9 dzień
9.12.1409 r.
Konopny powróz wpijał się w nadgarstki, na których zrobiły się bolesne obtarcia. Zielarz zamknął na noc sklep. W nim zostawił mnie – skrępowaną, zakneblowaną, leżącą w kącie pracowni. Początkowo próbowałam się uwolnić, lecz tylko niepotrzebnie się zmęczyłam. Spędziłam więc długie godziny na porządkowaniu w myślach pozyskanych dotąd informacji.
Niezaprzeczalnie hrabina była podróżniczką w czasoprzestrzeni, taką jak ja. Nie, wróć: w przeciwieństwie do mnie świadomie cofnęła się w przeszłość. Wczoraj przywłaszczyła sobie mój zegarek. W jaki sposób chciała go wykorzystać? Po co III Rzeszy ten dziwny przedmiot? A przede wszystkim: co się stało z jej własnym łapaczem wieków? Nurtujące pytania przyprawiały mnie o zawrót głowy.
Z drugiego pokoju dobiegł niespodziewany rumor. Wstrzymałam oddech. Czyżby wrócił zielarz? Adalgunda kazała mu mnie zabić?
Kotara gwałtownie się poruszyła buchając kurzem. Zza niej wysunęły się grzywy – płowa Dziwigora i kędzierzawa, czarna Maćka. Rycerz dojrzał moją postać. Pospieszył zaraz na pomoc.
– Jak mnie znaleźliście? – zapytałam po wypluciu knebla.
– Maćko śledził waćpannę. Kiedy zrozumiał, żeś uwięziona, pobiegł mię o tym zawiadomić. Chryste, przez pannę nawet w spokoju do zdrowia dochodzić nie można!
Sprawnym ruchem przeciął sznur przy kostkach.
– Zabrała panna z sakwy amulet.
– Co za odkrycie, Einsteinie! – wybuchłam. Wszyscy czepili się tego medalionu! Oszaleć można!
– Nie słyszałem o Einsteinie. Nie wiem, co mię z nim łączy – odpowiedział wojownik poważnym głosem robiąc zdezorientowaną minę. Westchnęłam.
– Gdzie amulet?
– To nie amulet!!! U tej wariatki, hrabiny von Bärin.
– Wyjdźmy stąd, zanim przyjdzie zielarz – przerwał nam podenerwowany giermek. Na jego propozycję skwapliwie przystaliśmy.
(250 słów – wraz z datą)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro