Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zachód Słońca

*Ej mordeczki, szukam betareader do tego ff. Jakby ktoś był chętny, to niech do mnie napisze priv na watt, albo dsc (_octopuss_).*

Ledwie Suki wróciła na szkolenie, od razu została otoczona przez Roha i Azaliego. Obaj mężczyźni pytali, czy wszystko w porządku z jej rodziną, jak się czuje i czy nie potrzebuje w czymś pomocy.

Azali już otwierał usta, by coś powiedzieć, kiedy został wezwany przez generała Iroh. Poszedł za przełożonym, niczym potulny piesek. Roh i Suki odprowadzili go wzrokiem, cicho prychając, by powstrzymać śmiech.

Wzrok kobiety zszedł na generała. Czuła się trochę dziwnie, patrząc na niego. W końcu kilka dni temu pomagała mu w tajnej misji, a teraz zachowywał się, jakby nic się nie stało. Ba, zachowywał się, jakby jej nie lubił.

Na przykład dzisiaj rano chciała zapytać Iroh, co ominęła ze szkolenia. Zamiast normalnej odpowiedzi dostała tylko zirytowane spojrzenie i jedno niewyraźnie wypowiedziane słowo.

Całe szczęście, że znała więcej osób niż samego generała.

— Co robiliście, kiedy byłam w domu? — zapytała Roha tuż po porannym treningu.

Byli w drodze na śniadanie, więc brunet jeszcze nie wyglądał, jakby był w nastroju na rozmowy. Mimo to na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech i zaczął opowiadać o nauce latania samolotem i o treningu magii ognia.

Początkowo Suki myślała, że oprócz samolotów nie straciła za wiele. Wtedy dowiedziała się, że każdy niemagiczny żołnierz dostał nowy prototyp broni do przetestowania.

— Rany... A jak ci szła ta nauka? — kobieta żartobliwie uderzyła przyjaciela w ramię, na co się zaśmiał. Jego śmiech był tak przyjemny dla uszu...

— No wiesz, kiedy znowu będziesz spadać z wysokości, jestem całkiem pewny, że skoczę, by cię złapać — powiedział i spojrzał na szatynkę w taki sposób, że serce zabiło jej mocniej. — I nie martw się o te prototypy. Finalnie nie przeszły testów.

Podczas śniadania Suki z nikim za bardzo nie rozmawiała. Wszyscy byli i tak zbyt głodni, by zawracać sobie głowę czymś innym niż jedzeniem.

Podobnie było podczas ćwiczeń terenowych. Przynajmniej Suki starała się, by jej myśli nie schodziły z zadania. W końcu miała do nadrobienia ponad tydzień nieobecności.

Podczas obiadu Iroh ogłosił, że następnego dnia znowu odbędą się ćwiczenia z latania i będą trwać przez najbliższe dwa tygodnie. Normalnie powiedziałby o tym na porannej zbiórce, ale sam dopiero dostał informację od lotników.

Znaczy, taki był plan, o ile nie dojdzie do żadnego ataku na obóz. Jednak, kiedy mówił o możliwych przeszkodach, jego spojrzenie padło na Suki.

"Zupełnie, jakbym to ja była terrorystą..." pomyślała, czując opadającą ekscytację.

Pochłonięta przez własne myśli, początkowo nie zauważyła, jak Azali, siedzący obok niej, przepychał się z Rohem. Dopiero kiedy zamienili się miejscami, posłała w ich stronę pytające spojrzenie.

— No dawaj... — szepnął czarnowłosy, dając drugiemu mężczyźnie lekkiego kuksańca.

— O co wam chodzi?

— Bo Roh chciał zapytać-

— Chciałem! — przerwał przyjacielowi brunet, patrząc to na niego, to na Suki. — Nie no, twoja obecność mnie stresuje.

— Człowieku, jesteś na stołówce. Sam przyciągasz na siebie uwagę!

Cała twarz Roha stała się czerwona. Nie odpowiedział Azaliemu, zamiast tego skupiając się na jedzeniu zupy.

Dopiero kiedy Azali stracił uwagę, Roh zwrócił się do przyjaciółki.

— Widzę, że jesteś trochę nie w nastroju... Czy chciałabyś może wybrać się ze mną na klif? Wiesz, odwrócić uwagę i tak dalej...

— Roh, czy ty mnie zapraszasz na randkę? — zapytała Suki, ściszając głos do minimum.

— Je-jeśli się zgodzisz, to tak. Na randkę. Ze mną.

— Zgadzam się.

Kiedy dzień się zakończył, a wszyscy powinni szykować się do snu, Suki dostrzegła wielki problem. Nie miała w co się ubrać na randkę. Chciała wyglądać ładnie, ale mundur to mundur — będzie wyglądać tak, jak każdego innego dnia.

Przynajmniej dała radę zapakować na powrót swoje ulubione kosmetyki. Zrobiła sobie delikatny makijaż, bo niestety nic mocniejszego nie pasowało do ubioru.

Kiedy skończyła nakładać szminkę na usta, ktoś za nią stanął.

— Ładnie wy-wyglądasz — Rohowi zdawało się brakować słów, by powiedzieć cokolwiek innego.

— Ty również — odpowiedziała Suki, wstając ze stołka. I miała rację, mężczyzna ułożył swoje włosy w lekkim nieładzie, a nowa fryzura ładnie podkreślała jego oczy. Poza tym miał ogoloną twarz i bardzo ładnie pachniał. — Prowadź.

Oboje mówili ściszonymi głosami. Gdyby tylko ktoś (generał Iroh) złapał ich poza namiotem, mieliby pewnie problem. W takim wypadku pozostawało mieć nadzieję, że skończy się na karnych okrążeniach przed śniadaniem.

Dzięki letniej porze było jeszcze w miarę jasno, kiedy dotarli na miejsce. Słońce dopiero zaczynało zachodzić, zmieniając kolor nieba w ogniście pomarańczowy. Tak, zachody w Kraju Ognia były szczególnie piękne.

— Co robiłeś, zanim tu trafiłeś? — zapytała w którymś momencie Suki, odwracając się w stronę Roha.

— Pomagałem rodzicom w restauracji. Nie jest jakoś znana, ale mówię ci, są tam najlepsze grzyby szypułkowe. Sam nauczyłem się je przygotowywać z przepisu mojego prapradziadka.

To było naprawdę niesamowite dla Suki, by słuchać o życiu kogoś z zupełnie innej grupy społecznej. Pytała o dostawy, klientów, czy ją tam kiedyś zaprosi...

— Wystarczy o mnie — Roh nie był w stanie powstrzymać cichego śmiechu, kiedy widział ekscytację Suki. — Co ty robiłaś przed szkoleniem?

— No wiesz... Typowe rzeczy. Chodziłam na gale z różnymi ważnymi szychami, umawiałam się z synami biznesmenów... Wiesz, reprezentowanie rodziców.

— Właśnie nie wiem, powiedz mi więcej. Co się je na takich galach?

— Na pewno nie za dużo... Zobacz, jakie ładne chmury! — Suki nagle wskazała na niebo przed nimi. Słońce coraz bardziej topiło się w morzu, oświetlając im twarze ostatnią minutę.

— Lepiej już wracajmy. Zaraz będzie ciemno, a jeszcze musimy być żywi na treningu... — Roh obejrzał się wokół, czy na pewno nikogo nie ma. Powoli wstał z ziemi i podał rękę Suki.

— Tak. Lepiej wróćmy, zanim ktoś zobaczy, że nas nie ma.

— I tak nie ominą was karne okrążenia - z gąszczu nagle wyszedł Iroh. Miał minę niczym zawiedziona matka, która właśnie nakryła swoje nastoletnie dziecko na zabawach w środku nocy.

Tyle wystarczyło, by oboje pospiesznym krokiem i bez słowa wrócili do obozu. Choć i tak minęło trochę czasu, zanim Suki się położyła — musiała jeszcze zmyć makijaż. 

***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro