Rozdział 1 - Teraz
Było już dobrze po północy, a ona siedziała jeszcze przed monitorem komputera i robiła ostatnie poprawki. Tak naprawdę ta powieść była już od bardzo dawna ukończona, teraz pozostała jeszcze niewielka korekta i drobna estetyka, którą robiła nieustannie.
Szczerze mówiąc była już nieco znużona powrotami do historii, którą stworzyła już dawno temu. Liczne poprawki oraz modyfikacje wyczerpywały ją, jednak ten tekst był dla niej czymś więcej. Świętym Gralem, a zarazem pietą Achillesa. Nie miała pojęcia dlaczego, ale z jakiegoś powodu nie chciała nigdy upublicznić tej powieści. Wciąż wymyślała jakieś irracjonalne powody, aby odwlec to w czasie, ale stawało się to coraz trudniejsze. Tekst zbyt ewoluował, a ona obawiała się, że starci swą pierwotną formę, do tego nie chciała dopuścić. Notorycznie wracając do fabuły za każdym razem coś poprawiała, dopisywała coraz większe treści, tak, że teraz objętość uległa zmianie. W którymś momencie ze zgrozą stwierdziła, że jeszcze trochę i będzie to zupełnie inna powieść, a to byłaby katastrofa, ponieważ dla autora nic nie jest cenniejsze, niż pierwszy napisany przez siebie tekst. Z czasem wyrabia się styl, nabiera wprawy w pisaniu i poczucia pewności. Jednak pierwsza powieść jest zawsze najważniejsza. Jest kluczem, który otworzył drzwi do czarodziejskiego miejsca, w którym pisarz znalazł wielowymiarowy świat, do miejsca, w którym odnalazł możliwość oderwania się od rzeczywistości. Możliwość dokonania tego, co nie jest dane zwykłemu człowiekowi. Stworzyć coś z niczego, coś, co przetrwa dziesiątki, setki lat. Coś, co pozostanie nawet wtedy, gdy jego twórcy już nie będzie.
Ludzie sadzą drzewa, budują domy... Jednak czas zabiera drzewo, niszczy dom. A stworzona przez autora historia jest wieczna, absolutnie nic nie jest w stanie jej zniszczyć, nawet czas. Pisarz znalazł sposób na nieskończoność, nieśmiertelność... Ludziom trudno jest zrozumieć autora, ponieważ jego spojrzenie na świat zawsze będzie inne.
Czasem wychodziła z domu, szła do jakiegoś centrum handlowego, stawała na samym środku głównego holu. Stała tak w miejscu, mijana przez ludzi i rozmyślała. Była taka inna... Niewidzialna... Wśród setek, tysięcy ludzi, którzy przeszli obok niej... Była dla nich standardową, szarą jednostką, mrówką w wielkim mrowisku. Była tak różna od tych wszystkich ludzi, którzy przechodzili obok niej, nawet nie zwracali na nią uwagi. A ona... Widziała ich wszystkich i potrafiła spojrzeć na świat ich oczami. Czuć tak, jak każdy z nich. Nigdzie się nie spieszyła, a zarazem biegła w różnych kierunkach jednocześnie. Widząc tych ludzi, pisała ich historie.
Mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce, trzymający w ręku kask, miał zaraz wsiąść na motor i odjechać do dziewczyny. Chcąc zrobić jej niespodziankę, zastałby ją w łóżku ze swym bratem, którego zabiłby kaskiem trzymanym obecnie w dłoni. Poirytowana, podstarzała kobieta z wielkim tapirem na głowie i przesadnym makijażem, za moment wsiądzie w taksówkę i pojedzie do chirurga plastycznego, a tam podda się operacji zmiany płci, po której zapadnie w śpiączkę, a gdy się z niej obudzi, okaże się, że jednak nadal czuje się kobietą.
Pisała historie, nie myślała standardowo, żeby iść do domu, ugotować obiad, nakarmić kota, odrobić z dziećmi lekcje, umyć okna, zrobić pranie etc... etc... Jej świat był chaotyczny, myjąc okna myślała o kolorze kasku, który miał być narzędziem zbrodni, robiąc pranie nie myślała o kocie, ani o dzieciach, ale o tysiącu innych spraw, które już za moment miała zamiar przelać na papier. Chociaż w sumie... ani kota ani dzieci nie miała, ale nawet gdyby miała, to i tak myślami błądziłaby przy stole operacyjnym, w podświadomości mając jedyne pragnienie, aby jak najszybciej znaleźć się wreszcie w swym pokoju i w ciszy schować w innym świecie. Wylać z głowy słowa, których z każdą chwilą zbierało się coraz więcej. I niecierpliwiła się coraz bardziej, chcąc udać się tam, gdzie tylko ona mogła robić wszystko to, czego chciała i nikt inny nie miał wpływu na to, co tworzyła.
Zanim zaczęła publikować swe powieści, pracowała przez kilka miesięcy, jako tłumaczka, jednak czuła więcej, potrafiła więcej i mając w ręku czyjś tekst, myślała tylko o tym, że coś ją ogranicza, krępuje. Miała spętane ręce i jedynie, co mogła, to zmagać się z czyimś tekstem. Pracą kogoś innego. Czuła się jak intruz, szczególnie wtedy, gdy widziała niedoskonałości, które chciałaby poprawić po swojemu. Miała jedną możliwość. Wejść na wyższy poziom, napisać swą własną historię. Tak też zrobiła. Zrzuciła pęta, które krępowały jej dłonie i przekroczyła granicę, której nie mogła przekroczyć pracując, jako tłumaczka.
I wtedy... wtedy poczuła się wolna i spełniona. Jednak tej jednej powieści, która była kluczem do wolności, nigdy nie opublikowała. Zachowała ją dla siebie, ponieważ była dla niej zbyt cenna, choć gdzieś w głębi duszy czuła, że również na nią przyjdzie czas. I tak się stało.
W tym momencie Elle Parker była cenioną, poczytną pisarką. Nie była nowicjuszem, wręcz przeciwnie. Pomimo młodego wieku na swym koncie miała już wiele wydanych powieści, które cieszyły się popularnością zarówno w kraju, jak i za granicą. Jednak swe pierwsze dzieło miała zaprezentować swym czytelnikom dopiero teraz, choć miała świadomość tego, że jest to prawdopodobnie najlepsza z napisanych przez nią powieści.
W tej chwili była już na takim etapie, że chciała jak najszybciej to skończyć, dopiąć wszystko na ostatni guzik i dostarczyć do wydawnictwa, jakby w obawie, że może się jeszcze rozmyślić. I być może miałaby to już za sobą, gdyby nie jeden drobny szczegół. Okładka książki. Niby prozaiczna sprawa, jednakże dla niej była dość istotna. Obraz, który wizualizowałby treść jej powieści, musiał sprawić, że poczułaby, iż to jest właśnie ten właściwy moment. Właśnie tak, jak było z podjęciem decyzji o wydaniu tej powieści.
* * *
Któregoś wieczoru siedziała, jak zawsze na tarasie. Pod niewielkim zadaszeniem, w wygodnym, ogromnym fotelu, który kupiła na jakimś pchlim targu, podczas jednej ze swych podróży po Europie. Uwielbiała takie wieczory. Dom na odludziu był dla niej idealny, był właśnie takim miejscem, jakiego potrzebowała, aby pisać. Był niewielki. Na dole salon z jadalnią i kuchnią oraz niewielką łazienką. Na górze były dwie sypialnie i całkiem pokaźnych rozmiarów łazienka oraz niewielki pokoik, który pierwotnie miał pełnić rolę jej pracowni. Jednak nie czuła się tam dobrze. Nie odnalazła w nim tego „czegoś". Był przytulny, zaciszny, urządzony w ciepłych kolorach, pozwalających się odprężyć i w sumie na dobrą sprawę zadowalał ją, jednak było tak jedynie do pewnego momentu.
Któregoś dnia postanowiła wejść na strych, aby uprzątnąć rzeczy poprzednich właścicieli, a gdy tylko znalazła się w tamtym pomieszczeniu, zrozumiała, że wreszcie odnalazła swoje miejsce. Gdy tylko postawiła tam swą nogę, wiedziała, że właśnie tam powstanie wiele historii, które chciała opowiedzieć. Miejsce miało niesamowity klimat, było intymne oraz nastrojowe. Poczuła się tam tak, jakby wreszcie trafiła do domu.
Przez miesiąc pracowała nad remontem pomieszczenia. Chciała zrobić wszystko sama, choć nie obeszło się bez pomocy ekipy remontowej, ponieważ było to jedyne pomieszczenie w całym domu, które musiało być "idealne". Miało być sercem tego domu. Po jednej stronie podniesiono strop, aby mogła urządzić tam coś w rodzaju niewielkiej sypialni, która oddzielono jedynie ścianką z luksfer w kawowym, matowym odcieniu. Wstawiła też kilka dodatkowych okien w dachu, aby jeszcze bardziej oświetlić pomieszczenie. Jedno z nich umieściła tuż nad łóżkiem, w ten sposób zanim zasnęła mogła patrzeć w gwiazdy. Przez całe pomieszczenie ciągnęły się zamieszczone tuż pod sufitem, dębowe, masywne krokwie. W przyszłości miała zamiar zbudować jeszcze kominek. Pragnęła mieć jak największy wkład w pracę przy urządzaniu poddasza. Sama malowała, wykładała panele, robiła wszystko, co nie wymagało gruntownej ingerencji ekipy remontowej.
Po miesiącu intensywnej pracy wniosła wreszcie na górę swoją maszynę do pisania, zabytkowy rekwizyt, który dostała w prezencie od swojego dziadka. Ustawiła ją na niewielkiej komodzie, w widocznym miejscu. Była jej talizmanem, który przynosił jej szczęście. Pomagał stworzyć te wszystkie dzieła, którymi dzieliła się ze swymi czytelnikami.
Usiadła na poplamionym jeszcze farbą krześle i zaczerpnęła głęboko powietrza. Przymknęła oczy relaksując się ciszą, której brakowało jej w ostatnich dniach.
— Teraz jestem w domu — wyszeptała, wzdychając.
* * *
W momencie, gdy usłyszała pierwsze pomruki oznajmiające niechybne nadejście burzy, miała zamiar wejść do domu. Jednak, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk padającego deszczu, powstrzymała się. Wpatrzona w ciemności, siedziała na tarasie i wsłuchiwała się w chaotyczne odgłosy deszczowych kropel, okraszane, co chwila głuchym dźwiękiem przecinającej nocne niebo błyskawicy.
W pewnym momencie poczuła jakieś dziwne szaleństwo. Coś trudnego do sprecyzowania, ogarnęło ją niespodziewanie i skłoniło, aby wyszła z tarasu, wprost w objęcia nocnego opadu. Zadrżała, gdy w jednym momencie, deszcz zagarnął sobie prawo do niej i otuliwszy ją swym chłodnym dotykiem, zmoczył, nie pozostawiając na niej ani skrawka suchego materiału. Szła przed siebie, nie zastanawiając się nawet nad tym, że naraża się na niebezpieczeństwo, gdyż burza przybierała z chwili na chwilę na sile. Szła bezmyślnie przed siebie, wykazując się brawurą i odwagą, a być może zwyczajną nieostrożnością i głupotą. Rozmyślała, o wszystkim i o niczym. Głowę przepełniały chaotyczne myśli, których nie mogła jasno poukładać, aby zrozumieć samą siebie.
Gdy wróciła do domu, cała ociekająca deszczem oraz przepełniona emocjami, poszła na strych i włączyła komputer. Otworzyła jeden z folderów, do którego nie zaglądała zbyt często.
— „..miłość" — przeczytała tytuł. Otworzyła plik i wczytawszy się w niego, uśmiechnęła się lekko.
— Teraz — wyszeptała cicho. — Teraz nadszedł już czas...
Decyzja właśnie zapadła. Decyzja, która miała w przyszłości postawić cały jej świat na głowie.
***
Od tamtego momentu każdego możliwą chwilę, spędzała przy tej właśnie powieści. Wstrzymała się ze wszystkimi nowymi projektami, zaprzestała pisać fabułę, którą praktycznie już ukończyła i na którą czekało jedno z wydawnictw, z którymi współpracowała. Jednak wszystko inne odłożyła na czas nieokreślony. Teraz najważniejsza była historia, która powstała, jako pierwsza. W tym momencie, upublicznić chciała jedynie tę opowieść.
Od jakiegoś czasu tekst był praktycznie gotowy do wydania, jednak męczyła ją ta cholerna okładka. W tym wypadku chciała, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pragnęła, aby to właśnie dzieło było dopieszczone, niczym nieoszlifowany diament, przechowywany przez lata, nad którym ktoś mozolnie pracował, chcąc nadać mu kształt idealny. Włożyła w końcowy efekt całe swe serce. Teraz potrzebowała jedynie obrazu, który odzwierciedliłby jej pracę. Potrzebowała oczu, oczu mężczyzny, które wyraziłyby to, co chciała przekazać swymi słowami.
Notorycznie przeszukiwała banki zdjęć, przeglądała prace fotografów. Czasami wychodziła nawet z domu w poszukiwaniu tego jedynego w swoim rodzaju spojrzenia, które sprawi, że poczuje to samo, co w chwili, gdy postawiła pierwsze kroki na strychu.
Bywały dni, gdy traciła nadzieję, chwile, kiedy zaczynała w to wszystko wątpić. Myślała wtedy, że zachowuje się niczym wariatka, która sama nie wie, czego chce. Oczy tajemniczego mężczyzny. Człowieka, jakiego wymyśliła, postaci, jaką stworzyła... Tego szukała i zdawała sobie sprawę, że zachowuję się niedorzecznie. Czy tak postępują artyści? Prowadzą walkę z wiatrakami dla osiągnięcia czegoś, o czym nawet nie mają pojęcia, że istnieje? Była pisarką, tworzyła coś z niczego. Czego w takim razie szukała teraz? Czy miała nadzieję, że po poszukiwaniach w Internecie, ujrzy wreszcie to spojrzenie, którego szukała? Jeżeli nie miała takiej nadziei, to pomyliła się, gdyż którejś nocy Google znalazło to, czego szukała. Między wieloma fotografiami, spojrzały na nią oczy, których szukała. Z ekranu monitora patrzył na nią tajemniczy mężczyzna, wzrokiem, który sprawił, że poczuła, iż wreszcie odnalazła to, czego tak długo szukała. Oczy spoglądały pięknym, brązowym odcieniem, mówiły wiele, a jednocześnie milczały, nie mówiąc niczego.
I teraz wszystko wydawało się być już proste. Musiała tylko odnaleźć człowieka, który był autorem zdjęcia, kupić prawa autorskie do fotografii i oczy mężczyzny trafią na okładkę jej nowej powieści. Jednak nie była to taka prosta sprawa, ponieważ w niedługim czasie zorientowała się, że to zdjęcie, jest zdjęciem prywatnym, a jego autorem nie jest żaden znany fotograf. Co mogła zrobić w tej sytuacji? Zaryzykować i wykorzystać fotografię, nie mając do niej praw autorskich, albo odpuścić i wybrać jakieś inne zdjęcie. Było też trzecie wyjście. Mogła odnaleźć tego mężczyznę i poprosić o wykorzystanie fotografii. Nie mając żadnych śladów, zdała sobie sprawę, że może to być szukanie igły w stogu siana. Jednak te właśnie rozwiązanie wybrała. Postanowiła odnaleźć człowieka, którego oczy oczarowały ją, sprawiły, że poczuła, jakby wreszcie coś odnalazła.
Nie miała pojęcia, od czego zacząć, nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Czy powinna umieścić gdzieś jego zdjęcie z informacją, że go poszukuje? Ale gdzie? Na facebooku, albo jakimś inny portalu społecznościowym? To wszystko wydawało się być niedorzeczne. Wpatrując się wciąż w zdjęcie tajemniczego mężczyzny, doszukiwała się jakiegoś podobieństwa między nim, a jakąś osobą publiczną. Czy był to jakiś aktor? Równie dobrze mógł być to znany polityk, albo zwykły hydraulik, którego fotografia zaplątała się gdzieś w sieci, a ona wyłowiła ją po długich poszukiwaniach. Nic o nim nie wiedziała, kompletnie nic. Przeglądała bezmyślnie liczne strony, zdając sobie sprawę, że jedynie cud dałby jej odpowiedź.
Któregoś wieczoru, siedziała zmęczona przy komputerze, gdy zadzwonił telefon. Gdy zerknęła na wyświetlacz, uśmiechnęła się szeroko.
— Witaj kochanie — usłyszała przyjemny głos Ian'a i westchnęła, wstając od biurka.
— Miło, że wreszcie zadzwoniłeś — powiedziała i zeszła na dół, po czym wyszła na taras, zabrawszy uprzednio butelkę z piwem.
— Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że za mną tęskniłaś — mówiąc to, roześmiał się wesoło.
— To uwierz. Szczerze mówiąc, to już nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie do mnie przyjedziesz — wyznała i odetchnęła chłodnym, nocnym powietrzem.
Był kwiecień, wiosna powolnymi krokami skradała się w stronę lata, jej ulubionej pory roku.
— Za tydzień się zobaczymy, jestem przekonany, że jeszcze będziesz miała mnie dość — zagroził, a ona parsknęła śmiechem.
— Pozwól, że sama to ocenię. I w razie czego to sam wiesz, zawsze będę mogła wyrzucić cię z domu — powiedziała i usłyszała, jak się śmieje. — I zaręczam ci, że stanie się tak, jeżeli przywleczesz ze sobą swojego chłopaka — dodała.
Znała Ian'a od lat, przyjaźnili się od zawsze. Był dla niej więcej niż przyjacielem. Wiedział o wszystkich jej porażkach i sukcesach. Dzieliła się z nim każdym swym sekretem. Gdy cierpiała, on zawsze potrafił ją pocieszyć, wesprzeć. Również ona była dla niego wsparciem w każdej sytuacji, w której jej potrzebował. Jako jedyna rozumiała go we wszystkim, pomagała mu, gdy tego potrzebował. W chwili, gdy odwrócili się od niego wszyscy przyjaciele i rodzina, kiedy powiedział im, że jest gejem, jedynie ona z nim była. Stała za nim murem w każdej chwili, w której znosił ciągłe upokorzenia ze strony licznych homofobów, których niestety w społeczeństwie nie brakowało. Jednak Ian był ambitny, przebojem zdobył szczyty, mając ją przy sobie. Zwykł mawiać, że była dla niego niczym czterolistna koniczyna, przynosiła mu szczęście. Gdy wchodził coraz wyżej, wszyscy ci, którzy odwrócili się od niego, ponownie zaczęli się przy nim gromadzić, aby ogrzać się, choć na chwilę w jego blasku. Ale on wiedział, że jedynym przyjacielem była tylko ona. W szczęściu i nieszczęściu, zawsze była z nim tylko jego Elle.
Napisał scenariusz, który okazał się strzałem w dziesiątkę i to był początek. Również później odnosił jakieś sukcesy w tej dziedzinie, ale tak naprawdę chciał czegoś zupełnie innego. Po dwóch latach zainwestował i sprawdził się, jako reżyser. Film, który wyreżyserował, obsypany został wieloma nagrodami, a jego okrzyknięto jednym z najzdolniejszych reżyserów amerykańskich. Ale na tym się nie skończyło. Następny film również przyniósł spektakularny sukces. Za trzeci otrzymał Oskara. Miał teraz dwadzieścia dziewięć lat, a na koncie ogromne sukcesy i wiele nagród. Wokoło niego pełno było tak zwanych przyjaciół. Jednak on wiedział, że jedynym, prawdziwym przyjacielem, była jego czterolistna koniczynka. Dziewczyna, która zawsze z nim była, we wszystkim go wspierała. Była obok, gdy płakał i gdy się śmiał. Po prostu była.
— Jeżeli masz na myśli Sebastiana, to muszę cię rozczarować — powiedział. — Już się rozstaliśmy. Postanowił poszukać szczęścia gdzie indziej, kiedy tylko dowiedział się, że nie obsadziłem go w moim nowym filmie.
— Ian, tak mi przykro — szepnęła smutno, ale on wiedział, że w głębi duszy ucieszyła się.
Od początku nie lubiła tego chłopaka i to właśnie ze względu na nią, postanowił go sprawdzić. Jak się okazało, miała rację, a Sebastian okazał się zwykłym dupkiem, który związał się z nim jedynie dlatego, że chciał zagrać w jego filmie. To nie było nic nowego, takie rzeczy często mu się przytrafiały, jednak za każdym razem czuł się podle.
— Kochanie, nie powinno być ci przykro — powiedział wesoło. — Mnie nie jest. Wręcz przeciwnie — skłamał. — Był kiepskim aktorem, jednak prędzej czy później, musiałbym dać mu szansę, a to mogłoby położyć całą produkcję.
— Ian, już nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie przyjedziesz. — Chciała jak najszybciej zmienić temat. Czuła, że pomimo swych zapewnień Ian nie zniósł tego rozstania zbyt dobrze. — Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. Nie widzieliśmy się już prawie pół roku. — Westchnęła i zaczęła kopać nogą w doniczki poustawiane przy barierce tarasu.
— Gdybyś przywlokła swoje dupsko do Los Angeles, to zobaczylibyśmy się dużo wcześniej — powiedział z lekką pretensją.
— I dałbyś mi rolę w swoim filmie? — zapytała, a on parsknął śmiechem. — Nie mogę przecież pojechać w ciemno — dodała.
— Jeżeli będę kręcił jakiś horror, to na pewno coś dla ciebie znajdę — powiedział, a ona westchnęła.
Tęskniła za nim i z całego serca chciałaby widywać go częściej, ale prawda była taka, że najlepiej czuła się w swoim towarzystwie, na swoim odludziu. Niewielki dom, jezioro, las, sad za domem i maleńki ogródek. Jedynie tego potrzebowała.
— Hollywood to nie moje klimaty — szepnęła.
— Wiem kochanie, wiem. I też cieszę się, że już niedługo się zobaczymy, koniczynko — powiedział, a ona sapnęła. Niezbyt lubiła, jak tak się do niej zwracał. — Niestety mogę zostać jedynie tydzień.
— Nie — zaprotestowała gwałtownie. — Obiecałeś, że..
— Niedługo zaczynamy zdjęcia do nowego filmu, i tak przesunąłem wszystko o kilka dni — powiedział, a ona westchnęła.
Zdawała sobie sprawę, że, pomimo, iż jest pochłonięty pracą, to i tak zawsze o niej pamiętał. Często ją odwiedzał i dzwonił prawie codziennie. Czasem było jej głupio, że ona nie odwdzięcza mu się tym samym.
— Rozumiem — powiedziała smutno.
— Powiedz mi lepiej, co u ciebie. Dostarczyłaś już rękopis do wydawnictwa? — zapytał, a ona napiła się piwa. Właśnie sprowadził ją na ziemię.
— Nie — odpowiedziała krótko.
— Po tonie twojego głosu wnioskuję, że coś jest nie tak. Teraz nie wymiguj się i powiedz mi, o co chodzi. Wiesz, że nie odpuszczę — zapewnił.
— Och Ian, dlaczego ty zawsze myślisz, że coś jest..
— Mów — przerwał jej, a ona westchnęła wiedząc, że na nic się zda wymigiwanie, ponieważ i tak to z niej wydusi.
W sumie to niedługo już przyjedzie, więc równie dobrze mogła powiedzieć mu to teraz.
— Szukam kogoś — mruknęła.
— A dokładnie, kogo? — zapytał z zainteresowaniem.
— Powieść jest gotowa, mam problem z okładką. Nic wielkiego — skłamała, starając się wypaść wiarygodnie.
— Szukasz grafika? Mogę ci pomóc, wiesz, że znam..
— Nie, nie szukam żadnego grafika. Sama zajmę się grafiką — zdenerwowała się. — Szukam po prostu mężczyzny — stwierdziła, a później dodała: — Na okładkę. Mężczyzny na okładkę.
– Jaki widzisz w tym problem? Chcesz konkretnego fotografa, a może modela? Mogę skontaktować cię z...
— Znalazłam — ponownie mu przerwała. — Znalazłam to zdjęcie. Mam je.
— Słuchaj, powiedz mi wreszcie, o co chodzi, bo jak na razie, to nie widzę żadnego problemu. Masz zdjęcie faceta, a sama możesz zająć się grafiką, więc wystarczy...
— Nie wiem, kto to jest — powiedziała i usłyszała westchnięcie. — Znalazłam te zdjęcie w Internecie, ale okazało się, że jest to zdjęcie prywatne. Więc teoretycznie nie mam niczego, jedynie fotografię faceta, który może być gdziekolwiek na całej kuli ziemskiej. Nie wiem jak go znaleźć — zakończyła smutno.
— Mówiłem ci kiedyś, że zawsze wybierasz najtrudniejsze ścieżki? – wymamrotał, a ona przytaknęła. — To dodam, że ta, którą teraz poszłaś, jest praktycznie nie do przebycia.
– Ian, nie wiem, co zrobić – powiedziała z żalem.
— To musi być koniecznie ten facet? — zapytał wzdychając, ale wiedział, że pytanie nie było konieczne, ponieważ ona nigdy nie zmieniała zasad.
— Ten, albo żaden — oświadczyła, a on roześmiał się. — Ale nie mam pojęcia jak go odszukać — dodała.
— Powiedz jak znalazłaś te zdjęcie — usłyszała.
— No normalnie, a jak miałam znaleźć. Wpisałam w wyszukiwarkę model male i wyskoczyły przeróżne zdjęcia. Oglądałam i oglądałam i właziłam na te strony, przechodziłam do innych, znowu wyrzucało mi grafiki i znowu oglądałam i byłam już prawie na samym końcu jakiejś listy i wtedy go zobaczyłam — wyrecytowała, wzdychając, a on uśmiechnął się pod nosem.
— I?
— I zapisałam to zdjęcie, a co niby miałam zrobić? Patrzeć sobie na niego na monitorze? O co ci właściwie chodzi, Ian? — zapytała poirytowana.
— Z jakiej strony je pobrałaś? — dociekał rzeczowo, a ona zmarszczyła czoło.
— W sumie to nawet nie wiem. Po prostu je zapisałam, bo przecież tylko zdjęcie jest ważne, tak? Strona nie jest... cholera! — zaklęła. — Ale ze mnie idiotka.
— Spokojnie, damy radę. Otwórz po prostu historię i wyszukaj tę stronę. Kiedy mniej więcej znalazłaś te zdjęcie? Ile minęło dni? — drążył.
— Kilka tygodni, może miesiąc — mruknęła ponuro, wspominając całogodzinne poszukiwania i miliardy stron, jakie odwiedziła. — W sumie to może nawet więcej niż miesiąc — dokończyła i usłyszała przeciągłe westchnienie Ian'a.
— W takim razie nawet nie zawracaj sobie głowy historią. Próbowałaś wyszukiwać obrazem? — zapytał.
— Tak. Ale bezowocnie — stwierdziła.
— Na zdjęciu jest cała postać?
— Nie. Tylko głowa i ramiona.
— Pewnie jest przycięte — powiedział cicho i zastanawiał się przez chwilę. — A nazwa pliku? — zapytał niepewnie.
Przez moment panowało milczenie.
— Ian! Jesteś geniuszem! Dlaczego ja od razu o tym nie pomyślałam — wykrzyknęła.
— Nie ekscytuj się tak. To może na nic się przydać — szepnął, chcąc ostudzić jej entuzjazm. — Pic 1, foto 3, albo jakiś długi numer, na nic ci się nie zdadzą. Jedynie, gdy będziesz miała jakieś szczegóły. Jak nazywa się plik? — zapytał, a ona odstawiła butelkę z niedopitym piwem i weszła do domu.
— Nie wiem — odparła, wchodząc do domu.
— Cała ty — oznajmił ze śmiechem.
— Ian, muszę już kończyć — powiedziała, wbiegając po schodach. — Zadzwonię jutro — dodała i nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się, po czym jak oszalała pobiegła w stronę biurka.
Usiadła przy komputerze i otworzyła zdjęcie, przez chwilę spoglądała na nie z nic niemówiącą miną. Właśnie zorientowała się, że dostała poszlakę, która jednak niewiele jej mówiła. Zdjęcie podpisane było imieniem chłopaka. Ponownie mogła szukać igły w stogu siana, teraz jednak wiedziała, jak ma na imię.
— Gianluca... — szepnęła, wpatrując się w te cholernie pożądane teraz przez nią oczy.
_____________________________________________
It's the moment of lie and the moment to truth
The moment to live and the moment to die
The moment to fight, the moment to fight,
To fight, to fight, to fight...
From the first to the last...
To the Edge of the Earth...
Thirty Seconds To Mars — "This Is War"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro