Dzień Wpadek
Poranny trening wydawał się trudniejszy niż zazwyczaj. Niby Suki spała podobną ilość godzin co zazwyczaj, ale z trudem powstrzymywała ziewanie. Jedynym, co pomogło jej przetrwać aż do śniadania, było towarzystwo uśmiechniętego Roha. Okazało się to niezwykle potrzebne szczególnie podczas karnych okrążeń.
— Co ty taka martwa? — zapytał Azali, kiedy przyjaciele w końcu przyszli. — Nie wróciliście aż tak późno. W końcu mamusia was znalazła — dodał szeptem, aby Iroh na pewno go nie usłyszał.
Śmiech kobiety poderwał niektórych przysypiających. Roh jakby skulił się w sobie, kiedy uwaga została skierowana w ich stronę.
— Wyobraź sobie, nie mam płynu do demakijażu. Z samym mydłem rzęsy trochę ciężko schodzą.
— Widzę. Wciąż masz niewielkie ślady. I jak było? Roszek cię nie zanudził? — Azali dał delikatnego kuksańca kobiecie, cicho się śmiejąc.
— Wiecie, że tu jestem, prawda? — mężczyzna tylko oparł twarz na dłoni i kontynuował śniadanie w ciszy, tylko przysłuchując się rozmowie. Sam był niedospany, bo z podekscytowania nie był w stanie zasnąć.
Mężczyzna nagle wyprostował plecy, udając, że jest wypoczęty.
— Nie ziewaj teraz — szturchnął lekko Suki, po czym wskazał głową na generała, który miał utkwione w nich spojrzenie.
Azali zerknął w tym samym kierunku, co przyjaciele, po czym parsknął śmiechem, po chwili krztusząc się śliną.
— Opowiem o was moim dzieciom. Miło było was poznać — szepnął, dalej mając problemy z oddychaniem. — Zaraz zbiórka.
***
Roh i Suki nie usłyszeli ani jednej uwagi dotyczącej ich... Złamania zasad. Pewnie nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie gadulstwo ich przyjaciela. Rozeszło się to tak bardzo, że nawet podczas latania nauczyciel zapytał kobietę, czy randka się udała.
Przez przypadek pchnęła dźwignię za mocno, przez co samolot zaczął lecieć za bardzo w górę. Mężczyzna na szczęście szybko zareagował i wyprostował kierunek lotu.
— Spokojnie... Pani wyluzuje, to był żart. Co się takiego stało?
— Przepraszam... Trochę zmęczona jestem.
Mężczyzna zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.
— Fakt, kolega nudne robi te wykłady. Mówiłem mu "Jozun, dodaj jakieś żarty, bo ci szeregowcy pozasypiają." I wiesz, co mi odpowiedział? — Suki mruknęła pytająco, na dowód, że słuchała. — "Esam, latanie to zbyt poważna sprawa". I są efekty. Spadasz.
Suki szybko wyrównała lot. Miała ogromny problem ze skupieniem się, bez względu na to, jak bardzo lubiła latać.
W końcu nauka się skończyła, a szatynka mogła wylądować. Znaczy, miał to zrobić jej instruktor, ale stwierdził, że chce ją przetestować.
— Teraz powoli i delikatnie. Ledwie muśnięcie, jakbyś całowała brata... — szepnął, kiedy zbliżyli się do ziemi. Porównanie lekko rozbawiło Suki, przez co znowu ręka jej drgnęła.
Chyba cud sprawił, że ucierpiało tylko podwozie. Kół już nie było, samolot nadawał się tylko do naprawy. Przynajmniej się zatrzymał i nie powstał pożar.
Suki siedziała nieruchomo, trzymając mocno kierownice. Dopiero po chwili z jej ust wydostał się ciężki oddech. Wpatrywała się przed siebie, aż poczuła czyjś dotyk na ramieniu.
— Nieźle mnie wystraszyłaś — powiedział Esam. — Dobra robota, nic nam nie jest. Chodź, wysiadamy.
Kobieta nie zareagowała. Nie odezwała się, kiedy mężczyzna złapał ją za rękę i pociągnął w górę. Stanęła na kilka sekund, po czym nogi jej zmiękły.
— Kurwa, żyj! Przecież wylądowałaś — krzyk Esama sprawił, że Suki na niego spojrzała. W jej oczach malowało się czyste przerażenie.
Czarnowłosy oparł na sobie szatynkę, po czym wyciągnął z samolotu. Na ziemi Suki też nie była w stanie stać za długo. Na szczęście wtedy złapał ją Iroh.
— Co się stało? — zapytał, spoglądając podejrzliwie na pilota.
— W szoku jest, ale nic się nie stało. Oprócz kosztów naprawy samolotu, to znaczy.
Minęło kilkanaście minut, samoloty lądowały, a przyszli żołnierze zbierali się na zbiórce. Brakowało tylko Suki, a zniszczony samolot świadczył, że wpadła w kolejne kłopoty.
W skrzydle szpitalnym kobieta dostała herbatę i kawałek czekolady. Była cała, nic nie złamała, nie skręciła, ani nie zwichnęła. Dalej oddychała ciężko, przez co strasznie kręciło jej się w głowie.
— Czy na pewno się nadaję...? — szepnęła do siebie, wpatrując się w parujący kubek. — Może rodzice mieli rację...
***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro