Przyłapani
WESOŁYCH ŚWIĄT
Roh i Azali od razu domyślili się, że Suki mogła trafić do namiotu medycznego. Pytanie brzmiało: co sobie zrobiła?
Początkowo mężczyźni szli do niej we dwójkę, ale tuż przed wejściem Azali wepchnął przyjaciela do środka, po czym uciekł.
Roh stał w wejściu, wmurowany ze strachu. Patrzył na Suki, która na szczęście siedziała przy stoliku cała i zdrowa, sącząc herbatę.
Nie był w stanie nic powiedzieć. Na sztywnych nogach podszedł do kobiety i powoli położył dłoń na jej ramieniu, lekko je trąc.
Suki spojrzała na niego, oczy miała lekko zaczerwienione.
— A ty co myślisz? Katastrofa ze mnie... Koszmarne lądowanie... Powinnam wrócić do domu i zapomnieć o karierze wojskowej, nie nadaję się...
— Ja? Ja... nie miałem szansy lądować. Mój instruktor to zrobił. I... I uważam, że jesteś bardzo odważna — wydusił z siebie, zaciskając rękę na jej przedramieniu. Jej potok słów przyprawiłam go o zawał serca.
Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Suki.
— Naprawdę?
— Tak. Jesteś... Jesteś naprawdę bardzo odważna. Ja... Ja bym już dawno uciekł wystraszony, chociażby po tym, jak źle strzeliłaś z broni... Gdybym to był ja, to już dawno byłbym w domu i piekł grzyby szpułkowe...
Suki zachichotała na wspomnienie o gotowaniu. To spowodowało, że zawstydzenie, jak i lekki strach, zmalały u Roha.
— Dziękuję... Potrzebowałam tego.
Kobieta powoli wyciągnęła ręce i objęła mężczyznę. Ten, lekko niezdarnie, oddał gest, rumieniąc się na tak bliski kontakt.
— Żaden problem. Ja tylko mówiłem, co myślę.
Roh spojrzał na kobietę. Powoli zaczął się nachlać w jej stronę, wpatrzony w jej zaczerwienione oczy. Teraz już nie wyglądały na smutne, ani na spanikowane. Zamiast tego ładnie migotały.
Suki również zbliżyła się w jego stronę. Wpatrywała się z radością w jego skupioną twarz, próbując odgadnąć, o czym myśli.
Wtedy ich usta spotkały się w krótkim pocałunku. Przyjemne mrowienie pozostało na ich ustach, kiedy się od siebie odsunęli.
— Przepraszam. Powinienem był zapytać... — zaczął Roh, a jego twarz była cała czerwona.
— Za co przepraszasz? Przecież odpowiedziałam.
To tylko powiększyło rumieniec mężczyzny. Znaczy, o ile było to możliwe.
— To... To jak tak to wygląda... To możemy kontynuować po tym, jak zdobędziesz licencję pilota...
— Powinieneś zostać mówcą motywacyjnym.
Oboje zaczęli się śmiać, kiedy nagle przerwało im głośne chrząknięcie.
Para natychmiastowo od siebie odskoczyła, Suki niemal spadła z krzesła. Oboje spojrzeli przerażeni w stronę wejścia, gdzie stał Iroh.
— Pa-pan generał!
— Ja naprawdę nie chcę się bawić w przyzwoitkę. Romanse proszę uprawiać poza szkoleniem.
Suki i Roh pokiwał głowami, cali czerwoni.
— Tak jest.
— Skupcie się na szkoleniu, oboje dostaliście pochwały od instruktorów. Nie zaprzepaśćcie tego. Jeśli jeszcze raz was przyłapię, zostaniecie wyrzuceni.
— Tak jest.
— Dobrze. To teraz ważniejsza sprawa. Mam dla was zadanie.
To przykuło uwagę obu szeregowych na tyle, że zapomnieli o wstydliwej sytuacji.
— Muszę się wybrać do Miasta Republiki. Przez pewien czas na moje zastępstwo będzie tu kapitan Shain. Macie mi zdać dokładny raport, kiedy wrócę. Zrozumiano?
— Tak jest, generale.
***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro