Po Wypadku
Esam spadał, nabierając coraz większej prędkości. Żołnierze, którzy jako pierwsi wyskoczyli i zdołali wylądować, obserwowali przerażeni, jak mijał innych szeregowców. Czas jakby zwolnił, sekundy ciągnęły się niczym godziny.
Samolot rozbił się na wzgórzu, a wybuch spowodował falę powietrza, przewracając, lub zmieniając kierunek lotu oddziału.
Mężczyzna wziął głęboki wdech, a ogień popłynął z jego dłoni i stóp. Próbował spowolnić upadek, płomienie stały się tak silne, że paliły jego skórę. Zdołał zatrzymać się dwa metry nad ziemią, po czym ponownie spadł, tym razem wolniej. Uderzył ciężko w ziemię, poparzony.
Żołnierze od razu zgromadzili się wokół, spanikowani.
— Gdzie jest medyk? — słychać było przerażone pytania.
Niestety, nigdzie takowego nie było. Roh z innym szeregowym zrobili prowizoryczne nosze i przenieśli na nie Esama.
— Musimy... Musimy go zanieść do miasta...
— Ja poprowadzę. Wiem, gdzie iść. — zgłosiła się Suki, a mężczyźni kiwnęli w jej stronę głową. — Wszyscy baczność, ustawić się w dwie kolumny!
Ku zaskoczeniu kobiety, koledzy posłuchali. Ruszyli marszowym krokiem w stronę miasteczka Hinti.
W oddali zaczęły malować się budynki i kominy fabryki. Nogi Suki się trzęsły. Ledwo była w stanie chodzić. Podejrzewała też, że jej koledzy czuli się podobnie. Ale musieli wziąć się w garść, w końcu Esam potrzebował pomocy medycznej.
Wreszcie w oddali dostrzegli, jak Shain z resztą oddziału szedł pośpiesznym krokiem w ich stronę.
— Baczność! — krzyknął, kiedy byli wystarczająco blisko. — Pi-, Pippin-, Suki, wystąp! Zdaj raport!
Problemy z wypowiedzeniem nazwiska kobiety rozładowały sytuację. Wzięła głęboki wdech, próbując ułożyć myśli.
— Tak jest, generale. Coś... coś się stało z samolotem, i... Był alarm. Esam poinstruował nas i się ewakuowaliśmy. Jego spadochron nie zadziałał.
— Żyje?
— Tak, generale. W ostatniej chwili zatrzymał się dzięki tkaniu ognia, ale spowodowało to liczne poparzenia.
— Zrozumiałem. Dobra robota. Za mną!
Żołnierze ruszyli, na przodzie niosąc rannego. Przeszli przez miasteczko i dotarli do prowizorycznej bazy wojskowej. Esam został zaniesiony na łoże, a Shain pobiegł do telefonu, by wezwać lekarza.
Suki usiadła z boku i odetchnęła głęboko. Obok niej przysiedli się Roh i Azali, równie zmęczeni.
— Dobra robota, Roh. Te nosze... wykazałeś się.
— Dzięki... Ty też dobrze zrobiłaś, przejmując inicjatywę.
— Cholera, nie będę w stanie spać przez ten wypadek... — przerwał im Azali, wzdychając. — Napiłbym się czegoś...
— W Hinti jest bardzo fajny bar, całkiem tani... Ciekawe, czy pozwolą nam wyjść.
Obaj mężczyźni pokręcili głowami. Byli na szkoleniu, nie na misji. Jeśli już, to zaraz generał ich zwoła i każe dalej trenować.
Żołnierze zostali wezwani na plac i zbiegli się tam w pośpiechu. Przed nimi stanął drugi pilot.
— Generał jest zajęty formalnościami dotyczącymi wypadku. Z powodu sytuacji stresowej, macie wolne do końca dnia. Tak, możecie wyjść z bazy. Rozejść się!
— Tak jest!
Mężczyźni spojrzeli po sobie, po czym otoczyli Suki.
— Prowadź do baru — rozkazali, na co szczerze się roześmiała.
***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro