej dziewczyny, która okazała się rzeczywiście ładna. Mógł wszystko. Był bogaty.
Dziewczyna,była ubrana w granatowy strój, jej włosy były spięte w niskiego koka a mocny makijaż, podkreślał jej duże brązowe oczy. Spojrzała z szerokim uśmiechem w ich stronę. Calum zdążył zauważyć, że był sztuczny, tak zresztą było zawsze. Wszystkie stewardessy miały ten wielki dar, ciepłego wizerunku - taka była ich praca, za białe zęby dostawały pieniądze.
- W czymś pomóc? - zapytała, piszcząc przy tym jak wiewiórka, niszcząc przy tym obraz dziewczyny idealnej.
- Samolot do Sydney, który miał odlatywać o dziesiątej, ee, no co się z nim stało? - barwa głosu Ashton'a, była znacznie mocniejsza i poważna. Niezły był z niego aktor.
- Z tego co mi wiadomo, będzie małe opóźnienie - ten głupiutki uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Rzeczywiście małe - bąknął Calum, tak że ani dziewczyna, ani Ashton tego nie słyszeli.
- No cóż - powiedział Ashton - skoro mamy tyle tu czekać, może mógłbym poznać twoje imię, piękna?
Jej twarz zapłonęła w rumieńcach - a może to puder? Calum od dziecka nie rozumiał fenomenu mocnego makijażu.
- Sydney, nazywam się Sydney - odpowiedziała.
- Oo mieszkamy w Sydney - Ashton wskazał palcem na siebie i na znudzonego Calum'a - czy mam rozumieć, że mieszkamy w tobie?
Tak marnego podrywu Calum w swoim życiu, jeszcze nigdy nie słyszał.
- Hah - zaśmiała się, a w tym momencie telefon, który trzymała pod lewą dłonią, zaczął wibrować - Wybaczcie córka dzwoni, pewnie mój mąż znów przypalił obiad.
Calum nie wiedział co bardziej sprawiło, że miał ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem - to, że rzekoma Sydney miała córkę i męża, czy nieopisana mina Ashton'a. Chłopak wyglądał, jakby ktoś mocno przywalił mu w twarz, a Calum? Zwyczajnie nabijał się z niego.
- No co, nie rwiesz dalej tej seksownej mamuśki? - śmiał się Calum, kiedy obaj wrócili na swoje poprzednie miejsce siedzenia.
- Oj weź ty się już zamknij! - warknął, był serio tym zaszokowany.

•••

- Lot Los Angeles - Sydney, został przesunięty o kolejne dwie godziny z powodu dużych komplikacji, związanych z pogodą. Prosimy o zachowanie spokoju i cierpliwości. Miłego dnia! - przesłodzone głos jednej z pracownic, rozprzestrzenił się po całym lotnisku. Wydobywający się z dużych głośników, umieszczonych w rogu ścian.
Słysząc do Calum, jedynie mocno tupnął nogą - okazując przy tym swoje niezadowolenie. Całkowicie inna historia była z Ashton'em. Blondyn mocno poderwał się z siedzenia i na cały głos, zaczął swoją niecodzienną popisówkę:
- Kurwa! Czekam tu od jebanych kilku godzin, a wy mi tu pierdolicie o jakimś głupim przesunięciu! Gówno a nie lotnisko! - darł się w niebogłosy.
Ochronieże z lotniska, których zadaniem było odpędzeniec fanek od Calum'a i Ashton'a, nie mogli tolerować niedopuszczalnego zachowania Ashton'a. Wzięli go obaj po ręke (mimo wszystko blondyn dalej sadził serie przekleństw) i przeprowadzili go pod same wyjście. Calum nie mogąc nic zrobic, pobiegł za ochraniarzami. Widząc jak osiłki wyrzucają Ashton'a z lotniska, Calum jedynie pokręcił przecząco głową.
- Tablid Cię zje stary - podszedł do Ashton'a, który szybko starał się doprowadzić do ładu.
- Tępe chuje! - warknął wściekle Ashton - mam kurwa więcej pieniędzy od nich, wszystkich!
Calum nie był już wstanie  byc wściekły na przyjaciela. Miał tego dość - a to, że zostali, a raczej Ashton został wyrzucony z lotniska, było mu już obojętne. Jedyne czego chciał to pizza, łóżko i dobry film. Już nawet nie myślał, o tym, że jego rodzina czekała na niego ze świątecznym obiadem. Nie myślał o tym, że nadal był skazany na swoich przyjaciół. Nie myślał.
- Ashton, wracamy do Luke'a i Michael'a - powiedział Calum.
- A co z twoją rodziną, nie pojedziesz do nich w święta?
- Eh, nie będę leciał bez przyjaciela - uśmiechnął się, po czym oboje ciągnąć swoje walizki skierowali się w stronę domu.

W końcu przyjaźń jest ważna, a każde poświęcenie, buduje  jej nowy fundament.

_____
Pisane o wieczorem wiec nie czepiać sie za niedociągnięcia xD
Miało go nie byc i choc było mało odzewu, napisałam druga czesc. Wiem ze niektóre rzeczy mogą byc nielogiczne ale ja sie na nie znam wiec cii xD

* - nie wiem jak nazywają sie poszczególne stanowiska ludzi na lotnisku
** - nie wiem jak to inaczej nazwac

Ja wiem ze marny ten dodatek, ale lubie takie cus pisac
CHCECIE JESZCZE KIEDYS JAKIS DODTEK? Jak tak tak kto z kim w roli głównej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro