Rozdział 10 - Nadal
Uwielbiał podwyższać sobie adrenalinę. Każdy wyścig był dla niego niesamowitym przeżyciem. Za każdym razem miał wrażenie jakby na ten jeden moment wychodził ze skóry, wyprzedzał swe ciało. Nie było niczego lepszego, żadne inne doznanie nigdy nie satysfakcjonowało go bardziej. Nawet najbardziej szalony seks z Ingą nie był w stanie przebić tego uczucia, które wyzwalało go i zabierało w jakieś inne światy.
Jeśli jednak myślał, że znał już każdy rodzaj adrenaliny, że już nic nie byłoby w stanie go zaskoczyć, to pomylił się. I przekonał się o tym już w momencie, gdy wsiadł do ogniście czerwonego dodga chargera, razem z jego właścicielką.
— Nie musisz zapinać pasów jak nie chcesz — powiedziała z uśmiechem i wrzuciła wsteczny, gwałtownie ruszając. — Ale możesz — dodała.
Wpatrywał się w lusterko wsteczne z przerażeniem, gdy odległość miedzy ich autem, a ciężarówką stojącą z tyłu, gwałtownie malała. W chwili, kiedy otworzył usta, aby ją powstrzymać, ona nagle stanęła. Jakiś centymetr od samochodu. Zerknął na nią i zobaczył, że przypatruje mu się z zainteresowaniem, teraz dotarło do niego, że cały czas na niego patrzyła. Po karku przebiegły mu dreszcze.
— Może lepiej zapnij — usłyszał i zobaczył jak zakręca zwinnie i przejeżdża między zaparkowanymi samochodami, wprawnie lawirując autem.
— Co mam zapiąć? — zapytał.
— Pasy — wyszepnęła.
— Aż taka dobra nie jesteś — powiedział, a ona spojrzała na niego zupełnie nie takich słów się spodziewając.
Na chwilę straciła panowanie nad kierownicą, dzięki czemu przejechała lusterkiem po karoserii jakiegoś zaparkowanego obok subaru.
— Mam wszystko pod kontrolą — powiedziała pospiesznie, po czym gwałtownie odbiła, co spowodowało, że wjechała w bok zaparkowanego po drugiej stronie mini vana.
— Właśnie widzę — powiedział, wpatrując się w zarysowany bok subaru i lekkie wgniecenie drugiego auta.
— Prawie niczego nie widać — powiedziała niepewnie i rozejrzała się w około.
— Spokojnie, nikt niczego nie zauważył — powiedział, a w tym samym momencie usłyszeli jakieś krzyki, co mogło świadczyć jedynie o tym, iż drobna kolizja została jednak zauważona. — Zatrzymaj się, załatwię to — zaproponował.
— Nie mam na to czasu — usłyszał i ujrzał jak wciska gaz.
Chciał ją powstrzymać, ale widząc zdecydowanie na twarzy dziewczyny i obserwując jak zręcznie wymija zaparkowane wozy, stwierdził, że protesty prawdopodobnie na nic by się teraz nie zdały.
Prawie przez całą drogę nic się nie odzywali. Ta sytuacja zakrawała na jakąś parodię, a on miał świadomość, że zachował się jak skończony kretyn. Gdy teraz o tym myślał, miał ochotę wszystko cofnąć. Zaproponował dziewczynie, która pisała do niego szalone maile, aby zabrała go do siebie i zakochała się w nim. Nie pomyślał nawet nad tym, jaka jest i jak wygląda. Bo przecież mogła być szkaradna i ułomna. Przekaz wiadomości oraz to co w nich było, odzwierciedlał jej duszę, ale nie wygląd, który jest istotny, choć praktycznie każdy udaje, że się nie liczy. Jednakże gdyby siedział teraz obok pryszczatej czterdziestolatki z nadwagą i zepsutymi zębami, nie byłoby mu do śmiechu, szczególnie mając w pamięci samo to, czego ona chciała od niego.
W tym momencie uświadomił sobie, że nawet nie wie gdzie tak naprawdę go wywozi. Jej maile były takie zwariowane, przecież ona mogła być chora psychicznie. Która dziewczyna o zdrowych zmysłach wypisuje do obcego mężczyzny i proponuje seks? A on się oczywiście zgodził, niczym zwykła dziwka. Jedynie za lokum. A, no i jeszcze za uczucie, jakim miała go obdarzyć. Popatrzył na nią i uśmiechnął się pod nosem. Nie wyglądała na wariatkę. Wręcz przeciwnie. Pierwszy kontakt sprawił, że pomyślał o niej, że jest strasznie chaotyczna i jakaś uroczo nierozgarnięta, spontaniczna. Jednak, gdy prowadziła auto, wydawała się być rzeczowa i zdecydowana, jakby zajmowała się tym zawodowo. Widział, że doskonale radzi sobie za kółkiem i jeździ intuicyjnie. W sumie to kilka razy mu nawet o tym wspominała w swych mailach. Gdyby na to spojrzeć z tej strony, można było stwierdzić, że bardzo dobrze ją znał. Zwierzała mu się z wielu intymnych spraw. Czytając jej maile miał wrażenie, jakby obcował z nią, na co dzień, była mu bliska. Teraz jednak siedział obok niej, miał ją dosłownie na wyciągnięcie dłoni, ale nie czuł tej intymności, która wytworzyła się między nimi w wirtualnej przestrzeni.
— Za moment będziemy na miejscu — usłyszał i zobaczył, że zjeżdża w polną drogę, w stronę lasu.
— Dość daleko od miasta — powiedział.
— Totalne odludzie — stwierdziła z uśmiechem. — Musiałam się wyrwać od tego wszystkiego i odpocząć w spokoju, trochę się to przeciągnęło, jednak przyzwyczaiłam się do ciszy i braku konieczności ciągłego pośpiechu, biegania za czymś i... — Spojrzała na niego, przyglądał jej się uważnie. — Jeżeli chcesz to mam jeszcze mieszkanie w mieście. Możemy się tam zatrzymać — zaproponowała.
— Im dalej od cywilizacji tym lepiej. Szczerze mówiąc to też mam ochotę oderwać się od rzeczywistości i trochę wyciszyć. W sumie ostatnio moje życie było jednym wielkim wyciszeniem, ale twoje totalne odludzie będzie chyba czymś zupełnie innym — powiedział.
— Rozumiem — szepnęła, a on zerknął na nią uważniej. Co takiego ona mogła rozumieć? — Ian też często do mnie ucieka, gdy nie wytrzymuje ciśnienia, tak o tym mówi. Wiesz, taki szum wokół jednej osoby, może wykończyć.
— Skąd ty to możesz wiedzieć? — zapytał spoglądając na nią z lekkim uśmiechem, a ona roześmiała się.
— Dzięki bogu nic. Gdy wydałam pierwszą książkę zrobiło się wokół mnie zamieszanie. Właściwie to przez Ian'a. On myślał, że mi pomaga, był pewien, że tego potrzebuję, a w tamtym momencie sama tego nie wiedziałam. To był okres w moim życiu, gdy niczego nie byłam pewna. Napisałam książkę, wydałam ją. A Ian postarał się, aby każdy o niej usłyszał. Wyjazdy, spotkania, promocje. Zaproponowano mi, abym napisała scenariusz, Ian chciał nakręcić film. Wiesz, nie jestem z tych, co lubią się chwalić, ale gdyby spojrzeć na to obiektywnie, to jest to dobra książka i...
— „..miłość"? — zapytał, a ona spojrzała na niego zaskoczona.
— Tak. Czytałeś? — zapytała, a on uśmiechnął się.
— Czytałem — odpowiedział. — I masz rację, to dobra książka. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałem, właściwie to jedyna — wyznał rozbrajająco.
— Dziękuję — wyszeptała cicho. Była zaskoczona.
— Dlaczego nie napisałaś scenariusza? — zapytał w którymś momencie.
— A kto powiedział, że nie napisałam? — odparła, rzucając mu pospieszne spojrzenie.
— Taki film raczej nie przeszedłby bez echa, a ja na pewno bym go nie przeoczył — oznajmił pewnym głosem. — Bywałem na wielu premierach, zanim... — zawiesił głos. Co miał powiedzieć? Zanim co? Zanim stał się bezużytecznym kaleką, który nie jest nikomu do niczego potrzebny.
— Napisałam scenariusz, ale nikt o tym nie wie — powiedziała pospiesznie, gdy zorientowała się, że coś jest nie tak, po czym zastanowiła się nad czymś i zmarszczyła czoło. — Właściwie to teraz ty wiesz. Sama nie wiem, dlaczego ci o tym mówię. Postanowiła, że nigdy nikt się o tym nie dowie — szepnęła, trochę sama do siebie. Chyba jednak za dużo gadam — pomyślała.
— Ale dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? — zdziwił się, doskonale zdając sobie sprawę, że odpowiednie wyreżyserowanie tej historii, byłoby ogromnym sukcesem.
— To nie moja bajka — usłyszał. — Widzę, co dzieje się w życiu Iana i nic, absolutnie nic, nie byłoby w stanie sprawić, abym wpakowała się w takie życie. Cenię sobie samotność i prywatność, nie umiałabym się odnaleźć w takim świecie. Miałam tego przedsmak i nie spodobało mi się. A był to jedynie przedsionek tego, co dzieje się wokół Ian'a.
— Kim jest Ian? Z tego, co pisałaś w mailach wynikało, że go znam, ale szczerze mówiąc niezbyt wiem, o kim mowa, a chętnie się tego dowiem — oznajmił, zaciekawiony.
— Poznaliście się na jakimś palmowym festiwalu — odparła, obojętnie wzruszając ramionami, a on zmarszczył czoło.
— Palmowy festiwal? Masz na myśli jakiś festyn? — zapytał, coraz bardziej zaintrygowany. Jeżeli faktycznie znał tego człowieka, może mógłby mu coś powiedzieć na jej temat.
— Nie, to duża impreza. Chyba w Cannes. On zawsze chce mnie ze sobą tam zabrać, ale jakoś tak nie za bardzo pociągają mnie tego typu spędy. Festiwal Coachella to prędzej, tam można się przynajmniej pobrudzić i nikt nie świeci fleszami po oczach, rozumiesz o co mi chodzi, prawda? — zapytała i zerknąwszy na niego stwierdziła, że niekoniecznie. Wydawał się być lekko zszokowany, no ale w sumie wszystko było kwestią gustu, a on mógł woleć czerwony dywan zamiast błota i trawy. Jak każdy normalny rozsądny człowiek — pomyślała.
— Festiwal w Cannes? — zapytał zaskoczony. — Chodzi ci o Złotą Palmę?
— No przecież cały czas o tym mówię. Ian dostał kilka nominacji, ale tylko raz zgarnął główną nagrodę. Dwa lata temu, za „Podziemny świat". Moim zdaniem jedna z jego gorszych produkcji. O wiele bardziej podobał mi się jego debiut, "Dwa oblicza", a w tamtym roku nakręcił...
— Ian? Ian Woodland? — zapytał niedowierzająco, wspominając jakieś after party, na którym istotnie poznał tego mężczyznę.
— No tak, przecież ci pisałam, nawet kilka razy — powiedziała z nutką pretensji.
— Pisałaś o Ian'ie — reżyserze. Nie napisałaś, że to „ten" Ian — powiedział i głośno się roześmiał. Doskonale pamiętał tamten wieczór i rozmowę z Ian'em. Odnosił wtedy wrażenie, że mężczyzna flirtuje z nim, teraz wszystko układało się w jedność. Pamiętał również starania Ingi o rolę w jego filmie. Jej próby uwodzenia go spełzły na niczym. Nie miał pojęcia, a właściwie nie był tego pewien, że był gejem. Hollywood i cały ten światek jest zjawiskiem niecodziennym. Kłamstwa są tam na porządku dziennym, a „gejem" jest prawie każdy. Im więcej ktoś może, tym więcej chce. Przespać się z osobą tej samej płci jest w zasadzie niczym więcej, niż spróbowaniem czegoś nowego.
W pewnym sensie rozumiał niechęć Hell do show biznesu. Czuł to samo, jednak kochał sport i rywalizację, a niestety z tym nie mógł się nigdzie zaszyć. Ona miała ten komfort, aby schować się w domku na odludziu i robić to, co kochała. Pisać. W tym momencie on nie miał już żadnego wyboru. Był bezużytecznym bublem, tak jak powiedziała Inga. Do niczego nie był już nikomu potrzebny.
— Wiesz, będziemy mieli trudności z wejściem do domu — usłyszał i zerknął na siedzącą obok dziewczynę, która właśnie wjeżdżała w jakąś aleję, po której obu stronach rosły duże drzewa.
— Niezbyt rozumiem. Zgubiłaś klucze? — zapytał.
— Nie, tylko próbowałam przystosować schody do wózka i w efekcie nieco się wypaczyły. Chciałam więc wyjąć boczne drzwi do wejścia na ganku, ale nieco się... urwały i niechcący potłukła się szyba — wyrecytowała, sprawiając, że w jednej chwili jego nastrój się poprawił.
— Drzwi nieco się urwały, a szyba niechcący potłukła? — zapytał ze śmiechem.
— No właściwie, to zawisły i nie miałam już czasu ich do końca wyłamać, ponieważ siekierę mam w komórce, a klucz został w domu, więc... — Przerwała, gdy parsknął głośnym śmiechem.
— Przepraszam — powiedział po chwili, próbując się powstrzymać. — Może jakoś mógłbym pomóc — dodał ugodowo i niemal od razu tego pożałował. Przecież był bezużyteczny i dziewczyna teraz pewnie mu o tym przypomni.
— Naprawdę? — usłyszał i zobaczył na jej twarzy ulgę. — Dobrze, że nie zdążyłam po nikogo zadzwonić. Sama bym sobie raczej nie poradziła. Co prawda gdy urządzałam dom, zajmowałam się wieloma rzeczami osobiście, jednak do tych schodów i drzwi nie mam jakoś cierpliwości. Może dlatego, że wszystko robiłam na szybko, niczego nie zdążyłam zaplanować. Z drugiej strony moje planowanie nie zawsze wychodzi dobrze — wymamrotała i spojrzała na niego uważniej. — Czy przypadkiem nie gadam za dużo?
— Owszem, dużo. Ale nie za dużo — odparł uśmiechając się do niej, w tym samym momencie wyjechali z alei i podjechali pod dom.
Wpatrywał się zaskoczony w kompletnie zdewastowane schody, z których wystawały wyłamane deski. Gdy spojrzał w bok i zobaczył, w jakim stanie jest cały, oszklony wcześniej ganek, aż wstrzymał oddech.
— Nic ci się nie stało? — zapytał, zdając sobie nagle sprawę z tego, że przy takich zniszczeniach, dziewczyna może być nawet ranna.
— A dlaczego miałoby mi się coś stać? — zapytała zdziwiona, a on westchnął.
— Myślę, że ze schodami mógłbym jakoś sobie poradzić, ale szklarz będzie niestety konieczny — powiedział i spojrzał na nią zdziwiony. — Właściwie dlaczego wszystkie szyby są potłuczone? Myślałem, że była mowa tylko o drzwiach.
— Chciałam wytłuc resztki szyby w drzwiach, ale omsknęła mi się ręka i kamień poleciał trochę dalej — wyjaśniła.
— Wytłuc resztki szkła kamieniem? Okej... ale reszta szyb, dlaczego one również?
— Mogłam się trochę zdenerwować, gdy niechcący nie wcelowałam tam, gdzie trzeba — powiedziała z głupim uśmiechem i potarła palcami tył głowy.
— I dlatego wytłukłaś je wszystkie? — zapytał, a ona spuściła powieki, aby po chwili unieść je i spojrzeć na niego tym samym spojrzeniem, które urzekało go od lat, za każdym razem, gdy tylko spojrzał na okładkę książki.
— To może faktycznie wyglądać trochę niestosownie, ale w zasadzie to przecież nic strasznego się nie stało. Po prostu nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie.
— Czy w środku robiłaś również jakieś „poprawki"? — zapytał, ledwie tłumiąc śmiech, a ona zamrugała powiekami i przygryzła lekko wargę.
— Niewielkie — szepnęła cicho, a on uniósł w górę brew.
— W takim razie może powinniśmy wynająć pokój w hotelu? — zasugerował, a ona roześmiała się.
Miała taki przyjemny śmiech. Czytał ją, oglądał, choć nawet nie zdawał sobie sprawy, że to ona była na okładce książki. Ale rozmawiał z nią po raz pierwszy. Miała tak cholernie przyjemną barwę głosu, że mógłby słuchać jej godzinami. I ten przyjemnie pieszczący ucho śmiech, który sprawiał, że nie można było się nie uśmiechnąć. Obcował z nią niecałą godzinę, a już tak wiele szczegółów go w niej zaintrygowało.
— Obawiasz się czegoś? — zapytała, unosząc w górę brew, pozwalając mu odkryć kolejny drobiazg, który mógł wpisać na listę.
— Nieeee — odparł przeciągając i spojrzał na nią wymownie. — A ty się mnie nie obawiasz? Nie przestraszyłaś się moją propozycją?
— Nie nazwałabym tego przestraszeniem — szepnęła. — Jedynie obawą, że nie będę mogła jej sprostać w stopniu takim, jaki by cię zadowolił — odparła całkiem poważnie. — Albo stopniu, który byłby aż za poważny — zakończyła w myślach, wpatrując się w ciepłą barwę jego oczu, które na żywo wyglądały jeszcze lepiej niż na zdjęciu, którym go odnalazła.
Początkowo, gdy ujrzała maila od niego, była pewna, że to jakaś pomyłka, albo żart Ian'a. Ale gdy zaczęła czytać wiadomość wszystko zaczynało do niej docierać. To była prawda. „Hell, zawalił mi się świat. To, co napiszę, będzie najdziwniejsza rzeczą, o jaką kiedykolwiek, kogokolwiek poprosiłem, ale jesteś jedyną osobą, którą mógłbym o to poprosić..." Czuła się dziwnie, a treść nie była zbyt oczywista. Jaka najdziwniejsza rzecz? Czyżby chciał, aby kogoś dla niego zabiła? Trudno było opisać, co czuła w tamtym momencie, ponieważ wszystko w niej szalało. „Zgodzę się na wszystko, musisz tylko zabrać mnie do siebie i zakochać się we mnie..." W tym momencie pomyślała, że są trzy wyjścia, zgłupiał, żartuje sobie z niej, albo się upił. Jednak cały ten mail był zbyt intymny, serdeczny i logiczny. Ciepło bijące z niego, wykluczało żarty. Przejrzysta treść, po za dziwną sugestią, a właściwie prośbą, świadczyła o tym, że pisał to ktoś o zdrowych zmysłach. „Chcę czuć, że jestem komuś potrzebny, tobie potrzebny... Tylko tego chcę i aż tego chcę..." Na pewno nie był pijany. Pomyślała, że powinna posłać go do diabła, albo najlepiej nic mu nie odpisywać. Przyszło jej w pewnej chwili do głowy, że może nawet zgłosić to na policję, po czym wzięła do ręki telefon i wybrała numer.
— Chciałam zarezerwować lot — powiedziała, zanim jeszcze ktoś zdążył się odezwać. Przez chwilę panowała cisza.
— Dodzwoniła się pani do pizzerii — usłyszała i zmarszczyła czoło. Serce biło jej w jakichś bliżej nieokreślonych rytmach.
— W takim razie proszę mnie przełączyć — palnęła bezmyślnie.
— Żartuje sobie pani ze mnie? — usłyszała i westchnęła bezradnie.
— Nie, raczej nie — powiedziała, zdając sobie sprawę, że nawet jej myśli są w tym momencie zbyt chaotyczne, aby przeprowadzić rozsądną rozmowę. — Sama nie wiem — wyszeptała cicho.
Później wszystko działo się bardzo szybko. Niezbyt dokładnie to pamiętała, ponieważ każdą rzecz robiła chaotycznie. Jakieś porządki, w których nigdy nie była dobra i drobne przemeblowania, które po zerknięciu w Internet wydały jej się konieczne. Wciąż zastanawiała się, dlaczego się w to wpakowała. Gdy wkładała naczynia do zmywarki razem z kuchennymi ścierkami i rękawicą kucharską, zadawała sobie pytanie, co takiego sprawiło, że zgodziła się przyjąć obcego faceta do swego domu. Gdy wbijała bezmyślnie gwoździe, tam gdzie popadnie, rozbijając przy tym całkowicie schody, wielkim młotem, który ledwie utrzymywała w dłoniach, nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. „Chcę czuć, że jestem komuś potrzebny, tobie potrzebny..." Ale przecież to nie mogło być powodem... Owszem, coś w tym było. Fajnie, że chciał czuć, że go potrzebuje. Zawsze była postrzelona, lubiła szaleństwo. Czemu nie tym razem? Właśnie, tylko, że tym razem było inaczej. Ona czuła się inaczej. Miała w sobie wiele niepewności i niepokoju. Niczego nie była już pewna. „Zgodzę się na wszystko, musisz tylko zabrać mnie do siebie i zakochać się we mnie...".
— Zakochać się we mnie — wyszeptała pobladła. Czy to nie był szczyt głupoty?
Te wszystkie noce, które spędziła na poszukiwaniach i wieczór, gdy wreszcie dowiedziała się, kim on jest. Ta chwila, kiedy nagle czas stanął w miejscu na jeden ułamek sekundy, a ona sama dosłownie wstrzymała oddech. Była nim przepełniona, była w tamtej chwili bliska zakochania się w nim. Dokładnie tak. Ale czy tak naprawdę tego chciała? Czy mogła sobie na to pozwolić? Na jakiekolwiek uczucie, niepotrzebne komplikacje. Więc dlaczego się zgodziła, dlaczego dopuściła do tej sytuacji i zabrała go do siebie?
Wciąż o tym myślała. Nie mogła spać, była wściekła, ponieważ tak naprawdę w tym momencie była niczym bezwolna dziewczynka, która nie może podjąć samodzielnie decyzji. A dlaczego? Ponieważ sama się przed tym wzbraniała. Po nieprzespanej nocy zabrała się za przerabianie schodów i skończyło się to wytłuczeniem wszystkich szyb.
Gdy jechała po niego na lotnisko, była pełna wątpliwości i sprzeczności. Z jednej strony chciała zawrócić i zaszyć się gdzieś, udając, że nigdy nie istniała. Z drugiej strony niczego nie pragnęła tak bardzo, jak odebrać go z lotniska. I, choć była na to kompletnie nieprzygotowana, pojechała tam. W łazience zwinęła jakiejś dziewczynie czerwoną szminkę i na kartce napisała jego nazwisko. A później poszła na halę przylotów i uniósłszy ją do góry, zaczęła wypatrywać chłopaka na wózku inwalidzkim. Problem był jeden. Wózek inwalidzki się nie pojawił, a zamiast niego podszedł do niej chłopak, na którego widok jej serce przyspieszyło. Był przystojny jak cholera, ani zdjęcia, ani filmiki nie dały takiego efektu, jaki ujrzała, gdy zobaczyła go osobiście. I chociaż miał wypadek, w którym prawie zginął, był przez jakiś czas sparaliżowany i nawet w tym momencie poruszał się jeszcze o kulach, biła od niego męskość i siła, a gdy stanął przed nią, pomyślała, że całkiem możliwe, iż już przy pierwszym spojrzeniu spełniła swą obietnicę.
— Przepraszam cię — szepnął, wyrywając ją z zamyślenia. — Mój mail był niestosowny i...
— Nie bardziej od moich maili, a było ich nieco więcej — powiedziała pospiesznie, nie chcąc by kontynuował.
— Dwieście siedemnaście — poinformował, sprawiając, że zmarszczyła czoło, zerkając na niego zdezorientowana. — Napisałaś do mnie dwieście siedemnaście maili — uściślił, a ona głośno przełknęła ślinę. — Więc masz rację. było ich więcej — dodał, puszczając do niej oczko, a ona oblała się rumieńcem, uświadamiając sobie, że z jednego niewygodnego tematu, weszła na drugi.
— Ja ci to wszystko wytłumaczę. To nie tak jak mogłoby wyglądać i te rzeczy były w zasadzie... w pewnym stopniu jakąś pomyłką. Nie pisałam tego wszystkiego, to znaczy... pisałam, ale ja nie miałam tego na myśli, chodzi mi o to, że pewne sprawy mogłam ująć nie tak jak chciałam — mamrotała, czując się zapędzoną do kąta. W końcu głośno westchnęła i spojrzała na niego ze zdeterminowaną miną. — To wszystko przez Ian'a! — powiedziała głośno i ujrzała, że się z niej śmieje. — Dlaczego się ze mnie...
— Przepraszam Hell, po prostu to jest urocze i zabawne, sposób w jaki plączesz się w wytłumaczeniach. W mailach było to czarujące i szczerze mówiąc nie sądziłem, że w realu będzie jeszcze bardziej ujmujące — powiedział i dotknął dłonią jej policzka, a jego spojrzenie nagle spoważniało.
— Tak? — wyszeptała głupio.
Gdy patrzył na nią, coś ją nagle zmroziło. Jego oczy były teraz takie łagodne i ciepłe. Nie rób mi tego, błagam nie rób — prosiła w myślach, lecz nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. I działało to w obie strony, on również wpatrywał się w nią, delektując się tym przedziwnym spojrzeniem, które towarzyszyło mu od tamtej nocy, spędzonej w więziennej celi. Gdyby nie te oczy, to nawet nie sięgnąłby po książkę. I nie miał pojęcia gdzie teraz by był. Jednak jej spojrzenie zauroczyło go wtedy i doprowadziło do niej, do tego miejsca w którym teraz byli.
— Nie musisz mi niczego tłumaczyć, wszystko rozumiem — szepnął, a ona zamrugała gwałtownie powiekami.
— Jak to rozumiesz? Co rozumiesz? — zapytała, otwierając szeroko oczy.
— Szczerze mówiąc to nie wiem, dlaczego twoje maile miały taki charakter i dlaczego ja sam napisałem to, co napisałem, ale tak się po prostu stało. Wiem jedno, to zaprowadziło mnie tu, do twojego domu ze zdemolowanymi schodami i wytłuczonymi wszystkimi szybami w ganku. Nie wiem nawet jak jest w środku i być może zrobiłaś tam jeszcze większą demolkę, jednak jednego jestem pewien, jest to jedyne miejsce w którym chcę być — powiedział, a ona przełknęła głośno ślinę. — Jest mi to teraz potrzebne i nie umiem ci tego wytłumaczyć, po prostu...
— Jesteś mi potrzebny — wyszeptała, zdając sobie sprawę, że owszem, tak właśnie jest i najlepsze w tym wszystkim było to, że potrzebowała go równie mocno jak on jej.
Patrzyła na jego twarz i widziała jak pojawił się na niej wyraz ulgi. Był niesamowity i w jakiś przedziwny sposób wywoływał w niej niesamowitą wręcz słabość. To było takie dziwne, że facet taki jak on, przystojny i mogący mieć u stóp cały świat, chciał tak po prostu zaszyć się tu, z nią na tym odludziu. Z portali internetowych dowiedziała się, że jakiś czas temu rozstał się ze swoją dziewczyną. Wiedziała też, że jego kariera jest skończona, więc skąd ten pomysł, aby tu z nią zamieszkać? Może to jej maile tak go zaintrygowały, że chciał sprawdzić czy ma do czynienia z wariatką? Albo po prostu miał ochotę, tak jak ona, odetchnąć i nacieszyć się spokojem.
— To, o co mnie poprosiłaś, to znaczy, co zaproponowałaś, ta „współpraca"... ja...
— Przepraszam, to było trochę nieprofesjonalne — mruknęła niechętnie. W sumie od początku zależało jej na jego zdjęciu jednak w tej sytuacji nie była to już najważniejsza kwestia. — Jeżeli nie chcesz, to nie musimy, bo właściwie nie jest to konieczne, po prostu taki miałam kaprys, ale zawsze mogę zastąpić...
— Nie — przerwał gwałtownie i nakrył swą dłonią jej usta. — Posłuchaj mnie, Hell, będzie tak jak chciałaś, cokolwiek tam sobie wymyśliłaś i zaplanowałaś. Wiem, że to dość... osobliwe, ale ja również nie złożyłem ci zwyczajnej propozycji. Nie wiem, co z tego wyniknie, ale niczego nie przekreślajmy. Chciałaś tego — usłyszała i jęknęła w duchu. Barwa jego głosu sprawiała, że czuła się dziwnie pobudzona. — Nadal tego chcesz? — zapytał, a ona poczuła, że miękną jej kolana. Jego słowa zabrzmiały tak jednoznacznie, że gdyby nawet już nie chciała tej cholernej okładki, to i tak nic nie byłoby w stanie sprawić, aby zaprzeczyła. Jednak nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa, więc po prostu przytaknęła ruchem głowy, nie odrywając spojrzenia od jego oczu, w których pojawiła się ulga. — Więc niech tak będzie — szepnął.
Coś w niej było. Dziewczyna sprawiała, że czuł się dziwnie podekscytowany. Gdy stała obok, nie potrafił się na niczym skupić i pojawiało się wiele szczątkowych elementów, które rozpraszały go, jednak każdy z tych szczegółów dotyczył jej, sprawiając, że wszystko wokoło przestawało się liczyć. Odciągała jego uwagę od wszystkiego i jedyne, czym chciał się zajmować, to była właśnie ona. Nie była powalającą pięknością, która szablonowo rzuca na kolanach zachwyconych nią mężczyzn, ona była po prostu niecodzienna i w jakiś niewytłumaczalny sposób miał wrażenie, że jest osobą, do której mógł się dopasować, nie było między nimi żadnej niezręczności, chociaż zaproponowała mu seks w zamian za to, że zakocha się w nim, a mimo to, zachowywali się jakby byli po prostu przyjaciółmi. Miał ciągle wrażenie, że doskonale go zna, jednak czy właśnie tak nie było? Była mu bliższa niż on jej, ponieważ nieświadomie zapoznała go ze sobą w codzienności, pisząc do niego maile, których miał nigdy nie przeczytać. Miała w sobie jakiś ogień, który sprawiał, że w jej obecności każda piękność traciła swój blask. Była słodko nieporadna i urocza w tym, co mówiła, ale gdy spoglądał w jej oczy, zdawał sobie sprawę, że jest w niej ogromna siła oraz coś niesamowicie spontanicznego. Widział ją czarującą i spokojną, lecz gdy zaglądał w głębię jej oczu, odnajdywał tam żywioł, który trzymała na uwięzi. Żywioł, którego jeszcze nie dane było mu poznać.
— Więc po prostu może... może wejdźmy do środka na początek — zaproponowała cicho, a on uśmiechnął się.
— Jedźmy do hotelu, rano szklarz wstawi szyby i nie będziemy mieli problemu, aby wejść do środka nie narażając się na dodatkowe uszkodzenia — powiedział i założył jej za ucho kosmyk włosów, który niesfornie wymknął jej się z tej chaotycznej plątaniny, w jaką upięła włosy. Miał ochotę wyjąć z jej kasztanowych pukli czerwoną klamrę, aby zobaczyć, jakiej były długości. Ledwie się przed tym powstrzymał.
— Nie będzie takiej konieczności — powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. — Jest wiele możliwości, możemy przecież całkowicie wyważyć drzwi.
— Nie róbmy tego — powiedział, przyglądając się jej z nieukrywaną ciekawością. — Ewentualnie jutro, dziś...
— Mogę wejść przez okno, albo...
— A masz jakieś inne opcje? — zapytał.
— Drzwi od tarasu — powiedziała z łobuzerskim uśmiechem. — One też są przeszklone — dodała i schyliła się po kamień, a on praskał śmiechem.
— To całkiem interesujące, ale czy masz może jeszcze jakieś inne propozycje — szepnął. — Jesteś całkiem kreatywna.
— Wybieraj. To? — powiedziała podając mu kamień. — Albo to? — dodała, a w jej drugiej dłoni pojawiły się klucze.
— Nie korć mnie — usłyszała i poczuła jak kładzie dłoń na kamieniu. — Od czego są klucze? — zapytał po chwili.
— Tylne wyjście — powiedziała krótko i zostawiając mu kamień w dłoni, dodała: — To zostawimy na jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro