Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 - Transakcja z piekłem


Dom wydawał mu się początkowo większy. Gdy znalazł się w środku odkrył, że jest tam intymniej niż myślał. Jego wielkim apartament w Los Angeles był gigantem w porównaniu z tym metrażem. Domy, jakie posiadał, zarówno w Stanach jak i Europie, wielkością biły na głowę jej niewielki domek. W pierwszym momencie trochę go to przeraziło. Dół nadawał się jedynie do relaksu i codziennego użytku. Jedyną prywatność mógł mieć na górze, a tam były zaledwie dwie sypialnie. Zaś obecność dziewczyny trochę go onieśmielała. Szybko się jednak zorientował, że ona przeniosła się na strych, który jak się okazało był zagospodarowany i przerobiony na pracownię.

Pokój w którym go ulokowała, był bardzo przytulny. Całkiem duży i z fajną wnęką, zabudowaną meblościanką, która na samej górze miała kilka półek z książkami, od połowy zaś wbudowane były tam matowe luksfery. Po drugiej stronie stało całkiem duże łóżko, które, oddzielone meblościanką, było niewidoczne, dzięki czemu było tam jeszcze intymniej.

Nie miał praktycznie żadnego bagażu, więc po wrzuceniu do szuflady komody zawartości plecaka, w którym było zaledwie kilka podkoszulek, jedne dżinsy i jakaś bielizna, stwierdził, że będzie musiał zrobić jakieś zakupy. To wszystko było takie nieprzemyślane.

— Co ja tu właściwie robię? — szepnął i podszedł do okna, które otworzył na oścież, wpuszczając do środka chłodne powietrze nadchodzącego wieczoru.

Po chwili z westchnieniem ruszył w stronę drzwi. Musiał zejść na dół i pogadać z dziewczyną, nie mógł przecież zaszyć się w pokoju. Właściwie to najzwyczajniej w świecie tego nie chciał. Nie chciał obtykać się z dwoma kulami, więc jedną z nich zostawił przy łóżku i wyszedł. Wiedział, że nie powinien się forsować, a był zmęczony podróżą. Ale przecież miał tylko zejść na dół. Nie chciał też, aby Hell myślała, że konieczne są obie kule. Jedną dłonią opierając się o poręcz schodów zszedł na dół. Już na górze słyszał dobiegającą z dołu muzykę. Skillet, uśmiechnął się pod nosem, miała podobny gust muzyczny, przynajmniej jak do tej pory. W samochodzie 3 Doors Down i Zero Asolutto, nietypowa mieszanka jak na dziewczynę, wziąwszy pod uwagę to, że idealnie trafiła w jego gust muzyczny.

— Bierzesz jakieś lekarstwa? — zapytała i nie czekając na odpowiedz, kontynuowała: — Musisz robić jakieś badania, albo chodzić do lekarza, albo...

— Tylko lekarstwa.

— A rehabilitacja? Nie musisz mieć jakichś wizyt u terapeuty? Będziemy gdzieś jeździć? — dociekała, a on pomyślał, że Inga nigdy go o takie sprawy nie pytała.

— I tak i nie — odparł i wszedłszy do kuchni, oparł się o jedną z szafek i przyglądał się jak czegoś zawzięcie szuka w lodówce.

— Co przez to rozumiesz? — zapytała.

— Rehabilitacja postawiła mnie na nogi. Więcej nie da się już zrobić — powiedział cicho, a jej zrobiło się smutno.

— Nie jest tak źle. Utrzymasz w dłoniach młotek, więc będziesz w stanie naprawić schody, myślę, że do innych rzeczy również się nadasz — powiedziała i zarumieniła się, po czym od razu odwróciła się w drugą stronę, aby to ukryć.

„..i tak się zastanawiam, czy jak jesteś, to możesz, no wiesz, o tych sprawach piszę. Chodzi mi czy masz wzwód. Bo w sumie to w pozycji gdybym na tobie usiadła i się poruszała..". Na wspomnienie swych maili, miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zdawała sobie sprawę, że on na pewno to czytał. Wiedziała też, że będzie to musiała mu jakoś wytłumaczyć. Prawdopodobnie domyślił się, że była pijana, ale powinna jeszcze jakoś wyjaśnić to, że takie rzeczy przychodziły jej do głowy, bo niby skąd się to brało?

— Myślę, że powinienem sobie poradzić — usłyszała i spojrzała na niego rozkojarzona. — Z młotkiem i schodami — dodał z uśmiechem.

— Ach tak, rozumiem. Przepraszam, zamyśliłam się — szepnęła. — Powiedziałeś i tak i nie. Potrzebny ci terapeuta? A może..

— Nie martw się tym. Wiem jak sobie radzić. Jedyne od czasu do czasu masaże, lewa noga jest praktycznie do niczego i..

— Wygląda podobnie do prawej, więc skoro jest do niczego, to w takim razie obie są do niczego — przerwała mu, a on parsknął śmiechem.

Co ona takiego w sobie miała, że potrafiła odciągnąć jego myśli od tej całej popieprzonej sprawy, jaką było teraz jego, nazwijmy to po imieniu, kalectwo?

— W każdym razie kiedyś wyglądało to lepiej — powiedział i puścił jej oczko. — Pomóc ci?

— W czym? — zapytała, patrząc na niego zdziwiona.

— Nie wiem. W tym, co robisz, w sumie to nie mam pojęcia co, ale chętnie pomogę. Powiedz tylko, co mam robić.

— Kolację. To znaczy ja robię kolację — palnęła i wyjęła z lodówki jakieś pudełka. — Wiesz co, musisz wiedzieć, że ja niezbyt umiem gotować. Zazwyczaj robię sobie coś na szybko. Mieszkam sama i nie zawracam sobie głowy takim głupotami. Gdy przyjeżdża Ian to zawsze gotuję. A on zawsze kłamie, że to mu smakowało — zakończyła rozbrajająco, a on roześmiał się.

— Brzmi zachęcająco — powiedział, a zobaczywszy jak powiększają jej się oczy, dodał: — Na mnie nie licz, ja też nie umiem gotować. Co tam masz? — zapytał skinąwszy głową w stronę pudełek, które wyjęła z lodówki.

— Jakieś mrożonki, ale szczerze mówiąc to nie wyglądają zachęcająco. — Spojrzała na tekturowe pojemniki, po czym wyrzuciła je do kosza na śmieci. — Mam gdzieś pizzę, właśnie jej szukam — oświadczyła i ponownie wsadziła głowę do lodówki, tym razem na dole.

— Wiesz co, a może po prostu zrobimy kanapki? — zaproponował, a ona westchnęła z ulgą.

— Całkiem dobra opcja — oświadczyła.

Po chwili siedzieli w salonie i konsumowali przygotowaną przez siebie kolację. Obserwował ją, początkowo była trochę zmieszana. Do tego momentu była czymś zajęta, więc rozmowa była trochę luźna. Teraz siedzieli obok siebie i mieli możliwość skupienia się na sobie bezpośrednio. Dziewczyna wydawała się być zakłopotana. Jednak, gdy zaczęli rozmawiać, ona rozluźniła się. Później otworzyli butelkę wina i spędzili przyjemny wieczór. Wiedział, że nie powinien pić, gdyż cały dzień nie brał lekarstw, ale olał to, miał ochotę na jakikolwiek alkohol. Szczerze mówiąc, to od jakiegoś czasu miał ochotę urżnąć się w trupa. Wiedział jednak, że tego wieczoru to nie nastąpi.

Zastanawiał się, dlaczego właściwie napisała do niego tego maila. Była atrakcyjna i był pewien, że ma powodzenie u mężczyzn. Z pozoru wydawała się być roztrzepaną osóbką, ale w jej wzroku czaiły się jakieś szatańskie ogniki, które sprawiały, że był pewien, że Hell nie jest zwykłą dziewczyną. Samo to, że bez oporów wysłała mu tego maila z propozycją „wykorzystania go". Tylko jak ona sobie to wyobrażała? Nie mógł się wypierać, że nie imponowało mu to w jakimś stopniu. Ładna i utalentowana dziewczyna proponuje mu seks.. kurcze, jakie to było dziwne. Ta cała transakcja to jakiś chory pomysł. Bił się z myślami, co teraz powinien zrobić, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że on również złożył jej nietypową propozycję. Chciał być jej potrzebny i gdy ją spotkał, to poczuł się w jakimś stopniu potrzebny. Poczuł również dziwną potrzebę jej. Chciał tu być i jeżeli miał jakieś wątpliwości i wahania, to po dotarciu na miejsce one osłabły. Druga część jego propozycji zawstydzała go. Przecież nie można się w kimś zakochać tak po prostu na żądanie. A on nie miał zamiaru rozkochiwać jej w sobie, bo wiedział, że nadal kocha Ingę, a nie byłoby to w porządku wobec żadnej ze stron.

Gdy poszła na górę, wciąż zadawał sobie pytanie, czego ona tak naprawdę od niego oczekuje. Chciała się z nim kochać, ale do diabła, jak to niby miało wyglądać? Miał iść do jej sypialni i odbębnić robotę, a później wrócić do siebie? Roześmiał się i nalał sobie whisky, po czym opróżnił szklankę.

— Po prostu muszę z nią porozmawiać — szepnął i ruszył w stronę schodów.

Droga na górę nie była łatwa. Nie poruszał się jeszcze o kulach dość sprawnie, tak, aby nie mieć problemów z wejściem po schodach. Zmęczenie oraz wypity alkohol również przyczyniły się do tego, że gdy był już na górze odczuwał ból w lewej nodze. Wiedział, że powinien wziąć leki i położyć się jak najszybciej do łóżka, ale najpierw musiał z nią porozmawiać.

Usłyszał hałasy za drzwiami, które od razu otworzył i wszedł bez zastanowienia do łazienki. Jego bezmyślność zaowocowała tym, że wpatrywał się teraz w zaparowaną kabinę prysznicową, przez którą widział zarys ciała dziewczyny. Co powinien zrobić? Oczywiście, powinien wyjść, zejść na dół i poczekać na nią, albo iść do siebie i położyć się spać. A co zrobił? To było oczywiste. Stał i gapił się na nią jak kretyn, nie mogąc oderwać oczu od widoku jej ciała. Nie przestał się w nią wpatrywać nawet wtedy, gdy wyszła spod prysznica.

— Gianluca... — usłyszał jak szepcze jego imię i chaos, jaki miał w głowie powiększył się.

— Przyszedłem... chciałem... musimy porozmawiać.

— O czym porozmawiać? — zapytała niepewnie, a on ujrzał spływającą po jej policzku krople wody, którą starł kciukiem.

— O naszej współpracy — usłyszała i przełknęła ślinę.

— Chcesz teraz o tym rozmawiać?

— Tak. Chcę teraz — powiedział i zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, przygarnął ją do siebie i pocałował.

Rozmowa z nim, wypity alkohol i wszystkie te emocje sprawiły, że kręciło jej się w głowie już zanim weszła pod prysznic. Chciała ochłonąć i liczyła, że stanie się tak, gdy wejdzie pod relaksujące strumienie wody. Jednak to nie pomogło, a w momencie, gdy wychodząc, ujrzała go, stojącego przy kabinie i wpatrującego się w nią tak bezwstydnie, ogarnęło ją szaleństwo. Tylko spokojnie, opanuj się. Pewnie chce powiedzieć dobranoc, myślała, ale w jego wzroku widziała, że wcale nie chciał jeszcze spać. Ona również tego nie chciała, a to, czego teraz pragnęła, w jakimś stopniu przerażało ją. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło, gdy zaczął mówić o współpracy. Chciał teraz robić zdjęcia? To było dziwne. Jednak w chwili, gdy ją pocałował zgłupiała do reszty. Miała ochotę go o coś zapytać, a jednocześnie nie miała ochoty odrywać od niego ust już nigdy. Wszystko było takie zwariowane. A on tak dobrze całował. To wszystko było takie niespodziewane. Miała na sobie jedynie ręcznik, a on był całkowicie ubrany. Usłyszała jakiś trzask i zorientowała się, że upadła kula, którą on się nawet nie przejął. To trochę ją otrzeźwiło.

— Co to... co to było? — wyszeptała. ciężko oddychając.

— Nie przejmuj się, to tylko kula — odparł, nie przestając jej całować. Poczuła jak delikatnie rozsuwa materiał ręcznika i pomyślała, że za moment zwariuje.

— Nie mówię o kuli — powiedziała, a on odsunął się od niej lekko i spojrzał na nią zdezorientowany. — Mówię o tym — wyszeptała i pocałowała go.

Całował ją, co jakiś czas próbując się powstrzymywać, ale kiepsko mu to wychodziło.

— Nie wiedziałem, kiedy i jak będziesz chciała... Nie miałem pojęcia czy...

— Co będę chciała?

— Kochać się — usłyszała jego szept i poczuła nagle oblewające ją gorąco.

Momentami miała wątpliwości czy to gorąco jest spowodowane tym, co powiedział i słowami, które zawarły wszystko to, co od kilku godzin gdzieś tam plątało się w zakamarkach jej umysłu, czy być może tym, że tak naprawdę to nie miała pojęcia, co się dzieje.

— Dlaczego myślałeś... skąd wiedziałeś, że ja... — plotła coś, choć w głębi duszy przeczuwała, że najlepiej zrobiłaby gdyby zamknęła się i pozwoliła sobie na tą chwilę szaleństwa.

— Nie wiedziałem czy chciałaś w pokoju, czy... przepraszam, tłumaczę się jak dzieciak. Ale to dlatego, że nie wiem jak to sobie wymyśliłaś i nie chcę...

— Co sobie wymyśliłam? — Powoli zaczynało docierać do niej, że coś jest nie tak.

— To, że mam się z tobą kochać — usłyszała i zamarła. Że co?

— O czym ty mówisz? — zapytała, próbując ochłonąć, ale nie wiedziała jak długo da radę się opamiętywać w sytuacji, gdy on wciąż ją całował i nie zamierzał przestać.

— Napisałaś w mailu, że chcesz się ze mną kochać.

— Słucham?

— Pisałaś o „współpracy" i... O boże. Tobie nie o to chodziło? — usłyszała i spojrzała w jego oczy, których źrenice, co chwila zmieniały kształt.

— Ja nie...

— O Chryste, ale ze mnie idiota — wyszeptał, odsuwając ją od siebie. — Ty nie chciałaś się ze mną kochać.

— Nie, to znaczy tak... Gianluca, ja... mi chodziło do prawa autorskie do ciebie — wyszeptała, a on spojrzał na nią pytająco.

— Prawa autorskie, do mnie? Niezbyt rozumiem, chciałaś mnie...

— Do twoich oczu — wyszeptała, a on spojrzał na nią i westchnął. — Chciałam zdjęcie twych oczu, na okładkę mojej książki.

Oczy, okładka, książka.. to było w jakiś sposób zrozumiałe. Wszystko zaczęło układać się w sensowną całość. Dziewczyna chciała prawa autorskie do zdjęcia, a on wygłupił się i zażądał w zamian jej miłości. Jakie to epickie. Co miał teraz zrobić? Przeprosić ją i wyjechać?

— Hell, nie mam pojęcia jak to mi się tak mogło wymknąć w rąk. Zwykłe przepraszam nie wystarczy w tym przypadku i nam nadzieję, że choć spróbujesz mi to wybaczyć. Jutro z samego rana...

— Chcesz wyjechać? — zapytała.

— Nie chcę — powiedział, wpatrując się w te jej cholernie fascynujące oczy. — Ale muszę.

Była jakaś inna. Nie miał pojęcia jak ona funkcjonuje, wydawała się być zaprzeczeniem wszystkiego tego, co do tej pory odkrywał w kobietach. Pragnął jej w tym momencie tak bardzo, że ciężko było mu się opanować i oderwać od niej. To było dziwne, ale w jakiś zadziwiający sposób odnajdywał się przy niej we wszystkim i czuł się z nią rewelacyjnie, wszystko inne gdzieś odpływało, a on czuł się bezpiecznie i komfortowo. Jednak jak to wyglądało z tej drugiej strony. Zażądał, aby zabrała go do siebie i zakochała się w nim, a teraz jeszcze wszedł do łazienki i rzucił się na nią. Co ta dziewczyna mogła sobie o nim pomyśleć?

— Nie musisz — usłyszał jej cichy szept i poczuł jak niepewnie wsuwa dłoń miedzy jego włosy. — I nie wyjedziesz.

— Hell, pragnę zostać, ale nie mogę cię narażać na..

— Shhh — przerwała mu i położyła swój palec na jego usta. — Jesteś mi potrzebny — wyszeptała i wtuliła się w niego.

— Ty mi również — usłyszała.

W tamtym momencie żadne z nich już niczego nie powiedziało, jednak oboje wiedzieli, że faktycznie byli sobie potrzebni. Zdawali sobie również z tego sprawę, że właśnie coś się zaczęło.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro